A gdyby Mroczny Rycerz powrócił po raz trzeci?
Życie płata różnego rodzaju zbiegi okoliczności. Gdy my zastanawiamy się, jak przypuszczalnie wyglądałby współczesny „DKR”, w USA trwają przymiarki do kolejnej kontynuacji dzieła Franka Millera.
Trzecia seria tworzona w ramach Uniwersum Mrocznego Rycerza ma się skupiać na losach o wiele starszej Carrie Kelly. W tej historii będzie ona w podobnym wieku co Bruce Wayne w „Powrocie Mrocznego Rycerza” i ukazane będą jej poszukiwania nowego następcy dziedzictwa Batmana. Frank Miller tym razem jedynie nakreśli scenariusz, wespół w zespół z Scottem Snyderem. Graficznie z kolei prawdopodobne, że komiks narysuje szwadron amerykańskich gwiazd rysowniczych. W kuluarach mówi się o Gregu Capullo, Andym Kubercie, Jimie Lee, Seanie Murphym oraz Marcu Silvestri. A lista nazwisk wydłużać się będzie z każdym dniem…
Powstanie trzeciego „Mrocznego Rycerza” jest niemal pewne. W końcu będzie częścią kampanii promocyjnej filmu „Batman v Superman. Dawn of Justice” Scotta Snydera, mocno inspirowanego komiksowym arcydziełem autora „Sin City”. DC Comics natomiast chętnie skorzysta z tej okazji, skoro wcześniej pozwoliło sobie na świętokradcze prequele „Strażników”. Dodatkowo dopełni się namaszczenie Snydera na przeistoczenie się w najważniejszego współcześnie scenarzysty Batmana, czy to się komuś podoba czy nie. Nie wiadomo do końca, czy komiks będzie się dziać przed czy po „DKR” i na ile będzie brany pod uwagę „Mroczny Rycerz Kontratakuje”. Niestety, DC zamiast tworzyć zupełnie nowe historie i dokonywać odważnych, ryzykownych decyzji wobec swoich franczyz, woli odcinać kupony od marek, które rewolucjonizowały sztukę komiksową dekady temu.
A teraz oddaje głos Filipowi.
Michał Chudoliński
Michał zapytał mnie niedawno, jak wyglądałby Powrót Mrocznego Rycerza, gdyby został napisany dzisiaj. Wiecie, jak wyglądałaby powieść o Batmanie, która nie jest tylko tanim, oderwanym od rzeczywistości eskapizmem. Opowieść, która coś mówi, zmusza nas do jakiegoś zastanowienia, stawia jakąś tezę, a nie jest tylko wymówką do pokazania coraz to bardziej zbzikowanych superłotrów w coraz to dziwniejszych kostiumach.
Ha, dobre pytanie. Nie wiem, co dokładnie byłoby w tym komiksie, ale wiem, że nie narysowałby go Miller. Dlaczego?
Na początek ustalmy jedno: siła Powrotu tkwi w tym, że jest on komiksem zaangażowanym, w zasadzie prawie komiksem politycznym. Dobry komis tego typu, oprócz bycia „rozrywkowym”, posiada trzy cechy:
– Może być traktowany jako głos w dyskusji.
– W jakiś sposób nas dotyczy.
– Chce coś zmienić.
Takimi komiksami są np. Transmetropolitan, V jak Vendetta i crossover Civil War. Transmetropolitan ukazuje zgniliznę postmodernistycznego społeczeństwa, V jak Vendetta jest w zasadzie manifestem anarchistycznym, a Civil War całkiem udolnie wprowadza nas w dyskusję dotyczącą ograniczania wolności obywatelskich na Zachodzie po 9/11. Wszystkie te komiksy w alegoryczny sposób przedstawiają jakiś bieżący problem, wypowiadają się na jego temat i mają potencjał do kształtowania poglądów czytelnika (czyli do dokonania jakiejś zmiany).
Nie wszystkie komiksy, w których występuje jakaś postać historyczna, uznałbym za tego typu komiks zaangażowany. Ot, chociażby zupełnie pierwszy numer Kapitana Ameryki, w którym Kapitan łamie szczękę Hitlerowi. Tego typu komiksy propagandowe ze Złotego Wieku (i inne współczesne, im podobne) są bardzo dosłowne i ich celem na pewno nie jest wywołanie żadnej dyskusji, przekonanie kogoś do czegoś. Nie, to czysty eskapizm, opowiastki ku pokrzepieniu serc, nie zawierające żadnej treści oprócz tej dosłownej. To inny gatunek.
Przed chwilą wspomniałem, że kolejny komiks na miarę Powrotu nie mógłby wyjść spod ręki Millera. Dlaczego? Bo Miller napisał już kolejną część – i nie mówię o Mroczny Rycerz Kontratakuje, utworze prawie tyle ciekawym i zaangażowanym, co szkaradnym – ale o niesławnym Holy Terror, opowieści o nijakim Fixerze, który bije muzułmanów. Tak, bardziej muzułmanów, niż terrorystów, Miller wydaje się nie widzieć różnicy między jednym a drugim.
Można powiedzieć, że Holy Terror jest pod każdym względem odwrotnością Mroczny Rycerz Kontratakuje. Jest to album śliczny, ale aż do bólu banalny i dosłowny. Do tego, o ile Powrót i Kontratak mają wymowę lewicująco-liberalną (a na pewno bardzo silnie antyestablishmentową), to Holy Terror jest kawałkiem ksenofobicznej, ultrakonserwatywnej papki – Miller sam chętnie przyznawał w wywiadach, że to po prostu kawałek propagandy. Dodajmy do tego fakt, że przez pierwsze dwa lata pracy nad projektem była to opowieść o Batmanie, a nie o Fixerze, jego oczywistym expy, i już widzimy, jak wyglądałby Powrót napisany dzisiaj przez Millera: przerysowana, eskapistyczna historyjka o Batmanie, który wali w mordę Osamę bin Ladena.
Nie do końca coś, co można porównywać z V jak Vendetta. Przemiana, jaką przeszedł Miller po 9/11 jest doprawdy zastanawiająca.
W obu częściach Mrocznego Rycerza było widać wyraźny sprzeciw wobec elity i autorytetów. W Powrocie ważnym motywem jest głupota i buta rządzących, gotowych narazić cały świat na zniszczenie w imię swoich ambicji: „Rodacy, mam dla was złą wiadomość. Ci Rosjanie po prostu nie potrafią przegrywać”- w ten sposób prezydent, ewidentnie wzorowany na urzędującym wtedy Ronaldzie Reaganie, informuje społeczeństwo o odpaleniu przez Związek Radziecki pocisków jądrowych. To dość silna deklaracja polityczna ze strony Millera, ale to nadal niewiele w porównaniu z Kontratakiem: prezydent jest tam zwyczajną symulacją komputerową, za którą stoi Lex Luthor. Trudno o wyraźniejszy symbol zaniepokojenia przemianą demokracji w oligarchię!
Jakże obce jest to stanowisko dzisiejszemu Millerowi-konserwatyście, który na swoim Twitterze przyrównuje ruch Occupy Wall Street do szumowin i mętów z dna sadzawki. Batman z Mroczny Rycerz Kontratakuje mógłby stanąć na czele tego ruchu! I oczekiwałbym, że Frank Miller sprzed 25 lat, autor antykorporacyjnych scenariuszy do Robocopa 2 i 3, mógłby do nich dołączyć.
Żeby wyobrazić sobie jak powinna wyglądać kolejna część serii, musimy najpierw dokonać pewnej ewaluacji poglądów Batmana z Powrotu Mrocznego Rycerza i Mroczny Rycerz Kontratakuje. Podkreślmy, że chodzi tylko o jego poglądy z tych dwóch konkretnych albumów; rzadko wypowiadaną publiczną tajemnicą komiksów superbohaterskich jest to, że spójność postaci jest bardzo słaba i różni się od pisarza do pisarza, od albumu do albumu. Fani komiksów pod tym względem przypominają trochę fanów amerykańskiego wrestlingu, którzy też są gotowi na duży wysiłek, żeby tylko nie zwracać uwagi na fakt, że ich hobby opiera się na iluzji.
Batman z Powrotu nie lubi władzy ani korporacji. Ma poglądy (jak na amerykańskie warunki) socjalizujące: ot, przykład weterana zmuszonego sprzedawać broń Mutantom, żeby zapłacić za operację żony. Zupełnie stracił zaufanie do systemu, egzystuje poza nim i, po odejściu Gordona na emeryturę, nie ma tam żadnych sojuszników. Jest pariasem i, tak naprawdę, rewolucjonistą. Tym różni się od innych, bardziej „typowych” Batmanów, którzy zawsze unikali polityki jak ognia. Superman zazwyczaj jest ucieleśnieniem Amerykańskiego Systemu Wartości, dobrze wygląda, powiewa peleryną i prawi morały. Batman zazwyczaj łapie drobnych bandytów. W większości zeszytów obchodzi go tylko to, co dzieje się w Gotham, zazwyczaj też tylko to, co dzieje się na ulicy. Dlatego też, kiedy w Powrocie z wściekłością kopie w twarz Supermana, w gruncie rzeczy kopie w twarz Amerykę. Ta scena wywołała sporo zamieszania za Oceanem, ale wszyscy wiemy, że prawdziwa miłość to też konieczność mówienia trudnych rzeczy. Batman kopie Stany dla ich własnego dobra, żeby je obudzić. Dziś USA potrzebują takiego ciosu może nawet bardziej, niż kiedykolwiek: z globalnego kryzysu, do którego drogę utorowały krótkowzroczne decyzje polityczne, biedniejszymi wyszli wszyscy oprócz tych, którzy są za niego bezpośrednio odpowiedzialni – ci się wzbogacili. Poziom agresji i instytucjonalnego rasizmu w siłach porządkowych jest tematem anegdot w Europie, a system sądowniczy jest tak przegniły, że w dużym stopniu sprowadza się do tego, kogo stać na lepszego prawnika. Do tego należy dodać fakt, że od niedawna korporacje mogą zupełnie oficjalnie i bez ograniczeń sponsorować własnych kandydatów do Kongresu i mamy obraz kryzysu polityczno-ekonomiczno-społecznego. A nie powiedzieliśmy nawet słowa o opiece zdrowotnej, mediach i systemie edukacji.
Batman generalnie nie zajmuje się ściganiem mało efektownych przestępstw (w rodzaju defraudacji) nawet, jeżeli mają one znacznie większe konsekwencje dla znacznie większej ilości osób, niż działalność jednego ponurego draba w jakiejś ciemnej uliczce. Jeśli ktoś okradł bank- jest to robota dla Batmana. Jeśli bank okradł kogoś – Batman nie kiwnie palcem. Tym niemniej myślę, że wiele osób chętnie zobaczyłoby, jak w kolejnym Powrocie Batman wpada na Wall Street i rozpędza kopniakami całe to towarzystwo. Tylko czy to by coś zmieniło?
I tutaj powoli dochodzimy do clou: czy współczesne problemy Ameryki naprawdę mogą być rozwiązane pięścią? Czy ktoś naprawdę jeszcze wierzy, że skazanie jednego tylko Lexa Luthora (zakładając, że w ogóle byłoby za co go skazać) uzdrowi cały system? Co da powstrzymanie jednego terrorysty, jeśli nie zniechęcimy innych do konstruowania bomb? Tutaj nie pomogą nie tylko Bat-gadżety, ale nawet latanie i wzrok termiczny!
Współczesny kryzys USA nie jest wynikiem działania jednej osoby, którą by można obciążyć odpowiedzialnością za całe zło. To nie druga wojna światowa, kiedy można było strzelić Hitlera w nos. To nie rządy Nixona, którego można było wyszydzić i zdemaskować. Brakuje tu choćby angielskiej Thatcher, która przecież dlatego była tak znienawidzona, bo dla angielskich robotników była personifikacją trudnych i bolesnych zmian. Związkowcy mogli mieć nadzieję, że jeśli ktoś powstrzyma tę jedną kobietę, to ich kopalnie i zakłady pracy przetrwają. Nie, obecny kryzys nie nosi niczyjej twarzy, a zatem i w komiksie musiałoby zabraknąć jednego głównego złego.
Obie części Powrotu mają jeszcze inną cechę wspólną: jest nią globalne zagrożenie. Raz jest to atak nuklearny ze strony Rosji, innym razem machinacje Luthora i Brainiaca stojących za marionetkowym rządem USA. W obu wypadkach zajęty tym globalnym problemem Superman trzyma się z boku, co umożliwia Batmanowi działanie. Co mogłoby być takim zagrożeniem dzisiaj? Prawdę powiedziawszy, ciężko mi powiedzieć, bo obecna słabość Stanów Zjednoczonych wcale nie świadczy o sile ich rywali. Prawda jest taka, że USA nie mają konkurenta, który miałby i możliwości, i motywację, żeby im zagrozić. Chiny stają się największą światową gospodarką, ale tylko dzięki wymianie handlowej z Zachodem. Rosja, skorumpowana i okaleczona ekonomicznie, jest w najlepszym razie problemem regionalnym, jej podrygi na Ukrainie nie stanowią żadnego zagrożenia dla samych Stanów. Terroryzm islamski? Wbrew temu, co obecnie wydaje się sądzić Miller, terroryzm nie jest i nigdy nie będzie zagrożeniem dla całego państwa. To nie niebezpieczeństwo tej skali, co wybuch otwartego konfliktu podczas Zimnej Wojny, który miałby potencjał do zniszczenia życia na ziemi.
Wszystkie obecne problemy USA wynikają z sytuacji wewnętrznej, a tutaj Superman niewiele może zdziałać. Człowiek ze Stali jest może symbolem nieugiętości i szlachetności, ale jest też kiepskim reformatorem, a – jak rzekliśmy chwilę wcześniej – obecnej sytuacji raczej nie rozwiąże kilka rundek sparringowych z jakimkolwiek partnerem. Zatem pozostajemy bez zadania dla Supermana.
Więc jakby miał właściwie wyglądać ten komiks? Z Supermanem jako bohaterem tabloidów: niezłomnym i szlachetnym, ale też przestarzałym i zupełnie ignorowanym, bez możliwości wpłynięcia na losy świata? Z jeszcze bardziej rozgoryczonym Batmanem? Tylko co tak naprawdę może z tym wszystkim uczynić Batman, w globalnej skali? Już większe możliwości działania ma jako Bruce Wayne. Zatem może taki team-up? Wayne i Kent kontra świat?
Niestety, nie potrafię sobie wyobrazić tego bez taniego moralizatorstwa- no i kto by chciał czytać komiks superbohaterski bez trykotów i dobrej bójki?
Autorem tekstu jest Filip Świderski. Ostatnimi czasy zadebiutował na łamach „Dużego Formatu” Gazety Wyborczej reportażem dotyczącym wizyty na kryzysowych obszarach Ukrainy, gdzie chciał pomagać jako sanitariusz. Ma ponadto na koncie kilka tekstów dla Magazynu Miłośników Komiksu „KZ”.