Kultura na sobotę: Małpy Pana Boga

Małpa z Panem Bogiem w tle

Dzięki trzytomowym „Małpom Pana Boga” (plus „Czas fantastyki” i „Z bandytą w windzie”, Wydawnictwo Solaris odpowiednio 2014 i 2015) Maciej Parowski awansował do nielicznej elity krytyków, których cały znaczący dorobek jest dostępny w formie książkowej. Przywilej ten, należący się niegdyś najlepszym i/lub najbardziej kontrowersyjnym specjalistom od „wielkiej” mainstreamowej literatury i „wielkiej” sztuki jak psu miska, stał się tym samym udziałem praktyka: pisarza, „redaktora wszystkich Polaków” oraz krytyka zjawiska kulturowego znanego pod nazwą „fantastyka”. Fakt, że książki nieliterackie Macieja Parowskiego wydane zostały przez wydawnictwo niekomercyjne, które „może sobie pozwolić”, oraz w trybie „on demand”, powinien zwiększyć zaufanie do nich czytelnika nadal potencjalnego. Parowski, jako obserwator oraz interpretator fantastyki, nigdy nie będzie szeroko czytany. W odróżnieniu od tych licznych ekspertów z powszechnego nadania, którzy w poszukiwaniu popularności równają pop, zjawisko kulturowe, do poziomu pozakulturowej… tandety, Parowski nie schlebia czytelniczemu planktonowi.

Słówko wyjaśnienia: określenie to nikomu, wbrew pozorom, nie uwłacza. „Plankton czytelniczy” jest ze wszech miar pożyteczny i to on, via facebookowe „jaram się”, swoim wdowim groszem już finansuje to, co od niego estetycznie wyższe. Między innymi i dzięki niemu, pompującemu wartość rynkową (niegdyś: popularność) fantastyki, krytyka Parowskiego jednak zaistniała książkowo i kto chce, ten ją odnajdzie. Chętnym do jej odnalezienia poszukiwaczom JAKOŚCI można tylko pomóc, kusząc ich okruszkami chleba, po których, jeśli zechcą, dotrą do celu.

Będą mogli opchnąć się pysznym ciastem.

W postaci trzech tomów „Małp Pana Boga”. Z których dwa pierwsze, „Słowa” (Narodowe Centrum Kultury, 2011) i „Obrazy” (Narodowe Centrum Kultury, 2013) noszą tytuły proste i łatwo zrozumiałe, trzeci zaś, oprócz tego, że jak Pan Bóg przykazał, nazywa się „Małpy Pana Boga 3: Retrospekcje” dotytułowany został zagadkowymi słowy „Kukułka na koniu trojańskim”. Chyba po to, by „oddzielić owce od tryków” – kogo to zdezorientuje, niech zostanie planktonem, gdzie mu dobrze, a jeśli kogoś zaciekawi to znak, że dorósł i zamiast dostarczać pożytku ewolucyjnie wyższym formom życia, chce do nich dołączyć.

Nie przypadkiem użyłem zamiennie określeń: „zjawisko kulturowe >fantastyka<” i „zjawisko kulturowe >pop<”. Pięćset osiemnaście stron „Małp Pana Boga – Słowa”, pięćset dziewięćdziesiąt cztery strony „Małp Pana Boga – Obrazy” i pięćset osiemdziesiąt sześć stron „Małp Pana Boga 3 – Retrospekcje” to przede wszystkim fascynująca lektura świadectwa z pierwszej ręki, opowieści o tym, jak fantastyka z pogardzonej lektury dla młodzieży i geeków (nim zaistnieli jako zjawisko) wtopiła się w pop (nim zaistniał jako zjawisko). By wreszcie się w nim roztopić, czy też roztopić go w sobie; jak jest naprawdę, czas pokaże. Proces ten musiał mieć jakiś swój początek i musiał mieć jakiś początek u Parowskiego.

