Niedocenione, część pierwsza

Autorem artykułu jest Łukasz Chmielewski. Więcej o nim dowiecie się tutaj.

Mrocznego Rycerza przypadki mniej znane, czyli niedocenione cz. 1

 10366012_708094562585804_6205803293797766285_n

Mroczny Rycerz dotrwał szacownego wieku: siedemdziesięciu pięciu lat. I bynajmniej nie zanosi się na to, aby trafił do panteonu zapomnianych popkulturowych legend. W zalewie kilkunastu komiksów o Batmanie (lub o niego zahaczających) wydawanych co miesiąc nie dziwi, że wiele historii zasługujących na uwagę popada w zapomnienie. Zwłaszcza tych starszych, nad którymi nie szarpią się internetowi krzykacze. Część z nich niesprawiedliwie trafiła pod pręgierz zmasowanej krytyki fanów Nietoperza, nie będąc wcale gorszymi od wielu z projektów stawianych na piedestale. Poniższy tekst poświęcony jest właśnie komiksom o Mrocznym Rycerzu i otaczającym go gothklimacie; komiksom niedocenianym tak jak na to zasługują, lub w ogóle, a także tym, które z bliżej niesprecyzowanych powodów były mieszane z błotem. Komiksom, o których napisano zdecydowanie za mało dobrych słów.

 

„Night cries” (scenariusz: Archie Goodwin / ilustracje: Scott Hampton)

Batman_Night_Cries_Vol_1_1

Przeczytanie tego komiksu sprawi, że poczujecie się źle. Ale nie dlatego, że to słaby projekt na poziomie fabularnych koszmarków Tony S. Daniela. Poczujecie się źle, bo mało jest w tym gatunku lektur tak pesymistycznych, przygnębiających i odbierających nadzieję jak właśnie „Night Cries”. To historia, w której Batman i komisarz Gordon prowadzą śledztwo w sprawie brutalnych zabójstw. Początkowo wydaje się, że popełnia je kolejny seryjny morderca, jeden z przedstawicieli specyficznego ludku, których w Gotham City pełno. W trakcie śledztwa obaj detektywi, ten oficjalny i ten zamaskowany, zyskują pewność, że ofiary przestępstw nie były wcale niewinne. Więcej: do niewinności było im szalenie daleko. Batman, który chwycił trop, jest jak zwykle niepowstrzymany, niczym siła natury. Tym razem jednak jego zdolności doprowadzą go do człowieka, którego postępowanie przynajmniej na chwilę zmusi go do zastanowienia się, czy niektóre zbrodnie nie zasługują na znacznie mocniejsze środki niż jego standardowe metody.

 night cries

Komiks Goodwina i Hamptona to niewątpliwie najmroczniejsza z legend Mrocznego Rycerza. Niesamowite, że nieżyjący już amerykański scenarzysta i redaktor, postrzegany przez przyjaciół i znajomych jako niesłychanie dobry i życzliwy człowiek, o olbrzymim poczuciu humoru, stworzył tak ponurą historię. To dowód, że nawet najbardziej pozytywnie nastawieni do świata ludzie z pewnymi sytuacjami nie są w stanie się pogodzić, zapomnieć i wybaczyć. „Night cries” to wehikuł, którym Goodwin przeniósł na czytelników cały swój gniew i frustrację wygenerowane przez zbrodnie, których nikt i nigdy nie powinien nawet próbować zrozumieć. W tym komiksie Batman nie triumfuje, ponosi klęskę na całej linii, nawet gdy doprowadza do przerwania pasma zabójstw. I nie może się oszukiwać, że jest inaczej.

 nightcries8

„Night cries” postrzegany jako komiks dobry, nie jest jednak wymieniany w kanonie historii z Batmanem i wydaje się jednym z najbardziej niesłusznie zapomnianych. Kto wie, czy ponury wydźwięk tej opowieści nie jest tego główną przyczyną. Być może nawet Mroczny Rycerz nie powinien być zbyt mroczny.

 

„Hush returns” (scenariusz: A.J. Lieberman / rysunki: Al Barrionuevo)

 612691

Tym bardzo luźnym tytułem można określić cały run scenarzysty A.J. Liebermana w ramach serii: „Batman: Gotham Knights” (numery od pięćdziesiątego do siedemdziesiątego czwartego, z wyłączeniem pięćdziesiątego dziewiątego). Seria powstała w 2000 roku i w zamyśle miała skupiać się na Nietoperzu i jego relacjach z poszczególnymi współpracownikami. Potem bywało różnie, a wraz z numerem pięćdziesiątym i przejęciem obowiązków scenarzysty przez późniejszego twórcę znakomitego „Term Life” jej charakter zmienił się radykalnie. Pisarz skupił się w niej nie tylko na głównym bohaterze, ale i na najnowszym wówczas nemezis Nietoperza, czyli Hushu (stworzonym przez Jepha Loeba i Jima Lee). Opowieść rozpoczął od tego, jak ukrywający się (po pierwszej potyczce z Batsem) Hush wdraża realizację kolejnego planu zniszczenia znienawidzonego przez siebie Bruce’a Wayne’a. Kluczowymi osobami w tej operacji okażą się takie persony jak Prometeus („kozak”, któremu prawie udało się pokonać całą JLA), Riddler, a później także Clayface i Poison Ivy. Ziarenkiem w trybach z mozołem budowanej machiny zemsty okaże się jednak nie kto inny, jak sam Joker, tym razem skoncentrowany bardziej na próbie wyjaśnienia, co naprawdę stało się z jego żoną, niż na gierkach z Batmanem.

 gotham knights 2

To wielowątkowa opowieść i podczas jej lektury można odnieść wrażenie, że Liebermanowi lepiej pisało się rolę Husha. Niejednokrotnie główny protagonista serii, czyli Nietoperz, stanowi tylko tło, a prawdziwym bohaterem wydaje się właśnie Thomas Elliot. To chyba główna przyczyna, dla której historie o Batmanie w wersji Liebermana nie spotkały się z przychylnością fanów; zarzucano mu dodatkowo deprecjację postaci Prometeusa i odcinanie kuponów od kultowego „Zabójczego żartu”. Oczywiście to wszystko rzecz gustu, w pisarstwie Amerykanina urzeka natomiast iście filmowa narracja, opowiadanie głównie obrazem, a tekstem tylko wtedy, gdy jest to niezbędne. Do tego niezłe, naturalnie brzmiące dialogi, a nawet porządnie skonstruowane fabularne twisty pozwalają cieszyć się zręcznie napisaną opowieścią, iście rozrywkową w dobrym tego słowa znaczeniu. Oczywiście Liebermanowi, pomimo „tąpnięć” jakie wywołał w batmanowym świecie, nie pozwolono na jakąkolwiek zmianę klasycznego status quo, ale i to, co osiągnął, gwarantuje dobrą zabawę każdemu, kto chce dobrego komiksu o Batsie. Znakomitą próbkę jego talentu stanowi chociażby jednozeszytowa historia „The Life of Riley” (z numeru sześćdziesiątego siódmego serii), stanowiąca zarówno zamkniętą całość, jak i część większej opowieści.

 gotham knights

Ewentualne słabości Liebermana przesłania natomiast rewelacyjna strona plastyczna w wykonaniu przede wszystkim Ala Barrionuevo (choć przewijają się też inni rysownicy m.in. Rick Burchett), który doskonale rozumie nowoczesny sposób opowiadania, nie zapominając o całej klasycznej spuściźnie amerykańskiego komiksu, choć sam Amerykaninem, rzecz jasna, nie jest. Jego styl charakteryzuje ta specyficzna lekkość, która pozwala przypuszczać, że rysownik nie musi jakoś szczególnie się starać, po prostu potrafi na pustej kartce wyczarować świat Batmana, bez potknięć, zakłócenia anatomii czy perspektywy; jest urodzonym komiksiarzem, a  nie ilustratorem, jak niektórzy w tym biznesie. To czuje się w tej dynamicznej kresce, która przykuwa uwagę i podobnie jak pomysły Liebermana skłania do częstych powrotów do tej lektury.

 

„Testament” (scenariusz: John Wagner / rysunki: Chris Brunner ;Historia opublikowana w zeszytach 172-176 woluminu pierwszego znakomitej serii „Legends of The Dark Knight” )

 testament 2

Bruce Wayne po raz kolejny (który to już?) w początkowej fazie swojej krucjaty. W Gotham City pojawia się grupa mścicieli o przydomku „Rough Justice” – panowie nie przebierają w środkach, zabijając tych, których uznali za winnych. Stosując takie metody szybko trafiają na kurs kolizyjny z Mrocznym Rycerzem. Tymczasem, zastanawiający się nad sensem swojej misji i nad tym, co po nim zostanie, Batman rozpoczyna pisanie dziennika, który ma po jego śmierci wyjaśnić kim był i dlaczego. Alfred jest zaniepokojony – jak się okaże,  nie bez powodu.

 -LODK175

Kolejna perełka niniejszego zestawienia. Przede wszystkim ze względu na doskonałe rysunki Brunnera, którego kreska przypomina chwilami styl Paula Pope. Ale – i tu pewnie posypią się gromy ze strony fanów – jest o niebo ciekawsza. Brunner rysuje przejrzyście, ale z detalami, po prostu rewelacyjnie, a tego co robi nie sposób pomylić z kim innym. Genialna kompozycja kadrów, plansz i fenomenalne okładki. Do tego scenariusz Wagnera przypominający jakościowo tych kilka wybitnych dzieł, które popełnił z Alanem Grantem w latach osiemdziesiątych na potrzeby serii „Detective Comics”. Fabuła pełna akcji, a jednocześnie poruszająca takie tematy jak zatarcie linii pomiędzy słuszną zemstą, a skorumpowaną wizją sprawiedliwości oraz głęboko ludzką potrzebę pozostawienia po sobie jakiegoś śladu.

 00-LODK174

Cała historia jest znakomicie wyważona, a scenarzysta zręcznie balansuje pomiędzy sensacyjną intrygą i kreacją psychologicznych wizerunków poszczególnych postaci. Wagner znakomicie pokazuje relacje pomiędzy członkami „Rough Justice”, podobnie zresztą jak pomiędzy Bruce’em i Alfredem. W tym drugim przypadku stroni całkowicie od niepotrzebnego sentymentalizmu oraz epatowania arogancją Wayne’a i służalczością Pennywortha (tak irytującymi w komiksach wielu innych twórców), pokazując zdrowy związek „ojca” i „syna” z wszystkimi jego zaletami, ale i nielicznymi wadami.

 testament

„Testament” to lektura, która dostarcza rozrywki najwyższej próby, a także skłania do myślenia. Bruce zadaje sobie pytanie, jakie będą owoce jego życia i działalności, co po nim zostanie; chcąc nie chcąc Wagner pyta o to sam siebie. A także każdego z nas.

 Ciąg dalszy nastąpi…

[Suma głosów: 8, Średnia: 4.9]

1 thought on “Niedocenione, część pierwsza”

  1. Świetna lista! Gdzieś sobie zapiszę, żeby przeczytać wszystkie te historie – dzięki za wskazówki, za co się mam wziąć. :-]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *