
Zwierzęta w nas. Komiksowa adaptacja „Władcy much” Aimée de Jongh jako reinterpretacja klasyki w epoce kryzysu wspólnoty
Autor recenzji: MICHAŁ CHUDOLIŃSKI
Adaptacje klasyki literackiej, zwłaszcza tekstów o statusie kanonicznym, balansują nieustannie na granicy odtwórczości i zdrady. W przypadku Władcy much Williama Goldinga — alegorycznej przypowieści o źródłach przemocy, rozpadzie struktur społecznych i pierwotnych instynktach człowieka — ta granica staje się jeszcze bardziej napięta. Powieść, będąca produktem powojennego pesymizmu lat 50., doczekała się licznych odczytań: egzystencjalnych, freudowskich, jungowskich, postkolonialnych czy biopolitycznych. Komiksowa adaptacja autorstwa Aimée de Jongh nie tyle rekonstruuje tę narrację, ile podejmuje z nią dialog — intersemiotyczny, wizualny, emocjonalny. Jest to adaptacja świadoma, refleksyjna i artystycznie spójna, która nie tylko „opowiada na nowo”, ale interpretuje poprzez obraz.
Komiks jako medium reinterpretacji klasyki

Zgodnie z koncepcją Lindy Hutcheon, adaptacja to nie jedynie wtórna forma wobec tekstu źródłowego, ale odrębna praktyka kulturowa, która redefiniuje relację między oryginałem a jego odbiorcami w nowym kontekście medialnym i historycznym. De Jongh, zamiast podejmować próbę literalnego przełożenia całej narracji Goldinga, wybiera fragmentaryczność – selektywne przetworzenie materiału źródłowego, co staje się strategią twórczą samą w sobie. Jej decyzja o niereplikowaniu pełnych partii tekstu pozwala uniknąć ilustracyjności i czyni z obrazów nie służebne narzędzie, lecz równoprawny nośnik znaczeń.
To, co najbardziej uderza w adaptacji de Jongh, to nie ilustracja wydarzeń, ale atmosferyczność i psychologizacja przestrzeni. Komiksowa wyspa – bujna, zielona, pełna głębokich cieni i gwałtownych kontrastów światła – nie jest jedynie tłem, lecz żywym organizmem, metaforą podświadomości zbiorowej, w której rozgrywa się dramat jednostki i wspólnoty.
Kolor jako kod emocjonalny i strukturalny
W przeciwieństwie do wcześniejszych powieści graficznych autorki, jak chociażby melancholijne i monochromatyczne Days of Sand, Władca much eksploduje kolorem. Dominująca zieleń nie tylko odzwierciedla tropikalność scenerii, ale służy jako narzędzie konfrontacji między tym, co „naturalne”, a tym, co „dzikie”. Zieleń w kulturze Zachodu często niesie konotacje spokoju i życia, tymczasem w wersji de Jongh zostaje przewrotnie wykorzystana jako kamuflaż przemocy. Wraz z rozwojem narracji barwy stają się coraz bardziej intensywne, prawie jaskrawe, zbliżające się do estetyki niepokoju.

Kolorystyka ta nie tylko towarzyszy narracji, ale ją konstruuje: kolory stanowią semiotyczny ekwiwalent nastroju, wyznaczają rytm opowieści, wprowadzają podziały dramaturgiczne. W pewnych momentach intensywność barw niemalże zakłóca komfort czytania – co wydaje się być celowym zabiegiem: odbiorca nie może „gładko” przejść przez ten komiks, bo sama historia na to nie pozwala.
Forma a treść: zwolnienie percepcji
Na poziomie formalnym komiks de Jongh wykorzystuje zróżnicowane tempo narracyjne. Obok dynamicznych sekwencji o szybkim montażu pojawiają się panoramiczne, kontemplacyjne kadry rozkładane na całą stronę lub rozkładówkę. Te chwile zatrzymania przypominają o roli ciszy, pustki i przestrzeni – jako kontrapunktu do narastającej przemocy. W ten sposób de Jongh nie tylko ilustruje rozpad wspólnoty, ale również umożliwia odbiorcy doświadczenie tego rozpadu we własnym rytmie percepcji.
Co istotne, odbiór tych plansz wymaga aktywnego „czytania obrazu” – umiejętności, która wychodzi poza nawyki lekturowe szkolnych interpretacji Goldinga. To nie tylko rekonstrukcja fabuły, ale rekonfiguracja sposobu patrzenia, co czyni z adaptacji de Jongh dzieło intermedialne w pełnym znaczeniu tego słowa.
Przemoc i trauma – czy obraz mówi więcej niż słowo?
Choć de Jongh pozostaje wierna fabularnemu trzonowi powieści, to niektóre sceny — zwłaszcza kulminacyjne momenty przemocy i śmierci — zyskują nowy wymiar emocjonalny dzięki sile wizualizacji. Nie chodzi tu o efekt „pornografii przemocy”, lecz o świadome skonstruowanie obrazów, które wywołują afekt, a nie tylko ilustrują akcję. Przykładowo: scena śmierci Simona w komiksie – naładowana ruchem, barwą i symbolicznym układem postaci – przywodzi na myśl rytuał, niemal ofiarę złożoną zbiorowemu lękowi. W tym sensie obraz nie tylko wzmacnia literacką grozę – on ją rekonfiguruje.
Na styku edukacji i sztuki
Warto również odczytywać tę adaptację w kontekście szerszych dyskusji o przystępności klasyki literackiej w edukacji humanistycznej. Komiks de Jongh może pełnić funkcję nie tylko artystyczną, ale i pedagogiczną — jako narzędzie powrotu do tekstu źródłowego, ale też jako niezależna forma jego współczesnego odczytania. To szczególnie istotne w kontekście młodego odbiorcy, który z tradycyjną literaturą miewa relację nacechowaną przymusem, a nie przyjemnością.

Aimée de Jongh w swojej adaptacji Władcy much nie tylko mierzy się z klasykiem, ale przede wszystkim stawia pytania: o granice człowieczeństwa, o strukturę wspólnoty, o naturę przemocy, o możliwość reprezentacji traumy przez obraz. To dzieło, które nie tyle opowiada znaną historię, ile zadaje ją na nowo — w formie, która mówi językiem XXI wieku, ale nie traci z oczu literackiego dziedzictwa. W epoce nieufności wobec instytucji, w dobie rozpadu wspólnotowych narracji, ten komiks staje się nie tylko adaptacją, ale refleksją nad samą ideą „cywilizacji”.
Dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.
Władca much. Scen. A. de Jongh, Wi. Golding . Rys. A. de Jongh. Non Stop Comics 2024.