
Autor recenzji: MICHAŁ CHUDOLIŃSKI
Czym jest Batman: Wszechświat i dla kogo powstał?

Na pierwszy rzut oka Batman: Wszechświat wydaje się kolejnym epizodycznym tytułem z udziałem Mrocznego Rycerza – z pozoru niewiążącą opowieścią poboczną, zrealizowaną w ramach eksperymentu dystrybucyjnego Walmart Comics. Jednak za tą pozorną marginalnością kryje się świadoma redefinicja figury Batmana jako postaci popkulturowej – nie przez radykalizm, lecz przez otwartość. Komiks Briana Michaela Bendisa i Nicka Deringtona to podręcznikowa narracja inicjacyjna: dostępna, przejrzysta, rytmiczna, gotowa do odbioru przez czytelników, którzy dopiero wchodzą w świat superbohaterów. Nie znajdziemy tu ani mroku Gotham, ani powagi Year One, ani traumy rodem z The Killing Joke. Zamiast tego – powrót do Batmana jako figury przygodowej, przewodnika po uniwersum DC, inkarnacji „komiksu dla każdego”. To opowieść nie tylko o bohaterze, lecz o medium, które wciąż potrafi zapraszać – bez warunków wstępnych, bez wiedzy o continuity, bez ciężaru mitologii. Batman w tej opowieści nie straszy. On otwiera drzwi.
Strategia twórcza: Scenariusz jako komiksowy „travelogue”

Batman: Wszechświat zrywa z typową dla postaci Mrocznego Rycerza narracją o klaustrofobicznej atmosferze Gotham, oferując zamiast tego formę superbohaterskiej podróży – zarówno przestrzennej, jak i gatunkowej. Brian Michael Bendis buduje strukturę opowieści niczym travelogue, w którym Batman przemierza kolejne rejony uniwersum DC: od Muzeum Złodziei w Metropolis po Thanagar, Gorilla City i Dziurę Czasu. Każdy rozdział – 12-stronicowy, zgodny z formatem publikacji Walmart – pełni funkcję autonomicznej przygody osadzonej w innej przestrzeni, z nowym zestawem tropów narracyjnych i tonalnych. Kluczowy nie jest tu rozwój psychologiczny postaci, lecz rytm eksploracji: ruch, zmiana, zaskoczenie. Ta struktura przypomina klasyczne zeszyty Brave and the Bold czy Marvel Team-Up – epizodyczne, ale spójne dzięki stałemu bohaterowi-przewodnikowi. Jednocześnie, dzięki prostocie głównej intrygi (pościg za artefaktem o nieokreślonej, ale potencjalnie katastrofalnej mocy), możliwe staje się szybkie zaangażowanie czytelnika bez konieczności znajomości uniwersum. Bendis, świadom potrzeby narracyjnej inkluzywności, rezygnuje z ekspozycji na rzecz rytmu – każdy rozdział to małe, przystępne „okno” do świata DC, dostępne nawet dla odbiorcy spoza kręgu wtajemniczonych fanów. To strategia skrojona nie pod continuity, lecz pod emocję wejścia.
Twórcy: Komiks jako dialog dwóch temperamentów artystycznych

Batman: Wszechświat jest rezultatem spotkania dwóch odmiennych, lecz komplementarnych wrażliwości: scenarzysty Briana Michaela Bendisa – mistrza dialogu, rytmu i narracyjnej elipsy – oraz rysownika Nicka Deringtona, wywodzącego się ze świata niezależnych eksperymentów wizualnych, a jednocześnie głęboko zakorzenionego w klasycznej czytelności komiksu. Bendis, znany z wielowarstwowego podejścia do tekstu, tym razem przyjmuje strategię minimalistyczną: rezygnuje z narratora, ogranicza dialogi, pozwalając obrazowi mówić więcej niż słowom. Jego scenariusze są przemyślaną partyturą – precyzyjnie rozłożone tempo, z wyraźnie zaznaczonymi kulminacjami w połowie rozdziału, wykorzystują unikalny 12-stronicowy format jako przestrzeń do eksploracji formy. Derington, z kolei, wnosi do projektu estetykę klarowności: mocne sylwetki, proste kąty kamery, płynność lektury wzorowaną na Love and Rockets i Moebiusie, ale też dyskretny ekspresjonizm rodem z Mignoli. Ich współpraca – oparta na zaufaniu, wzajemnym rozpoznaniu kompetencji i wspólnym języku wizualnym – zaowocowała dziełem, które mimo prostoty przekazu tętni niuansem i wyobraźnią. Batman: Universe nie jest manifestem artystycznym – to subtelny przykład tego, jak można tworzyć mainstreamową przygodę bez utraty osobowości twórczej.
Batman jako ikona, nie trauma: Rezygnacja z psychologizacji

W Batman: Wszechświat nie znajdziemy Bruce’a Wayne’a. Nie ma tu retrospekcji do zamordowanych rodziców, nie ma jaskini, nie ma Alfreda, nie ma żadnego z tych elementów, które w ostatnich dekadach stały się obowiązkowym składnikiem „realistycznej” psychologizacji Batmana. Zamiast tego – maska. I tylko maska. Od pierwszego kadru – perspektywy z wnętrza Batmobilu – komiks wpisuje się w estetykę immersji: „to ty jesteś Batmanem”. Bendis świadomie rezygnuje z pokazania twarzy bohatera, odmawiając czytelnikowi tradycyjnego dostępu do człowieka za symbolem. Ta decyzja nie wynika z lenistwa, lecz z konsekwentnego wyboru: Batman w tej opowieści nie jest jednostką po przejściach, ale emblematem możliwości narracyjnych – figurą, przez którą można przepuścić wszystko. W duchu Franka Millera, który w jednym z cytowanych przez Bendisa esejów stwierdził, że tylko Batman „udźwignie każdą konwencję” – od LEGO po horror – Batman: Universe buduje postać nie jako indywiduum, lecz jako formę. To Batman pozbawiony interiorności – nie dlatego, że jej nie posiada, ale dlatego, że nie jest ona w tej opowieści potrzebna. To podejście przywraca bohaterowi funkcję uniwersalnego narzędzia opowieści, czego nie widziano od czasów Brave and the Bold. Batman nie cierpi. Batman działa. Batman znika w akcji – i właśnie dlatego staje się dostępny.
Tonalność: Humor jako forma współczesnej empatii

W Batman: Wszechświat ton opowieści zaskakuje – nie tylko lekkością, ale też subtelnym poczuciem humoru, które nie ośmiesza postaci, lecz czyni ją bardziej przystępną emocjonalnie. Brian Michael Bendis, choć powszechnie kojarzony z wartkimi, wielostronicowymi dialogami, tym razem sięga po ironię oszczędną, często ograniczoną do jednego kadru, westchnienia lub niedopowiedzianej puenty. Batman mówi niewiele, a gdy już to robi – jego humor jest suchy, czasem złośliwy, najczęściej adresowany do samego siebie. Jak przyznaje sam scenarzysta: „Batman jest zabawny, ale tylko on o tym wie”.
Ten autoironiczny rys staje się narzędziem nie tylko uatrakcyjnienia lektury, lecz – co ważniejsze – rozbrojenia mitologii postaci, która przez dekady przybrała zbyt intensywnie dramatyczny kostium. Humor w Batman: Wszechświat nie jest parodią, lecz formą oddechu: środkiem odciążenia, który pozwala dziecięcemu czytelnikowi się nie bać, a dorosłemu – nie czuć się zmęczonym. Szczególnie wyraźne jest to w relacjach Batmana z innymi postaciami: z Nightwingiem pojawia się dynamika kumplowska, z Green Lanternem – ironiczna rywalizacja, z Vandalem Savagem – teatralne kontrasty.
W tym ujęciu, ton komiksu staje się także etycznym wyborem. Nie przez przypadek autorzy – będący jednocześnie ojcami – deklarują, że chcieli stworzyć Batmana, którego mogliby pokazać własnym dzieciom. To nie infantylizacja. To empatia w praktyce. Batman: Universe przypomina, że ciemność nie zawsze jest konieczna, by opowieść miała ciężar – czasem wystarczy uśmiech, by postać stała się ludzka.
Struktura wizualna: Panel jako metronom narracyjny

