Gdy czar magii pryska, pozostaje jedynie spektakl
Autor recenzji: Michał Chudoliński
W „Gniewie bogów” odczuwa się oznaki choroby sequeli – niby jest więcej i mocniej względem pierwszej części w kontekście akcji, atmosfery, a jednocześnie dusza gdzieś się ulotniła. Jak na film o magii i mityczności jest niespecjalnie czarujący.
Nawiązując do Martina Scorsese, w tym lunaparku brakuje beztroski, a wszelkie atrakcje są przeżyte. Dodatkowo wychodzą na wierzch wszelkie produkcyjne problemy, jakie DC i Warner miały z powodu fuzji oraz kreatywnych niesnasek. Fabuła sama w sobie zaś nie jest specjalnie urozmaicona, choć przebiega dwutorowo – z jednej strony Billy jest rozgoryczony rozłażeniem się więzów rodzinnych, a poczucie pędzącego czasu daje się we znaki. W międzyczasie córki Atlasa z greckiej mitologii przybywają na Ziemię, aby odzyskać boskie moce.
Żaden z przytoczonych wątków nie wybrzmiewa należycie w harmidrze trzasków, generycznych batalii z fantastycznymi stworzeniami ani bezsensownym odcięciu części Filadelfii od reszty miasta. Ma to w sobie tyle uroku, co odcięcie swego czasu miasta Gotham od terenu USA, pozostawionego w ruinach na pastwę losu, choć ze wsparciem JLA metropolia mogłaby być odbudowana w trymiga.
Jako niezobowiązujący eskapizm, rozrywka dla całej rodziny, film Sandberga broni się całkiem znośnie. Tylko tyle, co dla wielu konsumentów popkultury zdaje się dzisiaj wystarczające. Dla mnie niespecjalnie. Mało tego, odczuwa się presję wywieraną na reżysera przez producentów, którzy pewnie wpadli w panikę, widząc wpływy za okres pandemii.
Rezultatem są niedopracowane sceny CGI, niewiarygodne interakcje dziecięcych wersji herosów z ich nadludzkimi odpowiednikami, a antagoniści poza posępnymi minami nie mają nic więcej do zaoferowania. Płaskość dialogów, czerstwość humoru oraz mało wiarygodne wypracowanie tematu dorastania bardziej przywodzą na myśl ogłupiające reklamy telewizyjne z lat dziewięćdziesiątych. W obu tych przypadkach koloryt przesłania wszelką przesadę. Niemniej solidnie dopracowana produkcja kina akcji wymaga bardziej energicznego zakasania rękawów.
Kontynuacja udanego „Shazama!” zdaje się filmem zrobionym wyłącznie dla pieniędzy, mającym do tego problemy z własną tożsamością – zarówno jako samowystarczalny film, jak i produkcja z uniwersum DC (którego, jak na ironię, już nie ma w znanym kształcie). Szkoda, albowiem reżyserów pokroju Sandberga stać na więcej, nawet w ramach niezobowiązującej rozrywki.
5/10
Shazam: Gniew bogów, reż. D. F. Sandberg, USA 2023.
Korekta: Marcin Andrys.
MICHAŁ CHUDOLIŃSKI (ur. 1988)
Krytyk komiksowy i filmowy. Prowadzi zajęcia z zakresu amerykańskiej kultury masowej – ze szczególnym uwzględnieniem komiksów – w Collegium Civitas. Pomysłodawca i redaktor prowadzący bloga „Gotham w deszczu”. Współpracował z „Polityką”, „Nową Fantastyką”, Polskim Radiem, Agencją Kreacji Filmu i Seriali Telewizji Polskiej oraz magazynem „Charaktery”. Polski korespondent ogólnoświatowego magazynu „The Comics Journal”. Współzałożyciel i członek rady nadzorczej Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowej.