BREAKING BAD
Chociaż komiks i literatura nie leżą od siebie zbyt daleko (ich odległość śmiało można porównać do tej, jaka dzieli książki i filmy), obie rządzą się zupełnie innymi prawami i trudno oczekiwać, że przeniesienie danego dzieła z jednego medium na drugie obejdzie się bez radykalnych ingerencji w treść pierwowzoru. Frazes, wiem, ale warty podkreślenia, tak jak fakt, że to co w komiksie i filmie wygląda intrygująco, opisane jedynie za pomocą słów wypada blado, śmiesznie i nieprzekonująco; podobnie jak wszelkie kwieciste opisy, które nas urzekają, nie dają się zaadaptować w satysfakcjonujący sposób na media wizualne. Wszystko to odnosi się do Mad Love, bo każdy czytelnik bez trudu odnajdzie w niej elementy, które potwierdzają powyższe reguły. Mówię oczywiście o porównaniu komiksowej i powieściowej wersji tej opowieści: animowany epizod zostawmy gdzieś na obrzeżach naszego zainteresowania. Ale przyjrzyjmy się bliżej obu i zobaczmy co je łączy, a przede wszystkim co dzieli.
Podstawowa historia opowiedziana przez The Batman Adventures: Mad Love i Harley Quinn: Mad Love w zasadzie traktuje o tym samym. Dla formalności przypomnę całość, choć myślę, że każdy zainteresowany tematem i tak doskonale orientuje się w temacie. Tak czy inaczej Szalona miłość to historia dawnej pani psychiatry, która popadła w niezdrową fascynację jednym z pacjentów – nielogicznym, pozbawionym skrupułów i zasad moralnych mordercą Jokerem. W ten oto Harleen Quinzel stala się jego pomocnicą w zbrodniczym procederze, Harley Quinn.
I tu zaczynają się już pierwsze zmiany. Bo to, co składało się na komiks – czyli opowieść o tym, jak Quinzel zmieniła się w Queen i jak wyglądały jej relacje z Jokerem – jest jedynie częścią fabuły powieści, a i na tym polu zmian jest wiele. Podstawową z nich jest fakt, że o ile w The Batman Adventures: Mad Love ukazanie jak psychiatra stała się psychopatką nie było równoznaczne ze zdradzeniem demonów przeszłości, które pchnęły ją ku temu, o tyle Harley Quinn: Mad Love niemal wszystkie one zostają wyjaśnione. A raczej wprost podane, krok po kroku elementy układanki wskakują tu na swoje miejsce, a kurtyna oddzielająca tajemnice od odpowiedzi zostaje zerwana. Szkoda, to trzeba podkreślić, bo przez to bohaterce zostają odebrane cała tajemniczość i nieoczywistość, które – przynajmniej dla mnie, ale nie sądzę bym był w tym osamotniony – były jedną z sił nośnych całej postaci. Intrygowały, skłaniały do zastanowienia. Tu już od samego początku wszystko zostaje pozbawione aury tajemniczości – i jednocześnie spłycone.
Ze zmian, jakie dotknęły bohaterkę w trakcie przenoszenia ich z opowieści graficznej na stricte literacki grunt najlepiej wypadło chyba pozbawienie jej metki dziewczyny, która przez łóżko zdobywa karierę i seksem ułatwia sobie życie. Akurat na tym polu działania Harley są bardziej złożone i pokazują jej, kolokwialnie mówią, cwaną stronę natury. Obserwowanie, planowanie, wykorzystywanie słabości przeciwnika, odkrywanie jego czułych punktów… Pasuje to do jej psychologicznego wykształcenia, ale jednocześnie w pewnym stopniu kłóci się z tą szaloną, niekontrolującą siebie i przy okazji oderwaną od rzeczywistości, zagubioną we własnym świecie, który bardziej przypomina kreskówkę niż rzeczywistość dziewczyną. Kobieta pełna sprzeczności? Być może, ale bardzie czuć, jakby autorzy nie mieli do końca pomysłu na tę postać. W komiksie nie było takiego problemu, bo Harley pozostawała postacią tajemniczą. Jej działania, jak choćby ułatwianie sobie życia seksem, były może prościej ujęte, ale za to w pewien sposób spójne. Niewymagające wyjaśnień, a wręcz niepotrzebujące ich. Co nie znaczy, że skręt w tę stronę był złym pomysłem – po prostu zbyt wiele dodano w nim oczywistości, by wszystko zagrało tak, jak powinno.
Ale za to udało się autorom powieści dodać niejednoznaczności motywacji pomagania Jokerowi. Harley w książce ma traumatyczne przeżycia, w których należy doszukiwać się genezy jej zejścia na złą drogę. Ojciec gangster, wstrząsające wydarzenia zawiązane z wesołym miasteczkiem, uraz do policji, która zamiast pomóc jej ojcu, zamknęła go, w końcu trafienie w łapy przestępców, którzy chcieli ją sprzedać pedofilowi, a którzy źle skończyli po spotkaniu z małą Harleen… To właśnie owe przeżycia zapoczątkowują wszystko, stają się kluczem niezbędnym do odczytania jej motywacji. Tyle, że klucz to wypaczony, przez co w stu procentach nie możemy być niczego pewni. W komiksowej wersji Queen wydawała się uzależniona od Jokera, tu… Cóż, z tym może być różnie. Sednem pozostaje obsesja na punkcie osoby morderczego klauna, a podpowiedzi do szczegółów takiego, a nie innego podejścia jest wiele, z tym, że i tu zaczynają się schody. Czytelnik dostaje pewne nieoczywistości, ale są one zarazem sprzeczne. Analiza ich pod względem psychologicznym daje niespójny obraz finalny, a epikryza całej diagnozy zdaje się brzmieć: ktoś tu chyba pomylił dokumenty. A może taki właśnie jest urok tej trzepniętej dziewczyny w czarno-czerwonym wdzianku? To już każdy musi osądzić według własnej wrażliwości.
Kolejną, wartą nadmienienia różnicą między obiema wersjami, jest wprowadzenie do powieści postaci March Harriet, jednej z mało znanych, choć dość młodych przeciwniczek Batmana. Razem z nią na scenie pojawiają się także Magpie i Mary Loiuse Dahl, jednak to ona staje się najważniejsza z tej grupy, bo okazuje się być swoistym odbiciem naszej bohaterki. Kobietą tak silnie związana z tożsamością konkretnego mężczyzny – w tym przypadku Mad Hattera – że wręcz od niej uzależnioną. Nie można przy tym zapomnieć o pojawieniu się tu innej, silnej kobiecej postaci. Mowa oczywiście o Poison Ivy, która na etapie budowania Harley Queen w The Batman Adventures: Mad Love była jeszcze pieśnią przyszłości, a która w Harley Quinn: Mad Love ma do odegrania konkretną rolę, na tle której zaczyna zawiązywać się ich późniejsza przyjaźń.
Podsumowując to wszystko w kilku słowach, Harley Quinn: Mad Love to adaptacja komiksu rozbudowana o naprawdę solidną ilość nowego materiału, choć ograniczonego głownie do retrospekcji. Rzecz, która skupia się na przybliżeniu nam demonów głównej bohaterki i zorientowana mocno na ukazaniu jej perspektywy. Odsłania przed nami wiele nieznanych dotąd faktów – może i niepotrzebnie, ale jednak dla fanów z pewnością będą one ciekawe – zmienia kilka drobiazgów, ale jednocześnie zachowuje wszystkie najważniejsze elementy mitologii postaci. Warto poznać obie wersje i przekonać się, która dla Was stanie się tą kanoniczną.
Autorem artykułu jest Michał Lipka. Rocznik 88. Z komiksów nigdy nie wyrósł, choć pasjami czyta powieści i sam także stara się pisać. Ma na koncie kilka publikacji, scenariusz komiksowy też zdarzyło mu się popełnić, ostatnio jednak przede wszystkim skupia się na recenzjach i publicystyce, pisanych m.in. dla prowadzonego przez siebie bloga Książkarnię.