Shaman

Przychodzi Batman do szamana, a szaman to…

czyli: skoro jest tak źle, to dlaczego jest tak dobrze?

 Batman_Shaman_TP

W drugiej połowie lat osiemdziesiątych sporo się działo w kulturze popularnej. Na ekranach kin pojawiły się np. „The Goonies” (1985), „Rambo” (1986), „Robocop” (1987) czy „Predator” (1987); na listach przebojów królowali Michael Jackson, George Michael i Madonna; wtedy wyszły też słynne gry komputerowe, jak np. „The Bard’s Tale” (1985) czy „Prince of Persia” (1989). Ten okres był również ważny dla fanów Batmana. Po przełomowych powieściach graficznych Franka Millera („The Dark Knight Returns” z 1986 i wydanym rok później „Year One”), Mroczny Rycerz w wielkim stylu powrócił (po blisko ćwierćwieczu!) na srebrny ekran dzięki Timowi Burtonowi. Jak łatwo sobie wyobrazić, bezpośrednio po premierze Batmana (26 czerwca 1989) popyt na przygody Gacka był niemały. DC postanowiło wykorzystać tę koniunkturę, wydając zupełnie nową serię zatytułowaną „Legends of the Dark Knight”, której pierwszy zeszyt ukazał się w listopadzie 1989 roku. Seria miała być wyjątkowa (i faktycznie taka była) — składać się na nią miały niezależne pięcioczęściowe historie, każda stworzona przez inny zespół autorów. Co ważne, autorzy zostali zwolnieni z obowiązku przestrzegania chronologii, mogli więc swobodnie poruszać się po osi czasu (choć większość opisanych przygód koncentrowała się w początkowej fazie działalności Batmana, w okresie „Year One”). Istotnie, na łamach „Legends of the Dark Knight” ukazało się wiele wspaniałych opowieści, że wymienię tylko „Gothic” (#6-#10), „Prey” (#11-#15), „Venom” (#16-#20), „Engine”s (#74-#75) czy „Going Sane” (#65-#68). A wszystko zaczęło się od opowieści „Shaman” autorstwa tercetu Dennis O’Neil (scenariusz) / Ed Hannigan (rysunek) / John Beatty (tusz).

 

Oczekiwania wśród odbiorców mogły być wysokie i takie zapewne były. Nie tylko dlatego, że chodziło o początek nowej, ambitnej serii, ale przede wszystkim dlatego, że za scenariusz odpowiadał sam Denny O’Neil, jeden z najważniejszych autorów w historii komiksów o Batmanie. Przypomnijmy, że obok Franka Millera to O’Neil właśnie był tym, który stworzył ‘współczesnego’ Batmana, nadając superbohaterowi psychologiczną głębię i zrywając z infantylnym Człowiekiem-Nietoperzem z lat 50-tych i 60-tych. Oprócz stworzenia m.in. postaci Ra’s al Ghula (w 1971), miał O’Neil wkład w nowe spojrzenie na początki Batmana: w 1976, w historii „There Is No Hope in Crime Alley!” (Detective Comics #457) odświeżył „mit założycielski”, czyli scenę morderstwa rodziców Bruce’a Wayne’a; następnie w 1989 w historii „The Man Who Falls” (opublikowanej w mini-serii „Secret Origins” of the „World’s Greatest Super-Heroes”) po raz pierwszy opowiedział o młodzieńczych podróżach Bruce’a Wayne’a zanim ten powrócił do Gotham by stać się Batmanem. Bruce miał więc w tym okresie między innymi trenować pod okiem mistrza Kirgi w koreańskiej świątyni, następnie spotkać detektywa Henriego Ducarda w Paryżu. Z „Shamana” dowiadujemy się więcej o jego ostatniej podróży — na Alaskę.

 batman_lotdk_shaman

„Shaman” zaczyna się sceną, w której Bruce w towarzystwie niejakiego Willy’ego Doggetta, tropiciela i łowcy nagród, wspina się po górach Alaski w poszukiwaniu mordercy nazwiskiem Tom Woodley. Ten ostatni jednak, niczym słynny Mariusz Pudzianowski, nie zamierza tanio sprzedać własnej skóry: atakuje z ukrycia, zabija Doggetta i wdaje się w szarpaninę z Bruce’em, w wyniku której spada z klifu, zabierając ze sobą plecak i parkę Wayne’a (które ten, nie bardzo wiadomo kiedy, zdążył był z siebie ściągnąć i ułożyć w śniegu tak, by zmylić przeciwnika). Bruce, wyszedłszy z tej niespodziewanej potyczki obronną ręką, znajduje się mimo wszystko w pozycji nie do pozazdroszczenia: ranny i zziębnięty pośród śnieżycy, na alaskańskim odludziu, ubrany tylko w niemodny (turecki?) sweter. Pierwszy cliffhanger mamy zatem już na piątej stronie, a potem — chciałoby się powiedzieć — napięcie rośnie; niestety jest dokładnie odwrotnie. Oto Bruce budzi się cały i w miarę zdrowy, w towarzystwie szamana i jego rodziny. Szaman ma na sobie rytualną maskę nietoperza; w czasie uzdrawiającego obrzędu opowiada Bruce’owi historię nietoperza, który uratował swojego przyjaciela kruka, odpędzając gorączkę skrzydłami, które na tę właśnie okazję mu wyrosły (a może to była mysz, która dzięki skrzydłom w nietoperza się przedzierzgnęła…?). Terapia odnosi pożądany skutek, Bruce wraca do sił i gdy po kilku dniach sposobi się do opuszczenia gór, towarzyszy mu wcale powabna wnuczka szamana. Z ich rozmowy dowiadujemy się, że oprócz Bruce’a rodzina szamana odnalazła również innego rannego; Bruce nie uznaje za stosowne zapytać o szczegóły, a może po prostu nie ma czasu, bo dziewczę szybko zmienia temat. Prosi mianowicie, by opowiedzianej historii o nietoperzu nikomu nie przekazywał — w przeciwnym razie straci ona swoją uzdrawiającą moc. W następnej scenie widzimy już powrót młodego Bruce’a do Gotham. Tutaj czeka na nas jeszcze mały smaczek: otóż klasyczny cytat z pierwszych komiksów o Batmanie („criminals are a cowardly and superstitious lot”, słowa po raz pierwszy wypowiedziane przez samego Bruce’a w Detective Comics #33 z 1939 r.) Bruce odczytuje tym razem ze starej książki „A Treatise on the Criminal Mind”. Potem następuje dość obszerne streszczenie pierwszej części „Year One” zakończone alegorycznym wtargnięciem nietoperza do pokoju rannego Bruce’a — scena jest tym razem wzbogacona wizerunkiem rytualnej maski nietoperza (dowiadujemy się zatem, że alaskański epizod miał dla powstania Batmana rolę równie ważną, co ów słynny zabłąkany nietoperz i rany odniesione w pierwszym starciu z gothamskim półświatkiem).

 

A potem jest już tylko gorzej. Batman rusza na pomoc Leslie Thompson, lekarce z kliniki w Gotham, napadniętej przez bandę złodziejaszków domagających się dostępu do zabronionych substancji. Akcja (choć, jak wynika z historii, pierwsza w przebraniu Batmana) byłaby najzupełniej rutynowa, gdyby nie fakt, iż na widok Mrocznego Rycerza ciężarna pacjentka kliniki wpada w przerażenie i… popełnia samobójstwo. Bruce pozostaje tym zdarzeniem dziwnie niewzruszony (oto cały dialog: Leslie: „it went through her heart, she’s dead!” Batman: „Yes. But why?”), co jest jednym z największych absurdów fabularnych tej historii.

 Capture d’écran 2016-08-18 à 16.35.26

W kolejnych częściach jest już z górki: kilka miesięcy po opisanych wydarzeniach w Gotham ma miejsce seria rytualnych morderstw; okazuje się, że wszystkie ofiary pochodzą z wyspy Santa Prisca (tej samej, z której pochodzi Bane). W międzyczasie dr Spurlock, antropolog, którego badania są finansowane przez Bruce’a Wayne’a, wraca z wyprawy na Alaskę, skąd przywozi kilka artefaktów, w tym znaną czytelnikowi rytualną maskę nietoperza. Okazuje się, że Wayne opowiedział Spurlockowi historię nietoperza (wbrew prośbie wnuczki szamana). Podczas gdy fala morderstw nie ustaje, rytualna maska nietoperza zostaje skradziona z gothamskiego muzeum. W Batmanie rodzi się więc (umiarkowanie uzasadnione, trzeba przyznać) przeświadczenie, że między alaskańskim szamanizmem a rytualnymi morderstwami imigrantów z Santa Prisca (wyimaginowanej wyspy leżącej, przypomnijmy, u wybrzeży Meksyku, w pobliżu Karaibów, więc przynajmniej sześć tysięcy kilometrów w linii prostej od Alaski!) istnieje przyczynowo-skutkowy związek. Nasz bohater postanawia więc zasięgnąć języka u dra Spurlocka, który już-już otwiera usta do odpowiedzi, by nagle — jakżeby inaczej — paść rażony strzałą. Co ważne, nie była to strzała zabłąkana — o nie! — była to strzała wystrzelona (w biały dzień!) przez napastnika noszącego dobrze nam już znaną rytualną maskę nietoperza. Batmanowi nie pozostaje zatem nic innego jak tylko osobiście udać się na Alaskę, by tam kontynuować śledztwo.

