Kryzys na Nieskończonych Ziemiach

Blednąca klasyka

Kryzys_na_ziemiach

Bez „Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach” Marva Wolfmana i George’a Péreza uniwersum DC nie przybrałoby nowej formy, którą znamy i kochamy. Pod względem dziejowym i rozmachu fabularnego jest to komiks jedyny w swoim rodzaju. Można go nazwać wręcz „kamieniem węgielnym” nowopowstałego świata, stanowiącego reaktywację sprawdzonych formuł superbohaterskich sprzed 30 lat. Z perspektywy artystyczno-narracyjnej jest już jednakże tak sobie. O ile nie do przecenienia jest talent Péreza do opowiadania obrazem, tak pod kątem treści komiks ten starzeje się po prostu nieładnie. Przegląda się go z zapartym tchem, czyta zaś w mękach. O ile w ogóle „da się” czytać.

Zanim przejdę do krytykowania pierwszej poważnej apokalipsy świata Supermana i Batmana, to trzeba jasno przyznać, że twórcy „Kryzysu…” wyświadczyli DC Comics ogromną przysługę. Był taki czas, kiedy obcowanie z zeszytami komiksowymi tego wydawnictwa było nie do zniesienia z powodu zbytniej hermetyczności. Aby czerpać przyjemność z lektury, trzeba było odbyć porządny kurs ze znajomości kilkudziesięcioletniego kontinuum i mieć z tyłu głowy przynajmniej większość ciągów przyczynowo-skutkowych pomiędzy herosami a antagonistami, posiadającymi często wiele odmiennych inkarnacji na nieskończenie wielu innych Ziemiach. Konieczne były działania modernizujące ten stan rzeczy, jako że Marvel zaczął coraz częściej spijać śmietankę zwycięstwa, dzięki: nowemu modelowi superbohatera, ustanawianiu miejscami akcji prawdziwych aglomeracji miejskich oraz osadzaniu w wątkach pobocznych egzystencjalnych rozterek. DC postanowiło więc wylać dziecko z kąpielą, bez zbytnich ceregieli i z pompą – w celu konkurowania z Marvelem zaczęto ich małpować, rezygnując przy okazji z atmosfery czyniącej DC Comics tym, czym niegdyś było.

infinity_kryzys_p29

Po ponad trzech dekadach od pierwotnej publikacji „Kryzys” odczytywany dzisiaj jest pieczołowicie skonstruowanym komiksem katastroficznym, w którym wali się wszystko. Dosłownie i w przenośni. To wręcz symboliczne przedstawienie końca świata w postaci wojen światowych – niszczących cywilizacje i uniwersa – po których następuje nowe rozdanie, zasady, początek. W końcu „nic nigdy się nie kończy”, jak mawiał Dr. Manhattan… W każdym razie, w odróżnieniu od większości podobnych mega-historii i mega-eventów, Wolfman wraz z Pérezem nie oszukiwali czytelnika: anihilacja była totalna. Dosłownie żaden heros czy łotr nie mógł czuć się bezpiecznie w trakcie konsultacji redaktorskich. Robi to wrażenie szczególnie dzisiaj, gdy tego przeświadczenia nie ma, a świadomość spięcia interesów marketingowych z uformowaniem historii jest zbyt widoczna…. Tylko co z tego?

Wraz z kataklizmem absolutnym o rozmiarach wszechrzeczy, rdzeń fabuły zanika w masie ekspozycji, drętwych dialogów i wydarzeń, które – jeśli się im bacznie przyjrzymy – nie mają ani żadnego znaczenia, ani tym bardziej logiki. W tym sensie obcowanie z „Kryzysem na Nieskończonych Ziemiach” przypomina oglądanie obu „Dni Niepodległości” Rolanda Emmericha – dużo się dzieje, wokoło dramat i tragedia, ale w sumie ciężko nam się przejąć przy natłoku przelatujących postaci naznaczonych stereotypami, schematami i wyjątkowo przesłodzonymi kwestiami. Za każdym razem, gdy czytam jakiś dialog z „Kryzysu…”, przypomina mi się dydaktyzm „He-Mana” albo „Kapitana Planety”.

