Wizualny majstersztyk, ideologiczna anachronia
Autor recenzji: Michał Chudoliński

Richard Corben, ikona amerykańskiej sceny undergroundowej i jeden z filarów estetyki Heavy Metal, pozostaje twórcą, którego dzieła – mimo spektakularnych osiągnięć wizualnych – budzą uzasadnione kontrowersje. Komiks „Mglisty wymiar” (Murky World), jeden z jego ostatnich ukończonych projektów przed śmiercią w 2020 roku, doskonale ilustruje tę dwoistość: zachwyca formalnie, rozczarowuje narracyjnie i ideologicznie. Poniższa recenzja podejmuje próbę złożonej interpretacji dzieła, z uwzględnieniem jego estetyki, struktury narracyjnej, odniesień kulturowych oraz reprezentacji płci i ciała.
Estetyka ciała: pomiędzy fascynacją a fetyszyzacją
Corben od początku swojej kariery fascynował się cielesnością. Jego bohaterowie – wyidealizowani, muskularni, półnadzy mężczyźni – to figura heroicznego męskiego ciała jako maszyny przetrwania i dominacji. W „Mglistym wymiarze” ten motyw przybiera niemal obsesyjny charakter. Targitt – protagonista komiksu – nie posiada żadnej psychologicznej głębi, ale za to jego ciało staje się nośnikiem zarówno akcji, jak i sensu. Odbiorca zostaje przytłoczony jego fizycznością, podobnie jak kobiece postaci są redukowane do obiektów erotycznej konsumpcji.

Kultura wizualna lat 70. często upraszczała ciało do statusu fetyszu – zarówno w pornografii, jak i w fantastyce. Jednak Corben idzie dalej, bo jego przedstawienia ciała są nie tyle erotyczne, co groteskowe. Mięśnie są przerysowane, piersi przeskalowane, a proporcje nieludzkie. Jego świat nie jest realistyczny – jest karykaturalnie hiperseksualizowany, a jednocześnie aseksualny, odarty z rzeczywistej intymności czy relacyjności. To popędowa fantazja pozbawiona cienia refleksji nad ciałem jako medium doświadczenia.
Narracja i struktura: epizodyczna stagnacja
„Mglisty wymiar” nie oferuje narracyjnego progresu w klasycznym sensie. Jego konstrukcja przypomina raczej quest fantasy, ale bez wyraźnego celu czy przemiany wewnętrznej bohatera. Targitt przemieszcza się z jednej lokacji do drugiej, wpadając w kolejne potyczki, których dramaturgia opiera się wyłącznie na estetyce konfrontacji. Ten epizodyzm wpisuje się w długą tradycję pulpową, ale Corbenowi nie udaje się nadać mu strukturalnej dyscypliny.

Brakuje tu nie tylko rozwoju postaci, ale też jakiejkolwiek próby dekonstrukcji czy refleksji nad formułą fantasy. To o tyle istotne, że wielu współczesnych twórców – od Mike’a Mignoli po Jeffa Lemire’a – potrafiło twórczo przekształcać pulpowe schematy w bardziej wyrafinowane narracje. Corben pozostał w tym względzie wierny stylistyce swoich wczesnych lat, nie wykazując zainteresowania narracyjnym eksperymentem, co czyni „Mglisty wymiar” dziełem archaicznym w sensie strukturalnym.
Intertekstualność i estetyka końca świata
Jednym z ciekawszych aspektów „Mglistego wymiaru” są liczne odniesienia do prozy Clarka Ashtona Smitha, zwłaszcza cyklu Zothique. Sceneria komiksu – jałowe pustynie, wymarłe miasta, groteskowe formy życia – przywodzi na myśl estetykę „ostatniego kontynentu”. Corben nie ukrywa inspiracji, lecz jednocześnie nie czyni z nich fundamentu znaczeniowego. Fikcyjne uniwersum Smitha – przesycone dekadencją i poetyką entropii – w jego wydaniu traci na głębi.

Gdyby „Mglisty wymiar” był świadomym pastiszem estetyki dying Earth, można by mu przypisać metatekstualny wymiar. Niestety, brakuje tu ironii czy autotematycznego dystansu. Mamy do czynienia raczej z ilustracyjną, quasi-fabularną wycieczką po świecie, który sam w sobie nie funkcjonuje jako tekst kultury, lecz jako dekoracja dla brutalistycznych potyczek i erotycznych klisz.
Problematyka płci: konserwatyzm maskowany fantastyką
Jednym z najbardziej problematycznych aspektów komiksu – i zarazem całej twórczości Corbena – jest sposób reprezentacji płci. Kobiety w „Mglistym wymiarze” nie posiadają podmiotowości. Są przedmiotami ratunku, pożądania lub przemocy. Ich cielesność – często groteskowo uwydatniona – nie jest elementem empowermentu, lecz fetyszem. Można to interpretować jako kontynuację estetyki sword & sorcery, ale nawet na tym tle Corben wypada konserwatywnie.

W dobie komiksu feministycznego, queerowego i intersekcjonalnego, który eksploruje ciało jako pole napięć i emancypacji (vide: twórczość Tillie Walden, Emil Ferris czy Alison Bechdel), Mglisty wymiar jawi się jako skamieniałość. Co więcej, nie jest to tylko problem konwencji – to wybór artystyczny, świadomy i konsekwentny, co czyni dzieło nie tylko estetycznie problematycznym, ale także etycznie niepokojącym.
Dziedzictwo i recepcja: Corben jako figura peryferyjna
Mimo uznania, jakie Corben zdobył za życia (nagroda Eisnera, współpraca z Mignolą, adaptacje Poe’go i Lovecrafta), jego pozycja w historii komiksu pozostaje ambiwalentna. Jest twórcą rozpoznawalnym, ale trudno go dziś postawić obok największych reformatorów medium. Twórcy UG comics – tacy jak Robert Crumb, Spain Rodriguez czy Gilbert Shelton – mieli większą samoświadomość społeczno-polityczną i bardziej eksperymentalne podejście do formy.

W tym sensie „Mglisty wymiar” jest symptomatyczny: to dzieło, które domaga się podziwu wizualnego, ale broni się tylko na poziomie plastycznym. Jako komiks fantasy – wypada blado wobec bardziej złożonych i konceptualnych prac współczesnych twórców. Jako komiks autorski – nie niesie ze sobą nowego spojrzenia na medium ani na tematykę, którą podejmuje.
Estetyczny artefakt, ideologiczna pułapka
„Mglisty wymiar” to komiks, który powinien być analizowany nie jako „dzieło do polecenia”, ale jako studium pewnej estetycznej i światopoglądowej zamkniętości. Jego wartość polega raczej na tym, co ujawnia o ewolucji (a może raczej stagnacji) pewnych tradycji w komiksie amerykańskim. To fascynujący, choć głęboko problematyczny artefakt: piękny, ale martwy. I choć Mignola zachwala Corbena z sentymentu, współczesny czytelnik musi zadać pytanie – czy w 2025 roku naprawdę potrzebujemy kolejnej opowieści o umięśnionym barbarzyńcy, który nic nie mówi, ale wszystko niszczy?

Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie komiksu do recenzji.
Mglisty wymiar. Aut. R. Corben. Kultura Gniewu 2024.