APOTEOZA JEDNOSTKI CZY ELEMENT SYSTEMU?
Autor eseju: MICHAŁ CHUDOLIŃSKI
Superbohater to najpełniejszy mit późnonowoczesnej kultury Zachodu. Hybryda starożytnych archetypów i współczesnych aspiracji technologicznych. Ale gdy przyjrzymy się mu przez pryzmat myśli egoistycznej, jaką oferuje filozofia obiektywizmu, pojawia się pytanie zasadnicze: czy superbohater to wyzwolony indywidualista, czy dobrze ubrany trybik kolektywistycznej utopii?
I. Superbohater – genealogia mitu

Superbohater – od Batmana po Iron Mana – nie jest zwykłym wojownikiem sprawiedliwości. To figura epistemologiczna. To ktoś, kto wie. Kto widzi świat taki, jakim jest – i działa zgodnie z tą wiedzą, często wbrew społecznemu osądowi. W tym sensie, przypomina randowskiego człowieka umysłu – jednostkę myślącą, samowystarczalną, nieulegającą społecznym presjom ani emocjonalnym roszczeniom.
Porównanie do Johna Galta nie jest przypadkowe. Galt nie tylko odrzuca społeczeństwo, ale konstruuje alternatywę – Wąwóz Galta – miejsce, gdzie żyją jedynie ci, którzy nie akceptują pasożytnictwa moralnego. Superbohater również konstruuje alternatywę: Gotham, w której to on ustala reguły; świat, w którym jego kodeks jest ostateczną instancją etyczną.
Ale w przeciwieństwie do Rand, mit superbohatera jest pełen sprzeczności. Z jednej strony: afirmacja rozumu, samodzielności, siły woli. Z drugiej – nieustanne poświęcenie siebie w imię wspólnoty, która często go nienawidzi.
II. Paradoks altruistycznego prometeizmu
Tutaj dochodzimy do napięcia kluczowego: czy superbohater może być egoistą w sensie Rand? W teorii tak – jeśli jego działania wynikają z jego własnych wartości, celów i rozumu. Ale w praktyce – dominujący narracyjny schemat to poświęcenie. Bohater oddaje wszystko – prywatność, życie uczuciowe, czasem życie biologiczne – w imię „greater good”.
To właśnie ten aspekt mitologii superbohaterskiej byłby dla obiektywizmu nie do zaakceptowania. Rand podkreślała: „żadna cnota nie polega na poświęceniu własnego życia dla innych”. Takie działanie oznacza zaprzeczenie najwyższej wartości – życiu jako celowi samemu w sobie. Tymczasem Spiderman rzuca studia i miłość, Superman ukrywa swoją tożsamość, Batman nigdy nie zazna spokoju. Ich cierpienie jest legitymizowane etycznie – a to według obiektywizmu, moralna patologia.
W świetle tego, superbohaterowie są nie tyle ludźmi umysłu, co – wbrew pozorom – figurami późnochrześcijańskimi: Zbawicielami, którzy noszą grzechy świata na własnych barkach. W tym sensie – antyrandowskimi.
III. Egoizm vs kolektywizm: kulturowe pole bitwy

W artykule „How Ayn Rand Influenced Comic Books” podkreśla się wpływ Rand na twórców takich jak Steve Ditko, który stworzył Mr. A – postać będącą niemal literalnym ucieleśnieniem obiektywizmu: bezkompromisową, binarną, radykalnie autonomiczną. Ale Mr. A pozostał figurą marginalną – nie dlatego, że był zbyt trudny, ale dlatego, że był zbyt czysty ideologicznie.
Popularni bohaterowie, nawet ci „randowscy” jak Iron Man, są wewnętrznie podzieleni: między prywatne cele a społeczne obowiązki. Ich moralność jest hybrydowa – próbują łączyć racjonalność z empatią, suwerenność z odpowiedzialnością społeczną. To właśnie napięcie między moralnością obiektywistyczną a moralnością społecznej opieki generuje dramaturgię nowoczesnych komiksów.
Z punktu widzenia Rand, taka dramaturgia jest nie tylko fałszywa, ale i niebezpieczna – to narracyjna maskarada mająca ukryć prawdę: że społeczeństwo pasożytuje na jednostce.
IV. Dlaczego mit superbohatera przetrwał – a obiektywizm nie?
To pytanie fundamentalne. Obiektywizm jako system filozoficzny – mimo silnej spójności i prowokacyjnej siły – nie zdominował kultury popularnej. A mit superbohatera – mimo swoich sprzeczności – stał się wszechobecny.
Dlaczego?
Bo mit superbohatera jest kompromisowy. Łączy prometejski bunt z chrześcijańską ofiarą, modernistyczną racjonalność z postmodernistycznym relatywizmem. Umożliwia społecznej wyobraźni identyfikację z jednostką, ale jednocześnie ją oswaja – poprzez wątek poświęcenia, winy, etycznych dylematów.
Obiektywizm – przeciwnie – jest bezkompromisowy. I właśnie dlatego tak trudno go przełknąć. Domaga się absolutyzacji racjonalizmu, odrzuca mistycyzm, empatię jako wartość nadrzędną, a przede wszystkim – odrzuca poświęcenie jako cnotę. A przecież kultura amerykańska – wbrew pozorom – nie odrzuciła całkowicie dziedzictwa chrześcijaństwa.
Superbohater to hybryda: między Galtem a Chrystusem.
V. Punkt wpływu: co popkultura robi z filozofią?
Kultura popularna – nawet ta najmasowa – nie jest ideologicznie neutralna. Komiks, jako forma mitotwórcza, jest narzędziem w walce o wartości. Rand – nawet jeśli nieobecna literalnie – zaszczepiła w tej formie ideę suwerenności jednostki jako wartości pierwotnej. Ale popkultura rozbroiła tę ideę, pozbawiła ją ostrza. Uczyniła ją strawniejszą – bardziej moralnie niejednoznaczną, bardziej emocjonalną, bardziej demokratyczną.
Dlatego warto zadać pytanie odwrotne: czy dzisiejszy superbohater nie jest właśnie wypaczeniem człowieka umysłu? Czy nie jest udomowionym Gaultem, który poszedł na kompromis ze światem? Nie uciekł do Wąwozu Galta – lecz został, by cierpieć i zbawiać?
Warto w tym momencie wziąć pod uwagę jeszcze dwie inne prespektywy.
VI. Superbohater jako świecki Mesjasz (Carl Schmitt)
Carl Schmitt, konserwatywny teoretyk polityki i prawa, pisał, że „wszystkie pojęcia nowoczesnej teorii państwa są zeświecczonymi pojęciami teologicznymi”. Suweren – według Schmitta – to ten, kto podejmuje decyzję w stanie wyjątkowym, zawieszając prawo w imię wyższej racji. W tym sensie superbohater, operujący poza systemem prawnym, ale akceptowany społecznie, staje się figurą suwerena par excellence: wykonawcą teologii politycznej w popkulturowym przebraniu.
Co więcej – superbohater jako jednostka poza-prawna, ale moralnie nadrzędna, wciela figurę świeckiego Mesjasza. Nie zbawia dusz, lecz miasta; nie głosi eschatologii, ale ratuje od kryzysu. Często pojawia się „w stanie wyjątkowym” – gdy państwo zawodzi, społeczeństwo się rozpada, a prawo traci legitymizację. Jego interwencja jest aktem łaski, zawieszeniem chaosu.
Z perspektywy Schmitta, taka figura jest konieczna, by przywrócić porządek – ale z perspektywy Ayn Rand, to upadek racjonalnej etyki, bo prawomocność działania oparta jest tu nie na logice, lecz na quasi-religijnej charyzmie. Superbohater – jako świecki Mesjasz – jest zatem figurą przemocowo uzasadnionej wyjątkowości, a nie twórczej niezależności jednostki. W obiektywistycznym świecie Galtów i dumnych wynalazców nie ma miejsca na cudotwórców. Tam działa się nie przez łaskę – lecz przez rozum.
VII. Ekonomia cnoty: superbohater jako obiekt dyscypliny (Michel Foucault)
Michel Foucault, analizując relacje między wiedzą, władzą a ciałem, pokazał, że nowoczesność nie działa już za pomocą spektakularnej przemocy, lecz poprzez dyscyplinę, normalizację, samokontrolę. Cnota – jako postawa – staje się w tym układzie kategorią ekonomiczną: czymś, co trzeba produkować, magazynować i rozliczać.
Superbohater jest w tym modelu figurą wzorcową, ale i narzędziem dyscypliny. Jego ciało – doskonałe, wytrenowane, posłuszne – to ciało zdyscyplinowane. Jego motywacja – odpowiedzialność, samokontrola, poświęcenie – to forma bio-polityki: zarządzania życiem poprzez mechanizmy moralne.
W tym sensie popkulturowy superbohater nie tylko ratuje – on uczy obywatela, jak być produktywnym moralnie. Władza działa poprzez jego ikonografię: plakaty z Kapitanem Ameryką, frazy z Batmana, wzorce z MCU – to wszystko elementy produkowania pożądanej subiektywności, jakby powiedział Foucault. Nie buntownika, nie egoisty – lecz moralnego podmiotu dozorowanego przez samego siebie.
Rand, która uznaje cnotę za akt niezależnego rozumu, odrzuciłaby taką ekonomię jako inżynierię moralną – cnotę podporządkowaną społecznemu nadzorowi, a nie wywiedzioną z jednostkowego wysiłku intelektualnego. W jej oczach taka cnota to pozór cnoty – zamaskowany konformizm podszyty strachem przed odrzuceniem.
Heros jako schizma epoki
Superbohater to figura kulturowego rozdarcia. Z jednej strony – afirmuje rozum, wolność i indywidualizm. Z drugiej – poddaje się etyce obowiązku, empatii i kolektywnego oczekiwania. W tym sensie mit ten nie jest ani randowski, ani anty-randowski – jest dialektyczny. I właśnie ta sprzeczność czyni go tak potężnym narzędziem narracyjnym – i tak trudnym obiektem krytyki filozoficznej.
Czy obiektywizm przetrwa w tej popkulturowej szarzyźnie? Może nie jako doktryna, ale jako cichy kod – obecny w figurach tych bohaterów, którzy odmawiają poświęcenia, pozostają wierni sobie, i którzy w swojej samotnej, racjonalnej determinacji – przypominają, że etyka może być wyborem, nie obowiązkiem.

Michał Chudoliński (ur. 1988 r.) – Krytyk komiksowy i filmowy. Prowadzi zajęcia z zakresu amerykańskiej kultury masowej – ze szczególnym uwzględnieniem komiksów – w Collegium Civitas. Pomysłodawca i redaktor prowadzący bloga „Gotham w deszczu” (YouTube: @Gothamwdeszczu). Współzałożyciel i członek rady nadzorczej Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowej. Autor książki „Mroczny Rycerz Gotham – szkice z kultury popularnej” (wyd. Universitas), nominowanej do Nagrody „Debiut Roku 2023” Polskiego Towarzystwa Badań nad Filmem i Mediami oraz Nagrody Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Laureat Nagrody Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.