Rok Zerowy a Rok Pierwszy

Długi cień Człowieka-Nietoperza

 BatmanRok1

Kim jestem? To pytanie, zdaniem wielu badaczy narracyjnych struktur mitologicznych (w tym jednego z ich najważniejszych przedstawicieli – Josepha Campbella), jest centralnym tematem wszystkich eposów heroicznych, w ramach których campbellowska podróż bohatera staje się tak naprawdę wyprawą w głąb własnej przeszłości. W takim ujęciu galaktyczne przygody Luke’a Skywalkera sprowadzają się do konfrontacji z prawdą o własnym pochodzeniu, a losy kolejnych komiksowych herosów – od niemalże niebiańskiego Supermana po demonicznego Spawna – koncentrują się wokół konieczności odkrycia swojej genezy i celu, jakie wyznacza ona dla aktualnych działań bohatera. W zbiorze wszystkich opowieści typu „genesis story” – które ostatnimi czasy zdominowały światową popkulturę, wysyłając nas do źródeł poczynań Jamesa Bonda, morderczego Leatherface’a, a nawet Minionków – historia jednego bohatera pozostaje jednak wyjątkowa i wyróżnia się na tle innych, wielokrotnie bliźniaczo podobnych, przykładów. Jest to opowieść o małym chłopcu, który pewnego wieczoru wybiera się do kina ze swymi rodzicami.

Prawdopodobnie zdecydowana większość mieszkańców naszego globu, a już na pewno większość populacji mającej jakąkolwiek styczność z zachodnią popkulturą, potrafiłaby z mniejszą lub większą dokładnością odtworzyć historię narodzin komiksowego Batmana. Składa się ona bowiem z elementów, które na pewnych etapach naszego życia są nam wyjątkowo bliskie, a dramat młodego Bruce’a Wayne’a jawi się jako niepokojąco realistyczny na tle innych, fantastycznych genez konkurencyjnych herosów. Batman nie rodzi się wskutek ugryzienia przez radioaktywnego nietoperza, nie przybywa na Ziemię z planety opanowanej przez Ludzi-Nietoperzy, nie jest także wynikiem rządowego eksperymentu, mającego na celu skonstruowanie zabójczej armii nadludzi. Geneza Batmana jest przerażająco ludzka i prosta. Młody człowiek i jego rodzice wracają do domu ciemną alejką. Napada ich uzbrojony zbir. Ojciec próbuje bronić rodzinę mocując się z napastnikiem. Broń wystrzeliwuje dwa razy, rodzice umierają. Dziecko przygląda się ich agonii i zostaje samo. Jak już wspomniałem, na pewnym etapie naszego życia powyższy motyw okazuje się wyjątkowo bliski naszej wyobraźni. Jako dzieciom z trudem przychodzi nam wyobrazić sobie brak rodziców, jako rodzicom z jeszcze większym trudem przychodzi do nas myśl, że pewnego dnia mogłoby nas zabraknąć u boku dorastających potomków. Mit Batmana u swych korzeni ma zatem całkowicie ludzką obawę – strach przed osamotnieniem – która z czasem przyjmuje postać wyeksponowanego na klatce piersiowej symbolu nietoperza.

011-Batman-Rok-pierwszy

Rekonstruując dziś genezę postaci Batmana aż trudno uwierzyć, jak wiele jej elementów zostało napisanych stosunkowo niedawno, bo w 1987 roku na łamach „Roku Pierwszego” Franka Millera. Oczywiście kanoniczne punkty mitu Bruce’a Wayne’a zostały nakreślone już w pierwszym numerze komiksowego „Batmana” autorstwa Boba Kane’a i Billa Fingera w 1940 roku, a w ciągu kolejnych czterech dekad były one sukcesywnie przypominane i rozwijane przez kolejnych twórców. Pozostaje jednak niezaprzeczalnym faktem, że nikt przed Millerem nie dołożył aż tylu nowych elementów i w tak diametralny sposób nie przedefiniował genezy Batmana, rzucając całkowicie nowe światło na początki tej najpopularniejszej w końcu postaci DC Comics. O „Roku Pierwszym” warto przypomnieć sobie właśnie dziś, kiedy z jednej strony jesteśmy krótko po polskim wznowieniu tego arcyważnego komiksu przez wydawnictwo Egmont, a z drugiej w oficjalnym kanonie komiksowym Batmana obserwujemy skutki kolejnej „origin story”, czyli „Roku Zerowego” Scotta Snydera.