 

Na miejscu zostaje powitany przez znajomą wnuczkę szamana… efektownym ciosem „z liścia”. Indiańska społeczność, jak się okazuje, obwinia Bruce’a o cały szereg nieszczęść, które dotknęły lokalny ludek po wizycie dra Spurlocka (dziwnym trafem nasza powabna Indianka wie doskonale, kto jego badania finansował). Antropolog miał bowiem — w sposób najzupełniej niegodny harcerza — tubylców rozpijać i ogólnie wodzić na pokuszenie, by wyciągnąć z nich odwieczne plemienne sekrety. W końcu jednak Indianka daje się udobruchać i sama z siebie proponuje, że zawiezie Bruce’a do schroniska, gdzie będzie mógł spędzić noc (Indianie nie potrafią długo chować urazy, jest to fakt powszechnie znany). Po drodze samochód, w którym oprócz Bruce’a i Indianki jest także jej dziadek szaman, ulega wypadkowi i wpada do rzeki. Wayne ratuje oboje przed niechybną śmiercią, opowiadając historię o nietoperzu; rytualną maskę zastępuje mu maska Batmana. I choć opowieść wychodzi mu średnio, udaje się osiągnąć zamierzony efekt — tak oto czytelnik dowiaduje się, że Bruce ma w sobie „piętno nietoperza”, metafizyczny pierwiastek, będący źródłem uzdrawiającej mocy. Piętno to miała w nim odcisnąć na nim gwałtowna śmierć rodziców.

 Capture d’écran 2016-08-18 à 16.36.28

Noc spędzona na medytacji (w masce, a jakże) pośród śnieżycy pozwala mu rozwiązać zagadkę zamaskowanego napastnika. Otóż stoi za nimi nie kto inny, jak poszukiwany morderca Thomas Woodley, któremu udało się przeżyć upadek z klifu; dowiadujemy się (najwyższa pora!) że to on właśnie był tym ‘drugim rannym’, uratowanym przez rodzinę szamana. Okazuje się, że Woodley co prawda jest mordercą, ale poza tym całkiem przyzwoity z niego gość — ukradł maskę z wystawy, by zwrócić ją prawowitym właścicielom i pomścić ich zniewagę, zabijając Spurlock’a i Bruce’a. Również i druga część intrygi zostaje łatwo rozwiązana: otóż pewien zdeprawowany bankier z Gotham, nazwiskiem Fisk, po przeczytaniu artykułu o wyprawie Spurlocka, wpadł na pomysł, by wykorzystując wierzenia mieszkańców Santa Prisca zasiać strach wśród kartelu narkotykowego i przejąc nad nim kontrolę (przypomnijmy, że Santa Prisca jest w świecie Batmana stolicą narkotykowego biznesu) — to on właśnie popełnił serię rytualnych morderstw w przebraniu szamana. Batmanowi udaje się przechytrzyć przeciwnika — za pomocą fortelu dostaje się do tajnego pomieszczenia znajdującego się w biurze bankiera, by tam sprytnie zmodyfikować elementy stroju szamana. Wróg rozszyfrowany, czas na finał.

 

