Green Arrow. Kołczan

Kołczan” opisywany jest na Zachodzie jako upadek Kevina Smitha. Jak wiele jest w tym prawdy?

Kim jest Oliver Quinn?

Green Arrow, czyli Oliver Quinn, to mało znany polskim czytelnikom superbohater ze stajni DC. Quinn to nawrócony milioner, który odrzucił swoje bogactwo w imię zwalczania wszelkiego zła. To również członek JLA, Amerykańskiej Ligi Sprawiedliwości. Jego podstawową bronią są łuk i strzały „na każdą okazję”, w tym strzała z… rękawicą bokserską.

Jego dosyć sztampowa historia może kojarzyć się z biedniejszą i „mniej cool” wersją Batmana. To słuszny trop – GA powstał w latach 40. i miał odnieść sukces na fali popularności Bruce’a Wayne’a.

Mimo niewielkiego odświeżenia designu, postać Green Arrowa – zarówno pod względem estetyki, jak i charakteru – wymusza skojarzenie z Robin Hoodem na sterydach. Cała osoba Quinna wciąż trąci myszką, przez co współczesnemu czytelnikowi będzie bardzo trudno go polubić.

Główna historia

„Kołczan” opowiada historię Olliego, superbohatera, który po katastrofie lotniczej powstaje ze zmarłych. Pojawia się znikąd w swoim rodzinnym Star City, nie pamiętając ani katastrofy, ani upływu lat. Oliver przesadnie reaguje na technologię, co może przypominać wątek z Kapitanem Ameryką konkurencyjnego Marvela. Sam bohater jest bardzo nierówno skonstruowany – raz jest błyskotliwy i charyzmatyczny, by zaraz przypominać szalonego hippisa walczącego z faszyzmem.

Irytujący wstęp

Quinn próbował odkupić swoje grzechy, popełnione w czasach, gdy bezwzględnie wykorzystywał ludzi przy każdej możliwej okazji zarobku. Jako Green Arrow zwalczał przestępczość i skutki nierówności społecznych, ale robił to na tyle siermiężnie, że nie był w stanie zostać pierwszoligowym bohaterem DC. W rozsławieniu bohatera miało pomóc JLA i jego zagadkowa, acz bohaterska śmierć. W „Kołczanie” Quinn wraca zza grobu i jest to jeden z dwóch głównych motywów komiksu.

Tom pierwszy rozpoczyna się od nakreślenia relacji Quinna z ważnymi dla niego postaciami, takimi jak Black Cannary, Roy czy Connor. To ponad dwadzieścia stron emocjonalnego szantażu na czytelnikach, w myśl zasady „someone wants him/her”. Jest to typowy zabieg, stosowany również w literaturze, kiedy twórca historii widzi braki w konstrukcji bohatera i za pomocą bohaterów drugoplanowych, zazwyczaj romansowych, próbuje dodać protagoniście wartości. Myślę, że zabieg ten nie raziłby w oczy tak bardzo, gdyby Smith ograniczył się do dialogu Batmana i Supermana (który nota bene i tak jest zakończony kadrem z nagrobkiem głównego bohatera). Cały zabieg jest bardzo krzywdzący dla całej historii. Jeśli sam scenarzysta nie wierzy w postać, to jak ów bohater może sam obronić się przed czytelnikiem?

Nowa historia Szmaragdowego Strzelca

Postać Green Arrowa została potraktowany po macoszemu. Niemal każdy kadr podkreśla, że scenarzysta nie wierzy w potencjalny sukces komiksu. Racjonalnym byłoby stworzenie komiksu niszowego, skoro twórcy nie widzą w nim szansy na sukces komercyjny. Zamiast tego Smith przez oba tomy siłuje się z kompleksem Marvela, na czym najbardziej cierpi główny bohater.

Wątek z największym potencjałem to częściowa utrata pamięci Quinna. Mężczyzna nie pamięta swojego wypadku ani momentu domniemanej śmierci. Wątek ten jest poprowadzony niedokładnie, jakby Smith bał się pochylić nad emocjami, które powinny towarzyszyć bohaterowi. Zderzenie Olliego z nowymi technologami, które powinno być jednym z ciekawszych wątków, zostało poprowadzone tak zachowawczo, że aż trąci myszką. Jest to szczególnie wyraźne w takich kadrach, jak porównywanie starego telefonu komórkowego „z antenką” do krótkofalówek.

Obawiam się, że przewidywalność historii i mocno wyczuwalny klimat retro zniechęcą młodszych czytelników do postaci Arrowa. Jest to ewidentnie wina scenarzysty, który nie tylko nie potrafi odświeżyć postaci Green Arrowa, a chyba nawet jej nie lubi. Szkoda, bo Oliver Quinn nosi w sobie ogromny potencjał superbohatera dramatycznego.

Prawie jak Robin Hood

Nie mając pomysłu na redesign GA, Smith próbował zrobić z „Kołczanu” komiks zaangażowany. Widoczne to było nie tylko w motywach działań głównego bohatera, ale i poruszanej tematyce dewiacji seksualnych, pedofilii, stręczycielstwa etc.

Główną osią fabuły są tajemnicze porwania dzieci w Star City. Sprawą szybko zaczyna interesować się Amerykańska Liga Sprawiedliwości, w tym nasz bohater. Na łamach komiksu zaczynają pojawiać się kolejni znani bohaterowie, w tym Flash i Aquaman, co tylko potwierdza moje obawy, że są tutaj po to, aby Green Arrow mógł skąpać się w ich blasku.

Quinn jest bohaterem zdecydowanie zaangażowanym. Nawet Flash opisuje go jako „Przekleństwo konserwatystów” (lub Olivier „Wszyscy gliniarze to faszyści” Quinn). Choć daleko mi do konserwatysty, to muszę przyznać, że i to oblicze Quinna zostało potraktowane przez Smitha bardzo zero-jedynkowo. Polityczne i ideologiczne fascynacje Quinna są przerysowane, wręcz karykaturalne. Przez to w większości dialogów z innymi superbohaterami Quinn ociera się o śmieszność.

W pewnym momencie komiks porusza kwestie feministyczne, jednak scenarzysta podszedł do tematu zbyt schematycznie i bezrefleksyjnie, aby wątek ten był godny uwagi. Może to i lepiej, że Smith go nie rozwinął, mając na uwadze irytujące prowadzenie heroin – niezwykle denerwującej i mało prawdopodobnej psychologicznie Mii oraz lekko mniej frustrującej ukochanej Quinna, Black Cannary.

Humor – największa wada i zaleta

Zarówno największą wadą, jak i zaletą obu tomów jest humor. Żarty są na bardzo skrajnym poziomie – szybko przechodzą od błyskotliwych i ciętych, do miałkich i niesmacznych. Warto zauważyć, że to głównie antybohaterowie sypią dowcipami niskich lotów. Do czasu przeczytania GA nie wiedziałam, że można jednocześnie opowiedzieć świetny żart i totalnie zniszczyć go w jednym kadrze, vide „typowa środa pięknych ludzi”.

 „Green Arrow” to przede wszystkim specyficzne poczucie humoru bohatera, które udziela się wszystkim postaciom już od pierwszej strony. Lekko pompatyczny ton, z jakim Batman i Superman rozmawiają o zimnie, popkulturowe nawiązania (m.in. do „Obywatela Kane’a” i „Chłopca i jego psa”), Superman używający ogrzewacza do rąk – to wszystko, czego mogłaby zażyczyć sobie typowa fanka komiksu o lekko zwyrodniałym poczuciu humoru. Na przykład ja.

To mógł być dobry komiks

Specyficzny związek między Batmanem i Supermanem, dobrze rozegrany bromance i genialne rozłożenie kadrów sprawiają, że Green Arrow mógł być świetnym komiksem. Dramatyczna historia bohatera, mimo że jest kalką z życiorysu Batmana, ma dobry potencjał sprzedażowy. Również szczere i wyraźnie zarysowane przekonania bohatera, spore umiejętności i skomplikowane relacje z innymi to elementy, które budują pierwszoligowych superbohaterów. Niestety jestem przekonana, że komiks ten nie odniesie sukcesu. I jest to głównie wina scenarzysty.

Autorem recenzji jest Dominika Tarczoń, autorka strony Nerd Kobieta.

Korekta: Monika Banik.

Dziękujemy Eaglemoss za udostepnione egzemplarze recenzenckie z Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics.

Green Arrow: Kołczan, tom 1

Scenariusz: Kevin Smith, Bob Haney

Rysunki: Phil Hester, Neal Adams

Tusz: Ande Parks, Dick Giordano

Kolor: Guy Major

Wydanie: II

Data wydania: Wrzesień 2016

Tytuł oryginału: Green Arrow: Quiver

Wydawca oryginału: DC

Tłumaczenie: Maciek Drewnowski, Tomasz Kłoszewski

Redaktor naczelna: Katarzyna Gwiazda

Wydawnictwo: Eaglemoss

Druk: kolor, kreda

Oprawa: twarda

Format: 175 x 260 mm

Stron: 120

Cena: 39,99 zł

Green Arrow: Kołczan, tom 2

Scenariusz: Kevin Smith, Robert Kanigher

Rysunki: Phil Hester, Carmine Infantino

Tusz: Ande Parks, Joe Giella

Kolor: Guy Major

Wydanie: II

Data wydania: Październik 2016

Tytuł oryginału: Green Arrow: Quiver

Wydawca oryginału: DC

Tłumaczenie: Maciek Drewnowski, Tomasz Kłoszewski

Redaktor naczelna: Katarzyna Gwiazda

Wydawnictwo: Eaglemoss

Druk: kolor, kreda

Oprawa: twarda

Format: 175 x 260 mm

Stron: 144

Cena: 39,99 zł

[Suma głosów: 1, Średnia: 1]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *