Batman Eda Brubakera

Historie przełomu wieków

Ed Brubaker uznawany jest obecnie za jednego z lepszych rzemieślników komiksowego scenariusza. Zarówno recenzenci, jak i przeciętni czytelnicy wychwalają jego kryminały („Zaćmienie”, „Criminal”) oraz przygody superbohaterów Marvela („Daredevil”, „Iron Fist” wespół w zespół z Mattem Fractionem, „Kapitan Ameryka”). Mało kto jednak pamięta początki tego pisarza w komiksowych korporacjach. A zaczynał właśnie od „Batmana”, i to w dość niefortunnych okolicznościach. Choć z drugiej strony można rzec, że rezultat okazał się w sumie pomyślny.

W wywiadach Brubaker wspomina, że jego pierwszym komiksem o Mrocznym Rycerzu był „Gotham Noir” – zamknięty w one-shocie elseworld opublikowany w 2001 roku, będący klasycznym kryminałem osadzonym w powojennej Ameryce, świetnie poprowadzony narracyjnie i narysowany przez Seana Phillipsa. Nie uświadczycie jednak tej „wyimaginowanej” opowiastki w omawianych poniżej wydaniach zbiorczych, kolekcjonujących zeszyty pisane dla miesięcznika „Batman” w okresie od października 2000 roku aż do listopada 2002, stanowiących niejako kolejny krok w karierze komiksowej.

Nie było łatwo. Myśl przewodnia o przeistoczeniu „Batmana” w cykl superbohaterski pełną gębą okazała się być próżnym marzeniem włodarzy DC na samiusieńkim początku XXI wieku. Po „Ziemi Niczyjej”, serie w ramach reaktywacji przejął Larry Hama, legendarny scenarzysta komiksów G. I. Joe z lat 80. Jego opowieści osadzone w mieście Gotham pozostawiały jednak wiele do życzenia. Pół-kobieta pół-ryba, Orca, jako łotr była postacią kuriozalną, dialogi nie trzymały się kupy, a rytm opowieści i zawarte w niej sceny powodowały raczej parsknięcie śmiechem niż wysublimowane doznania artystyczne. Nieporozumienia doprowadzały do spięć pomiędzy Hamą a redaktorami, w wyniku czego scenarzysta odszedł po zaledwie kilku zeszytach w poczuciu ogólnego niesmaku. W międzyczasie zmiana na fotelu redaktora naczelnego bat-uniwersum sprawiała kolejne harmider związany z kolejnymi przetasowaniami.

Brubakerowi zaproponowano pisanie serii w atmosferze permanentnego pożaru i niemalże desperacji, nie pozwalając mu przy tym realizować w pełni jego noirowej licentia poetica. Musiał iść na kompromisy względem utalentowanego rysownika Scotta McDaniela, który pragnął realizować komiks sensacyjny przepełniony zwrotami akcji wraz z wybuchami. W konsekwencji otrzymujemy standardowe opowieści o Batmanie, niewyróżniające się niczym szczególnym, ale też niezniżające się do poziomu totalnej żenady. Scenarzysta, ucząc się pisać w ramach rygoru regularnej serii, starał się udobruchać niepocieszonego artystę-rysownika (McDaniel rysował wcześniej dla Hamy), a jednocześnie realizować własne zapędy narracyjne w formie obyczajowych scen z gadającymi głowami.

Lektura pierwszego tomu jest co najmniej satysfakcjonująca, choć mamy tutaj do czynienia z Brubakerem, który dopiero co się rozkręca w ramach superbohaterszczyzny. Jego talent dopiero kiełkuje, gdy stawia pierwsze kroki w bat-piaskownicy. Widać, że już wtedy miał ciekawe pomysły skupione wokół dramatycznych tonacji – nieszczęście przyjaciela Bruce’a Wayne’a, który w efekcie osobistej tragedii przechodzi na ciemną stronę mocy. Emerytowany policjant wspominający swoją ostatnią, niedomkniętą sprawę morderstwa Wayne’ów. Dawna koleżanka Bruce’a z czasów dzieciństwa, której ojciec okazuje się być poważanym mafiosem. W tych wątkach jest zalążek na pełnokrwiste dramy skoncentrowane wokół motywów przebaczenia, zbrodni i kary, które niestety do końca nie wybrzmiewają w należyty sposób. Aczkolwiek Brubakerowi udaje się stworzyć świat dość realny, jak na komiksową, umowną kanwę, w którym Batman mierzy się z ulicznymi rzezimieszkami i gangsterami, seryjnymi zabójcami oraz tajnymi agentami, a w tle wyczuwa się atmosferę teorii spiskowych.

Historie te napisano 18 lat temu i ząb czasu jest tutaj niezmiernie odczuwalny. Już nie mówię o kwestiach wiary i kościele jako miejscu akcji fabuły, który dzisiaj z powodu skandali obyczajowych nie byłby możliwy bez krytycyzmu i ideologizacji. To też nie jest kwestia Zeissa, autorskiego łotra Brubakera, stworzonego na fali popularności „Matriksa” (sceny w spowolnieniu, obrazujące strzelaninę z pędzącymi kulami, otwierają zresztą pierwszy zbiór) i nieprzejawiającego żadnych cech znamiennych poza byciem totalną łachudrą. Piję tutaj do zeszytu „The Dark Knight Project”, czynionego pół-żartem, pół-serio. W nim to obrońca Gotham mierzy się… z irytującą go ekipą filmową realizującą dokument o jakże obiecującym tytule: „Bat-Man: Miejska legenda czy rzeczywistość?”. W tej historii Brubaker w dość ironiczny, lekko sarkastyczny sposób rozprawia się z Batmanem jako wymysłem rozpowszechnianym wśród przestępców, aby wzbudzać w nich trwogę. Ukazane są w niej światotwórcze bebechy miasta Gotham i ogólna niedorzeczność „legendarności” Mrocznego Rycerza – albowiem bez niej Gacek jest jedynie kolejnym wariatem biegającym po mieście w kuriozalnym stroju nietoperza. Historia ta daje wiele do myślenia, jest przewrotna, ale w dzisiejszych czasach smartfona i powszechnej inwigilacji nie obroniłaby się wcale. Czytasz coś takiego i myślisz sobie: „jak ten czas pędzi, a postęp to już w ogóle…”.

O ile pierwszy tom czyta się jeszcze jak dobre czytadło przed snem, tak drugi tom jest obrzydliwym skokiem na kasę, niewartym żadnej inwestycji. W 80-90 procentach składa się z materiału zawartego w tomach „Batman: Bruce Wayne – Murderer?” oraz „Batman: Bruce Wayne – Fugitive (New Edition)”, które omówię w innym tekście. Stanowi wręcz ich skondensowaną wersję, odartą ze szczegółów kluczowych dla tej złożonej intrygi szpiegowsko-kryminalnej. Zawarte są tutaj jedynie z trzy opowieści, które nie zostały zebrane nigdzie indziej. Pierwsza z nich jest okolicznościowa, bożonarodzeniowa, omawiająca w ciepły sposób pracoholizm Bruce’a i niejako stanowi zapowiedź wydarzeń z „Murderer/Fugitive”. Dwie pozostałe to hołdy Brubakera wobec twórców Złotej Ery Komiksu oraz Carmine’a Infantino, który zrewolucjonizował wydawnictwo DC Comics w połowie lat 50. Nie są to jednak aż tak wybitne historie, aby kupować od razu tak beznadziejne skompletowany zbiór, zawierający zeszyty powielane w innych, lepszych kolekcjach. Absolutnie omijajcie drugi tom szerokim łukiem, to ewidentne szubrawstwo czyhające na waszą naiwność.

Na koniec wspomnijmy co nieco o warstwie graficznej, w dużej mierze zrealizowanej przez Scotta McDaniela. Mówimy o artyście ponadprzeciętnym, który szczyci się owocnymi współpracami z Chuckiem Dixonem („Nightwing”) czy też Juddem Winickiem („Green Arrow”). W jego bat-zeszytach imponuje poczucie fizyki i sceny akcji, silnie inspirowane dynamizmem rysunku i narracji Norma Breyfogle’a, choć kadry są tutaj bardziej umowne, by nie powiedzieć, momentami mangowe. Niemniej McDaniel jest mistrzem w ukazywaniu akrobatyki Batmana – w jego pracach Mroczny Rycerz przypomina gryzonia, który z każdej opresji potrafi wyjść w spektakularny sposób. Im dalej jednak w las, tym mocniej widać pośpiech w sztuce rysowniczej, umowność staje się coraz to dosadniejsza, a tło pozbawione detali. Rysowanie takich serii jak „Batman” jest jednak pracą realizowaną pod dużą presją czasu i często składanie prac odbywa się kosztem jakości, zwłaszcza przy pracach nad crossoverami.

Autorem powyższej recenzji jest założyciel i głównoprowadzący bloga „Gotham w deszczu” Michał Chudoliński – Krytyk komiksowy i filmowy. Prowadzi zajęcia w Collegium Civitas z zakresu amerykańskiej kultury masowej, w szczególności komiksów („Mitologia Batmana a kryminologia”). Obecnie pracuje w TVP. Doktorant IFiS PAN.

Korekta: Aleksandra Wucka.

Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa DC Comics oraz księgarni Jak wam się podoba / As You Like it za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

“Batman by Ed Brubaker” Vol. 1-2

Scenariusz: Ed Brubaker, Geoff Johns

Rysunki I tusz: Scott McDaniel, Karl Story, Stefano Gaudiano, Aaron Sowd, Andy Owens, John Lowe, Sean Phillips, James Tucker, Eric Shanower

Kolor: Roberta Tewes, Gregory Wright

Liternictwo: John Costanza, Will Schubert, Eric Shanower

Okładki: Scott McDaniel, Patrick Martin, Jae Lee, Jose Villarubia, Bill Sienkiewicz

Okładka: Scott McDaniel

Wydawca: DC Comics

Data wydania: 02.02.2016, 18.10.2016

Liczba stron: 320 +288

Oprawa: miękka

Druk: kolor

Cena: 2 x $19.99

[Suma głosów: 1, Średnia: 5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *