Jak pisałem w zbiorze będącym wstępem do Metalu: „[…] część [tomu] napisana przez Snydera jest jedną wielką wycieczką przez tajemnice, tajne plany oraz mrok, ale gdzie wszystko dotyczy wydarzeń na nieznaną wcześniej (jak zwykle w przypadku eventów) skalę, po których nic więcej nie będzie takie samo.” Snyder wyraźnie zaznaczał, że gra będzie toczyć się o najwyższą stawkę i że kluczem do wydarzeń mających wpłynąć na całe multiwersum jest Batman. Czy w sześciu zeszytach składających się na Dark Nights: Metal. The Deluxe Edition udało się scenarzyście stworzyć porywającą historię wykraczającą ponad zwyczajowe przeciętniactwo i chaos komiksowych eventów?
Tom otwiera losowa scenka z kolejnej przygody Ligi Sprawiedliwości – ich powrót do domu, a potem, po raz kolejny, kataklizm niszczący część Gotham. Później następuje chyba już dość klasyczna sekwencja, w której Batman wprowadza w pole resztę superbohaterów i kontynuuje śledztwo dotyczące tajemniczego nth metalu na własną rękę. Okazuje się jednak, że rola Mrocznego Rycerza została ukartowana i staje się on portalem, przez który do naszego świata dostaje się Barbatos wraz ze swoimi sługami, alternatywnymi wersjami Batmana będącymi ucieleśnieniami jego największych koszmarów. W ten sposób zaczyna się ściąganie naszego multiwersum w mrok i ciemność przy wtórze dźwięków kosmicznej dysharmonii.
Metal jest dokładnie takim eventem, jakiego można spodziewać się po przeczytaniu blurbów i wywiadów ze Snyderem – kawalkada różnorakich herosów i złoczyńców z każdego zakamarka DC staje wobec kataklizmu totalnego, a zdanie „musimy wystrzelić astralny mózg Anty-Monitora poprzez centrum multiwersum w skałę wieczności, żeby zniszczyć mroczny wszechświat” wydaje się mieć całkiem sporo sensu. Warto przy tym docenić to, jak Snyder ładnie splata choćby wydarzenia z Final Crisisu, swojego runu Batmana oraz kilku ostatnich lat uniwersum DC, sprawiając wrażenie, że faktycznie wydarzenia opisane w Metalu są kulminacją pewnych trendów oraz zwieńczeniem dawno temu rozpoczętych procesów. Co więcej, scenarzysta wchodzi tutaj w samo jądro kosmogonii i wykłada, kanonicznie, proces organizacji całego multiwersum, powstawania kolejnych światów oraz możliwość istnienia Elseworlds, pomimo scalenia pięćdziesięciu dwóch alternatywnych kosmosów w jeden przy zapoczątkowaniu Odrodzenia. Oczywiście, pozostaje tu sporo niedopowiedzeń czy nieścisłości (na przykład dotyczących samego powstania Kuźni czy Barbatosa), ale Snyderowi udaje się stworzyć przynajmniej pozór uporządkowania pod tym względem.
Świetnie prezentują się za to „mroczni rycerze”, koszmarne zniekształcenia Batmana. Każdy z nich to połączenie Nietoperza z mocą kolejnych członków Ligi Sprawiedliwości (Aquamana, Wonder Woman, Supermana, Flasha, Cyborga, Green Lanterna i samego Batmana) lub ich przeciwieństwem. Design tych postaci jest dość ciekawy oraz zachęcający do zadawania pytań o ich historie czy powody, jakie kierowały ich decyzją o przystąpieniu do Barbatosa, ale ich geneza przedstawiona jest dopiero w spin-offie Dark Nights Rising – w samym Metalu widać tylko, jak rozprawiają się z poszczególnymi superbohaterami. Najstraszniej i najciekawiej wypada Batman Who Laughs, połączenie Wayne’a z Jokerem, który jest jednocześnie prawą ręką Barbatosa. Niestety, wszystkie złe postacie poza tym mrocznym rycerzem zachowują się jak typowi złoczyńcy, a fakt, że każdy z nich jest Bruce’em Waynem jest tutaj tylko smaczkiem i nie ma poza tym żadnego znaczenia.
A właśnie główny zły i, ogólnie, sama historia, oraz to jak jest poprowadzona to najsłabsze punkty Metalu. Sam Barbatos, wyglądający jak przerośnięty nietoperz (dlaczego?), przez niemal cały tom nie robi nic, zbierając tylko energię i dostrajając się do melodii wszechświata, żeby móc na zawsze strącić go w mrok. Działają inni, Batmani z koszmarów oraz superbohaterowie – po całym oczekiwaniu i zapowiadaniu tej postaci to bardzo rozczarowujące. Przede wszystkim dlatego, że – poza wyglądem – trudno go jakkolwiek wyróżnić spomiędzy masy złoczyńców-megalomaniaków, którzy przez lata przewinęli się przez strony komiksów DC. Nie pomaga Barbatosowi bardzo proste (żeby nie powiedzieć – prostackie) i całkowicie sztampowe zakończenie, które wieńczy banalny fabularnie tom – bohaterowie odkrywają mroczną tajemnicę, przegrywają, muszą się przegrupować, udają się na poszukiwanie tajnej broni i, kiedy wydaje się, że cała nadzieja zgasła, dzięki determinacji i poświęceniu, odnoszą zwycięstwo. Finał ratuje jedynie dobrze przemyślane i, wyjątkowo dla tego tomu, zaskakujące starcie z Batmanem, który się śmieje. Można jednak powiedzieć, że pod względem fabularnym Metal jest wszystkim tym, co złe w komiksach superbohaterskich.
Owszem, można doceniać próby ponownej definicji kosmogonii DC, przepisanie historii Hawkmana oraz Hawkgirl, fajerwerki wizualne i koncepcyjne (Batmani z koszmarów, smoki-Jokery), ładnie poprowadzoną wieloznaczność oraz symboliczność słowa „metal”, ale to wszystko zlewa się w banalną, a jednocześnie wypełnioną niesamowitą ilością bełkotu historię. Zbyt wiele rzeczy spróbowano wtłoczyć w zbyt małą liczbę stron, co skończyło się olbrzymim rozczarowaniem – zwłaszcza biorąc pod uwagę zapowiedzi oraz to, jak Snyder opowiadał o swoim wielkim dziele.
Autorem powyższego artykułu jest Bartłomiej Łopatka – filolog francusko-angielski, fan fantastyki, Batmana, Gwiezdnych Wojen i Rona Swansona. W wolnych chwilach udaje, że jest programistą.
Korekta: Aleksandra Wucka
Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa DC Comics oraz księgarni Jak wam się podoba / As You Like it za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Tytuł: „Dark Nights: Metal. The Deluxe Edition”
Scenariusz: Scott Snyder, James Tynion IV
Rysunki: Greg Capullo, Mikel Janin, Alvaro Martinez
Kolory: Fco Plascencia, Jade Chung, Brad Anderson
Liternictwo: Steve Wands
Okładka: Greg Capullo, Jonathan Glapion, Fco Plascencia
Data wydania: czerwiec 2018
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 172×259 mm
Stron: 216
Cena: 29,99 $
Wydawnictwo: DC Comics