Historie (z) marginesu
„Batman” Scotta Snydera to jedna z najlepszych wydawanych obecnie w Polsce amerykańskich serii komiksowych. Do kolejnych tomów można mieć oczywiście różnorakie zastrzeżenia, lecz nie ulega wątpliwości, że obok komiksów Snydera nie da się przejść obojętnie, a on sam nie jest jedynie scenariuszowym wyrobnikiem. Początek „ery Snydera” zaprezentowanej polskim czytelnikom był naprawdę imponujący – historia Trybunału Sów to jedna z bardziej oryginalnych i znaczących dla mitologii Batmana opowieści, które pojawiły się w ostatnim czasie. Późniejsza „Śmierć rodziny” – zapowiadana jako mroczne i znaczące wydarzenie – także sprostała oczekiwaniom, choć niektórym mógł nie spodobać się ekstremalnie upiorny sznyt, który Snyder nadal Jokerowi. Oba tomy „Roku zerowego” wzbudziły chyba największe kontrowersje, a porównywanie ich z genezą Batmana spod ręki Franka Millera skłoniło część fanów do odrzucenia wizji Snydera jako zbyt „hollywoodzkiej” i mało emocjonującej. Zanim na polski rynek trafi „Endgame” – kolejny głośny projekt autora „Amerykańskiego wampira” – wydawnictwo Egmont zaprezentowało nam „Cmentarną szychtę”, czyli zbiór krótszych opowieści ze Snyderversum Batmana.
Jak każde wydanie zbiorowe, tak i „Cmentarna szychta” jest propozycją nierówną. Historie świetne przeplatają się z całkowicie przeciętnymi. Na szczęście jednak, w większości z nich widać ewidentną rękę Snydera, przez co miłośnicy groteskowej wizji przygód Batmana powinni być usatysfakcjonowani. Zacznijmy zatem od rzeczy słabszych. Takową jest dla mnie ewidentnie pierwsza z zebranych w tomie opowieści, nawiązująca do wydarzeń „Roku zerowego”, w której obserwujemy pierwszą próbę zinfiltrowania gangu Red Hooda przez Bruce’a Wayne’a oraz jego spotkanie z komisarzem Gordonem. Mój największy zarzut w stosunku do tej historii jest taki, że nie bardzo rozumiem czemu właściwie miała ona służyć. Pokazaniu nieporadności Wayne’a w jego pierwszych poczynaniach? Zasugerowaniu, że Gordon od samego początku domyślał się związku między Wayne’m i tajemniczym mścicielem z Gotham? To wszystko już było. W zasadzie jedynym uzasadnieniem dla tego fragmentu jest dla mnie całkiem zabawny gag z udziałem batarangu, który zaprogramowany na powrót w ręce właściciela po określonym czasie trafia w ostatniej chwili w drzwi windy zamykającej się za Bruce’m i Gordonem. Snyder pokazuje tu, że ewidentnie czuje specyfikę hitchcockowskiego suspensu, lecz niestety niewiele ponadto.
Na szczęście im dalej w tom, tym lepiej. Kolejne opowieści są już dużo ciekawsze, a i styl pisania Snydera trafia wreszcie na odpowiedni, nieco makabryczny grunt. Ciekawie prezentuje się zatem historia „Człowiek znikąd”, w której Clayface, podszywając się pod Wayne’a, próbuje dokonać zuchwałej kradzieży. Po pierwsze, cieszy fakt wprowadzenia postaci Clayface’a, który po „Batman: The Animated Series” pozostaje dla mnie jedną z najbardziej niewykorzystanych postaci batuniwersum. Po drugie, jest to przejmujący emocjonalnie epizod, którego akcja umiejscowiona tuż po śmierci Damiena Wayne’a nosi ewidentnie piętno tego tragicznego wydarzenia. Najlepszym fragmentem komiksu okazuje się zresztą scena, w której Clayface – wcześniej przejmując tożsamość Bruce’a – stara się odgryźć Batmanowi, gdy temu udaje się w końcu schwytać złoczyńcę. Potwór przybiera wówczas twarz Damiana i wypomina swemu „ojcu” kolejną bolesną stratę ukochanej osoby. Koniec historii, gdy Wayne i Alfred przeglądają zapiski wideo z udziałem zmarłego chłopaka, to autentycznie wzruszająca chwila.
Właśnie w takim nostalgiczno-horrorowym klimacie Snyder czuje się najlepiej – niezależnie od tego, czy opowiada o spotkaniu Nietoperza z niejaką Anachoretką, dla której Azyl Arkham jest jedynym domem „zbeszczeszczonym” przez obecność Batmana i innych zbirów, czy też każe walczyć Batmanowi i Supermanowi ramię w ramię z międzywymiarowym potworem rodem z powieści H.P. Lovecfrafta, który lada chwila ma pożywić się duszą bezbronnej dziewczyny. Tego rodzaju „smaczków” w „Cmentarnej szychcie” jest sporo i jeśli lubicie podobne motywy, to z lektury całego tomu będziecie z pewnością zadowoleni. Pozostaje jednak zasadnicze pytanie – kupić czy nie? Jakkolwiek odbiór „Cmentarnej szychty” jest przyjemny, to jednak nie myślcie, że gdy pominiecie ten tom, ominie Was jakaś szczególnie ważna część przygód Nietoperza. Dla fanów Snydera i Batmana zatem to lektura obowiązkowa, dla wszystkich innych – opcjonalna.
Autorem tekstu jest dr Tomasz Żaglewski – kulturoznawca, adiunkt w Zakładzie Badań nad Kulturą Filmową i Audiowizualną UAM. Obecnie pracuje nad książką dotyczącą współczesnych filmowych adaptacji komiksu.
Korekta: Monika Banik.
Serdeczne podziękowania dla Wydawnictwa Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.
Tytuł: „Batman. Cmentarna szychta”
Tytuł oryginału: „Batman – vol. 6. Graveyard shift”
Scenariusz: Scott Snyder, James Tynion IV, Marguerite Bennett, Gerry Duggan
Rysunki: Danny Miki, Greg Capullo, Wes Craig, Alex Maleev, Matteo Scalera, Dustin Nguyen, Andy Kubert, Andy Clarke, Derek Fridolfs, Jonathan Glapion, Sandra Hope, Craig Yeung, Drew Geraci, Jack Purcell, Sandu Florea, Marc Deering
Kolor: Fco Plascencia, Ian hannin, Brad Anderson, Nathan Fairbairn, Lee Loughridge
Zawiera: „Batman” 0, 18-20, 34, „Batman Annual” 2
Tłumaczenie: Marek Starosta, Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont Polska
Wydawca oryginalny: DC Comics
Data wydania: listopad 2015
Liczba stron: 200
Format: 170×260 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Cena: 75 zł