Piętno szaleństwa w Azylu Arkham

O ludziach nienormalnych, w ich normalnym otoczeniu. 

AzylArkham_wyd2

Gdy oniryczna opowieść o Azylu Arkham ujrzała światło dzienne w roku 1989, na rynku były już dostępne przełomowe opowieści o Mrocznym Rycerzu autorstwa Franka Millera i Alana Moore’a, które wyznaczyły początek nowej ery w komiksie superbohaterskim. Powrót Mrocznego Rycerza i Zabójczy Żart nie tylko ukazywały ciemną stronę superbohaterstwa, ale także wprowadzały do opowieści o bohaterach w trykotach sporą dawkę realizmu. Punktem wyjścia obu komiksów było mianowicie założenie, że superbohaterowie mogą stanowić naturalny element rzeczywistości, w której żyjemy[1]. Opowieści te nie tylko zapoczątkowały mroczną erę komiksu superbohaterskiego, ale rozpoczęły także swoistą modę na realistyczne ukazywanie superbohaterskich przygód. Jednak Grant Morrison i Dave McKean zdecydowali się pójść pod prąd i zamiast zadawać pytanie: „a co jeżeli to wszystko jest rzeczywistością”, rozpoczęli snucie swej opowieści od pytania „a co jeżeli to wszystko jest snem?”. W ten sposób, zamiast tworzyć kolejną realistyczną historię z Batmanem w roli głównej, wykreowali całkowicie odrealniony, surrealistyczny obraz złowieszczego szpitala dla chorych psychicznie, którego korytarze przemierza mroczna postać walcząca z własnymi demonami.

 

W przeciwieństwie do dzieł Millera i Moore’a, opowieść stworzona przez Morrisona może być wręcz interpretowana jako sen szaleńca. Nie jest to zresztą skojarzenie przypadkowe, gdyż szkocki scenarzysta podczas prac nad scenariuszem eksperymentował nieco z własnymi stanami świadomości, wprowadzając się w stan swoistego delirium spowodowanego brakiem snu – tym razem bez wspomagania się innymi środkami. Zdarzało mu się nawet pisać – jak sam stwierdza – przez pięćdziesiąt godzin bez przerwy[2]. Nic dziwnego, że w rezultacie powstała opowieść niezwykła, którą jedni niemal czczą jako szczytowe osiągnięcie sztuki komiksowej, inni natomiast zbywają złośliwymi uwagami mówiącymi o niezrozumiałym bełkocie. Jedni i drudzy mają określone argumenty potwierdzające własne interpretacje, ale ich dyskusja potwierdza jedynie to, że Azyl Arkham jest komiksem wyjątkowym.

 

Na najbardziej podstawowym poziomie jest to opowieść kolejnych zmaganiach Batmana ze złoczyńcami z Gotham, którzy tym razem zwabiają go do Azylu Arkham. Mózgiem całej operacji jest oczywiście Joker, który po raz kolejny rzuca wyzwanie Mrocznemu Rycerzowi. W drugim planie rozgrywają się natomiast zdarzenia z przeszłości. Obserwujemy mianowicie rozwój wypadków, które doprowadziły Amadeusza Arkhama do utworzenia szpitala. Jeżeli poprzestalibyśmy na takim opisie, to mogłoby się wydawać, że jest to kolejna, typowa opowieść o niekończących się zmaganiach Batmana z jego odwiecznymi wrogami. Nic bardziej mylnego. Komiks daleki jest od typowości zarówno w warstwie narracyjnej, jak i wizualnej. Próby, jakim poddawany jest Batman, są dla Morrisona jedynie pretekstem do rozwijania swej osobliwej wizji szaleństwa, a niepowtarzalne grafiki Dave’a McKeana sprawiają, że złowieszcza aura szpitala emanuje z każdej planszy. Bez wątpienia to dzieło może wywoływać jedynie skrajne emocje. Nie da się przejść obok niego obojętnie.

 

Azyl Arkham bywa zazwyczaj interpretowany zgodnie z intencjami samego scenarzysty umiejętnie nakierowującego uwagę czytelników i krytyków na te aspekty swojej opowieści, które mają – według niego – kluczowe znaczenie dla jej zrozumienia. Grant Morrison wielokrotnie podkreślał mianowicie, że tworząc tę niezwykłą, pełną gęstej symboliki historię inspirował się m.in. twórczością Lewisa Carrolla, Carla Gustava Junga czy Aleistera Crowleya[3]. W konsekwencji najbardziej oczywisty schemat interpretacyjny jest wyznaczany przez zestaw literackich, psychoanalitycznych oraz magicznych kategorii odnoszących się do problematyki szaleństwa. Bez wątpienia analiza ukazująca psychologiczną głębię bohaterów, problematyzująca kwestię zdrowia psychicznego Mrocznego Rycerza, czy wreszcie akcentująca magiczną symbolikę szpitala, narzuca się tu jako coś oczywistego, niemniej jednak nie jest to jedyna rama teoretyczna, jaką można wykorzystać do interpretacji tego dzieła. Odchodząc od typowych interpretacji oraz od wizji samego scenarzysty, warto przetestować także inne perspektywy.

W niniejszym tekście chciałbym odejść od typowych interpretacji i przenieść punkt ciężkości analizy na zagadnienia odnoszące się do szaleństwa traktowanego jako narzędzie wykluczenia i kontroli społecznej. Ramę teoretyczną dalszych rozważań wyznaczają zatem nazwiska badaczy, których Morrison nie wymienia wśród tych, którzy go inspirowali. Niemniej jednak wydaje się, że próba wykorzystania dokonań Davida Rosenhana, Philipa Zimbardo, Michela Faoucault czy Ervinga Goffmana może również okazać się interesująca. Z tej perspektywy choroba psychiczna staje się piętnem, które jednostka nosi ze sobą do końca życia.

 

Punktem wyjścia niniejszych uwag są kwestie wypowiadane przez dwóch głównych bohaterów tej opowieści. Pierwszą z nich wygłasza Batman, kiedy, już zwabiony do szpitala, rozmawia z Ruth Adams, psychoterapeutką pracującą tu z chorymi. W pewnym momencie Batman stwierdza: „Przyznaj sama – trudno uwierzyć, żeby w tym miejscu ktokolwiek powrócił do zmysłów”[4]. Drugą natomiast wypowiada, a właściwie notuje w swoim dzienniku, Amadeusz Arkham – założyciel szpitala. Spisując swoje refleksje odnoszące się do rozmowy z jednym z pacjentów – wielokrotnym mordercą Martinem „Mad Dogiem” Hawkinsem – zadaje on sobie pytanie: „Jak wielu było takich jak on? Ludzi których jedyną zbrodnią była choroba, uwięzionych w systemie penitencjarnym, bez nadziei na wyleczenie? Moje powołanie stało się jasne”[5]. Tym powołaniem było oczywiście stworzenie instytucji, która zajmie się leczeniem osób pokroju „Mad Doga”. Te dwie kwestie chciałbym potraktować, jako przejawy dwóch przeciwstawnych stylów myślenia związanych z ideą leczenia chorych psychicznie. Z jednej strony mamy zatem powątpiewanie w skuteczność oddziaływań psychiatrycznych, z drugiej zaś optymistyczne przekonanie, że osobom chorym można pomóc poddając je terapii prowadzonej w specjalistycznych placówkach.

 

Jak się okazuje sceptycyzm Mrocznego Rycerza ma swoje naukowe uzasadnienie. Spójrzmy najpierw na rezultaty jednego z przełomowych dla psychologii eksperymentów, który nie tylko podważył terapeutyczne roszczenia szpitali psychiatrycznych, ale także pokazał, że są to instytucje mogące mieć zupełnie odwrotne oddziaływanie. W 1973 roku David Rosenhan opublikował w czasopiśmie „Science” wyniki eksperymentu, który wstrząsnął światem nauki. Oto osiem zdrowych psychicznie osób, symulując objawy schizofrenii, zgłosiło się, a następnie zostało przyjętych do szpitali psychiatrycznych. Po przyjęciu na odpowiednie oddziały osoby te były traktowane tak, jak są traktowani chorzy na schizofrenię, choć w ich zachowaniu nie było nic, co uprawniałoby taką interpretację. Po wstępnym symulowaniu choroby i podaniu zestawu określonych objawów, osoby te bowiem zachowywały się już później zupełnie normalnie. „Mimo tego ‘pokazu’ zdrowia psychicznego, pseudopacjenci nie zostali zdemaskowani. Poza jednym wyjątkiem, wszystkim postawiono diagnozę schizofrenii i zwolniono ich z diagnozą schizofrenii ‘w okresie remisji’. (…) pseudopacjent raz opatrzony etykietą schizofrenika pozostał z nią do końca”[6].

 bff50181494472a170ab5a4cdbfdd470

Rosenhan na podstawie tych badań sformułował wniosek, że „w szpitalu psychiatrycznym nie umiemy odróżnić zdrowych psychicznie od chorych psychicznie. Sam szpital stwarza specjalne warunki, w których łatwo o błędną ocenę znaczenia danych zachowań”[7]. Krótko mówiąc, jeżeli ktoś już znajduje się na oddziale szpitala psychiatrycznego, to dla personelu oraz postronnych obserwatorów stanowi to jednoznaczny sygnał, że jest to osoba chora. Wszystko, co taki pacjent robi, musi być zatem objawem tej choroby. Taki stereotypowy sposób myślenia może oczywiście prowadzić do szeregu błędnych interpretacji. Rosenhan pokazał, jak duży wpływ na postrzeganie i ocenianie rzeczywistości mają uprzednie osądy oraz kontekst, w ramach którego dokonywane są interpretacje. Szpital psychiatryczny okazał się miejscem, które nie sprzyja postępowaniu terapeutycznemu. Bezsilność, depersonalizacja, segregacja oraz obumieranie, to kategorie opisujące doświadczenia „pacjentów” biorących udział w tym eksperymencie. Można się domyślać, że właśnie takie oddziaływanie szpitala miał na myśli Mroczny Rycerz, gdy wyrażał swój sceptycyzm w rozmowie z pracującą w Azylu Arkham psychoterapeutką. Rzeczywiście, obserwując to, co dzieje się na planszach komiksu, łatwo uwierzyć, że w takim miejscu nikt raczej do zdrowia nie powróci.

 

Przebieg eksperymentu Rosenhana jednoznacznie pokazuje, że granica pomiędzy zdrowiem a chorobą psychiczną nie jest tak ostra, jak można byłoby przypuszczać. Wystarczy etykieta, by uczynić z człowieka – w oczach obserwatora – osobę chorą. Ten wątek aż prosi się o rozwinięcie, którego punktem wyjścia byłoby pytanie, czy taka sytuacja może prowadzić do poważniejszych konsekwencji. Czy ten proces etykietowania może również stać się podstawą zmiany zachowania i autodefinicji samej zainteresowanej osoby? Czy osoba, która znajdzie się w takim kontekście i będzie traktowana jako chora, w końcu nie zacznie działać zgodnie z tymi definicjami? Pewnych wskazówek dotyczących takiej interpretacji dostarcza kontrowersyjny eksperyment przeprowadzony w 1971 roku przez Philipa Zimbardo. Zaaranżował on w podziemiach Uniwersytetu Stanforda więzienie, w którym chciał obserwować zmiany w zachowaniu osób, którym losowo przypadły role „strażników” i „więźniów”. Eksperyment musiał zostać przerwany po kilku dniach z powodu narastającej agresji uczestników i pojawienia się zagrożenia dla ich zdrowia i życia. Dodać należy, że do eksperymentu, co podkreślał sam Zimbardo, zostali wybrani najspokojniejsi ochotnicy, zaś jedynym czynnikiem modyfikującym ich zachowanie była losowo przyznana etykieta. „Strażnicy” i „więźniowie” zdecydowanie za bardzo wczuli się w swoje role[8].

 bgMj8qr6_1012152207311

Wprawdzie w tym przypadku chodziło o agresję a nie chorobę psychiczną, ale wydaje się, że mechanizm jest podobny. Określone etykiety w połączeniu ze specyficznym kontekstem mają siłę modyfikowania ludzkich zachowań. To, co Zimbardo zaobserwował w przypadku „więźniów” i „strażników”, mogłoby mieć swój odpowiednik w zachowaniach „lekarzy” i „chorych psychicznie”. Specyficzna instytucja, jaką jest szpital psychiatryczny, możne właśnie w taki sposób oddziaływać na jednostki przekraczające jej próg. Podobną obawę wyraża zresztą w opowieści Morrisona sam Batman, który przed wejściem do azylu pozwala sobie na takie oto wyznanie: „Boję się, że Joker ma co do mnie rację[9]. Czasami powątpiewam w racjonalność swoich działań. I boję się, że jeśli wejdę za mury Arkham… że kiedy wejdę do środka i zatrzasną się za mną drzwi… to będzie jak powrót do domu”[10]. W tej wypowiedzi zawarte są wszystkie lęki Mrocznego Rycerza, który przecież już niejednokrotnie wykraczał poza granice tego co „normalne”[11]. Batman jest przecież w gruncie rzeczy nie mniej szalony od tych, którzy pozamykani są w Arkham. Szpital służy zaś jedynie za alibi, które ma pozwalać na dalsze prowadzenie jego krucjaty. To Batman i oficjalna władza decydują bowiem o tym, kto zostanie napiętnowany, zamknięty i wykluczony z życia społecznego.

 

Kategoria choroby psychicznej może być zatem potraktowana nie tyle jako opis rzeczywistości, ale raczej jako narzędzie jej kształtowania, pozwalające wytyczyć umowną granicę pomiędzy normalnością i szaleństwem. Z tej perspektywy szaleństwo jest nie tyle kategorią opisującą obiektywny stan, w jakim mogą znajdować się niektóre jednostki, ale raczej pojęciem, które ma moc tworzenia określonej rzeczywistości. Napiętnowane w ten sposób zjawisko zostanie rzecz jasna wyrzucone na margines życia społecznego. Nie trzeba dodawać, że proces definiowania i piętnowania pozostaje w gestii tych, którzy dysponują odpowiednią władzą, a jego podstawowym narzędziem stają się takie instytucje, jak właśnie szpitale psychiatryczne. Ten tok myślenia kieruje naszą uwagę w stronę rozważań Michela Foucaulta, który znaczną część swojej refleksji naukowej poświęcił właśnie analizie praktyk wykluczania związanych z różnymi rodzajami władzy. Z jego perspektywy szaleństwo jest mianowicie nie tyle obiektywnym stanem charakteryzującym określone jednostki, ale kategorią dyskursywną, która służy tworzeniu i utrzymywaniu określonego ładu społecznego.

 joemk

W swojej Historii szaleństwa w dobie klasycyzmu Foucault jednoznacznie stwierdza, że na przestrzeni wieków szaleństwo stało się kategorią, która była narzędziem ustanawiania porządku społecznego. Podobnie jak w średniowieczu wykluczani z życia społecznego i izolowani w miejscach odosobnienia byli trędowaci, tak od XVI wieku ich miejsce stopniowo zaczęli zajmować obłąkani[12]. Upraszczając niezwykle złożony wywód francuskiego filozofa można powiedzieć, że w trakcie tego procesu renesansowa figura „statku szaleńców” stopniowo została zastąpiona klasycystyczną wersją „szpitala szaleńców”, by ostatecznie przybrać postać oświeceniowego „domu dla obłąkanych”. „Statek szaleńców” łączy w sobie dwa gesty: gest wydalenia (analogiczny do tego, który przenosił trędowatych od oddalonych od miast miejsc odosobnienia) oraz gest uzdrowienia. Wysyłanie szaleńców okrętami do miejsc odosobnienia miało wiązać się zatem z oczyszczeniem społeczności oraz iluzją przeniesienia tych ludzi do miejsc, w których będą mogli zostać uzdrowieni. W siedemnastym wieku ten statek został jednak – jak stwierdza Foucault – zakotwiczony w społeczeństwie. Zamienił się mianowicie w „szpital wariatów”[13]. Była to jednak instytucja daleka od współczesnych skojarzeń ze słowem „szpital”. Nie chodziło tu bowiem o leczenie, ale przede wszystkim o wykluczenie jednostek zagrażających porządkowi społecznemu. Obok szaleńców znaleźli się tam przecież różnej maści przestępcy. To internowanie było rezultatem konstytuowania się nowego porządku społecznego, w którym każdy, kto nie pasował do zasad i nie przyczyniał się do rozwoju, stanowił zagrożenie. Możliwość wydajnej pracy na rzecz systemu stała się ostatecznym kryterium pozwalającym oddzielić normalność od szaleństwa.

 

Zmianę nastawienia do szaleńców miał przynieść dopiero osiemnasty wiek. Oświecenie uważa się powszechnie za okres, w którym szaleństwo zaczęło być postrzegane, jako choroba, którą powinno się leczyć, a nie jako cecha uzasadniająca internowanie posiadających ją jednostek. Szpitale dla obłąkanych straciły zatem swój status miejsc odosobnienia, swoistych więzień stojących na straży porządku społecznego i stały się miejscami, w których zaczęto leczyć choroby umysłu. Głównym celem tych instytucji miała zatem być opieka nad chorymi, dzięki której możliwa była działalność terapeutyczna. W ten osiemnastowieczny, oświeceniowy nurt refleksji na temat choroby psychicznej wpisuje się przywołana powyżej deklaracja Amadeusza Arkhama, który z zdecydowany sposób przeciwstawił się kryminalizowaniu osób chorych psychicznie. Powołanie do życia azylu wiązało się zatem z przekonaniem, że takie osoby należy leczyć, a nie więzić.

 McKean Trimmed Adjusted Web 2

Michel Foucault daleki jest rzecz jasna od takiej optymistycznej interpretacji. Według niego oświecenie nie tylko nie przyniosło pozytywnej zmiany nastawienia do szaleństwa, ale wręcz udoskonaliło praktyki władzy zmierzające do wykluczenia osób chorych psychicznie oraz przyczyniło się do zmniejszenia tolerancji wobec nich[14]. Krótko mówiąc, z tego punktu widzenia szaleństwo nie zaczęło być traktowane bardziej humanitarnie, lecz nadal stanowiło kategorię wykluczania określonych jednostek z życia społecznego. Co więcej, według francuskiego filozofa taki stan rzeczy jest charakterystyczny także dla kolejnych epok. „Taki sam system wykluczeń, jaki funkcjonował w Europie w dobie średniowiecza, czy też w wieku XVII, jaki funkcjonował lub funkcjonuje jeszcze w społeczeństwach zwanych elementarnymi, działa cały czas w naszym społeczeństwie”[15]. Leczenie stanowi zatem jedynie pozór, swoiste alibi, które pozwala dalej prowadzić działalność wykluczania i piętnowania uwalniając ją jednocześnie od wszelkich podejrzeń.

 

W tym punkcie rozważania Michela Foucaulta zdają się zbiegać z wynikami badania Rosenhana. Szpital psychiatryczny staje się nie tyle instytucją leczniczą, co narzędziem swoistego uwalniania tych, których uznaje się za zdolnych do funkcjonowania w ramach systemu od tych, którym tej zdolności się odmawia. Co więcej, obawa dotycząca potraktowania jako osoby chorej psychicznie zaczyna wiązać się z lękiem przed tym, że jest to droga bez powrotu. Opuścić szpital psychiatryczny można jedynie z diagnozą sygnalizującą czasowy zanik objawów. Sam chory, jak i ludzie z jego otoczenia, żyją w ciągłym lęku przed nawrotem choroby. Nie trzeba dodawać, że znacznie utrudnia to powrót do normalnego funkcjonowania osobom napiętnowanym w ten sposób. Daje tu także o sobie znać, mający swoje źródła w oświeceniu, brak tolerancji wobec chorych, o którym mówił Foucault. Potwierdzenie tego stanu rzeczy odnaleźć można chociażby w koncepcji instytucji totalnych Ervinga Goffmana, która ukazuje współczesne społeczeństwo przez pryzmat funkcjonowania specyficznych instytucji, których zadaniem jest izolowanie jednostek mogących stanowić zagrożenie dla społeczeństwa[16]. Charakterystyczne jest to, że Goffman, biorąc pod uwagę kryteria formalne, stawia tu obok siebie takie instytucje, jak np. szpitale psychiatryczne i więzienia.

 oA0huytO_2501141457331

Przyjmując tę perspektywę można byłoby zatem powiedzieć, że Azyl Arkham otworzony w 1921 roku przez Amadeusza Arkhama stanowi modelowy przykład instytucji totalnej, która nie tylko nie prowadzi skutecznej działalności terapeutycznej (choć oczywiście to deklaruje), ale przyczynia się do nadawania określonym jednostkom stygmatyzujących etykiet i utrwalania porządku społecznego opartego na jednoznacznym, choć przecież arbitralnym, wyznaczeniu granicy pomiędzy normalnością i szaleństwem. To właśnie zdaje się mówić Mroczny Rycerz, gdy wyraża swój sceptycyzm wobec terapeutycznego oddziaływania tej instytucji oraz lęk przed wejściem w jej mury. W ten sposób Batman w gruncie rzeczy przyznaje, że wchodząc pomiędzy szaleńców, nie tylko może zostać przez postronnego obserwatora uznany za jednego z nich, ale wręcz może zacząć zachowywać się tak jak oni. Zresztą wydaje się, że te obawy częściowo się sprawdzają, gdyż wewnątrz budynku Mroczny Rycerz działa w dość nietypowy dla siebie sposób. Jest bardziej brutalny niż zazwyczaj, a choć sam nie popełnia żadnego morderstwa, to w gruncie rzeczy daje przyzwolenie na taki czyn.

 

Batman zatem od samego początku tej opowieści jest reprezentantem tego punktu widzenia, który dałoby się odnaleźć we wnioskach sformułowanych przez Davida Rosenhana, Philipa Zimbardo czy Ervinga Goffmana. Mroczny Rycerz nie ma złudzeń, że wkracza do miejsca, w którym nikogo wyleczyć się nie da. Co więcej, idzie on w swoich refleksjach znacznie dalej, stwierdzając, że samo to miejsce może mieć destrukcyjny wpływ na człowieka. W każdym razie obawia się on tego, że jego własna – krucha – psychika może zostać poddana bolesnym doświadczeniom, kiedy przekroczy on próg tego budynku. Nie chodzi zatem tylko o obawę przed tym, jak sugerował Rosenhan, że każde zachowanie – nawet najbardziej normalne – będzie tu interpretowane, jako objaw szaleństwa, ale o bardziej fundamentalny strach przed tym, że – jak pokazał Zimbardo – z czasem także sam Batman ulegnie presji wywieranej przez specyficzną atmosferę tego miejsca i popadnie w obłęd.

 0u1PZy1B_3108141830381

Amadeusz Arkham prezentuje natomiast początkowo punkt widzenia charakterystyczny dla oficjalnej, osiemnastowiecznej ideologii leczenia osób chorych psychicznie. Przeciwstawia się on kryminalizowaniu tych osób, nawet wówczas, gdy w grę wchodzą mordercy pokroju „Mad Doga”. Taka charakterystyka założyciela Azylu jest zgodna z opisem Lena Weina, który jako pierwszy przedstawił obraz tej instytucji oraz jej założyciela w postaci, jaką znamy dziś. W jego interpretacji Arkham był zdecydowanym przeciwnikiem traktowania chorych psychicznie jak pospolitych przestępców i na terenie swojej posiadłości stworzył ośrodek, w którym rozpoczął leczenie osób z problemami psychicznymi[17]. Rozwój wypadków opisanych w komiksie Morrisona sprawia jednak, że psychiatra odchodzi od tej perspektywy i podejmuje działania całkowicie sprzeczne z zasadami humanistycznego postępowania z osobami, którym należy się przecież troska i opieka. Wykorzystuje on mianowicie swój szpital, jako narzędzie wymierzenia srogiej kary mordercy jego żony i córki. Odwołując się do kategorii Michela Foucaulta, można byłoby zatem powiedzieć, że przekształca w ten sposób oparty na oświeceniowych ideałach azyl w siedemnastowieczną instytucję, która ma być narzędziem eliminowania jednostek zagrażających porządkowi społecznemu. Z tego punktu widzenia nie ma znaczenia, czy są to mordercy, czy chorzy. I jedni, i drudzy stanowią zagrożenie, jedni i drudzy powinni zostać wyeliminowani.

 

Co ciekawe, Amadeusz Arkham po tragedii, która go spotkała, sam pogrąża się w szaleństwie i wymierzając sprawiedliwość „Mad Dogowi” robi to już jako osoba, która przeszła na „drugą stronę”. Jest już szaleńcem, mimo że udaje mu się to ukrywać przed innymi ludźmi. Morrison do pewnego stopnia kontynuuje i rozwija tu zatem wątek podjęty przez Alana Moore’a w Zabójczym Żarcie. Jak wiadomo mag z Northampton pokazał, że granica pomiędzy normalnością i szaleństwem jest tak cienka, że czasami może wystarczyć naprawdę kiepski dzień, by ten kruchy i chybotliwy gmach, jakim jest zdrowie psychiczne, runął w gruzach. Moore’owi chodziło jednak o obiektywny wymiar choroby – szaleńcem można się stać w dniu, w którym wszystko idzie nie tak, jak powinno. Morrison zaś zdaje się twierdzić, że normalność i szaleństwo nieustannie koegzystują ze sobą i nigdy nie wiadomo, który z tych dwóch stanów zostanie w danym momencie ujawniony[18]. Co więcej, to ujawnienie zależy nie tylko od obiektywnych okoliczności, czyli zdarzeń, które dzieją się owego „pechowego dnia”, ale także od swoistej, trudnej do uchwycenia presji miejsca wymuszającego na jednostkach określone zachowania. U Granta Morrisona takim symbolicznym miejscem jest Azyl Arkham – instytucja, która na wszystkich związanych z nią ludziach pozostawia trwałe piętno szaleństwa. Zarówno przeżywający ogromną tragedię Amadeusz Arkham, jak i próbujący po raz kolejny zmierzyć się ze swymi demonami Mroczny Rycerz, ulegają złowieszczej magii tej budowli, potwierdzając siłę oddziaływania instytucji totalnych. Nie da się do nich wejść i wyjść bez ryzyka wyniesienia ze sobą trwałego piętna. Piętna, z którym trzeba będzie radzić sobie do końca życia.

 

Autorem artykułu jest dr Paweł Ciołkiewicz – socjolog zajmujący się analizą dyskursu i socjologią mediów. Obecnie prowadzi badania dotyczące kultury popularnej. Autor pracy doktorskiej pt. „Pamięć zbiorowa w dyskursie publicznym. Analiza polskiej debaty na temat wypędzeń Niemców po drugiej wojnie światowej”, którą napisał na Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym Uniwersytetu Łódzkiego. W roku 2011 praca doktorska została uhonorowana główną nagrodą w konkursie organizowanym pod patronatem Prezydenta RP „Polskie wyzwania: państwo – tożsamość – rozwój”.

 

Korekta: Monika Banik.

 

Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

 iErXo9Re_0703140445151

Tytuł: „Azyl Arkham. Poważny dom na poważnej ziemi”

Tytuł oryginału: „Arkham Asylum. A Serious House on Serious Earth”

Scenariusz: Grant Morrison

Rysunki: Dave McKean

Tłumaczenie: Jarosław Grzędowicz (komiks), Tomasz Sidorkiewicz (scenariusz)

Wydawca: Egmont

Data polskiego wydania: 2015

Wydawca oryginału: DC Comics

Data wydania oryginału: 1989

Objętość: 232 strony

Format: 185×280 mm

Oprawa: twarda w obwolucie

Papier: kredowy

Druk: kolorowy

Dystrybucja: księgarnie/internet

 

 

Bibliografia

 

Callahan, T., (2011), Grant Morrison. The Early Years, Illinois: Sequart Research & Literacy Organization.

Foucault, M., (1987), Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu, Warszawa: PIW.

Foucault, M., (2000), Szaleństwo i społeczeństwo, [w:] tegoż, Filozofia, historia, polityka. Wybór pism, Warszawa: PWN.

Goffman, E., (2011), Instytucje totalne, Gdańsk: GWP.

Morrison, G., (2012), Supergods. Our World in the Age of The Superhero, London: Vintage Books.

Morrison, G., McKean, D., (2015), Azyl Arkham. Poważny dom na poważnej ziemi, Warszawa: Egmont.

Rosenhan, D., (1978), O ludziach normalnych w nienormalnym otoczeniu, [w:] K. Jankowski, (red.), Przełom w psychologii, Warszawa: Czytelnik.

Zimbardo, P., (2008), Efekt Lucyfera, Warszawa: PWN.

 150414004602KJQGoxlG2R

Przypisy:

 

[1]             Ten wątek jeszcze poważniej rozwinął Alan Moore w stworzonych wspólnie z Dave’em Gibbonsem Strażnikach.

[2]              G. Morrison, Supergods. Our World in the Age of The Superhero, London: Vintage Books, 2012, s. 226.

[3]              G. Morrison, Supergods. Our World in the Age of The Superhero, London: Vintage Books, 2012, s. 225.

[4]              G. Morrison, D. McKean, Azyl Arkham. Poważny dom na poważnej ziemi, Warszawa; Egmont, 2015.

[5]              Tamże.

[6]              D. Rosenhan, O ludziach normalnych w nienormalnym otoczeniu, [w:] K. Jankowski, (red.), Przełom w psychologii, Warszawa: Czytelnik, s. 55. Ten wyjątkowy pacjent, o którym jest mowa w powyższym cytacie został przyjęty z diagnozą psychozy maniakalno-depresyjnej.

[7]              Tamże, s. 77.

[8]              P. Zimbardo, Efekt Lucyfera, Warszawa: PWN, 2008.

[9]              Batman odnosi się tu do wcześniej wypowiedzi Jokera, w której ten stwierdza, że miejsce Mrocznego Rycerza jest właśnie w Azylu Arkham.

[10]             G. Morrison, D. McKean, Azyl Arkham. Poważny dom na poważnej ziemi, Warszawa: Egmont, 2015.

[11]             Nie zapominajmy, że już sam fakt przebierania się za nietoperza i prowadzenia bezwzględnej nocnej krucjaty zdaje się sugerować pewną patologię psychiczną.

[12]             M. Foucault, Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu, Warszawa: PIW, 1987, s. 21.

[13]             tamże, s. 51.

[14]             M. Foucault, Szaleństwo i społeczeństwo, [w:] tegoż, Filozofia, historia, polityka. Wybór pism, Warszawa: PWN, 2000.

[15]             tamże, s. 92.

[16]             E. Goffman, Instytucje totalne, Gdańsk: GWP, 2011.

[17]             za: T. Callahan, Grant Morrison. The Early Years, Illinois: Sequart Research & Literacy Organization, s. 41.

[18]             Daje tu o sobie znać inspiracja fizyką kwantową, którą również deklaruje Morrison.

YLDDx6PO_0705150428541

[Suma głosów: 15, Średnia: 4.7]

1 thought on “Piętno szaleństwa w Azylu Arkham”

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *