„Batman: Europa” to prawdopodobnie najdłużej powstający tytuł w historii wydawnictwa DC Comics. Rysowaną przez Jima Lee miniserię – która miała zabrać Batmana i Jokera na Stary Kontynent – zapowiedziano w 2004 roku. Potem jednak słuch po niej zaginął.
Dopiero w 2011 roku ponownie znalazła się w zapowiedziach, ale także wtedy się nie ukazała. Kiedy w 2015 roku DC ogłosiło miniserię po raz trzeci, niewielu już wierzyło, że faktycznie kiedykolwiek ujrzy ona światło dzienne. A jednak, z jedenastoletnim opóźnieniem, ukazał się pierwszy numer rysowany przez Lee, następnie trzy pozostałe, zilustrowane przez artystów europejskich. W zeszłym roku ukazało się eleganckie wydanie zbiorcze komiksu w twardej oprawie.
Opowieść zaczyna się mocną sceną, w której widzimy krwawiącego Batmana, opierającego się o ziemię. Na razie nic się nie wyjaśnia, możemy wywnioskować jedynie, że z Mrocznym Rycerzem nie jest dobrze i ma to wiele wspólnego z Jokerem.
Następnie akcja cofa się ukazując nam fabułę od początku. Otóż Batman odkrywa w pewnym momencie, że został zarażony śmiertelnym wirusem, zaś trop sprawcy prowadzi do Berlina. Mroczny Rycerz podąża więc do stolicy Niemiec, a tam dowiaduje się, że w całą sprawę wplątany jest jego największy przeciwnik. Joker jednak także został zarażony tym samym wirusem. Kto i dlaczego zainfekował obu wielkich antagonistów? Aby się tego dowiedzieć Batman i Joker przemierzają wspólnie Pragę, Paryż i Rzym, ścigając się z czasem, który na wskutek niszczycielskiego wirusa drastycznie im się kończy.
Pomysł, aby zaprezentować przygodę Batmana na Starym Kontynencie i powierzyć zilustrowanie jej europejskim rysownikom wydaje się całkiem interesujący. Niestety, jego realizacja pozostawiła spory niedosyt.
O fabule komiksu nie da się niestety powiedzieć nic dobrego. Historia jest sztampowa i do bólu linearna. Protagoniści podążają do miasta X, piorą się po gębach z kimś tam, następnie podążają do miasta Y, piorą się po gębach z kolejnymi przeciwnikami, podążają do miasta Z, itp. Wrażenie pozostaje jak z kiepskiej gry komputerowej, a nie komiksu tworzonego przez dwóch scenarzystów, w tym jednego (Azzarello) o bogatym i uznanym dorobku. Ostateczny przeciwnik, który stoi za wszystkim, wyskakuje jak z pudełka (można by losowo wstawić w jego miejsce dowolnego innego arcywroga Batmana), o wyjaśnieniu, dlaczego zrobił to wszystko, lepiej nawet nie wspominać.
Największymi mankamentami fabuły „Batman: Europa” są jednak dwie rzeczy, które miały być jego największymi atutami. Po pierwsze, z ulokowania zasadniczej fazy komiksu w Europie kompletnie nic nie wynika. Twórcy próbują co prawda na początku każdego zeszytu zaprezentować dane miasto, ale robią to w sposób sztuczny, wysilony i fragmenty te są kompletnie niezintegrowane z resztą opowieści, jakby przez pomyłkę zostały przeklejone z innego komiksu. Lokalizacja nie ma żadnego znaczenia dla wydarzeń; gdyby komiks rozgrywał się w różnych miastach amerykańskich, a nawet w różnych częściach Gotham, nic by się nie zmieniło. Najsłynniejsze europejskie miasta zostały sprowadzone do roli jedynie barwnej scenografii i nawet tu autorom udało się ograniczyć do oklepanych, stereotypowych obrazków z pocztówek (Berlin – Brama Brandenburska i Bundestag; Praga – Zamek Wyszehradzki i Plac Wacława; Paryż – Wieża Eiffla i Moulin Rouge, Rzym – wiadomo, Koloseum). Co dziwne, taki sam los spotkał nawet w finale Rzym, mimo iż autorami tego zeszytu są w połowie Włosi; czyżby nie mieli kompletnie nic ciekawego do powiedzenia o swojej stolicy?
Drugim magnesem fabularnym, który miał przyciągnąć czytelników jest wątek współpracy Batmana z Jokerem, zmuszonych działać razem, aby ocalić swoje życia. Niestety, tu też jest niedobrze: autorzy nie mają kompletnie żadnego pomysłu, jak ciekawe pokazać tę relację, dialogi są w większości słabe, obie postacie często zachowują się niewiarygodnie, są out of character. Wygląda to marnie, zwłaszcza jeśli porównamy choćby z komiksem „Batman: A New Dawn” z 2009 roku, w którym Batman musi współpracować z Riddlerem, co owocuje całą masą zabawnych sytuacji. No i chyba nie muszę nikomu wyjaśniać, dlaczego działanie ramię w ramię obu antagonistów jest kompletnie chybionym pomysłem i dlaczego Batman nigdy by się na to nie zdecydował…
Tak na marginesie, wątek zarażenia wirusem Batmana i Jokera jest zaskakująco zbieżny z fabułą gry komputerowej „Batman: Arkham City”. Jak wspomniałem, pierwotna wersja miniserii została zapowiedziana w 2004 roku, podczas gdy gra miała swoją premierę w roku 2011, trudno więc jednoznacznie ocenić czy ta zbieżność jest przypadkiem i ewentualnie kto kim się zainspirował. Jedno jest pewne: w grze wątek został zaprezentowany ze znacznie lepszym pomysłem i znacznie lepszym skutkiem dla historii.
Ocenę „Batman: Europa” mocno ciągnie w górę warstwa graficzna. Choć layout całości wykonał jeden rysownik (Giuseppe Camuncoli), każdy zeszyt ilustrowany został przez innego twórcę. Pierwszą część rysuje Jim Lee, który dodatkowo tym razem sam zajął się inkowaniem i wykończeniami, co dało całkiem dobry efekt, będący przyjemną odmianą po plastikowej i nijakiej „Lidze Sprawiedliwości” z Nowego DC. Drugi zeszyt ilustrowany jest przez wspomnianego Camuncoliego i również wygląda bardzo dobrze; rysunki są szczegółowe, z ładnymi, ręcznie położonymi kolorami.
Najciekawiej w mojej ocenie prezentuje się trzeci zeszyt z ilustracjami Diego Latorre (nie, to nie ten argentyński piłkarz). Ostre, nerwowe pociągnięcia zostały mocno przetworzone różnymi komputerowymi efektami, pokryte fakturami i jakby celowo „rozedrgane”. Efekt sprawia wrażenie oglądania zdjęć rozmazanych na skutek drżenia ręki „trzymającej kamerę”, co wygląda bardzo oryginalnie i dodatkowo świetnie współgra z opowieścią (w tym epizodzie bohaterowie na skutek działającego wirusa gonią resztką sił, działają na oślep, mają przywidzenia). Co ciekawe, w internetowych recenzjach właśnie ta cześć jest najczęściej krytykowana za rysunki, co chyba mówi wiele o przyzwyczajeniach amerykańskich odbiorców.
Czwartą część ilustruje Francuz Gerald Parel i wykorzystuje do tego celu staranny malarski styl. Nie jest to już oryginalne, ale efektowne i z pewnością nie zaniża poziomu.
Bardzo fajnie prezentują się okładki, zarówno te standardowe, jak i alternatywne. Mi najbardziej przypadła do gustu ta do trzeciego zeszytu, na której Latorre prezentuje wizerunek Batmana i charakterystyczny uśmiech Jokera konstruując cały obraz ze zmultiplikowanych Wież Eiffla (!). Szkoda, że na cover wydania zbiorczego wybrano akurat tę najsłabszą okładkę z pierwszego zeszytu, ale wiadomo, to Jim Lee…
Pomysł, aby do tego komiksu zaangażować europejskich rysowników wydaje się trafiony, ale jego realizacja znów zawodzi. Mimo że na tylnej obwolucie czytamy o „największych talentach z Ameryki i Europy”, to jednak bądźmy szczerzy – nazwisko żadnego z europejskich twórców tego komiksu nic kompletnie nie powie miłośnikom europejskich opowieści obrazkowych. Co gorsza, DC zdaje się poszło po linii najmniejszego oporu wykorzystując rysowników, owszem, z Europy, ale już obecnych na amerykańskim rynku, a w przypadku Giuseppe Camuncoliego – nawet ze sporym dorobkiem w komiksie superbohaterskim. W efekcie „Batmana: Europy” nie rysują ani gwiazdy europejskiego komiksu, ani zdolni europejscy debiutanci warci przybliżenia amerykańskim czytelnikom.
No i mam jeszcze jeden problem z tym komiksem: jeśli już zdecydowano się zrobić „europejską” wersję Batmana i zaangażować rysowników ze Starego Kontynentu, to dlaczego nie zrealizowano go w europejskim formacie, który poprzez większy rozmiar wymusza nieco inną narrację? W efekcie, mimo że oprawę graficzną zapewniają Europejczycy (i, jak wspomniałem wcześniej, robią to bardzo dobrze), nie ma się poczucia, że czytamy coś innego, niż standardowa amerykańska produkcja.
Odnoszę wrażenie, że za miniserią „Batman: Europa” stał fajny pomysł, którego potencjał nie został jednak wykorzystany nawet w jednej trzeciej. Wyobraźcie sobie komiks opowiadający o europejskich przygodach Batmana, zrealizowany w europejskim formacie (np. trzy standardowe albumy), ze scenariuszem Xaviera Dorisona oraz rysunkami Andreasa, Grzegorza Rosińskiego i Milo Manary? To by było coś…
A jaki byłby Wasz dream team do takiego projektu?
Autorem recenzji jest Michał Siromski. Więcej o nim dowiecie się tutaj.
Korekta: Monika Banik.
Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa DC Comics oraz księgarni Jak wam się podoba / As You Like it za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
„Batman: Europa”
Scenariusz: Matteo Casali, Brian Azzarello
Rysunki: Giuseppe Camuncoli, Jim Lee, Diego Latorre, Gerald Parel
Kolor: Alex Sinclair, Giuseppe Camuncoli, Diego Latorre, Gerald Parel
Okładka: Jim Lee
Wydawca: DC Comics
Data wydania: 2016
Liczba stron: 144
Format: 170 x 260 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolor
Cena: $22.99