Autorem artykułu jest Łukasz Chmielewski, o którym więcej przeczytacie tutaj.
Alan Grant to szkocki scenarzysta, który w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych kształtował postać Mrocznego Rycerza. Często pod otoczką komiksu superbohaterskiego przemycał swoje spostrzeżenia dotyczące aktualnych problemów społecznych, polityki, kultury etc. prezentując czytelnikom coś więcej niż schematyczne opowieści o zamaskowanych obrońcach prawa. W historii postaci to jeden z najbardziej zasłużonych nowoczesnych twórców obok Franka Millera, Alana Moore’a, Jima Starlina i Grega Rucki.
SZKOCKIE KONEKSJE
Batman (o Szczurołapie i innych psychopatach): „Widziałem to wiele razy… zaczynają szukając zemsty, potem to staje się obsesją, a kończą niszcząc wszystko wokół siebie”
Alfred spogląda znacząco na Batmana.
Batman zauważa spojrzenie Alfreda i milczy.
Batman: „Tak?”
Alfred: „Nic nie mówiłem, sir”
Alan Grant, Batman: Shadow of the Bat # 43
Karierę rozpoczął w Wielkiej Brytanii, skąd (razem ze swoim wspólnikiem w zbrodni Johnem Wagnerem) został wyłowiony przez Dennisa O’Neila – redaktora naczelnego linii komiksów o Batmanie. Okazało się jednak, że sukces artystyczny i komercyjny millerowskich dzieł: „Powrotu Mrocznego Rycerza” i „Roku pierwszego”, nie przełożył się na długofalową poprawę wyników sprzedaży komiksów o Nietoperzu i O’Neil zdawał sobie sprawę, że musi szukać nowej recepty. Pomysłem na to było zatrudnienie twórców brytyjskich, którzy podobnie jak Alan Moore w przypadku serii „Swamp Thing” mieli zrewitalizować ikonę komiksu.
Duet scenarzystów został połączony z amerykańskim rysownikiem Normem Breyfogle’em i w komiksach o Batmanie nastała nowa era. Po pierwsze, Breyfogle rysował Człowieka Nietoperza inaczej od poprzedników – zaczął przedstawiać postać dużo bardziej umownie, odbierając bohaterowi cześć cech ludzkich, a czyniąc go bardziej czymś w rodzaju uosobienia sił natury, a nawet spersonifikowanej ciemności. Oczywiście Mroczny Rycerz pozostał człowiekiem w kostiumie, ale zmiana w sposobie rysowania wyznaczyła nowe standardy i kierunek, którym w następnych latach podążyli inni, np. Kelley Jones. Styl Breyfogle’a odznaczał się również niezwykłą dynamiką, zwłaszcza w przypadku rewelacyjnie narysowanych scen walk. Wagner i Grant dorzucili do tego opowieści, które nie tylko pozwoliły pokazać najmocniejsze strony rysownika, ale i same w sobie niosły istotny przekaz.
Niezadowolony z honorariów autorskich John Wagner, po kilku wydanych zeszytach wycofał się z pisania scenariuszy do serii „Detective Comics” i w ten sposób to właśnie tandem Grant/Breyfogle, stał się na kilka lat tzw. twardym rdzeniem legendy Nietoperza. Efekty ich współpracy czytelnicy mogli podziwiać w trzech seriach – od „Detective Comics”, przez „Batmana”, po „Batman: Shadow of the Bat”. Ten ostatni tytuł został zresztą stworzony jakby specjalnie dla Alana Granta, który pisał go prawie do końca, czyli przez ponad osiemdziesiąt zeszytów. W obecnych czasach i w obliczu praw rządzących rynkiem komiksowym, jest to wynik raczej rzadki.
Oczywiście lista rysowników, z którymi przyszło szkockiemu pisarzowi współpracować, nie ogranicza się jedynie do Norma Breyfogle’a i jest długa. Podobnie zresztą jak lista stworzonych przez niego opowieści o Batmanie (oprócz zeszytów napisał też dużo projektów specjalnych zarówno w oficjalnym kontinuum, jak i elseworldów, crossoverów, a nawet książek) i innych bohaterach uniwersum DC. Oczywiście przy takiej mnogości projektów, nie wszystkie z nich to komiksy dobre; takie, które pamięta się po latach. Nie do wszystkich także czytelnik będzie chciał wracać. Niemniej jednak w dorobku Alana Granta jest (a za racji profilu „Gotham w deszczu” skupiamy się tylko na komiksach o Nietoperzu) kilkadziesiąt znakomitych historii ukazujących błyskotliwość jego talentu.
Mocną stroną pisanych przez niego przygód Batmana, było zacięcie socjologiczne. Grant potraktował przygody Mrocznego Rycerza jako platformę do opowiadania o otaczającym go samego świecie, piętnowania ludzkiej chciwości, głupoty i wszechobecnego zła. Komentował problemy społeczne, brudne sztuczki polityków; przemycał treści filozoficzne i ideologiczne, z którymi można było się nie zgadzać, ale należało docenić, z jakim wyczuciem scenarzysta potrafi kompilować strukturę opowieści nie zapominając o tym, że ostatecznie pracuje jednak nad komiksem superbohaterskim. W scenariuszach Granta widać, że jest erudytą i postawił sobie za cel, aby wiele z posiadanej wiedzy przekazać odbiorcom swojej twórczości. W znacznej większości komiksy szkockiego scenarzysty nie są wyłącznie zwykłymi przygodówkami, a chyba tylko to odróżnia zdolnego rzemieślnika od prawdziwego artysty, który rzeczywiście ma coś do powiedzenia. Grant chwilami jawi się jako „zaledwie” mistrz rzemiosła, aby potem błysnąć artyzmem scenariusza.
Twórczość szkockiego scenarzysty to także unikatowe poczucie humoru (któremu dał upust zwłaszcza w kultowym dla polskich czytelników „Lobo”), przebijające w bardzo dobrych dialogach (zwłaszcza Alfreda Pennywortha), czy choćby kapitalnych scenach rozsianych tu i ówdzie*.
Jego scenariusze zasługują na uwagę nie tylko z racji oryginalnych pomysłów (wolał tworzyć nowych bohaterów z obu stron barykady, a nie tylko korzystać z tych wymyślonych przez innych), ale i z uwagi na warsztat. Napisane przez niego komiksy to zawsze wyważona – wręcz filmowa – narracja, dzięki której tekst nigdy nie przytłacza warstwy plastycznej i sprawnie napisane dialogi, o które w komiksach z tamtych lat nie było przecież tak łatwo.
Alan Grant to także jeden z ostatnich twórców, który wprowadził do galerii postaci otaczających Nietoperza naprawdę oryginalnych bohaterów. Stworzone przez niego czarne charaktery w rodzaju Ventriloquista i Scarface’a, mr Zsasza, Ratcatchera, Tallymana to (nie)godni kompani takich potwornych legend jak Joker, Two-Face czy Scarecrow. Warto zwrócić uwagę na fakt, że po wymyślonych przez Szkota postaciach, do galerii przeciwników Batmana (może z wyjątkiem dixonowego Bane’a) nie dołączyła już żadna naprawdę istotna postać, bo ciężko za takie uznać Husha czy ograne do bólu i karykaturalne kreacje Granta Morrisona. Niewielu jest twórców, którzy potrafią zagłębić się w istotę zła oraz szaleństwa i poprowadzić przekonująco czarny charakter w taki sposób, aby był czymś więcej niż tylko jednowymiarowym przeciwieństwem protagonisty historii. Szkocki scenarzysta jest właśnie jednym – kto wie czy nie najciekawszym – z członków tego nielicznego grona. Widać to dobrze w przypadku przerażającego duetu Ventriloquist/Scareface** czy balansującego na granicy dobra i zła antybohatera Anarky. Zresztą Anarky to postać znakomicie napisana, kompletnie niejednoznaczna; bohater, który chce naprawić świat, ale metody jakie stosuje nigdy przez świat zrozumiane i zaakceptowane nie zostaną. To chyba najciekawszy z wytworów umysłu Szkota, a sam scenarzysta uznaje poświęconą mu czterozeszytową miniserię za jeden z najważniejszych komiksów w swojej karierze.
Boli fakt, że Grant nie pracuje już dla Wielkiej Dwójki, bo jest wiele postaci, które tylko skorzystałyby na poprowadzeniu ich przygód przez takiego mistrza klawiatury. DC Comics z bliżej niesprecyzowanych względów nie tylko jakby zapomniało, że można by zaproponować mu powrót do Mrocznego Rycerza. Bo, co chyba jeszcze gorsze, nikt w wydawnictwie nie uznaje za stosowne przypomnieć tych wszystkich kultowych perełek*** z Nietoperzem, które Szkot napisał w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. A to naprawdę woła o pomstę do nieba.
* choćby w tych z prywatnym detektywem Joe Potato, docelowym przeznaczeniem szmaragdowego Kota z Karnaku lub z Alfredem ukrywającym mroczną pasję – mydlane opery i sarkastycznie komentującym mroczną krucjatę swojego pracodawcy;
** Arnold Wesker i jego kukła tylko pozornie wydają się kuriozalnymi postaciami – wczujcie się w klimat i wyobraźcie sobie, że ktoś taki istnieje naprawdę, a szybko zrozumiecie, że jest równie przerażający jak Joker;
*** zeszyty ze znakomitymi lub bardzo dobrymi scenariuszami Alana to: Detective Comics # 583-594, 608-611, 613, 614, 616-621, 627, 642; Batman # 455-466, 471, 475-476; Batman: Shadow of the Bat # 1-9, 11-13, 19-20, 28, 40-41, 73-82 oraz one-shoty: „Batman/Scarface: A Psychodrama” i „Batman: The Scottish connection” (chociaż w tym przypadku bardziej ze względu na rysunki Franka Quitely’ego). Uwaga: część z tych komiksów została wydana przez TM-Semic – niestety odradzam z uwagi na usuwanie fragmentów, a także tłumaczenia mocno na bakier ze znajomością zarówno języka angielskiego jak i zasad polskiej gramatyki oraz ortografii