Estetyka Batman: Wszechświat opiera się na precyzyjnej kontroli rytmu wizualnego – a jego podstawową jednostką jest panel traktowany niczym takt muzyczny. Nick Derington operuje głównie klasycznym układem 6-grid (dwa rzędy po trzy kadry), który pełni tu funkcję metronomu narracyjnego. Nie ma tu graficznych fajerwerków, poszarpanych kompozycji czy dekonstrukcyjnych układów plansz – przeciwnie: dominują przejrzystość, stabilność i tempo prowadzenia oka. Ten klasyczny porządek nie ogranicza narracji – wręcz przeciwnie, umożliwia czytelnikowi swobodne poruszanie się po planszy bez zgubienia rytmu akcji.
Każdy panel jest wyraźnym ujęciem – często kadrowanym na wysokości oczu, bez nachylenia kamery, bez dygresji formalnych. Taki wybór wpisuje się w strategię Deringtona, który – jak sam mówi – rysuje „dla czytelników spoza bańki komiksowej”, budując czytelność ponad estetyzację. Jego bohaterowie są silnie sylwetkowi: Batman jest smukły i zwinny, Vandal Savage – masywny i przysadzisty, a Green Lantern wręcz „przerysowany” w swojej muskulaturze. Gra kształtami przypomina bardziej animację niż realistyczny rysunek – i to zamierzenie.
Dodatkowo, Derington traktuje dymki i efekty dźwiękowe jako elementy kompozycji – rozmieszcza je świadomie, wpisując w układ planszy niczym element typograficzny, nie ozdobnik. To podejście przywodzi na myśl Hellboya Mignoli, gdzie litery i rysunek funkcjonują jako jedna całość. W efekcie powstaje komiks, który – choć graficznie „niewyszukany” – jest czysto komiksowy: operujący rytmem, czytelnością, podskórnym napięciem. Forma służy funkcji, a funkcją jest tu przejrzysta narracja bez barier.
Dla kogo jest ten komiks? Czyli jak Batman: Wszechświat mówi do nowego pokolenia

Batman: Universe powstał z myślą o czytelniku, który może nigdy wcześniej nie miał w ręku żadnego komiksu. Nie jest to jednak uproszczenie – to otwarcie. Inicjatywa Walmart Comics, w ramach której pierwotnie ukazywały się odcinki tej serii, miała na celu przeniesienie komiksu superbohaterskiego z elitarnych sklepów specjalistycznych do przestrzeni codzienności. Bendis i Derington potraktowali to zadanie z pełną świadomością: stworzyli Batmana dostępnego, ale nie banalnego; bez przemocy, ale z napięciem; bez mroku, ale z ikoniczną dramaturgią.
Twórcy – obaj będący ojcami – celowo wybrali ton umiarkowany, pozbawiony okrucieństwa i groteski, kierując swoje dzieło do odbiorców w wieku, który z trudem znosi estetykę mrocznych wersji Nolana czy Snydera. Ale to nie tylko komiks „dla dzieci”. To historia, która nie wyklucza nikogo: dzieci dostają jasny rytm i prostą intrygę, dorośli – inteligentny dowcip, meta-komentarz i zachwycającą jakość graficzną.
Bendis nie upraszcza mitologii – on ją przefiltrowuje przez filtr narracyjnej przystępności. Tak jak Ultimate Spider-Man był opowieścią o Peterze Parkerze dla nowego millenium, tak Batman: Universe staje się opowieścią o Batmanie dla czytelników urodzonych już w czasach dominacji mediów cyfrowych. Komiks nie konkuruje z filmem czy grą. On zaprasza – i to właśnie czyni go potrzebnym.
Po co ten komiks powstał i czy był potrzebny?

Batman: Wszechświat to nie efemeryczny dodatek do katalogu DC, lecz przemyślana interwencja w sposób opowiadania o jednym z najbardziej eksploatowanych bohaterów popkultury. Komiks Bendisa i Deringtona nie stawia na dekonstrukcję mitu, ale na jego rekalibrację – poprzez formę przystępną, tonalnie zrównoważoną i wizualnie klarowną. Powstał, by przypomnieć, że Batman nie musi być traumatyczny, by był angażujący; nie musi być mroczny, by był wiarygodny; nie musi być realistyczny, by był potrzebny.
W erze przesytu interpretacji i pogłębionej psychologii, Batman: Universe przywraca postać do jej funkcji pierwotnej – jako wehikułu narracji, symbolu działania, figury otwartości. To komiks, który można podsunąć dziecku, podarować nowemu czytelnikowi, a samemu przeczytać z satysfakcją. Potrzebny? Bez wątpienia. Bo w czasach, gdy popkultura często zamyka się we własnym cieniu, ktoś musi zapalić światło. Tu – w kształcie nietoperza.
Biogramy twórców
Brian Michael Bendis – jeden z najważniejszych scenarzystów amerykańskiego mainstreamu komiksowego XXI wieku. Twórca Ultimate Spider-Man, Alias, Powers i New Avengers, współodpowiedzialny za redefinicję stylu dialogowego i serialowej narracji w komiksie superbohaterskim. Po kilkunastu latach współpracy z Marvelem przeszedł do DC Comics, gdzie – poza Supermanem i Young Justice – stworzył m.in. Batman: Universe. Znany z umiejętności łączenia rytmu, empatii i metatekstualności.
Nick Derington – rysownik i projektant, łączący w swojej estetyce wpływy klasycznej animacji, alternatywnego komiksu amerykańskiego i europejskiej ligne claire. Autor oprawy graficznej do Doom Patrol (imprint Young Animal) oraz okładek m.in. dla serii Mister Miracle. Jego styl cechuje przejrzystość narracyjna, silne operowanie sylwetką i unikanie graficznego chaosu. Batman: Universe to jego pełnometrażowy debiut narracyjny w uniwersum DC.
Tytuł oryginalny: Batman: Universe
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Nick Derington
Kolory: Dave Stewart
Wydawnictwo: DC Comics
Data premiery zbiorczego wydania: 11 maja 2021 r.
Format: miękka oprawa (paperback)
Liczba stron: 176
ISBN: 978-1-77950-583-5
Cena okładkowa (USA): 24,99 USD
Oryginalna publikacja: Batman: Universe #1–6 (2019–2020), pierwotnie publikowane w ramach serii Batman Giant wydawanej przez Walmart
Polskie wydanie: Batman: Wszechświat [Uniwersum DC: Bohaterowie i Złoczyńcy tom 101]. Hachette 2025.

Michał Chudoliński (ur. 1988 r.) – Krytyk komiksowy i filmowy, scenarzysta, konsultant scenarzystów filmowych. Prowadzi zajęcia z zakresu amerykańskiej kultury masowej – ze szczególnym uwzględnieniem komiksów – na Uniwersytecie Civitas. Pomysłodawca i redaktor prowadzący bloga „Gotham w deszczu” (YouTube: @Gothamwdeszczu). Współzałożyciel Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowej. Autor książki „Mroczny Rycerz Gotham – szkice z kultury popularnej” (wyd. Universitas), nominowanej do Nagrody „Debiut Roku 2023” Polskiego Towarzystwa Badań nad Filmem i Mediami oraz Nagrody Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Laureat Nagrody Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.