Geneza genezy postaci Batmana w interpretacji Franka Millera sama w sobie jest bardzo interesująca i głęboko osadzona w historii uniwersum DC. Gdy w połowie lat 80. zaczęły pojawiać się pierwsze pomysły dotyczące odświeżenia opowieści o narodzinach Człowieka-Nietoperza, DC Comics startowało właśnie z „czystą kartą”, którą udało się osiągnąć dzięki zresetowaniu całego uniwersum w ramach „Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach”. Wyeliminowanie wszystkich ciążących na poszczególnych postaciach, i wielokrotnie już zwyczajnie przestarzałych lub niezrozumiałych, wątkach oznaczało zielone światło dla zabiegów dostosowania sztandarowych, lecz nieco już zardzewiałych herosów DC do gustów nowego pokolenia czytelników, które oczekiwało bardziej poważnego podejścia do tematu. Jak czytamy we wstępie do najnowszego wydania „Roku Pierwszego”, o ile odnowienie mitu Supermana czy Wonder Woman zasadniczo nie stanowiło większego problemu koncepcyjnego, to z postacią Batmana kolejni scenarzyści mieli o wiele większy problem. Na Człowieku-Nietoperzu wciąż ciążył kampowy wizerunek Adama Westa i spuścizna komiksów z lat 60. i 70., kiedy to Dynamicznemu Duetowi, czyli Batmanowi i Robinowi, towarzyszyli tak nieustraszeni współ-pogromcy zbrodni, jak Bat-pies i Bat-małpa. Znamiennym wyjątkiem był tu stricte „dorosły” album „Powrót Mrocznego Rycerza” z 1985 roku, który jako pierwszy tytuł od bardzo dawna starał się ukazać postać Batmana w sposób maksymalnie poważny i niemalże filozoficzny. Nic dziwnego zatem, iż włodarze DC poszukując odpowiedniej osoby do przedstawienia początków postaci Batmana zwrócili się właśnie do Millera, który z tak wielkim sukcesem opowiedział już przecież o jego końcu. Geniusz autora w przypadku „Roku Pierwszego” polegał jednak przede wszystkim na zaproponowaniu opowieści skrajnie odmiennej od „Powrotu Mrocznego Rycerza”.

025-Batman-Rok-pierwszy

Podczas każdej kolejnej lektury „Roku Pierwszego” zdaję sobie coraz wyraźniej sprawę z tego, iż zasadniczo nie jest to opowieść o genezie samego Batmana, lecz raczej o tym, jakie skutki miało jego pojawienie się dla mieszkańców skorumpowanego Gotham City. Jakkolwiek bowiem Miller jako bodajże pierwszy scenarzysta w tak rozbudowany sposób odnosi się do początkowych nocnych eskapad Wayne’a (starającego się poznać „terytorium wroga”, na którym przyjdzie mu walczyć), to jednak nie ulega wątpliwości, iż ukrytym, ale co najmniej równie ważnym co Wayne bohaterem, jest tu porucznik James Gordon. W wielu opracowaniach „Roku Pierwszego” napotkać można informację, że Wayne i Gordon to zasadniczo dwaj bohaterowie pierwszoplanowi, których losy wzajemnie się przenikają i uzupełniają na kartach komiksu. Sądzę jednak, że trafniejszym byłoby tu stwierdzenie, iż postacią zdecydowanie centralną jest tu jednak wyłącznie Gordon – to bowiem w jego zachowaniach i przemyśleniach odbijają się początkowe poczynania Batmana.

Gordon w interpretacji Millera jest cudownie ludzką i skomplikowaną postacią. Już na pierwszej stronie komiksu, kiedy obserwujemy jego przyjazd do Gotham City, widzimy jego wątpliwości związane z przeprowadzką do skorumpowanego miasta, które – jak mówi sam policjant – nie jest miejscem do wychowywania dziecka, którego się właśnie spodziewa. Fascynujące w „Roku Pierwszym” jest zresztą to, jak inteligentnie Miller przeplata zawodowe i osobiste wątpliwości Gordona. Zasadniczo można go określić, jako glinę, który stracił wiarę we własne poczynania – zarówno z winy wszechobecnej w Gotham korupcji policjantów, jak i narastającego kryzysu małżeńskiego, którego jednym z elementów jest nie do końca chciana ciąża. Gordon na początku komiksu to facet pozbawiony złudzeń, któremu jedynie elementarne poczucie odpowiedzialności karze postępować mimo wszystko zgodnie z tym, co słuszne. Tu jednak ponownie spotyka go rozczarowanie i upadek – gdy stawia się miejskiemu komisarzowi zostaje pobity przez „kolegów z komendy”. Z kolei nie do końca szczerze trwając przy swej ciężarnej żonie wdaje się w „biurowy romans” z porucznik Essen. Pierwszą część „Roku Pierwszego” można określić zatem jako ciąg upadków Jamesa Gordona (podobnie jak i Bruce’a Wayne’a), dla których zasadniczym momentem przełomowym staje się objawienie w postaci Batmana.

Punktem zwrotnym komiksu Millera jest scena, w której Gordon i Batman spotykają się po raz pierwszy, a której widowiskową kulminacją jest słynna sekwencja podjazdowej walki Człowieka-Nietoperza z oddziałem SWAT w opuszczonym budynku. To właśnie po tym spotkaniu otrzymujemy najbardziej przejmujący i szczery fragment całego komiksu, w którym Gordon siedząc nocą na skraju łózka i trzymając w ręku rewolwer stara się uporządkować swoje chaotyczne życie i po raz kolejny nadać sens własnym poczynaniom. Miller osiąga w tym krótkim fragmencie prawdziwe mistrzostwo wewnętrznego dialogu, które warto w całości przywołać: „Powinienem z nią teraz rozmawiać… błagać o wybaczenie… za dziecko w jej brzuchu i za to, jak myślę o Essen… Właśnie tak, nazywaj ją Essen… zapomnij o jej ciele, o jej wargach… Powinienem rozmawiać z Barbarą… a nie myśleć… zwłaszcza o sierżant Essen… i nie o Batmanie. To przestępca. A ja jestem gliną. To proste. Ale… jestem gliną w mieście, gdzie burmistrz i komisarz policji używają glin jako płatnych morderców… Uratował tę starą kobietę. Uratował kota. Nawet zapłacił za ten garnitur. Ten kawał metalu w mojej dłoni jest cięższy, niż zwykle…”. Podkreślany już przeze mnie wcześniej geniusz pisarski Millera polega właśnie na nadaniu postaci Gordona szeregu czysto ludzkich wątpliwości i bolączek. W przeciwieństwie do Batmana – postaci mitycznej – Gordon przeżywa typowe chwile zwątpienia w sens własnego małżeństwa i pracy, który na pewnym etapie życia jest nieobcy każdemu z nas. Ostatecznie jednak to właśnie pojawienie się Batmana sprawia, że Gordon w pełni świadomie opowiada się za drogą słusznego postępowania i to dzięki poświęceniu Batmana widzi on sens własnego działania – stara się naprawić relację z żoną, wyjawiając jej prawdę o swoim romansie oraz kontynuuje swą kampanię przeciw skorumpowanym policjantom.

038-Batman-Rok-pierwszy

Wspomniałem wcześniej, że wielkość „Roku Pierwszego” jako komiksu polega właśnie na przedstawieniu genezy nadludzkiego bohatera, jako punktu zwrotnego w dziejach społeczności, którą decyduje się on bronić. Najdobitniej widać to na przywołanym powyżej przykładzie Gordona, ale „efekt Batmana” dosięga także innych mieszkańców miasta. Lokalni mafiozi i bandyci radykalizują swoje postępowanie, podburzeni przez szkodzące ich interesom poczynania lokalnych idealistów – przede wszystkim Batmana oraz Gordona. Z kolei wśród maluczkich mieszkańców Gotham, których reprezentantką jest Selina Kyle, pojawia się dziwaczna inspiracja postacią Batmana, która na przykładzie samej Seliny zaowocuje powołaniem do życia Kobiety-Kota. Dzięki pokierowaniu scenariusza przez Millera w stronę maksymalnie realistycznego studium kolejnych postaci oraz współgrającym z tym zabiegiem bardzo technicznym i klasycznym rysunkiem Davida Mazzucchiellego, „Rok Pierwszy” nazwać można niemalże socjologiczną analizą efektów obecności zaprzysiężonego idealisty w mieście zdominowanym przez ugodowość. Ową „dojrzałość” komiksu Millera podkreśla zresztą zarysowany już wcześniej mechanizm ukazania genezy Batmana nie tyle jako narodzin konkretnego herosa, ale raczej, jako iskry inicjującej o wiele większy, społeczno-ekonomiczny płomień. Jak słusznie zauważa w posłowiu wydania wydawnictwa Egmont sam Mazzucchielli, obecność superbohatera zawsze nieuchronnie nadaje samej opowieści o nim charakter fantazji dla nastolatków. Autorzy „Roku Pierwszego” inteligentnie ograniczając występy samego Batmana mogą paradoksalnie powiedzieć tym więcej o jego faktycznym znaczeniu dla miejskiej społeczności.

Gigantyczny sukces komercyjny i artystyczny „Roku Pierwszego” sprawił, że zaproponowana w nim geneza Batmana została na trwałe uznana za kanon mitologii Człowieka-Nietoperza, do której nieustannie powracają kolejni twórcy mierzący się z tą tematyką (jak chociażby Christopher Nolan w jego filmowej genezie „Batman – Początek”). Na łamach komiksów jednak, w związku z kolejnym, ogólnym resetem uniwersum DC spod znaku „New 52”, doczekaliśmy się w ostatnim czasie kolejnej opowieści o początkach kariery Batmana, za którą odpowiada „cudowne dziecko” współczesnego komiksu amerykańskiego, czyli Scott Snyder. Kontynuując swą niezwykle udaną przygodę z Bat-rodziną, zapoczątkowaną fascynującymi opowieściami o Trybunale Sów i „Śmiercią rodziny”, Snyder postanowił zmierzyć się z kanonem Millera, proponując opowieść poniekąd podobną, ale jednak wyraźnie odmienną od komiksu z 1987 roku. „Rok Zerowy”, czyli kolejne podejście do nietoperzowej origin story, trudno jednak uznać za komiks równie znaczący i udany, co epos Millera.

Moją zasadniczą uwagą do „Roku Zerowego” jest fakt, iż w przeciwieństwie do „Roku Pierwszego”, zaprezentowana tu historia nie wnosi absolutnie niczego nowego do genezy postaci Batmana, zmierzając wręcz bardziej w stronę przeciętnego komiksowego „akcyjniaka”, niż pogłębionego studium, jakie zaproponował Miller. Najważniejszą zmianą w stosunku do swego znamienitego poprzednika jest tu fakt, iż pierwsze skrzypce w „Roku Zerowym” ewidentnie gra Bruce Wayne, którego poznajemy już jako podejmującego walkę z gangiem Red Hooda sprytnego bojownika. Podobnie jak u Millera, popełnia on jeszcze amatorskie błędy i pozbawiony jest swego kluczowego modus operandi, lecz w przeciwieństwie do wcześniejszej interpretacji jest o wiele bardziej „superbohaterski” i mniej ludzki. Historia Snydera wyraźnie ciąży zresztą, co uważam za jeszcze większą wadę, w stronę genezy postaci Jokera, którym z czasem okaże się aktualny przywódca gangu Red Hooda, przez co opowieści o początkach kampanii Batmana brakuje zwyczajnie przekonującego odtworzenia motywacji, jaka kieruje młodym bohaterem. Owszem, jest faktem, że Batman u Millera i Snydera wyraźnie stara się podkreślić, iż jest nie tyle mścicielem z osobistą misją, co obrońcą uciśnionych, którym ma nigdy nie przytrafić się los młodego Bruce’a Wayne’a. Problem polega na tym, iż u Millera jest to bardzo subtelnie ukryty i nie wprost wyrażony wątek, podczas gdy Snyder uderza widza wprost zarysowanym wcześniej superbohaterskim credo, co czyni całość mało przekonującą.

Potężnym rozczarowaniem jest także ograniczenie ról postaci otaczających młodego Wayne’a w „Roku Zerowym” do standardowych funkcji statystów. Nawet Alfred, który z punktu widzenia całej historii ma najbliższe i najważniejsze relacje z Bruce’m, w zasadzie nie pozwala nam odkryć niczego nowego na temat osobowości swego podopiecznego, ograniczając się jedynie do wygłoszenia sztampowej motywacyjnej formułki tuż przed kulminacją pojedynku z Red Hoodem. Rozczarowuje też uproszczenie postaci Jamesa Gordona, który pełni tu raczej funkcję typowego wielkomiejskiego gliny. Nie ma on osobistych doświadczeń, ani osobistych przemyśleń w związku z pojawieniem się Batmana. Gordon jest kolejną figurą, która nie wnosi w zasadzie żadnego własnego głosu do pejzażu Gotham City. I to zasadniczo jest moją największą uwagą do eksperymentu Snydera – jego Gotham City jest po prostu martwe. U Millera zamieszkiwało je szereg postaci, z których każda wnosiła własne, unikalne wyobrażenie na temat miasta i samego Batmana. U Snydera nie ma czegoś podobnego – jest akcja, jest widowiskowa potyczka z Red Hoodem, a następnie Riddlerem, lecz czy po lekturze wychodzimy w jakikolwiek sposób bogatsi o wiedzę na temat początków Mrocznego Rycerza? Szczerze wątpię.

Konfrontacja „Roku Pierwszego” z „Rokiem Zerowym” od początku przypominała starcie Dawida w Goliatem, komiksu kompletnego pod względem fabularnym i wizualnym z komiksem starającym się szukać nowych ścieżek interpretacji znanego tematu, lecz ostatecznie rozczarowującego. I choć spoglądając na dzieło Snydera bez porównań do „Roku Pierwszego” można z całą odpowiedzialnością przyznać, że jest to przykład komiksu dającego sporo przyjemności, to jednak pod kątem konceptualnym jest to lektura zdecydowanie uboższa. „Rok Pierwszy” to wciąż unikatowe spojrzenie na początek legendy Batmana, którego cień pada na poczynania wszystkich mieszkańców Gotham City. Przy okazji wznowionego, ekskluzywnego wydania Egmontu warto przypomnieć sobie, co ikoniczny symbol nietoperza wyzwala w sercach zwykłych ludzi.

TCv5FOj

Autorem tekstu jest dr Tomasz Żaglewski – kulturoznawca, adiunkt w Zakładzie Badań nad Kulturą Filmową i Audiowizualną UAM. Obecnie pracuje nad książką dotyczącą współczesnych filmowych adaptacji komiksu.

Korekta: Monika Banik.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Polecamy ponadto teksty Doktora Ciołkiewicza poświęcone „Rokowi Zerowemu”: Sekretne Miasto, Mroczne Miasto, Dzikie Miasto.

Tytuł: „Batman: Rok Pierwszy”

Tytuł oryginału: „Batman: Year One”

Scenariusz: Frank Miller

Rysunki: David Mazzucchelli

Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz

Wydawca: Egmont

Data polskiego wydania: grudzień 2015

Wydawca oryginału: DC Comics

Objętość: 144 strony

Format: 180×275 mm

Oprawa: twarda w obwolucie

Papier: kredowy

Druk: kolorowy

Dystrzbucja: księgarnie/internet

Cena: 69,99 zł.

1986 - house ad - Batman Year One 4

[Suma głosów: 3, Średnia: 5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *