Rozpad narracyjnej tożsamości w Murphyverse
Autor recenzji: MICHAŁ CHUDOLIŃSKI

Sean Murphy, autor „Białego Rycerza”, wprowadził do mitologii Batmana powiew świeżości, rekonfigurował figury bohaterów i antagonistów, przestawiał akcenty moralne i polityczne. W jego alternatywnej rzeczywistości to Joker staje się reformatorem Gotham, a Bruce Wayne musi zmierzyć się nie tyle z przestępczością, ile z własnym dziedzictwem. Te opowieści działały, bo były zakorzenione w dramatycznej ambiwalencji i miały jasno zarysowane stawki moralne. „Pokolenie Jokera” natomiast, spin-off wprowadzony do Murphyverse bez bezpośredniego udziału Murphy’ego jako scenarzysty, przypomina imitację pozbawioną głębi i kierunku – próbę stworzenia emocjonalnej opowieści rodzinnej w świecie, który dotąd bazował na ideowym napięciu.
Narracyjna inercja i złudna intymność
Fabularnie „Generation Joker” można z grubsza opisać jako historię drogi: dzieci Jacka Napiera – Jackie i Bryce – przemierzają Gotham i jego obrzeża, ścigani przez siły porządkowe, prowadzeni przez cyfrowego ducha swojego ojca w postaci AI. Twórcy (Katana Collins, Clay McCormack) celują w opowieść inicjacyjną, zbudowaną wokół procesu żałoby, autoidentyfikacji i prób zrozumienia nieobecnego rodzica. Problem polega na tym, że nie potrafią nadać tej historii odpowiedniej głębi psychologicznej.

Jackie i Bryce są pozbawieni indywidualnego głosu – zamiast ewoluować, pełnią funkcję fabularnych pionków, przepychanych z miejsca na miejsce, bez własnej sprawczości. Dialogi między nimi a AI-Jokerem sprawiają wrażenie sztucznie podsycanych prób wzbudzenia emocji, które nigdy się nie materializują. Zamiast katharsis otrzymujemy quasi-ojcowskie monologi, które brzmią jak zapis testów wersji beta aplikacji „Napier VR”.
Pustka po Murphy’m – formalna i ideowa
Znamienne, że Murphy, którego nazwisko firmuje cały projekt, wycofuje się z roli scenarzysty, pozostawiając projekt innym twórcom. Brak jego obecności czuć nie tylko w poziomie narracyjnym, ale również w warstwie graficznej. Artysta Mirka Andolfo, próbujący naśladować charakterystyczną kreskę Murphy’ego, gubi się w estetycznym zawieszeniu – między imitacją a własnym stylem. Plansze są zbyt czyste, pozbawione szorstkości i ekspresyjnej nerwowości oryginału. Drobiazgi, jak niepokojąca seksualizacja postaci Jackie na okładce, świadczą o głębokim braku wyczucia tematyki i tonu.

W ujęciu ideowym seria porzuca to, co było siłą Murphyverse – polityczny podtekst, rewizjonistyczne spojrzenie na dziedzictwo Batmana, pytanie o strukturę władzy w Gotham. „Generation Joker” sprowadza się do personalnej historii o dzieciach, które uciekają z domu. To zbyt mało jak na świat, który miał ambicję być czymś więcej niż tylko alternatywnym Elseworldsem. Murphyverse, które wcześniej zdołało dekodować Batmana jako mit współczesny, tu staje się zaledwie przestrzenią do sentymentalnych eksperymentów.
Zawieszenie niewiary przekroczone
Jednym z grzechów tego tomu jest jawne przegięcie granicy zawieszenia niewiary. Nie chodzi o samą koncepcję hologramu Jokera – to jeszcze można by przyjąć jako alegorię pamięci i cyfrowego nieśmiertelnego „ducha” epoki. Problem leży w tym, że fabuła traktuje ten element dosłownie, nie zostawiając przestrzeni na interpretację. AI-Jack funkcjonuje jak Deus ex machina: wie wszystko, przewiduje wszystko, prowadzi dzieci przez kolejne etapy, ale bez wyraźnego konfliktu ani kosztu emocjonalnego. To narracyjne lenistwo, które staje się szczególnie irytujące, gdy okazuje się, że ani dzieci, ani ich decyzje nie mają realnych konsekwencji. Wszystko odbywa się „na niby”.
Cień bez ciała – symboliczna pustka postaci

Warto przyjrzeć się konstrukcji bohaterów pobocznych – Riot i Ivy. Riot jawi się jako substytut Harley Quinn, lecz pozbawiony jej chaotycznego uroku czy tragicznej warstwowości. Związek z Ivy to jedynie retoryczna kalka, powtórzenie znanej dynamiki w wersji bez namiętności i napięcia. Ivy, z kolei, redukowana jest do funkcji „opiekunki/mentorki”, ale bez żadnej sprawczości. Ich obecność nie posuwa historii naprzód, a raczej zaciera sens istnienia tej opowieści – po co opowiadać o nowych bohaterach, jeśli są pozbawieni jakiejkolwiek tożsamości?
Rozproszona tożsamość Murphyverse
„Generation Joker” stanowi ilustrację problemu, który zaczyna trapić Murphyverse – braku jasnej koncepcji, jak rozszerzać ten świat bez jego rozwodnienia. Rozmycie tonu, fabularna bezwładność, estetyczne niedopasowanie – wszystko to prowadzi do smutnego wniosku: jeśli Murphy nie zamierza osobiście czuwać nad kolejnymi tytułami, warto może rozważyć zakończenie tej serii, zanim jej cień całkowicie zasłoni światło, od którego wszystko się zaczęło.
„Generation Joker” to przykład narracyjnego recyklingu – emocjonalnie puste, formalnie niepewne, ideowo płytkie. Świat Białego Rycerza zasługuje na więcej niż sentymentalne road story bez silnika.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Batman. Biały Rycerz przedstawia: Pokolenie Jokera. Scen. S. Murphy, K. Collins, C. McCormack. Rys. M. Andolfo . Egmont 2024.