infinity_kryzys_p35

W dodatku motywacje głównych rozgrywających w tej epickiej opowieści nie są do końca jasne. Nie wiadomo, o co i po co walczą, a gdyby nie kilka pamiętliwych scen (śmierć Supergirl czy Flasha), to czytelnika w trakcie przewracania kartek już dawno trafiłby szlag. Stąd scenariusz Wolfmana przypomina wybryki pięcioletniego dziecka, który dostał mnóstwo zabawek w piaskownicy i postanowił je wszystkie po kolei zmasakrować. Tak wielką frajdę miał z ich uśmiercania, że nawet zapomniał temu nadać stosowną formę albo treść. Jest to szczególnie odczuwalne wtedy, gdy postacie wypowiadają się na temat zdarzeń lub relacji, do znajomości których potrzebna jest lektura jakiegoś konkretnego zeszytu stanowiącego poboczny dodatek do zebranej w jednym tomie historii.

Jedynym aspektem nieprzemijającym w „Kryzysie…” jest warstwa graficzna autorstwa George’a Péreza. Jeśli kiedykolwiek miałoby dojść do takiej sytuacji, że superbohaterowie będą mieli swe własne kościoły (jak to przewiduje Terry Gilliam), to ilustracje z omawianego albumu świetnie nadawałyby się na freski, a nawet witraże. Maestria i szczegółowość kreski Péreza jest kluczowym elementem sprawiającym, że czytelnik chce poznać historię do końca. Jego okładka zaś, wykończona wysiłkiem talentu Alexa Rossa, jest istnym dziełem pop-sztuki. Aż szkoda patrzeć, jak jest krzywdzona przez logo i informacje promujące komiks.

infinity_kryzys_p49

„Kryzys na Nieskończonych Ziemiach” to pozycja bardziej dla starych wyg, cechująca się dużą dozą sentymentalności pomimo zawartej w niej okropności zagłady światów. I choć wrażenia estetyczne i wizualne pozostaną na długo w pamięci czytelnika, to nie da się ukryć, że pod względem fabuły jest to jeden wielki i nieskładny bajzel. Ale czego tu się spodziewać, gdy scenarzysta realizuje swoje dziecięce marzenia i nie podnosi sobie wyżej poprzeczki? Doświadczenie zdecydowanie retro, na raz.

 

Autorem recenzji jest Michał Chudoliński. Więcej o nim dowiecie się tutaj.

Korekta: Marek Kamiński.

Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.

Alex_Ross_Crisis_Print

„Kryzys na Nieskończonych Ziemiach”

Tytuł oryginalny: „Crisis on Infinite Earths”

Scenariusz: Marv Wolfman

Rysunki: George Pérez

Tusz: Dick Giordano, Jerry Ordway, Mike DeCarlo, Karl Kesel

Kolory oryginalne: Anthony Tollin, Tom Ziuko, Carl Gafford

Rekonstrukcja kolorów: Tom McCraw

Okładki poszczególnych zeszytów serii: George Pérez

Okładka: George Pérez i Alex Ross

Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Sidorkiewicz

Wydawca oryginału: DC Comics

Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska

Rok publikacji wersji oryginalnej: 2015 r.

Data wydania polskiego: Kwiecień 2016 r.

Oprawa: twarda

Format: 180 mm x 275 mm

Papier: kredowy

Druk: kolorowy

Liczba stron: 392

Cena: 119,99 zł

Zawartość tego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w numerach 1-12 miniserii „Crisis In Infinite Earths” (kwiecień 1985 – marzec 1986 r.).

[Suma głosów: 3, Średnia: 4.7]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *