
Autor recenzji: MICHAŁ CHUDOLIŃSKI
Komiks Mord na dzielni to kolejna próba włączenia medium graficznego w debatę o sprawach społecznie istotnych, tym razem – o mechanizmach gentryfikacji, neoliberalnym kolonializmie miejskim i przemocy kapitału. Jednak zamiast narzędzia krytycznego, dostajemy produkt ideologiczny, który – mimo deklaratywnie słusznej intencji – problematyzuje własny przekaz poprzez estetyczne uproszczenia, fabularne niekonsekwencje i symboliczne wykluczenia.
Gentryfikacja jako pole walki klasowej i estetycznej
Gentryfikacja, będąca centralnym motywem komiksu, nie jest w Mordzie na dzielni jedynie tłem fabularnym – to rdzeń oskarżenia, adresowanego do systemu, który uprzywilejowuje własność nad wspólnotę, zysk nad stabilność, kapitał nad człowieka. Komiks wpisuje się tu w tradycję krytyki neoliberalizmu miejskiego, jaką znamy choćby z prac Davida Harveya czy Neila Smitha. Deweloperzy przedstawieni są jako bezpośredni spadkobiercy logiki akumulacji przez wywłaszczenie – działają siłowo, pozasystemowo, przy milczącej zgodzie struktur państwa.

Problem w tym, że komiks nie tworzy wielowymiarowego obrazu tego procesu. Zamiast mapować złożone sieci zależności – klasowych, politycznych, instytucjonalnych – Mord na dzielni redukuje konflikt do walki jednostek: złych kapitalistów i dobrych lokatorów. Brakuje tu instytucjonalnej analizy, ukazania roli państwa, samorządu, prawa – wszystkich tych narzędzi, które współkształtują logikę gentryfikacji. To nie jest systemowa diagnoza, lecz emocjonalna narracja, pozbawiona politycznej głębi.
Estetyka jako forma ideologii
Warstwa wizualna komiksu, czyli kreska Beaty Pytko, wpisuje się w konwencję uproszczonej, niemal dziecięcej ilustracji. Ta estetyka może być odczytana dwojako. Z jednej strony, wpisuje się w stylistykę tzw. komiksu zaangażowanego, który celowo rezygnuje z hiperrealizmu na rzecz przekazu dostępnego szerokiemu odbiorcy. Z drugiej – w kontekście Mordu na dzielni – owa oszczędność formalna działa przeciwko treści. Złożone problemy społeczne przedstawione są w wizualnym kodzie, który zbliża je do bajkowości, nieintencjonalnie trywializując przekaz.

Innymi słowy: forma nie rezonuje z treścią. Miejski dramat staje się tu fabułą narysowaną na marginesie zeszytu szkolnego. Kreska, która mogłaby służyć ironii lub dystansowi, nie zostaje zintegrowana z warstwą narracyjną – efekt jest taki, że emocje czytelnika ulegają rozproszeniu.
Reprezentacja i jej ograniczenia: kto mówi, kto milczy?
Najbardziej problematycznym aspektem komiksu pozostaje jego ideologiczna warstwa reprezentacji. Przekaz, który aspiruje do inkluzywności – pokazania kobiecej bohaterki, osoby LGBTQ+, narracji z perspektywy „zwykłych ludzi” – ostatecznie zamienia się w binarny podział na „dobrych” i „złych”. Ci pierwsi są ekologiczni, alternatywni, progresywni; ci drudzy – to niemal wyłącznie heteroseksualni mężczyźni, ukazani jako ignoranccy, brutalni, bezrefleksyjni.
Co istotne, nawet twist fabularny, w którym okazuje się, że osobą sabotującą wspólnotę mieszkaniową jest młoda kobieta, nie przełamuje tej logiki. Jej działania zostają szybko „zmiękczone” przez sugestię presji ze strony mężczyzn-deweloperów. Tym samym bohaterka nie zyskuje podmiotowości jako „czarna owca” – raczej zostaje zredukowana do narzędzia męskiego systemu. Nie jest antagonistką z wyboru, ale ofiarą. To znów upraszcza konflikty, odbiera kobietom sprawczość, a jednocześnie utwierdza mężczyzn w roli złoczyńców.
W tym sensie komiks można analizować w świetle teorii reprezentacji Stuart’a Halla – nie chodzi o to, kto jest pokazany, ale jak jest pokazany. Zawężenie pozytywnych postaci do określonego zestawu tożsamości i przekonań – a negatywnych do innego, z gruntu przeciwstawnego – prowadzi do zamknięcia przestrzeni interpretacyjnej. Czytelnik nie ma możliwości dialogu z tekstem – dostaje gotową tezę. Przekaz staje się doktryną.
Wiarygodność i logika opowieści

Z perspektywy narracyjnej Mord na dzielni balansuje na granicy realizmu i groteski, ale nie potrafi zbudować spójnego świata przedstawionego. Sceny sabotażu, takie jak odpiłowywanie metalowych barier czy zrywanie dachu przez młodą kobietę, wymagają zawieszenia niewiary na poziomie, który rozbija realizm całej historii. Jeśli bowiem mamy do czynienia z dramatem społecznym, to wymaga on realizmu psychologicznego i fabularnego. Jeśli z alegorią – musi być odpowiednio wykreowana rama. Tutaj brakuje jednego i drugiego. Efekt to fabularna niespójność, która rozmywa siłę przekazu.
Emocje zamiast polityki
Zamiast politycznego komiksu dostajemy emocjonalny apel. Mord na dzielni nie proponuje alternatywy, nie szkicuje możliwego oporu, nie stawia pytań o organizację wspólnoty miejskiej. To opowieść o przegranej, którą rozgrywa się w kluczu moralnego oburzenia. Ostatecznie, mimo słusznego gniewu wobec deweloperskiej przemocy, komiks nie wyposaża odbiorcy w żadne narzędzia zrozumienia ani działania. To najbardziej gorzki paradoks tej publikacji: chcąc krzyczeć o problemie, tonie w jego reprezentacyjnej powierzchowności.
Wnioski
Mord na dzielni to dzieło symptomatyczne dla lewicowego aktywizmu w kulturze popularnej: słuszne w intencji, nieprzemyślane w wykonaniu, redukujące złożoność świata do ideologicznego sporu. Komiks nie tyle angażuje, co antagonizuje, a przez to traci szansę na realny wpływ społeczny. Zamiast przemyślanej diagnozy dostajemy katalog tożsamościowych klisz, narracyjnych uproszczeń i estetycznych półśrodków.
Wobec skali i powagi problemu, który próbuje poruszyć, Mord na dzielni jest rozczarowaniem – nie dlatego, że się myli, lecz dlatego, że mówi zbyt prosto o sprawach, które wymagają złożoności, empatii i odwagi spojrzenia poza schemat.
Ocena: 4+/10 – komiks bardziej ideowy niż ideowy. Słuszna złość, chybiona forma.
Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie komiksu do recenzji.
Mord na dzielni. Scen. B. Pytko. Rys. B. Pytko. Kultura Gniewu 2024.