Kotka w odcieniach szarości
W komiksie superbohaterskim zmiany w obrębie postaci zdarzają się dość często, szczególnie w przypadku postaci, które istnieją w tym medium dziesiątki lat. Czasem są to zmiany kosmetyczne (Batman chowa majtki pod spodnie), innym razem bardziej drastyczne (postrzelenie Barbary Gordon czy nowa tożsamość Jasona Todda). By nadać świeżości i oderwać się od utartych schematów, scenarzyści i rysownicy posuwają się czasem do ryzykownych działań – szczególnie, jeśli idzie o zmianę status quo w całym uniwersum bądź zmianę istotnych elementach życiorysu bohaterów. Jednak to, co wspólnie zrobili Ed Brubaker i Darwyn Cooke jest przykładem tego, jak idealnie dokonać zmiany w postaci zachowując jej tożsamość i jednocześnie pogłębiając motywy, uwspółcześniając wygląd oraz wyznaczając nowe ścieżki jej rozwoju. W wyniku kooperacji wcześniej wspomnianych panów otrzymaliśmy Catwoman – Na tropie Catwoman, wydany w tym roku przez Egmont tom, o którym już na wstępie mogę powiedzieć – musicie to przeczytać.
Album składa się z kilku mniej lub bardziej powiązanych ze sobą historii, a wszystko zaczyna się od powrotu Seliny Kyle do Gotham. Selina i jej alter ego uważane są za zmarłe, co stwarza idealną okazję, by Kobieta Kot mogła zaplanować sobie świeży start. Podczas lektury będziemy mieli okazję zobaczyć jak Selina dokonuje wielkiego skoku, poznamy początki jej złodziejskiej działalności, prześledzimy sprawę tajemniczych morderstw prostytutek i zapoznamy się z historią skorumpowanej policji. To, co stanowi siłę całego albumu, to fakt, że każda z tych historii ma niezwykły klimat i charakter. To rasowe kryminały, z niewielką szczyptą gatunku superhero. Balans ten jest perfekcyjny, dzięki czemu jeśli ktoś lubi poważny styl noir to nie odstraszą go biegający w rajtuzach herosi, natomiast fani tradycyjnych peleryn i masek za sprawą kilku smaczków (obecność Batmana, nadnaturalny przeciwnik) będą mieli poczucie, że cała akcja dzieje się jednak w uniwersum, które znają i lubią.
Główną bohaterką wszystkich zebranych opowieści jest oczywiście Selina Kyle, ale drugie, nie mniej ważne skrzypce gra tutaj prywatny detektyw Slam Bradley. Znacie ten typ – twardy gość, który młodość ma dawno za sobą, uwielbia prochowce, a alkohol i papierosy to jego śniadanie, obiad i kolacja. Relacja jego i Seliny świetnie zahacza o klasyczne motywy gatunkowe, czego przykładem niech będzie moment, w którym Slam wchodzi do swojego gabinetu, żeby zastać tam rzekomo martwą, skrytą w cieniu femme fatale, Selinę. Sama scena jest też przykładem na to, że Brubaker dobrze czuję się w kryminałach i bawi się konwencją, a Cooke po mistrzowsku potrafi nadać scenariuszowi odpowiedni charakter. Oprócz Seliny i Slama spotkamy kilkoro mniej lub bardziej znanych postaci, takich jak Holly Robinson (prostytutka, koleżanka Seliny) czy dr Leslie Thompkins.
Brubaker pisze świetne historie, umiejętnie penetrując każdy zakątek gatunku. W tym roku dostaliśmy kilka albumów z jego scenariuszami (Gotham Central, Velvet, Fatale czy Catwoman właśnie) i każdy utrzymany jest w innej konwencji, choć wszystkie łączą w sobie zaskakująco lekkie podejście do ciężkiej tematyki. Pokuszę się o stwierdzenie, że Catwoman jest najjaśniejszym tego przykładem. Mamy tutaj zabójstwa, brudne ulice i chandlerowskiego detektywa z jednej strony, z drugiej natomiast pełną determinacji bohaterkę (!), która do tej pory kojarzona była głównie z roli antybohaterki czy wręcz złoczyńcy. O to właśnie mi chodziło, kiedy na wstępie zaznaczyłem, że Brubaker i Cooke dokonali idealnej zmiany w postaci Kobiety Kot. Wyczyścili jej konto, zrobili z niej postać niezależną, która nie pozostaje dłużej w cieniu Batmana, a która jest w stanie nieść nadzieję i sprawiedliwość tam, gdzie nie zapuszcza się nawet Mroczny Rycerz. W pewnym momencie Selina sama komentuje to, mówiąc, że według Batmana prostytutki muszą liczyć się z ryzykiem i same nie są wolne od występków – dlatego właśnie musi znaleźć się ktoś, kto postawi się za tymi, którzy w czarnobiałym świecie głównego nurtu superbohaterskiego są albo wybielani albo robi się z nich jednoznacznie negatywne charaktery. Catwoman widzi szarości, operuje w tych szarościach, a Brubaker potrafi oddać wiele odcieni tego koloru. Chylę czoła. Wypada wspomnieć jeszcze, że otwierającą album historię Wielki skok Seliny napisał Cooke, a nie Brubaker. Choć nieco mniej klimatyczna niż pozostałe, pisane przez Brubakera, jest naprawdę przemyślana, wciągająca i charakterna.
Skoro o Cooke’u mowa, powiedzmy sobie szczerze, że omawiany przeze mnie album nie byłby w połowie tak dobry, gdyby wkład tego artysty, którego pożegnaliśmy w maju tego roku. Rysownik nie tylko dał Catwoman strój, który po dziś dzień jest wzorem dla innych rysowników, ale oddał z kunsztem każdy aspekt tej, na nowo napisanej, postaci. Od takich szczegółów jak fryzura, po sposób poruszania się czy subtelności w mimice i gestach. Choć stylowi Cooke’a najbliżej było do cartoonu, to paradoksalnie jego kreska doskonale oddała klimat noir. Znowu, ciężka tematyka pokazana z lekkością. Jednak to, co najbardziej zachwyca w twórczości Cooke’a to jego wszechstronność. Ten człowiek potrafił narysować wszystko, od scen akcji po sceny dialogowe. Kompozycja kadrów w Catwoman jest prosta, ale zawsze przemyślana. Oszczędna, ale pozwalająca płynnie śledzić kolejne sceny. Nawet nietypowo ułożone kadry są tak rozplanowane, że wzrok bez problemów przeskakuje do odpowiedniej ramki. Należy docenić również wkład Brada Radera i Camerona Stewarta, obaj panowie całkiem nieźle utrzymali kreskówkowy styl, nie gubiąc przy tym odpowiedniego tonu opowieści. Kolory również stoją na wysokim poziomie, bardzo dobrze podkreślając deszczową, ponurą aurę Gotham.
Większych zarzutów względem wydania nie mam, poza jednym. Niestety, Egmont nie pozwolił czytelnikom nacieszyć się wieloma dodatkami. Poza kilkoma alternatywnymi okładkami nie uświadczymy ani fragmentów scenariuszy, ani szkiców koncepcyjnych. Trochę szkoda. Nie można jednak się przyczepić do standardu wydania. Jak zwykle w DC Deluxe dostajemy twarda okładkę z obwolutą, papier wysokiej jakości i bardzo dobre tłumaczenie (znalazłem jedynie dwa drobne błędy).
Podsumowując, Catwoman – Na tropie Catwoman to fantastyczna spuścizna po Darwynie Cooke’u. Nie chodzi o to, że o zmarłych się źle nie mówi i dlatego tak piszę – chodzi o to, że Cooke zilustrował i częściowo napisał jeden z najlepszych komiksów, których wydania ukazały się w naszym kraju. I nie mam na myśli tylko tego roku! Może brakowało mi dobrego kryminału, może po prostu jestem łagodnym recenzent, ale niezależnie od tego, nie mam wątpliwości, że Catwoman to jedna z najlepszych decyzji wydawniczych Egmontu, która warta jest każdego grosza. Polecam.
Autorem recenzji jest Paweł Kicman, psycholog, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, redaktor i edytor w serwisie Panteon.pl.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.
Catwoman. Na tropie Catwoman
Scenariusz: Ed Brubaker, Darwyn Cooke
Rysunki i kolory: Darwyn Cooke, Cameron Stewart, Brad Rader i inni
Okładka: Darwyn Cooke
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont
Data wydania: 2016
Tytuł oryginalny: Catwoman: Trail of the Catwoman
Wydawca oryginalny: DC Comics
Liczba stron: 336
Format: 180×275 mm
Oprawa: twarda z obwolutą
Druk: kolor
Cena okładkowa: 99,99 zł