Bardzo długie Halloween
Gdyby przyszło mi kiedyś znaleźć się na bezludnej wyspie z jednym jedynym komiksem, który mógłbym przy sobie zatrzymać, bez dłuższego zastanawiania się wybrałbym „Długie Halloween” Jepha Loeba i Tima Sale’a – moim zdaniem najlepszy komiks o przygodach Batmana w historii i jeden z najlepszych komiksów w dziejach tego gatunku. Wiem, że są to dość kategoryczne sądy, ale od pierwszej lektury „Długiego Halloween” pozostaję pod niezmiennym urokiem tej historii, która stanowi zresztą jeden z najczęściej czytanych przeze mnie komiksów w ogóle. Zdaję sobie również sprawę, że większość fanów Batmana kręciłaby znacząco głową czytając powyższe słowa – nie od dziś bowiem wiadomo, że głosy na najlepszego „Batmana” rozkładają się mniej więcej po równo na dwie interpretacje Franka Millera, tzn. „Rok pierwszy” i „Powrót Mrocznego Rycerza”. Jakkolwiek jednak mam mnóstwo szacunku do pracy twórcy „300”, zwłaszcza zaś do „Roku pierwszego”, bez którego nie byłoby „Długiego Halloween”, to jednak najdoskonalszym dla mnie dokonaniem w kwestii fabuły i rysunku wśród przygód Człowieka-Nietoperza pozostaje mroczna i wciągająca od pierwszej strony opowieść o walce Batmana z wszechogarniającą mafią Gotham City, życiu i upadku Harveya Denta oraz zaprowadzonemu przez niego nowemu porządkowi w mieście – porządkowi rządów „dziwolągów”. Dla mnie „Długie Halloween” to jedna, gigantyczna, rozbita na trzy tomy („Długie Halloween”, „Catwoman. Rzymskie wakacje” i „Mroczne zwycięstwo”) saga, odbijająca w sobie wszystkie kluczowe elementy mitu Batmana.
Nie znam komiksów o Batmanie, w których tytułowa postać byłaby przedstawiona w sposób równie bliski pierwotnemu zamysłowi, co właśnie w tryptyku Loeba i Sale’a. Sięgając bowiem po pierwsze historyjki Boba Kane’a i Billa Fingera z pasków „Detective Comics”, czytelnik łatwo dostrzec może charakterystyczny rys, jaki tak głównej postaci, jak i jej przygodom nadali ojcowie Batmana. Historie te sytuowały się gdzieś pomiędzy mrocznymi kryminałami, a jeszcze mroczniejszymi opowieściami gotyckimi, w których na porządku dziennym znajdowała się zarówno walka ze zorganizowaną przestępczością, jak i nadnaturalnymi monstrami (jak chociażby wampirami z historii o Mnichu z kart „Detective Comics” nr 31). Cała maestria Kane’a i Fingera kryła się właśnie w owym doskonałym zrównoważeniu elementów groteski i sensacji, które w późniejszych realizacjach mitu Batmana były już różnie odmierzane przez poszczególnych twórców. To jednak, że perfekcyjna opowieść o Batmanie potrzebuje wspomnianej powyżej równowagi pomiędzy tym, co przyziemne i tym, co nadnaturalne, udowadniają w swojej interpretacji Loeb i Sale powracając do klasycznego nastroju pierwszych komiksowych odcinków Batmana.
Na temat fabuły sagi ciągnącej się od „Długiego Halloween” do „Mrocznego zwycięstwa” można by napisać dziesiątki naukowych opracowań, wyrastających chociażby ze studiów nad typologią opowieści popkulturowych, charakterystyką świata przedstawionego, konstrukcją i motywacjami postaci, kategorią zemsty i odkupienia czy wreszcie usytuowania całej historii na tle wielorakich zapożyczeń z innych tekstów kultury i narracji. Ponadprzeciętna jakość całej historii wypływa właśnie z tego faktu, iż scenarzysta – Jeph Loeb – potrafił wpisać w historię o Batmanie szereg tropów, które znamy z klasyki literatury, kina czy też samego komiksu. „Długie Halloween” stanowi zatem doskonale zaprojektowane przetworzenie kluczowego motywu z „Jądra ciemności” Josepha Conrada – to opowieść o człowieku, który, zbyt długo patrząc w otchłań, pozwala, by i ona zaczęła spoglądać na niego. Najważniejszym bohaterem pierwszej części sagi okazuje się bowiem nie zamaskowany krzyżowiec, ale jego sojusznik w walce z mafią – prokurator okręgowy miasta Gotham, czyli Harvey Dent. Okrutny los, który staje się udziałem Harveya, odzwierciedla powolny upadek samego miasta, które trafia wprost w objęcia „nowego typu szaleńców”, jakimi stają się pacjenci Azylu Arkham. Dent, podobnie jak conradowski pułkownik Kurtz, wyrusza do dzikiej i niebezpiecznej dżungli (miejskiej), aby zanieść jej oświecenie i porządek, lecz zamiast tego zostaje pochłonięty przez świat, który starał się ratować. Rozbicie kryminalnej rodziny Falcone, które dokonuje się pod koniec historii, nie oznacza wcale końca wojny ze zbrodnią, a ofiara poniesiona przez sprzymierzeńców w walce ze złem (Batmana, Jima Gordona i samego Denta), będąca całkowitym upadkiem jednego z nich, okazuje się być może zbyt duża. W „Długim Halloween” obok historii samego prokuratora okręgowego obserwujemy także pościg za nieuchwytnym mordercą ochrzczonym mianem Holiday’a – zabójcy, który uderza tylko w czasie świąt kalendarzowych. Loeb cudownie eksploatuje ten wątek pozwalając czytelnikowi lawirować pomiędzy kolejnymi podejrzeniami co do tożsamości „Świątecznego mordercy” i kolejno przenosząc oskarżenia z Harveya Denta na członków zbrodniczego syndykatu. Uwielbiam zakończenie całej historii, kiedy to pozbywająca się wszelkich dowodów Gilda – żona Harveya – wyznaje, iż to ona była współodpowiedzialna za morderstwa Holiday’a, chcąc w ten sposób ocalić swego męża przed zapadającym nad nim okrutnym wyrokiem losu. To tragiczny w swej wymowie finał, który potwierdza jedynie niezwykle osobisty i przejmujący ton całej opowieści o upadłym „białym rycerzu” Gotham.
„Catwoman. Rzymskie wakacje” to rzecz niezwykła w całym omawianym układzie, aczkolwiek zdecydowanie dopisuję ją do tryptyku „Długiego Halloween”, jako że wyprawa Seliny Kyle do Włoch to znaczący, a może nawet i kluczowy element całej układanki. Uciekając z Gotham przed samym Batmanem oraz rozpętującą się w mieście wojną, Selina wyrusza na poszukiwania informacji o swojej przeszłości i ewentualnym związku z rodziną Falcone. Kiedy zamordowany zostaje don Verinni – głowa sycylijskiej mafii – Catwoman zostaje wplątana w kryminalną intrygę, której członkami są nie tylko europejscy gangsterzy, ale i jej starzy wrogowie/sojusznicy, jak Joker, Cheetah, Strach na wróble i przede wszystkim Riddler. Można uciec z Gotham, ale Gotham nie ucieknie od ciebie równie szybko – w taki sposób można by oddać główną myśl „Rzymskich wakacji”, które, będąc co prawda przerywnikiem między narodzinami Two-Face’a a jego późniejszymi planami, stanowią samowystarczalną historię, jeśli chodzi o losy Catwoman (postaci, która w „Mrocznym zwycięstwie” schodzi na drugi plan, przeżywając w tym czasie swoje własne, rzymskie przygody). Intryga prowadząca do „Mrocznego zwycięstwa” zaciska się jednak właśnie w drugim albumie trylogii, kiedy Selina Kyle odkrywa swe bliskie związki z Carminem Falcone – zamordowanym przez Denta szefem mafii w Gotham – a także postanawia wrócić do rodzinnego miasta, by dowiedzieć się, kto wykradł zwłoki nieżyjącego dona będącego… jej ojcem. „Rzymskie wakacje” to lektura znacznie lżejsza (również dzięki objętości) od pozostałych tomów, jednakże niezbędna, jeśli chce się zyskać pełny ogląd na świat wykreowany przez Loeba i Sale’a z całą jego głębią i zakulisowymi powiązaniami między postaciami.
„Mroczne zwycięstwo” uchodzi w powszechnej opinii za tytuł gorszy, niż „Długie Halloween”, co wypływa zwyczajnie z wielkości jego poprzednika. Sądzę jednak, iż nawet w porównaniu do pierwszej odsłony całej historii majestatyczny finał sagi wypada bardzo dobrze i zdecydowanie wybija się ponad większość komiksowych tytułów. W „Mrocznym zwycięstwie” dochodzi do wojny na pełną skalę pomiędzy „starym” i „nowym” Gotham, które symbolizują tu kolejno niedobitki miejskich rodzin mafijnych i rodzące się imperium „dziwolągów” – gangsterów takich jak Pingwin czy Joker. Jeśli „Długie Halloween” to dramat psychologiczny inspirowany Conradem, a „Rzymskie wakacje” to połączenie lekkiej letniej komedii z opowieścią sensacyjną, to „Mroczne zwycięstwo” stanowi odbicie wielkich gangsterskich epopei w postaci „Ojca chrzestnego”, „Nietykalnych” czy „Człowieka z blizną”. Batman – a w szczególności sam Bruce Wayne – ponownie zostaje zepchnięty na margines. Prym wiodą groteskowi nowi władcy Gotham pokroju Two-Face’a oraz ich mniej lub bardziej jawni sojusznicy, jak chociażby nowa prokurator okręgowa, Janice Porter. Świat starego porządku gangsterskiej hierarchii odchodzi w niebyt, co symbolizują brutalne porachunki gangu Denta z przedstawicielami rodzin Falcone czy Maroni. Ubezwłasnowolniona i poruszająca się na wózku Sophia – córka zmarłego don Carmine’a – może jedynie obserwować rozpadający się wokół niej świat zbudowany przez jej ojca… ale czy na pewno jest ona tylko biernym świadkiem? Loeb i Sale projektują kolejną kryminalną zagadkę – tym razem związaną z osobą niejakiego Wisielca, zabójcy, który pozbywa się kolejno byłych współpracowników prokuratora Denta. Czy to sam Harvey niszczy w ten sposób resztki swojej przeszłości? A może ktoś inny stara się zrzucić winę na byłego stróża porządku? Rozwiązanie, podobnie jak w „Długim Halloween”, jest zaskakujące i doskonale wpisuje się w klimat sagi sytuujący się gdzieś pomiędzy kryminalnymi korzeniami, a nadnaturalną groteską. Świat „tradycyjnej zbrodni” w Gotham upada, nowym królem chaosu zostaje nawet nie sam Dent, ale Joker, który w końcowej scenie sprzeciwia się swojemu dotychczasowemu szefowi. W tej nowej, nadnaturalnej wojnie Batman zyskuje jednak sprzymierzeńca – młodego Dicka Graysona, czyli Robina, który odtąd wspomagać będzie Wayne’a w jego samotnej do tej pory krucjacie.
„Mroczne zwycięstwo” to tytuł, który doskonale oddaje główny wydźwięk ostatniego aktu (bardzo) długiego Halloween w życiu Batmana. Ostatecznie bowiem mafia Gotham zostaje unicestwiona przez morderstwa dokonane przez współpracowników Denta – Jokera, Mr Freeze’a czy Poison Ivy. W miejscu starego porządku szybko pojawia się jednak nowy, potencjalnie jeszcze bardziej niebezpieczny, którego symbolem jest Dent – niegdyś sprzymierzeniec prawa, a dziś jego zaprzysięgły wróg, który w sposób bardzo wymowny stanowi połączenie obu światów, świata sprawiedliwych i świata gangsterów. Ten nowy typ szaleństwa w rezultacie, o czym wiedzą fani Batmana, okaże się oczywiście jeszcze bardziej niebezpieczny, niż knowania mafii, ale to już pieśń przyszłości, której Loeb i Sale najprawdopodobniej, niestety, już nam nie opowiedzą.
Mógłbym na temat trylogii Loeba i Sale’a pisać jeszcze bardzo długo, wysławiając zawiłości scenariusza, mistrzostwo rysowniczego talentu Tima Sale’a czy wrażeń, jakie pozostawia w czytelniku zaprezentowana historia. W rzeczywistości jednak myślę, że najlepszym podsumowaniem powyższego tekstu będzie następująca konstatacja – bardzo żałuję, iż Christopher Nolan i David S. Goyer nie pozostali wierni do końca swym inspiracjom płynącym zwłaszcza z „Mrocznego zwycięstwa”. Osobiście wolałbym, aby filmowy „Mroczny rycerz powstaje” zbliżony był do finału trylogii komiksowej, w której Harvey Dent, sterując armią superprzestępców, rozprawia się ze znienawidzoną mafią. Dzięki innym decyzjom filmowców pozostaje nam jednak cieszyć się tym widowiskowym i wciągającym finałem na kartach komiksu, który – o czym jestem przekonany – przeczytać powinien po prostu każdy. Trylogia „Długiego Halloween” to bowiem coś więcej, niż dobry czy nawet bardzo dobry komiks – to po prostu dzieło sztuki.
Autorem recenzji jest dr Tomasz Żaglewski – Absolwent Zakładu Badań nad Kulturą Filmową i Audiowizualną Instytutu Kulturoznawstwa UAM; jego zainteresowania koncentrują się wokół różnorodnych zagadnień kultury popularnej oraz kultury medialnej (w tym w sposób szczególny tematyka historii i teorii komiksu); prywatnie wielbiciel twórczości Mike’a Mignoli marzący o dydaktycznym stażu w Instytucie dla Utalentowanej Młodzieży Charlesa Xaviera.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.
„Batman: Mroczne zwycięstwo”
Tytuł oryginału: „Batman: Dark Victory”
Scenariusz: Jeph Loeb
Rysunki: Tim Sale
Kolor: Gregory Wright
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Mucha Comics
Data polskiego wydania: październik 2014
Data wydania oryginału: 2000
Objętość: 392 strony
Format: 175×265 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Cena okładkowa: 149,00 zł