
Egzystencjalny traktat o granicach tożsamości i destrukcyjnej symbiozie z Miastem
Autor recenzji: MICHAŁ CHUDOLIŃSKI
Gdy opowieść o bohaterze staje się opowieścią o niemożności zbawienia
Zbyt często komiksy o Batmanie rozgrywają się w bezpiecznej przestrzeni mitologii: złoczyńca-ikona, konflikt osobisty, technogadżety, triumf sprawiedliwości podszyty melancholią. David Lapham w „City of Crime” bezlitośnie odrzuca tę formę, tworząc nie klasyczny thriller detektywistyczny, lecz psychoegzystencjalny horror o wypieraniu traumy i rozpadającej się jaźni. To nie jest historia o Batmanie kontra Zło. To historia o Bruce’ie Wayne’ie, który konfrontuje się z bezsensownością własnego istnienia w świecie, gdzie nawet porządek moralny może być wytworem halucynacji.
Pierwotnie „Miasto Zbrodni miał zilustrować Bill Sienkiewicz, legendarny artysta od „Stray Toasters” oraz „Elektry: Asasyn”. Bill Sienkiewicz ostatecznie nie zilustrował „Batman: City of Crime”, jego pierwotny udział w projekcie pozostawił wyczuwalny ślad w jego duchowej i stylistycznej tożsamości. Lapham miał początkowo napisać historię z myślą o Sienkiewiczu jako rysowniku, co mogło diametralnie zmienić tonację narracyjną – przesuwając ją w stronę bardziej ekspresjonistycznego, niemal halucynacyjnego horroru wizualnego. Wstępne szkice Billa ukazują mroczną, deformowaną wersję Gotham, gdzie granica między realnym a symbolicznym niemal nie istnieje – a to idealnie pasowało do motywu rozkładu tożsamości i lęku przed utratą „ja”. Gdy Sienkiewicz nie mógł sprostać rytmowi miesięcznych wydań, zastąpił go Ramon Bachs – co zmusiło Laphama do przepisania historii, tonując warstwę surrealizmu na rzecz bardziej cielesnego, dusznego realizmu. Niemniej, duchowa obecność Sienkiewicza – jako inicjalnego katalizatora estetyki paranoi i rozpadu – pozostaje w strukturze narracyjnej komiksu, sprawiając, że „City of Crime” nadal nosi ślady opowieści, która miała być jeszcze bardziej radykalna.
Forma jako treść: narracja, która depersonalizuje

Lapham stosuje nietypowy dla współczesnych komiksów głos narratora trzecioosobowego wszechwiedzącego – „głos Boga”, który nie pokazuje nam bohatera, lecz jego zarys – ślad w kurzu, echo myśli, które on sam nie jest w stanie zwerbalizować. To rozwiązanie formalne nie tylko buduje dystans, ale odczłowiecza Batmana: staje się narzędziem, reakcją, maszyną napędzaną poczuciem winy i niewyrażalnym żalem. My, jako czytelnicy, stajemy się niemymi świadkami agonii podmiotu pod ciężarem misji, która nie może się zakończyć.
Miasto jako nieświadomość zbiorowa – Gotham jako Lacanowska Realność
Miasto Laphama to nie urbanistyczna kulisa ani alegoria zepsucia, lecz realna, wpływająca siła. Gotham nie tylko rodzi przestępców – Gotham ich konstruuje, asymiluje, asymiluje ich ból i oddaje go w formie nowych koszmarów. Kluczowy tutaj jest fakt, że pierwszym budynkiem w Gotham było szpitalne więzienie psychiatryczne – mit założycielski miasta to szaleństwo, nie prawo, nie porządek, nie duch obywatelski.

W tym kontekście Gotham staje się Lacanowską Realnością – tym, co niepodległe symbolizacji, co powraca jako trauma, co nie pozwala się ujarzmić. Każda próba jej opanowania kończy się porażką, a ci, którzy próbują, jak Batman, Robin czy Ivers, muszą utracić część siebie.
Rozpad tożsamości: Batman, Bruce Wayne i brak spójności narracyjnej
W „City of Crime” rozbicie tożsamości to nie tylko temat, ale główna oś strukturalna. Gdy Bruce Wayne znika pod przykrywką w Crown Point, nie przyjmuje po prostu nowej roli – on zaczyna się rozpadać. Jego misja nie polega już na walce z konkretnym złoczyńcą, lecz na odnalezieniu rdzenia własnej osoby, zagubionej między fałszywymi tożsamościami, lękiem przed porażką i obsesyjnym poczuciem winy.
Lapham nie tylko sugeruje, ale niemal jednoznacznie stwierdza, że Batman działa kompulsywnie – że jego heroizm nie jest wyrazem cnoty, lecz uzależnienia od walki z cierpieniem, którego nie może uleczyć. Bruce nie pragnie zwycięstwa – on potrzebuje walki, bo to jedyny sposób, by uciszyć wewnętrzny krzyk.
Ciało, które kłamie – „The Body” jako dekonstrukcja człowieczeństwa
Tytułowy wróg, „Ciało”, jest uosobieniem ontologicznego niepokoju, jaki przepełnia cały utwór. Ludzie są zamieniani w „dirt people” – istoty z błota, które z zewnątrz przypominają człowieka, ale utraciły duszę, wolę, indywidualność. To horror antropologiczny – nie obawiamy się tu śmierci, ale zatarcia granicy między osobą a atrapą.

Norman Steiner, który nie zauważa, że jego żona stała się o pół metra wyższa, ucieleśnia społeczne współuczestnictwo w kłamstwie. Społeczeństwo Gotham wie, że coś jest nie tak. Ale wybiera ignorancję, bo prawda byłaby zbyt destabilizująca. To społeczny gaslighting w skali miejskiej.
Punkty załamania: Ivers, Gordon, Robin – trzy modele reakcji na obłęd
Trzy drugoplanowe postaci – Frank Ivers, Jim Gordon i Robin – stają się trójkątem odbicia Batmana, pokazującym różne sposoby konfrontacji z szaleństwem miasta.
- Ivers: upadły glina, który odnajduje odkupienie w jednorazowym akcie odwagi. Symbolizuje przywrócenie moralności przez ofiarę, ale to moralność ślepa i desperacka.
- Gordon: jego halucynacje z Jokerem ukazują bóle nieprzepracowanej traumy – jako ojciec nie potrafi wybaczyć, jako stróż prawa nie może ochronić.
- Robin: początkowo znużony, „z boku” – musi dorosnąć w przyspieszonym tempie, zmierzyć się z chaosem, który go przeraża. Symbolizuje dzieciństwo poddane deformacji przez strukturę, którą miało naśladować.

Wizualność jako język niepokoju
Ramon Bachs – niepozorny bohater tej opowieści – tworzy Gotham jak organizm, pełen ciasnych uliczek, krzywizn, niejasnych perspektyw. Jego miasto to miasto snów sennych – nie koszmaru dosłownego, ale lęku egzystencjalnego.

W sekwencjach w szpitalu artysta stosuje dekompozycję przestrzeni: kadry stają się coraz bardziej zamknięte, postaci przytłaczają siebie nawzajem. W sekwencjach podziemnych parków dominuje symbolika korzeni, pęknięć, ziemi. Natura w tym komiksie nie jest wybawieniem – jest uwięzieniem.
Kulminacja i dekonstrukcja mitu: koniec bez katharsis
Zniszczenie Waterfront Project, ostateczne starcie z Ciałem – to nie zwycięstwo, lecz reset. Batman może wygrać bitwę, ale nigdy nie wygra wojny z Gotham, ponieważ wojna nie toczy się o dobro, ale o sens. Cassie nie zostaje odnaleziona żywa. Ciało nie zostaje zdefiniowane. Gotham nie zostaje oczyszczone.

Finałowe ujęcie miasta, które „uśmiecha się bezzębnym uśmiechem”, to najbardziej bluźniercza deklaracja o porażce mitu superbohatera w historii DC Comics. Batman nie jest zbawicielem. Jest akolitą obłędu.
Komiks jako diagnoza moralnego nihilizmu miejskiego świata
„City of Crime” nie jest komiksem o Batmanie. To komiks o nas – ludziach próbujących nadawać sens światu, który go nie posiada. Lapham nie oferuje ukojenia. Nie próbuje nawet nas przekonać, że warto walczyć. Po prostu opisuje człowieka, który nie potrafi inaczej.

To opowieść o świecie, w którym moralność nie ma już korzeni, a prawda może być tylko kolejną warstwą halucynacji. I w tym sensie – jest to jeden z najważniejszych komiksów XXI wieku.
Ocena: 10/10 – dzieło nie tylko do przeczytania, ale do przetrawienia psychicznie. Kulturowy odpowiednik „Siedem” Finchera w uniwersum DC.
Batman: City of Crime. The Deluxe Edition. Scen. D. Lapham. Rys. R. Bachs. DC Comics 2020.

Autor ilustracji: Łukasz Jagielski
Michał Chudoliński (ur. 1988 r.) – Krytyk komiksowy i filmowy. Prowadzi zajęcia z zakresu amerykańskiej kultury masowej – ze szczególnym uwzględnieniem komiksów – w Collegium Civitas. Pomysłodawca i redaktor prowadzący bloga „Gotham w deszczu” (YouTube: @Gothamwdeszczu). Współzałożyciel i członek rady nadzorczej Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowej. Autor książki „Mroczny Rycerz Gotham – szkice z kultury popularnej” (wyd. Universitas), nominowanej do Nagrody „Debiut Roku 2023” Polskiego Towarzystwa Badań nad Filmem i Mediami oraz Nagrody Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Laureat Nagrody Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.