Jaki? To pozostaje niejasne, choć sama kariera Parowskiego O Wielu Obliczach rzuca pewne światło na zagadnienie. W debiutanckim „Bez dubbingu” (KAW, 1978) Parowski wyraża się o fantastyce, najłagodniej mówiąc, lekceważąco. „Najlepiej zawsze i wszędzie autorom S-F-ów” – pisze z wyraźnie wyczuwalną goryczą. „Pisarze od fantastyki, nie bawiąc się w aluzje, wymyślą sześciopalczaste stwory, z rubinowymi oczami oraz antenką zamiast uszu – i sprawa egzotycznej odmienności gotowa”. Znacznie poważniej traktuje choćby futurologię Tofflera i Danikena… a zwłaszcza zespół „Abba”, zasypany pochwałami za wypracowany wizerunek. By nie wspomnieć o sztuce, teatrze i innych zjawiskach kultury nazywanej przez niego „elitarną”. W odróżnieniu od „masowej” – przypominam tę antyczną terminologię byśmy wszyscy zdali sobie sprawę, jak szybko płynął czas przez te plus-minus czterdzieści lat. A najszybciej przez pierwsze trzy: już w 1981 roku autor o jasno określonym stosunku do „S-F-ów”, zadebiutował jako… twórca „S-F-ów”. Powieścią fantastyczno-naukową „Twarzą ku Ziemi”, w opinii koneserów, w tym mojej, uchodzącą na najbłyskotliwszy debiut „fantastyczny” od czasów Stanisława Lema. Nastąpiło nagłe przepoczwarzenie: z błyszczącego tęczowymi barwami młodego mistrza felietonistyki ostrej jak brzytwa w pogardzaną przez motyla poczwarkę refleksyjnego pisarza pogardzanej fantastyki.

Nie była to zresztą przemiana jedyna. Między 1981 a 1982 rokiem Maciej Parowski dokonał kolejnej wolty: świeżo narodzony pisarz zmienił kuszące artystyczne, cygańskie emploi i w bardzo niefortunnych czasach bardzo fortunnie umościł się w fotelu etatowego „ojca redaktora” (działu polskiego) nowopowstałej „Fantastyki. Do „prawdziwego pisania” wrócił potem zaledwie raz, ale dobitnie udowadniając, czego by dokonał, gdyby nie pogoń za zmianami.

„Burza. Ucieczka z Warszawy ‘40” (Narodowe Centrum Kultury) 2009 daje nam obraz tego, co literatura, w tym fantastyczna, przez te wybory straciła. Trzy tomy „Małp Pana Boga” – co nie tylko literatura i nie tylko fantastyczna, zyskała. Chcę wierzyć, że rola twórcy idealnie dopełnia w przypadku Parowskiego rolę krytyka i kronikarza, ale przyznam, że przeżywam częste kryzysy tej wiary.

„Małpy Pana Boga” są jakimś lekarstwem na owe kryzysy. Kompetentnej literatury fantastycznej mamy w końcu sporo i ciągle nowej, kompetentnej krytyki fantastyki, zwłaszcza nowej – jak na lekarstwo, a krytyka zdolna przeżyć próbę czasu, będącą zawsze „próbą na zniszczenie”, to już w ogóle ewenement. Literaturę się promuje, krytykę zaledwie zaczyna promować. Jeśli tym początkiem mają być „Małpy Pana Boga” w trzech odsłonach, tym lepiej, ponieważ ich ciągła atrakcyjność intelektualna bierze się z głębokiego zakorzenienia w tradycji, a wiedzy o niej nigdy za dużo.

Parowski jest w najlepszym sensie tego słowa konserwatywny. Stoi obiema nogami mocno na twardej ziemi: jeśli dla własnych potrzeb krytycznych definiuje fantastykę, to według wskazówek profesora Smuszkiewicza, autora „Zaczarowanej gry” (1982) uroczej akademickiej ramotką już w momencie powstania, a tym bardziej dziś. Jeśli robi z kimś wywiad, to o Lemie. Jeśli recenzuje, to pewniaków, „wypisy” z jego lektur obejmują nazwiska takie, jak Wells, Verne, Borges, Atwood; Crichton i Gibson jawią się przy nich jako prawdziwa awangarda. To właśnie ten wybór, pewniaków, wraz opanowaną w stopniu doskonałym formą literackiego felietonu, służy mu jak Anteuszowi ziemia i gdy odleci, co się Parowskiemu parę razy zdarza (Wolski w tym kontekście brzmi zaledwie dziwnie, Matkowski i Dąbała już śmiesznie) to ma gdzie spaść, czegoś dotknąć, skądś nabrać sił. Sposób to niedoskonały – fascynacja Wyką odbiła mu się czkawką naliczenia w pół wieku aż pięciu „pokoleń”, z których dwa ostatnie dzieli… osiem lat, ale to już materiał na inny tekst, który gdyby powstał, i tak byłby beznadziejnie spóźniony. Tam, gdzie próbuje teoretyzować, jest Parowski zdecydowanie najsłabszy, ale dobrego krytyka poznać po tym, że nawet jego błędy są inspirujące.

Nieco dziwny podział tekstów na rozdziały niejasno „problemowe” sprawia, że z rozwoju Parowskiego jako krytyka zjawiska „pop” w pełni zdajemy sobie sprawę dopiero przeskakując z jego krytyki słowa do jego krytyki obrazu: „Małp Pana Boga” drugich, dwudziestu lat poświęconych krytyce sztuk wizualnych. Tego, co pisze o filmie, nie podejmuję się streszczać i oceniać, każdy musi przeczytać sam jego przedziwne odczytanie kina Nowej Przygody, do którego włącza… „Stalkera” Tarkowskiego i „2001 – Odyseję kosmiczną” Kubricka. Dzięki czemu – co przyznaje słowami: „Rzecz w tym, że […] wciąż rodzą się herosi, by nieustannie przegrywać z rzeczywistością, która wszelako pod ich wpływem nieuchwytnie się zmienia. A to już nie jest żadna „nowa przygoda”, tylko historia stara jak świat” – kino Nowej Przygody staje się wszystkim, a więc niczym.

W tym, co pisze o fantastycznym malarstwie, kategorii tak dalece płynnej, że aż pozbawionej substancji rzeczywistości, podpiera się Parowski bardzo interesującymi rozmowami: ze Starowieyskim, z Beksińskim i z… Siudmakiem, i w ogóle pokazuje siłę płynącą z trudnej umiejętności zadawania pytań, a nie tej najłatwiejszej: udzielania odpowiedzi. W tym, że rezerwuje miejsce (na szczęście jego niewielki kawałek) na „multimedia” widzę objaw odwagi: co zaczął, „na dzień dzisiejszy” kończy się znakomitymi „Tekstami 3, 2017”, a „na dzień jutrzejszy” skończy się jeden Bóg wie, czym.

Co nam pozostawia komiks. Nieocenione rozdziały trzeci i czwarty: „Syzyfowe prace. W kręgu komiksu” i „Naród Wybrany, Komiks towarzyski”. Nieocenione i niezwykłe, bo o ile literatury Parowski nie chciał omawiać „od środka”, choć jako pisarz i jako redaktor mógł, a kina, malarstwa czy multimediów już nie mógł, to w komiksie nie dało się od owego „środka” uciec.

Rzecz w „Funky Kovalu” i „Wiedźminie” oczywiście. Tym fragmencie jego życiorysu, gdy wstał z redaktorskiego fotela, by jeszcze raz jak najaktywniej współtworzyć polską fantastykę – już pop-fantastykę, nie „masową” i już tę, która stała się synonimem popu, nie „kultury masowej”. Wszystko, co pisze on o komiksie – a zaczął gdzieś na początku lat 70-tych zeszłego wieku – już na zawsze pozostanie skażone tymi dwoma „kalekimi arcydziełami”. „Funky Kovala”, żart towarzyski i sympatyczny – tak, to możliwe! – objaw hybris, historia potraktowała lekceważąco, czemu przysłużyły się bez wątpienia próby wymiany kapitału sukcesu na płynną gotówkę, ten szaleńczy objaw wkroczenia w „epokę kapitalizmu” z komiksową wiedzą o kapitalizmie. Nie sądzę jednak, by „Funky…” na zawsze zagościł w kącie komiksowego muzeum PRL-u. Pozostaje „larger than life” i w muzealnej gablocie zamknąć się nie da.

A „Wiedźmin”? On też skreślony został przedwcześnie. Stała popularność książek, wraz z umiejętnie podsycaną kontrowersją zły/dobry Sapkowski kontra dobre/złe gry, skryła go w swym cieniu. Jestem pewien, że ten temat też wróci, aż się o to prosi (sam Parowski uznał go za wart przypomnienia, niestety „Czas fantastyki upadł o numer za wcześnie) i wówczas to, co znajdziemy w „Małpach drugich”, stanie się lekturą w całości obowiązkową. Obowiązkowo trzeba wtedy będzie oddać Parowskiemu co parowskie: ze świecą szukać krytyka ryzykującego podjęcie wyzwania zaprzeczającego popularnemu twierdzeniu, że „krytyk i eunuch z jednej są parafii, obaj wiedzą jak, a żaden nie potrafi”.

Na dwa tomiszcza dziennikarsko-krytyczno-teoretycznych „Małp Pana Boga” tak bogatych w treści, że nie sposób się nich od pierwszego razu nie pogubić, ledwie co, w skali wydarzeń artystycznych przed może kwadransem, nałożył się trzeci. Odrębny okładką i przejrzystym układem treści, a także tytułem, spychającym w dół dotychczasowy, zbiorczy: „Małpy Pana Boga…”. Być może – na to przynajmniej wygląda – „Kukułka na koniu trojańskim” zamierzona została jako posłowie do monumentalnych dwóch „części pierwszych”, lecz jeśli tak, to na pozycji czerwonej latarni czuje się zdecydowanie niezręcznie. Nie dlatego nawet, że jest całością osobną, trzy tomy „Małp Pana Boga” da się bez problemu czytać osobno – lecz dlatego, że to nimi zyskujemy ten jedyny właściwy kontekst. Dzięki „Kukułce…” (zostawiam ten skrót tytułu dla jasności) Parowski schodzi z postumentu pomnika, który – chciał nie chciał, musiał – zbudował sam sobie. W niepamięć odchodzą pstrzące dwa pierwsze tomy cytaty z Pisma Świętego, gdzieś znika ich autor, który – parafrazując słowa księcia Bogusława skierowane do Kmicica – „kark zgina, a diabeł mu zza kołnierza zęby szczerzy”.

„Kukułka…” bowiem to nie tylko materiały uzupełniające, w tym o Sapkowskim i „multimediach”, czy stara, ale kapitalnie się dziś czytająca rozmowa z profesorem Aleksandrem Jackiewiczem pod zaprzeczającym jej jakości strasznym tytułem: „Czy kino jest nauczycielem życia?”. To przede wszystkim teksty, świadomie ostro przyprawione tym, co najbardziej osobiste: nie tylko fotografiami rodzinnymi, tworzącymi nastrój tekstu znacznie bardziej poruszający, niż zdjęcia poprzednich tomów, zawsze jakoś tam uroczyste, ale też wspomnieniami, wątpliwościami, relacjami z podejmowanych drobnych (i mniej drobnych, a czasami, jak „afera Jęczmyka”, wstydliwych) kroków, którymi środowisko „Fantastyki” wkraczało w nową epokę „po 1989 roku”. Odczytywana w ten sposób „Kukułka…”, niezależnie od tego, na jakim koniu akurat jedzie, świetnie nadaje się na… wstęp „Małp Pana Boga”. Jest de facto „Małpami Pana Boga…” „0”. Także dlatego, że jest gatunkowo czysta. To nic innego jak „silva rerum”. Bez pretensji do systematyzowania, katalogowania, nawet do wyrokowania. W ogóle, jak to sylwa w swym najlepszym wydaniu, bez pretensji.

„Małpa Pana Boga” – dla tych, którzy jeszcze się nie zorientowali: synonim Szatana – wychodzi „Kukułką…” z tła dla Pana Boga. Staje na pierwszym planie taką, jaka jest, niekoniecznie piękną (choć mającą swoją estetykę) i niekoniecznie nieomylną, nawet we własnym mniemaniu. Taką bardzo przeciętnie zwykłą, uliczną, wahającą się, czy jeszcze przebiec na czerwone, czy zaczekać i nie zawsze podejmującą właściwą decyzję: jak na to, co Parowski napisał, ile tego jest i jakich kosztów własnych wymaga w lekturze, chór oburzonych klaksonów daje się słyszeć bardzo wyraźnie.

Dla tych, którym jeszcze do Macieja Parowskiego daleko, ale chcieliby skrócić ten dystans, dobra rada: zacznijcie od „Kukułki na koniu trojańskim”. Będzie wam później i łatwiej, i przyjemniej i pożytek z tej przyjemności osiągniecie praktycznie bezkosztowo.

Autorem powyższej recenzji jest Krzysztof Sokołowski – filolog, historyk sztuki, tłumacz, krytyk specjalizując się w szeroko rozumianej fantastyce. Prowadzi blog o fantastyce znany jako Lapsus Calami.

Korekta: Monika Banik.

Serdeczne podziękowania dla Macieja Parowskiego oraz wydawnictwa Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Tytuł: Małpy Pana Boga. Słowa. Szkice i rozmowy o wyobraźni i rzeczywistości. Polemiki

Autor: Maciej Parowski

Wydawca: Narodowe Centrum Kultury

Data wydania: 2013

Objętość: 522 strony

Cena: 39 zł

Tytuł: Małpy Pana Boga: Obrazy. Z notatnika wędrownego popularyzatora Kina Nowej Przygody. Komiksy. Galerie. Multimedia

Autor: Maciej Parowski

Wydawca: Narodowe Centrum Kultury

Data wydania: 2013

Objętość: 1034 stron

Cena: 82 zł

Tytuł: Kukułka na koniu trojańskim. Małpy Pana Boga 3. Retrospekcje

Autor: Maciej Parowski

Wydawca: Prószyński I S-ka

Data wydania: 19 lipca 2017 roku

Objętość: 600 stron

Cena: 49 zł

[Suma głosów: 5, Średnia: 4.2]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *