Earth One

Autorem recenzji jest Michał Chudoliński. Więcej o nim dowiecie się tutaj.

Obrońca Gotham w stroju nietoperza jest tak nośną postacią, ponieważ przez lata nauczył się dostosowywać do nastrojów społecznych, jakie panowały w określonym czasie w Ameryce. Jest typem bohatera, który nie stoi w miejscu. Wciąż ewoluuje, a granice jego osobowości, jego świata, wyznacza wyobraźnia twórców oraz redaktorów pracujących nad jego przygodami. Czasami jednak następuje czas, gdy trzeba (i wręcz należy) opowiedzieć jego historię na nowo. Szczególnie, gdy pojawia się nowa, nadal wzrastająca nisza czytelników, którzy nie czytali lub nie czują klimatu „Roku pierwszego” Franka Millera i Davida Mazzuchelliego z prostego powodu – dla nich lata 80. są zamierzchłą, niezrozumiałą historią.

000

„Batman: Earth One” powstał na bazie popularności komiksu „Superman: Earth One” J. M. Straczynskiego oraz Shane’a Davisa, reklamowanego jako przygody Człowieka ze Stali skierowane do fanów „Zmierzchu”. I choć format obu historii jest identyczny (prawie 150-stronicowy komiks wydany w twardej oprawie jako powieść graficzna), to ich cele były zgoła odmienne. Straczynski miał za zadanie odświeżyć skostniała koncepcję Supermana tak, aby była strawna dla obecnej generacji czytelników. Z kolei założeniem Geoffa Johnsa i Gary’ego Franka było zaprezentowanie lekko zmienionej historii dla tych osób, które odczuwają ból głowy na myśl o przepastnej historii Mrocznego Rycerza, jego antagonistach, przyjaciołach oraz seriach pobocznych. Przypomina to trochę sytuację, w której idziemy do ulubionej restauracji i zamawiamy specjał, który dobrze znamy. Z tym że wrażenia ze spożytego posiłku są diametralnie różne, bo kucharz zmienił proporcje – dodał nieco więcej tego, nieco mniej tamtego, a pewnych składników nie zawarł w ogóle. Pojawia się dylemat, czy uwielbiane danie podane w taki sposób może być nadal apetyczne?

Z początku wydaje się, że zmianie uległo praktycznie wszystko, choć w rzeczywistości poszczególne podziałki przesunęły się o jedno oczko wyżej, a niektóre niżej. Alfred nie jest już kamerdynerem o brytyjskich manierach, a stąpającym twardo po ziemi byłym wojskowym, który zawdzięcza Thomasowi Wayne’owi (poważanemu lekarzowi, przedsiębiorcy i dobroczyńcy) rekonwalescencję. Na jego prośbę przybywa do Gotham z dalekiego Seulu, by pomóc mu w kampanii na burmistrza miasta. Z racji tego, co obaj przeżyli na wojnie, Alfred obiecuje Thomasowi chronić jego rodzinę przed ewentualnymi niebezpieczeństwami, co jest całkiem zrozumiałe, jeżeli ubiega się o urząd w najniebezpieczniejszym mieście USA. Na dobrych chęciach jednak się kończy. W dniu, w którym Alfred przybywa do metropolii, dochodzi do tragedii. Wayne’owie zostają zamordowani po wyjściu z kina przez nieznanego sprawcę. Jedynym ocalałym jest Bruce, jedyny syn Thomasa. Pomimo wątpliwości, Alfred (przypominający bardziej skrzyżowanie Hugh Lauriego z Christopherem Lee) podejmuje się opieki nad chłopcem, przyjmując rolę zastępczego ojca. Nie przeczuwa jednak, że stanie się dla niego kimś więcej: mentorem w walce z przestępczością. Mistrzem zastanawiającym się, co tak naprawdę kieruje jego uczniem – poczucie zemsty na kryminalistach, chęć życia wedle kodeksu bushido, czy też zwyczajne szaleństwo.

014

Mroczny Rycerz Geoffa Johnsa to, jak do tej pory, najbardziej ludzka i krucha interpretacja, z jaką się spotkałem. Błyskotliwość, doskonałe przygotowanie fizyczne oraz taktyka ustąpiły emocjom, chaotycznemu podejściu, brakowi doświadczenia i frustracji głównego bohatera. Wayne jest tutaj Batmanem na początku swojej kariery, ale bez lat treningu oraz doświadczeń wynikających z podróży i zdobywania wiedzy. To nadal książę Gotham pochodzący z dobrze usytuowanej rodziny, ale niemający w sobie tego intelektualnego błysku, cechującego najlepszych detektywów. W dodatku jest niezdarny i nie ma ani krzty szczęścia – a to go sprzęt zawiedzie, innym razem zaś przeceni swe siły. Wszystkie te zabiegi miały sprawić, że zamaskowany mściciel będzie nie tylko realistyczny, ale także ludzki, czego przejawem jest już sam sposób obrazowania go przez Gary’ego Franka. Gdy Bruce ma na sobie kostium, widzimy jego oczy, ich wyraz, emocje jakie się w nich odbijają. Prosty zabieg i prostolinijna w sumie postać. Niestety, Batman jest tutaj bardziej awanturnikiem przypominającym bohatera kina Nowej Przygody aniżeli złożoną, niejednoznaczną postacią, do której się przyzwyczailiśmy.

Fabuła do skomplikowanych również nie należy. Johns opowiada prostą historię o zemście utrzymaną w nastroju politycznego thrillera, w której ostatni sprawiedliwy dokonuje zemsty na kryminalistach nękających jego miasto. Gotham przypomina nieco lepiej zadbane Detroit, ale, podobnie jak u Nolana, brakuje mu duszy. Tu i ówdzie mamy co prawda wskazówki od scenarzysty, że całe miasto może być naznaczone klątwą szaleństwa. Ba, nawet sam Wayne może być niespełna rozumu, skoro jego matką jest Martha Arkham, obciążona okrutną historią rodziny (w tym uniwersum Gotham powstało dzięki staraniom rodzin Wayne’ów i Arkhamów). Te wszystkie odniesienia są jednak tylko wspomniane i pozostawione na boku, jakby Johns czekał na ich rozwinięcie w kolejnych tomach „Earth One”. Ponadto ważniejsze jest dla niego właśnie czynienie z Batmana nie ponuraka z problemami psychicznymi, ale skupienie się na jego człowieczeństwie, a przy tym zachowanie realizmu, by rezultat nie wypadł prześmiewczo.

038

Cała opowieść jest zresztą tak skonstruowana – bardziej przypomina ustanowienie podwalin dla nowego świata, aniżeli w pełni autonomiczną historię. Tak jakby scenarzysta dostał wszystkie zabawki z uniwersum Batmana i rozkładał je wedle swojego uznania, ale tak w sumie się nimi nie bawiąc. Zamiast pełnej fabuły dostajemy bohaterów znanych od lat, czyniących to co zwykle i doprowadzających swoje życie do punktu, który wydaje nam się dziwnie znajomy. Jeżeli czegoś się obawiam w związku z przyszłymi tomami „Earth One”, to chęci poprawiania przez Johnsa dziedzictwa byłych scenarzystów Batmana. Raczej się na to zanosi.

Wydawać by się mogło, że z satysfakcją besztam „Batman: Earth One”. Jakbym uważał, że nie jest to komiks godny uwagi. Rzeczywiście, mam wiele do zarzucenia tej historii. Koniec końców jednak jest to świetny komiks rozrywkowy, który czyta się jak gotowy materiał na ciekawy film sensacyjny z elementami humoru i przygody. Może się wydawać on nieco nużący i płytki dla zaawansowanych czytelników Batmana, ale dla kompletnych żółtodziobów jest to dobry moment zaczepienia. Dzięki niemu mogą zainteresować się nieco starszymi historiami czy też tym, co Snyder czyni w „Batmanie” oraz obecnie wydawanych seriach. Główna w tym zasługa Gary’ego Franka. Rysownik wykonał kawał dobrej rzemieślniczej roboty. Jego rozkładówki są pełne impetu, drobiazgowo odwzorowanych szczegółów. Doskonale czuje duszne, mroczne sceny, co zresztą można było odczuć również w wyśmienitej serii „Supreme Power”. Co prawda drażnią momentami szowinistycznie narysowane kobiety, a przejścia od sceny do sceny mogłyby być bardziej pomysłowe i nie aż tak błyskawiczne. Dla fanów jednak oglądanie jego prac w komiksie o Batmanie było od dawna marzeniem. Frank to jeden z tych rysowników, który jak mało kto nadawał się do posępnej opowieści o zamaskowanym mścicielu. Najbardziej zadowolony jestem z jego interpretacji stroju Batmana, przywodzącej na myśl strój z „Batman Inc.” Granta Morrisona. Jest bardzo utylitarny, pragmatyczny, ale, w odróżnieniu od kroju stroju z historii Morrisona, wygląda na przygotowany jakby w pośpiechu i przypomina uniform roboczy. 

057

Reasumując, „Batman: Earth One” to niezobowiązująca, poprawnie poprowadzona gra motywami z komiksów o Człowieku-Nietoperzu, ale nie wnosząca nic nowego do samego uniwersum. To kolejny alternatywny wymiar, który dopiero czeka na ciekawszy ciąg dalszy. Dla początkujących czytelników może to być zaskakująco przyjemna wprawka do świata Batmana, bardziej zaawansowani natomiast mogą poczuć się jedynie rozczarowani. Jakby przeczytali komiks, który został wydany jedynie w celu promocji filmu z Mrocznym Rycerzem w roli głównej. A trzeba przypomnieć, że „Earth One” został opublikowany w okolicach premiery „Mroczny Rycerz Powstaje” i w sumie dzięki temu odniósł spory sukces na rynku amerykańskim. Ja tak przynajmniej się czuję. Zwłaszcza, że sequel miał się pojawić w tym roku a jak na razie o nim ni widu, ni słychu…

 

Dziękujemy sklepowi ATOM Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji. Komiks możecie kupić w sklepie ATOM Comics.

„Batman” HC : „Earth One”

Scenariusz: Geoff Johns

Rysunki: Gary Frank

Tusz: Johnathan Sibal

Kolory: Brad Anderson

Liternictwo: Rob Leigh

Okładka: Gary Frank, Brad Anderson

Data wydania: Lipiec 2012 r.

Papier: kredowy

Druk: kolorowy

Stron: 144

Cena: US $22.99

[Suma głosów: 1, Średnia: 3]

1 thought on “Earth One”

  1. Pingback: DC Deluxe | Gotham w Deszczu

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *