Imię obrazu: Milo Manara, Umberto Eco i niemożliwość adaptacji
Autor recenzji: MICHAŁ CHUDOLIŃSKI

Komiksowa adaptacja Imienia róży autorstwa Milo Manary stanowi nie tyle transpozycję literatury do obrazu, ile dramatyczne zmaganie się z granicami medium. Jest to projekt odważny, ambitny i prowokujący — nie ze względu na kontrowersje, ale dlatego, że wprowadza nas w przestrzeń napięcia między reprezentacją a niewyrażalnym. Adaptować powieść Umberta Eco to jak próbować przełożyć średniowieczny traktat filozoficzny na taniec: efekt może być piękny, ale pytanie, co z oryginału przetrwało, pozostaje otwarte.
Komiks jako miejsce oporu
Zacznijmy od podstawowego problemu: Imię róży nie jest powieścią fabularną w tradycyjnym sensie. Jej główny rdzeń narracyjny — śledztwo Williama z Baskerville w sprawie morderstw w klasztorze — stanowi jedynie pretekst do znacznie głębszych rozważań o języku, semiotyce, hermeutyce, kulturze średniowiecznej, o władzy Kościoła, ale też o sposobach konstruowania znaczenia i przekazywania wiedzy. Eco nie tyle opowiada historię, co konstruuje labirynt epistemologiczny, pełen intertekstualnych odwołań, apokryfów i intelektualnych aluzji, często przeznaczonych dla czytelnika erudyty. Próba przedstawienia takiej konstrukcji w medium komiksowym wymaga nie tyle ilustracyjnej transkrypcji, ile konceptualnego przekształcenia. I tu właśnie pojawia się dylemat: czy Manara podjął ten wysiłek?

Wydaje się, że nie. Komiks wybiera ścieżkę najmniejszego oporu – pozostaje blisko fabularnego szkicu powieści, traktując intrygę kryminalną jako główny motor narracji. Wybór ten można uznać za świadomy: Manara, którego doświadczenie z literackimi adaptacjami jest znikome, kieruje się intuicją rysownika, nie filozofa. Nie jest to zarzut, lecz konstatacja: dostajemy Imię róży oczyszczone z gęstości języka, zredukowane do sekwencji zdarzeń, z ledwie zasugerowaną refleksją filozoficzną. To jednak nie czyni z adaptacji porażki — wręcz przeciwnie, jej wartość leży gdzie indziej.
Ikonografia klasztoru i alchemia koloru
Manara osiąga najwyższy poziom ekspresji nie wtedy, gdy próbuje „przetłumaczyć” Eco, ale gdy go interpretuje wizualnie. Szczególnie imponujące są szerokie, panoramiczne ujęcia opactwa i jego wnętrz, ukazujące monumentalność średniowiecznej architektury jako przestrzeni sakralnej, represyjnej i tajemniczej. Klasztor staje się nie tylko sceną wydarzeń, ale wręcz podmiotem — niemy świadek i uczestnik tragedii. W tych kadrach Manara przypomina bardziej architekta niż ilustratora.

Kolorystyka, za którą odpowiada Simona Manara, jest doskonałym przykładem funkcjonalnego malarstwa narracyjnego: ciepłe ochry, przygaszone brązy, chłodne zielenie i nieoczywiste szarości nie tylko definiują przestrzeń, ale też budują atmosferę opresji, duchowej alienacji i epistemologicznego mroku. Nie ma tu barw wykrzykujących emocje — jest paleta ciszy, pustki i tajemnicy. W ten sposób komiks znajduje własny język dla tego, czego nie da się wypowiedzieć słowami.
Redukcja czy rekontekstualizacja?
Najczęściej formułowany zarzut wobec tej adaptacji dotyczy redukcji: komiks liczy niespełna 150 stron, a przecież Imię róży to powieść o grubości ponad 500, z warstwą meta-narracyjną, fikcją edytorską, pastiszem scholastyki, odniesieniami do Arystotelesa, Tomasza z Akwinu i Borgesowskich labiryntów. Komiks, rzecz jasna, tego nie zawiera — ale czy naprawdę powinien?

Tu warto przywołać klasyczne rozróżnienie Gérarda Genette’a: adaptacja nie jest tłumaczeniem, lecz transmutacją. Innymi słowy, Manara nie próbuje oddać Eco, lecz rozegrać go na nowo w innym medium. Ograniczenia komiksu jako formy (mniejsza objętość, konieczność kompozycji sekwencyjnej, przewaga obrazu nad tekstem) sprawiają, że „wierna” adaptacja byłaby nie tylko niemożliwa, ale też nieproduktywna artystycznie. Tymczasem Manara — choć nie eksploruje konceptualnego potencjału, jaki pokazali Karasik i Mazzucchelli w City of Glass — wytwarza własny system znaczeń, który w bardziej subtelny sposób rezonuje z tematami oryginału. Duch klasztoru jako miejsca oporu wobec poznania, lęku przed wiedzą, represji intelektualnej — wszystko to jest obecne w jego kadrach.
Ciało nieobecne
Na marginesie należy zauważyć jeszcze jeden, znamienny aspekt: Imię róży to opowieść niemal wyłącznie męska, niemal całkowicie pozbawiona kobiet, cielesności i erotyzmu — a więc tego wszystkiego, co stanowiło znak rozpoznawczy Manary. Można odnieść wrażenie, że artysta celowo ogranicza swoje estetyczne przyzwyczajenia, rezygnując z auto-cytatów, erotycznych kodów i zmysłowych deformacji. Jest to posunięcie odważne: zrezygnować z własnego języka, by próbować mówić cudzym. W tym sensie Imię róży to dla Manary gest autotransformacji. Rysownik, który przez dekady portretował kobiece ciało jako tekst pożądania, podejmuje próbę stworzenia innego idiomu — bardziej milczącego, powściągliwego, intelektualnego.
Pomiędzy ikoną a tekstem
Z perspektywy badań nad mediami, adaptacja Manary ukazuje jedno z kluczowych napięć współczesnej kultury wizualnej: napięcie między ikoną a tekstem. Czy obraz może być nośnikiem złożonych idei filozoficznych? Czy komiks — jako medium łączące słowo i obraz — ma potencjał do prowadzenia rozważań epistemologicznych? Odpowiedź, jaką daje Manara, jest niejednoznaczna: jego Imię róży nie prowadzi filozoficznego dialogu z czytelnikiem, ale tworzy przestrzeń dla estetycznej kontemplacji zagadnień, które oryginał podejmował dyskursywnie.

To nie „powieść graficzna” w klasycznym sensie, lecz raczej „ikonograficzna medytacja” nad tekstem, który był zbyt gęsty, by go skopiować, i zbyt ważny, by go zignorować. To projekt niekompletny, ale konieczny. Nie po to, by zastąpić Eco, ale by go przywołać i rozproszyć w obrazie.
Manara nie adaptuje Imienia róży – on go wizualnie wywołuje. Nie tłumaczy idei Eco, lecz stwarza ich estetyczne echo. Choć ograniczony przez medium i objętość, tworzy dzieło wartościowe nie jako alternatywa dla powieści, ale jako jej odbicie w lustrze współczesnej kultury wizualnej. Paradoksalnie – to właśnie przez swoją niepełność, przez świadome pominięcia, komiks staje się komentarzem do niemożliwości adaptacji. A to już jest gest głęboko filozoficzny — godny Eco.
Dziękujemy wydawnictwu Noir Sur Blanc za udostępnienie komiksu do recenzji.
Imię róży tom 1. Scen. M. Manara, U. Eco. Rys. M. Manara. Kol. S. Manara. Noir Sur Blanc 2024.