Autorem recenzji jest Michał Siromski. Więcej o nim dowiecie się tutaj.
Niewątpliwie legendy arturiańskie należą do najważniejszych i najbardziej wpływowych mitów europejskich. Powstałe prawdopodobnie na przełomie VI i VII wieku opowieści przez kilka stuleci przekazywane były ustnie przez wędrownych bardów. Dopiero w XII wieku po raz pierwszy zostały spisane przez Geoffreya z Monmouth w dziele „Historia królów brytyjskich” („Historia Regnum Britanniae”), następnie poszerzone i uzupełnione o nowe wątki przez kolejnych kronikarzy. Dziś Króla Artura, Merlina czy Rycerzy Okrągłego Stołu znają wszyscy, bez względu na stopień znajomości historii czy literatury.
Dzieje się tak dlatego, iż postaci z arturiańskich legend stały się popkulturowymi ikonami, zaś motywy z legend na trwałe wpisały się w kulturę masową. Atrakcyjna fabuła, niespodziewane zwroty akcji, niejednoznaczni bohaterowie, elementy fantastyczne, ale też pewne uniwersalne treści (jak pochwała wierności, męstwa czy mądrości) uczyniły z nich znakomity materiał wyjściowy do wszelkiego rodzaju mediów. Oczywiście legendy arturiańskie można znaleźć i w komiksach, zarówno w bardziej bezpośredniej formie (jak choćby cykl „W poszukiwani Graala”, który właśnie możemy śledzić w magazynie „Fantasy Komiks”), jak i w postaci pośrednich inspiracji (znakomity brytyjski cykl „Slaine”).
Umberto Eco w „Micie Supermana” przypisuje komiksom superbohaterskim w amerykańskiej kulturze podobną rolę, jaką spełniały mity w starożytnej kulturze greckiej. Czy można się zatem dziwić pomysłowi spotkania obu mitologii (arturiańskiej i superbohaterskiej) w jednym komiksie?
Dwuczęściowa opowieść „Batman: Dark Knight of the Round Table” to właśnie próba inkorporacji postaci Batmana do świata Króla Artura. Legendarny władca wraz z Rycerzami Okrągłego Stołu czynią z Anglii potężne imperium, jednak nie wszyscy są zadowoleni; Morgana LeFay, siostra Artura, pragnie zemsty za śmierć ich ojca Uthera Pendragona. Przy pomocy czarów uwodzi Arthura i rodzi mu nieślubnego syna Mordreda. Artur zdaje sobie sprawę z tego, iż w przyszłości Mordred może odebrać mu tron (tak jak on sam uczynił to ze swoim ojcem), zarządza więc poszukiwania bękarta. Kiedy Rycerze Okrągłego Stołu powracają do Camelotu z pustymi rękoma, Król Artur decyduje się na desperacki krok: wydaje zarządzenie, według którego wszyscy chłopcy urodzeni w tym samym czasie co Mordred zostają wygnani z Anglii. Jednym z takich chłopców jest Bruce, syn Thomasa Waynemoora, Rycerza Okrągłego Stołu.
Tymczasem proroczy sen zdradza Morganie LeFay, że jej zgubą będzie znak nietoperza i miecz rodu Waynemoor. Przebiegła i potężna Morgana postanawia obrócić proroctwo na swoją korzyść: wzywa z piekielnych czeluści demony o wyglądzie nietoperzy i zsyła je na udającą się drogą morską na wygnanie rodzinę Waynemoor. Bestie dokonują masakry i zatapiają statek, zaś jedynym ocalałym jest mały Bruce. Chłopiec cudem dopływa do brzegu wyspy, która okazuje się mitycznym Avalonem. Tam pod opieką bogiń dorasta, żyjąc jedynie pragnieniem zemsty za śmierć rodziców. Przed opuszczeniem Avalonu Bruce musi przejść ostateczną próbę. Udaje się do jaskini pełnej nietoperzy, gdzie musi skonfrontować się ze swoimi lękami. Zyskuje także potężnego sojusznika – Merlina. Legendarny mag zdradza Bruce’owi, że to Morgana odpowiada za śmierć jego rodziców, zgadza się także trenować duszę i ciało młodzieńca, aby zmienić go w potężnego wojownika. Wkrótce tajemniczy, zamaskowany rycerz z emblematem nietoperza na piersi zacznie krzyżować plany Morgany i Mordreda dążących do obalenia Artura i ostatecznie odegra decydującą rolę w historii Brytanii.
Niestety lektura komiksu pozostawia czytelnika bez satysfakcji. Fabuła jest dość rwana, zaś wrażenie to pogłębia poszatkowanie tej stustronicowej historii aż na dwadzieścia cztery rozdziały. Nie zachwyca też warstwa graficzna; Dick Giordano i Bob Layton to weterani amerykańskiego komiksu obdarzeni solidnym warsztatem, ale do bólu klasyczni. I takie też są tutaj rysunki, jakby wyjęte z komiksu sprzed dwóch dekad. W latach siedemdziesiątych XX-wieku takie ilustracje mogły robić wrażenie, w 1999 roku – kiedy komiks został wydany – już nie.
Zasadniczym problemem jest chyba jednak sama koncepcja postaci Batmana. W ujęciu Laytona Mroczny Rycerz jest właściwie narzędziem wendety w rękach Merlina. Kieruje nim tylko i wyłącznie wyrażona wprost chęć zemsty za śmierć rodziców. W ten sposób postać protagonisty została dramatycznie spłaszczona, zniknęły wszystkie psychologiczne niuanse, które stanowią przecież o istocie atrakcyjności Batmana. Bruce Wayne musi przejść przez skomplikowany proces, aby dojrzeć do roli pogromcy zbrodni, musi oswoić swoje lęki, zintegrować osobowość i zsublimować agresywne popędy w społecznie akceptowane działanie. Bruce’a Waynemoora nie interesuje w zasadzie nic poza zabiciem Morgany (która zesłała na rodzinny statek mordercze demony) i Artura (który decydując o wygnaniu rodziny pośrednio przyczynił się do jej zagłady).
Jedynym w zasadzie interesującym elementem w „Batman: Dark Knight of the Round Table” jest stosunek Mrocznego Rycerza do władzy. Jak wiemy, w Gotham City Batman walczy z przestępczością, ale to nie czyni z niego automatycznie sprzymierzeńca policji; przynajmniej w początkowym okresie Mroczny Rycerz musi stawić czoła także skorumpowanej władzy i zepsutemu establishmentowi (co pokazuje choćby pamiętna scena z „Batman: Rok Pierwszy”). W elseworldzie Boba Laytona Batman jest outsiderem nawet w jeszcze większym stopniu: choć walczy z Morganą i Mordredem, a więc działa w interesie Króla Artura, nie zamierza mu się podporządkować ani porzucić planu zemsty na nim.
„Batman: Dark Knight of the Round Table” dowodzi, że postrzeganie krucjaty Batmana przez pryzmat zwykłej wendety jest nadmiernym uproszczeniem i spłaszczeniem tej postaci. Nie da się interesująco opowiedzieć o Mrocznym Rycerzu bez zrozumienia jego złożonej i niejednoznacznej psychiki. Bobowi Laytonowi się to również nie udało.
„Batman: Dark Knight of the Round Table”
Scenariusz: Bob Layton
Rysunki: Dick Giordano, Bob Layton
Liternictwo: John Workman
Kolorystyka: Digital Chameleon
Okładki: Jose Luis Garcia-Lopez
Wydawca: DC Comics
Data wydania: 1999
Objętość: 2 x 52 strony
Format: B5
Oprawa: SC
Papier: kreda
Druk: kolorowy
Cena: 2 x 4.95 $
Bob Layton – ur. 25.09.1953r. Od dzieciństwa wielki fan komiksu, później po zakończeniu edukacji zaczął handlować komiksami. W tym czasie poznał Rogera Sterna (później znanego scenarzystę) i obaj założyli fanzin „CPL”. Publikacja ta początkowo była jedynie katalogiem prezentującym sprzedawane przez Laytona komiksy, jednak szybko przekształciła się w niezwykle popularny fanzin. Zaowocowało to propozycją angażu dla obu autorów w wydawnictwie Charlton Comics. Praca ta dała Laytonowi możliwość zostania uczniem legendarnego amerykańskiego rysownika Wally Wooda.
W latach 1976-77 Layton zdołał nawiązać jako inker współpracę z dwoma największymi firmami: Marvelem i DC Comics, nie były to jednak znaczące prace. Dopiero drugie podejście do Marvela zakończyło się sukcesem – w tandemie pisarskim z Davidem Michelinie objął od 116 numeru podupadłą serię „Iron Man” i pociągnął aż do 154 numeru, zamieniając ją w wielki hit. Layton powrócił jeszcze do tej serii pod koniec lat 80-tych (numery 215-250).
W międzyczasie Layton kontynuował obowiązki inkera w kilku innych seriach (m.in.„The Incredible Hulk” i „Captain America”). Warto też zaznaczyć, że właśnie Laytonowi przypisuje się pierwszą w historii amerykańskiego komiksu miniserię – wydany w 1982r., w pełni autorski czteroczęściowy „Hercules: Prince of Power”.
W 1991 Layton został jednym z założycieli nowego wydawnictwa – Valiant Comics. Przez kilka lat łączył wysokie funkcje w wydawnictwie z pozycją jednego z najważniejszych jego autorów (maczał palce m.in. przy „Magnus, Robot Fighter” i „X-O Manowar”). Oprócz tego opracował fabułę i koncepcję graficzną gry komputerowej „Turok, Dinosaur Hunter” (opartej zresztą na jednej z serii Valiant Comics), która okazała się jednym z największych hitów w historii gier. W 1993 roku czytelnicy Wizarda przyznali mu prestiżową nagrodę Editor of the Year.
W 1998r., po krótkim odpoczynku od komiksów, Layton powrócił do DC, aby wraz ze swym przyjacielem i mentorem Dickiem Giordano zrealizować dwa elseworldy Batmana („Dark Knight of the Round Table” oraz „Hollywood Knight”) oraz miniserię „The L.A.W.”. Jednocześnie przez ponad 20 numerów nakładał tusz na rysunki Dana Jurgensa w serii „Captain America”, a także po raz kolejny powrócił z Davidem Michelinie do postaci Irona Mana, tym razem w czteroczęściowej miniserii „Iron Man: Bad Blood”.
W 2000 roku Layton po raz kolejny, tym razem z Giordano i Michelinie, tworzy nowe wydawnictwo – Future Comics. Niestety wydawnictwo szybko upada, choć zapisuje się w historii jako pierwsze, które sprzedaje swoje produkty tylko poprzez Internet. Bob Layton od tej pory współpracuje z Marvelem jako wolny strzelec przy pisaniu i rysowaniu różnych tytułów związanych z Iron Manem.
Dick Giordano – jedna z legend amerykańskiego komiksu. Ur. 20.07.1932r. na Manhattanie, absolwent nowojorskiej High School of Industrial Art. Rozpoczął karierę w studiu rysownika Jerry’ego Igera tuszując tła, by w latach 60-tych tworzyć w wydawnictwie Charlton Comics; to tutaj jednym z jego uczniów i przyjaciół został Bob Layton. Jednak prawdziwą sławę przyniosło mu 20 lat nakładania tuszu na ilustracje do niemal wszystkich ważniejszych serii DC Comics (z Batmanem na czele, gdzie Griordano stworzył niezapomniany duet rysowniczy z Nealem Adamsem), a potem także imprintu Vertigo (m.in. „Sandman”). Do najbardziej cenionych jego prac należą tusze w crossoverze “Crisis on Infinite Earths” George Pereza oraz miniserii “The Man of Steel” Johna Byrne. W późniejszym etapie łączy obowiązki inkera z funkcją dyrektora wykonawczego i przyczynia się do publikacji, m.in. „Watchmen” oraz „Dark Knight Returns”.
W 2000 roku Giordano współtworzy z Laytonem i Michelinie Future Comics, ale nowe wydawnictwo zdoła przeżyć jedynie 2,5 roku.
Dick (w rzeczywistości Richard Joseph) Giordano jest jednym z najwybitniejszych i najbardziej zasłużonych inkerów amerykańskiego komiksu; dla niezliczonej ilości rysowników mentor i przyjaciel.
Niedawno miałem okazję to kupić i przeczytać. Faktycznie – nic specjalnego. Największym plusem są chyba okładki Garcii Lopeza, te z przodu jak i z tyłu. Design zbroi Batmana też mi się podobał.