A w finale wszystko już idzie jak po maśle. Woodley, zgodnie z przewidywaniami, zasadza się na Bruce’a w jego posiadłości, pojmuje Alfreda jako zakładnika — ale nie z Batmanem takie numery, Woodley! Bruce’owi nie udaje się co prawda ostatecznie zneutralizować napastnika, który ucieka i ukrywa się w lesie przylegającym do posiadłości Wayne’ów, ale nasz bohater nie ma czasu go gonić, tak mu spieszno, by rozprawić się z Fiskiem (logika jest tu żelazna — poszukiwany morderca z alaskańskich ostępów z pewnością jest zupełnie niegroźny w podmiejskim lasku). Istotnie, dzięki zainstalowanemu podstępem urządzeniu naprowadzającemu Batman łatwo odnajduje Fiska i odgrywa zaplanowane show przed uczestnikami niedoszłego obrzędu rytualnego morderstwa. Za pomocą kilku sprytnych tricków udaje mu się ośmieszyć szamana na oczach gangsterów z Santa Prisca i przekonać ich o własnej boskiej naturze, tym samym na dobre rozbijając narkotykowy gang. Ale zaraz! Fisk miał strzelać ślepakami, a strzelał, jak się niedługo potem okazało, ostrą amunicją! Czyżby więc Batman, noszący w sobie piętno nietoperza, był faktycznie nieśmiertelny dzięki swojej masce? Na szukanie odpowiedzi nie ma czasu — trzeba rozprawić się z ukrywającym się nadal w pobliżu posiadłości Woodley’em (który najwyraźniej grzecznie siedział na zimnie i czekał). A to tylko początek chyba najbardziej absurdalnej sceny w tej opowieści, z której dowiadujemy się, że Woodley, uciekając, upadł na własny nóż i ranił się ciężko. Przed śmiercią zdąży jeszcze przekazać Batmanowi maskę nietoperza, lecz gdy prosi go, by ten opowiedział mu historię (i tym samym uratował go przed śmiercią) Batman odpowiada tylko chłodno (i, idę o zakład, głosem Christiana Bale’a), że nie zna żadnych historii.

 Capture d’écran 2016-08-18 à 16.36.54

Na ostatnich stronach widzimy jeszcze kolejną wyprawę Bruce’a na Alaskę, by tam złożyć ciało Woodley’a i zwrócić wnuczce szamana maskę; ta jednak odpowiada, że Bruce powinien ją zatrzymać. Opowieść kończy się przypomnieniem dalszego ciągu historii nietoperza: po odpędzeniu gorączki od kruka, zaniósł chorobę do gniazda sępa, tym samym wypędzając go na zawsze. Rolę ‘gniazda sępa’ gra tu oczywiście Gotham City.

 

Historia jaka jest, każdy widzi. Braki fabularne są spore: związek między kradzieżą maski a serią rytualnych morderstw jest mocno naciągany (sprowadza się do artykułu w prasie!), liczne wątki pozostają bez satysfakcjonującego wyjaśnienia (nadal nie rozumiem na przykład, dlaczego ciężarna pacjentka kliniki popełniła samobójstwo; nie do końca jasne jest też, kto i dlaczego sprowokował wypadek samochodowy na Alasce). Rozczarowujące jest to, jak łatwo Bruce łamie dane swoim dobroczyńcom słowo, opowiadając historię antropologowi — jeszcze bardziej rozczarowuje fakt, że w zasadzie żadna kara — ani boska, ani ludzka — go za to nie spotyka. Zwracają uwagę również bezwstydnie powielane stereotypy dotyczące relacji ‘białego człowieka’ z rdzennymi mieszkańcami Ameryk: z jednej strony kontakt z zachodnią cywilizacją niechybnie oznacza dla Indian moralną degrengoladę i odejście od rdzennej kultury; z drugiej, Indianie w swoim zadufaniu najchętniej pozostaliby ludkiem prymitywnym i zabobonnym, bo wyzwaniu, jakie niesie w sobie rozwój cywilizacyjny, najwyraźniej nie są w stanie sprostać. Nie ma tu jednak ukrytego rasizmu, o nie — w jednej scenie Bruce ‘zabija wzrokiem’ osobę opowiadającą żart o indiańskim wodzu — jest po prostu bezrefleksyjne powielanie stereotypów. Ten przyciężki klimat próbuję równoważyć umiejętnie wprowadzone i całkiem zgrabne elementy humorystyczne (cięte riposty Alfreda czy scena w której Batman musi się nieźle natrudzić, by przyciągnąć uwagę pogrążonych w ożywionej rozmowie strażników), całość jednak pozostawia niesmak.

 Capture d’écran 2016-08-18 à 16.37.42

Od strony graficznej — poza świetnymi okładkami autorstwa George’a Pratta — historia również ma niewiele do zaoferowania. Rysunki Eda Hannigana określiłbym jako ledwie poprawne (a niektóre są po prostu nieudane), ich układ na stronie jest na ogół banalny: zwykle trzymamy się standardowego, symetrycznego rozkładu od sześciu do dziewięciu kadrów na stronie; większe i bardziej rozbudowane kadry trafiają się rzadko. Interesująco narysowane są tylko prymitywistyczne obrazy ilustrujące opowiadaną przez szamana historię nietoperza. Widać tutaj wizualne nawiązanie do nietoperza o ognistym spojrzeniu, którego mały Bruce miał zobaczyć w jaskini, do której wpadł w dzieciństwie, a która później (i ta scena również jest pokazana w Shamanie) stała się słynną Batcave, kwaterą główną Batmana.

Na tym tle dobrze wyglądają efekty pracy kolorysty: liczne kadry pokolorowane są z wykorzystaniem palety jednego koloru (zwłaszcza błękitów), co może spotkać się z zarzutem monotonii, ale już wykorzystanie kontrastów między kolorami zimnymi i ciepłymi (zwłaszcza w scenach rozgrywających się na Alasce) zasługuje na uznanie.

 lotk2

Niemniej jednak historia niesie w sobie wyjątkowo ciekawy i oryginalny wkład w mit założycielski Batmana. Od początku Batman na tle innych superbohaterów wyróżniał się brakiem nadprzyrodzonych zdolności, jego siła wynikała z hartu ducha, lat treningu, wykorzystania najnowszych technologii oraz poczucia złości i bezsilności, jaką w młodym chłopcu wyzwoliła śmierć jego rodziców. Shaman pokazuje, że być może chodzi jednak o coś więcej — o ‘piętno nietoperza’, animistyczny dar, który według wierzeń rdzennych mieszkańców Alaski daje moc uzdrawiania. Faktycznie, w tej historii Bruce nie tylko w paranormalny zgoła sposób uzdrawia, ale też unika pewnej śmierci od ostrej amunicji. Czy chodzi zatem o znaną innym superbohaterom, klasyczną supermoc? Nic bardziej mylnego — piętno nietoperza nie pochodzi przecież z innej planety, z genetycznej mutacji czy z nieudanego naukowego eksperymentu, lecz wręcz przeciwnie z samej soli amerykańskiej ziemi, z wierzeń jej rdzennych mieszkańców i z dziecięcej traumy. To ciekawe i świeże spojrzenie na racjonalnego, wyrachowanego Batmana, nadające mu może nie supermoc, ale pewien pierwiastek metafizyczny (który sam Bruce, jak się zdaje, nie do końca akceptuje). Wreszcie — jest to interesująca próba wytłumaczenia (którego domagać się musi masowy, dorosły czytelnik), dlaczego inteligentny, dojrzały mężczyzna decyduje się zwalczać zło w przebraniu nietoperza. Pozostaje żałować tylko, że ten metafizyczny wątek pozostaje — według mojej najlepszej wiedzy — bez kontynuacji, gdyż jest w nim spory potencjał.

 

Podsumowując — Shaman to historia słaba, ale ważna. Słaba scenariuszem i rysunkami, a ważna wkładem w legendę o początkach Batmana. Dlatego, mimo fabularnych i artystycznych niedostatków, jest to mustread dla każdego fana Mrocznego Rycerza.

 

Paweł Kamocki, autor tej recenzji, jest brodatą osobą średniego wzrostu, która lubi nosić krawaty. Z wykształcenia prawnik i językoznawca, specjalista z zakresu prawa autorskiego, z zawodu pracownik akademicki, z zamiłowania recenzent. Lubi powtarzać za Tomem Waitsem, że dżentelmen to ktoś, kto potrafi grać na akordeonie, ale tego nie robi. Nieprawdą jest, jakoby to o nim Stanisław Hozjusz miał napisać: ‘[o]to ci teolog, praw obojga znawca, gramatyk, retor, medyk, matematyk, łaziebnik, wróżbita, linoskoczek i co jeszcze nie?’; w rzeczywistości Hozjuszowi chodziło o Andrzeja Frycza Modrzewskiego (1503-1572).

Korekta: Monika Banik.

 

„Batman: Shaman”

Scenriusz: Denny O’Neil

Rysunki: Ed Hannigan

Kolory: Richmond Lewis

Okładki poszczególnych zeszytów serii: Ed Hannigan i George Pratt

Okładka: George Pratt

Wydawca: DC Comics

Rok publikacji: 1998 r.

Oprawa: miękka

Format: 180 mm x 275 mm

Papier: kredowy

Druk: kolorowy

Liczba stron: 136

Cena: $14.99

Zawartość tego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w numerach 1-5 serii „Legends of the Dark Knight” (listopad 1989 – marzec 1990).

[Suma głosów: 3, Średnia: 4.3]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *