Detective Comics. Powstanie Batmanów

Trzeba przyznać, że DC zaczyna Odrodzenie od mocnych uderzeń – w Rebirth #1 Batman znajduje przypinkę Komedianta, w pierwszym tomie All-Star porywa Two-Face’a, aby uratować Gotham (i, być może, odzyskać przyjaciela), a seria Detective Comics rozpoczyna się od historii Nietoperza i spółki walczących z tajną grupą operacyjną, której macki sięgają najwyższych szczebli wojska USA.

Pierwszy zeszyt zaczyna się od zmaltretowania Azraela przez postać łudząco podobną do Batmana. To ostatni dowód, jakiego Nietoperz potrzebuje, by stwierdzić, że miastu zagraża coś poważnego. Dlatego też zbiera razem kilku członków Bat-family: Batwoman (Kate Kane), Red Robina (Tim Drake), Orphan (Cassandra Cain), Spoiler (Stephanie Brown) oraz… Clayface’a, który dostaje szansę odkupienia win. W większości są to więc starzy znajomi (powrót Kane po ponad dwóch latach nieobecności), niektórzy w nowych rolach, a niektórych wydaje się brakować (Batgirl ma swoją własną serię).

Po pewnym czasie i wstępnym rozpoznaniu okazuje się, że wróg, przeciwko jakiemu staje ta zebrana grupa jest wyjątkowo dobrze zorganizowany i bardziej niebezpieczny niż Batman początkowo przewidywał – co więcej, wzoruje się on na nim i jego sposobach walki. Tej wrogiej organizacji udaje się nawet, dzięki znaczącej przewadze liczebnej, powalić Wayne’a i uprowadzić go do swojej głównej bazy, The Colony. Reszta zespołu, po wykaraskaniu się z własnych bitew, rusza więc go odbić. Jednocześnie okazuje się, że wróg jest kimś znacznie bliższym, niż im się wszystkim na początku wydawało – a jego macki mogą sięgać bardzo daleko.

Przedstawienie tego, jak ktoś próbuje wzorować się na Batmanie w celu stworzenia własnej armii/jednostki specjalnej (pojawiało się między innymi w grze Arkham Knight, program taki próbowała kiedyś stworzyć policja w Gotham, a nawet i sam Darkseid był zainteresowany klonowaniem Nietoperza) nie jest specjalnie odkrywcze, ale James Tynion IV próbuje dodać realności swojej historii, umieszczając w roli antagonisty tajną komórkę wywiadowczo-wojskową rządu USA. Mamy więc tutaj bardzo silne osadzenie we współczesności, a może i nawet pewną krytykę współczesnych rządów i amerykańskiego interwencjonizmu. Jednak najważniejsze w tym komiksie rozgrywa się na płaszczyźnie relacji między postaciami tworzącymi drużynę. Tynion IV odchodzi od bodaj najpopularniejszej wizji Nietoperza jako samotnika, jedynego sprawiedliwego krzyżowca w walce ze złem, który z niechęcią i protekcjonalnością przyjmuje pomoc innych (nawet od Robina) – a choć widać pewien jego dystans do grupy, to jest przynajmniej otwarty na współpracę i rozmowę; szczególnie Batwoman pokazuje bardzo silny charakter w konfrontacji z Nietoperzem.

Dynamika całej tytułowej grupy również gra na plus. Nieco oschły i tajemniczy Batman, nieufna i pełna wątpliwości, ale potrafiąca być stanowczą i decyzyjną Batwoman, pewny siebie i przemądrzały Red Robin – czasem aż za bardzo przemądrzały, w komiksie znajdują dwie sceny pod tytułem „wiedziałem, że wiesz, że wiem, że wiesz”, od czytania których trochę bolą oczy – dziwna i będąca nieco na uboczu Orphan, emocjonalna Spoiler i, wreszcie, stanowiący źródło comic relief, Clayface. Poza kilkoma fajnymi scenami, w których buduje się całkiem nieźle uzupełniająca się drużyna (z kilkoma przebłyskami na ich życie prywatne) dość przyjemnie czyta się ich wzajemne dogryzanie i obserwuje kolejne dynamiczne walki. Najmocniej wypada tu związek Tima ze Stephanie – Tynion IV dość naturalnie oddaje ich czułość i wspólne życie, a także wahanie Red Robina na temat swoich dalszych losów. Drake bardzo poważnie zastanawia się, w jaki sposób bardziej przysłuży się ludzkości i będzie czynił więcej dobra: jako zamaskowany bohater w Gotham, czy korzystając ze swojego nieprzeciętnego intelektu i możliwości, jakie daje mu grant naukowy na prestiżowym uniwersytecie. To kolejny dość ciekawy zabieg, który dodaje realności postaciom, osadza je także w rzeczywistości pozabohaterskiej – i sprawia jednocześnie, że zakończenie uderza czytelnika jeszcze mocniej.

Finał tomu, poza dużym ładunkiem emocjonalnym, wyraźnie sygnalizuje, że główna oś Odrodzenia, której odłamki pojawiają się w wielu różnych seriach wydawnictwa i dodają kolejne elementy układanki do ingerencji tajemniczych postaci w świat DC, będzie miała znaczący wpływ na dalsze losy naszych bohaterów. Ciekaw jestem, jak te wątki przewijające się w Batmanach czy Action Comics będą się rozwijać i czy ta najnowsza epoka w komiksach DC będzie trwalsza i bardziej warta zapamiętania od poprzedniej.

Warto na koniec wspomnieć o warstwie graficznej serii Detective Comics – Eddy Barrows i Eber Perreira świetnie się spisali. Ich kadry bywają umowne, rozmyte, nieszczegółowe, czasem może nazbyt kreskówkowe, ale bardzo dobrze wypadają te bardziej dynamiczne, a udało im się także stworzyć przynajmniej kilka takich, przy których po plecach przechodzą ciarki. Rzut oka na armię szalonych Jokerów, stojącego w promieniu światła wewnątrz katedry nad pobitym Azraelem Batmana czy Nietoperza, z którego twarzy bije niepohamowany żal (emocje u Batmana!)… tego typu niezwykle sugestywnych i pieczołowicie wykonanych scen jest w tym tomie więcej. Co cieszy – Batman dawno nie wyglądał tak dobrze.

Autorem powyższej recenzji jest Bartłomiej Łopatka – filolog francusko-angielski, fan fantastyki, Batmana, Gwiezdnych Wojen i Rona Swansona. W wolnych chwilach udaje, że jest programistą.

Korekta: Monika Banik

Tytuł: Detective Comics, tom 1: Powstanie Batmanów

Scenariusz: James Tynion IV

Rysunki: Eddy Barrows

Tusz: Eber Ferreira

Kolor: Adriano Lucas

Liternictwo: Marilyn Patrizio

Okładka: Eddy Barrows, Eber Ferreira, Adriano Lucas

Wydawca: DC Comics (EN), Egmont (PL)

Rok wydania oryginału: 2017

Data polskiego wydania: Październik 2017

Liczba stron: 156

Format: 165 x 255 mm

Oprawa: miękka

Druk: kolor

Cena: 39,99 zł

 

[Suma głosów: 5, Średnia: 4.2]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *