Oswald Chesterfield Cobblepot
Płeć: Mężczyzna
Wzrost: 157.5 cm (5′ 2″)
Waga: 79 kg (175 lbs)
Oczy: Niebieskie
Włosy: Czarne
Znana rodzina: Miranda (matka)
Pierwsze pojawienie się: Detective Comics #58 (Grudzień, 1941)
Twórcy: Bill Finger i Bob Kane
Nieważne, kim Pingwin mógłby się wydawać, jest po prostu zwykłym bufonem. Swoje zbrodnie planuje z wojskową wręcz precyzją. Jego myślenie jest genialne – okrężne i wielopoziomowe. Jego wygląd sprawia, że człowiek zaczyna go nie doceniać, ale nie dajcie się złapać w tę pułapkę. Jego największą wadą jest gigantyczne ego. Uważa się za równie zręcznego fizycznie, co umysłowo. Gdyby tylko pozwolił swoim w pełni fizycznie sprawnym ludziom popełniać zbrodnie w swoim imieniu, a nie próbował dokonywać ich samemu… nasza praca byłaby o wiele cięższa.
— Batman (Batman #448)
Oswald Chesterfield Cobblepot przyszedł na świat w zwyczajnej rodzinie, niepozbawionej jednak wysoko postawionych członków. Jego ojciec, właściciel sklepu z ptakami, zmarł na zapalenie płuc, które złapał, wychodząc na deszcz bez parasola, kiedy chłopak był jeszcze dzieckiem. Fakt ten miał okazać się bardzo istotny dla przyszłych losów małego Oswalda, jednakże w tym momencie ważniejsze było coś zupełnie innego. Chłopiec urodził się, jako dziecko w pewnym stopniu niepełnosprawne – a dokładniej rzecz ujmując: zdeformowane. Na czym owa deformacja polegała? Podstawową rzeczą, zauważalną już na pierwszy rzut oka był zdecydowanie jego może nie ponadprzeciętnie, ale jednak wyraźnie niski wzrost. Jednakże dopiero w połączeniu z takimi szczegółami, jak przysadziste ciało, duża waga, dziwny, kaczy chód, jakim się poruszał oraz kojarzący się z dziobem nos, ostatecznie doprowadziło do skojarzeń z ptasią sylwetką.
Wszystko to sprawiło, że rówieśnicy (i nie tylko oni) byli dla małego Oswalda bezlitośni. To oni okrzyknęli go mianem Pingwina, wyśmiewali, wytykali palcami… Chłopak zamknął się więc w sobie, stał samotnikiem. Została mu tylko matka i sklepowe ptaki – rodzicielka bowiem po śmierci ojca, mimo słabego zdrowia, przejęła interes; wszystko dzięki pomocy siostry zmarłego, Mirandy – i to właśnie wśród tych zwierząt Cobblepot znalazł prawdziwą bliskość. Sam zresztą nazywał je mianem swoich jedynych przyjaciół, w końcu one go nie oceniały, nie wytykały palcami, przede wszystkim jednak – w odróżnieniu od ludzi – nie mogły go odrzucić. Z tym, że nadal nie potrafił wyzbyć się pragnienia posiadania ludzkich znajomych. I nie tylko. Jak na każdego, zdrowego chłopaka przystało, Oswald chciał także mieć dziewczynę. Tylko jak miał sobie znaleźć kogokolwiek – czy to na gruncie przyjaźni, czy miłości – skoro zawsze był niepasującym nigdzie, unikającym ludzi odludkiem, dziwakiem, wyśmiewanym zarówno w szkole, jak i przez bliskich? Skazany był więc na własną, nadopiekuńczą matkę, która wszystkie swoje uczucia po śmierci męża ukierunkowała właśnie na niego. Zgon małżonka okazał się dla niej znaczącą traumą, bo z obawy, że syn może podzielić jego los i odejść z tego świata w wyniku zapalenia płuc, zmuszała go wręcz do nierozstawania się z parasolką, gdy ten tylko musiał opuścić bezpieczne cztery ściany.
Wracając jednak do ptaków, warto nadmienić, że zafascynowanie nimi sprawiło, iż przyszły Pingwin poświęcił się studiowaniu ornitologii. Szybko jednak przekonał się, że wie w tym temacie więcej, niż jego wykładowcy. Kolejna ścieżka jego kariery okazała się więc ślepym zaułkiem.
Kiedy zmarła jego matka, pozostały po niej długi, które trzeba było spłacić dobytkiem – w tym także ptakami. Oswald stracił wówczas wszystko: rodzinę, przyjaciół, rodzinny majątek. Została tylko motywacja by odmienić swój los i wkupić się, w ten czy inny sposób, do gothamskiej socjety. Bez pieniędzy było to jednak niemożliwe, a jak wiadomo pierwszy milion trzeba ukraść, dlatego też Cobblepot zwrócił się ku przestępczej ścieżce, znajdując w końcu kierunek dla swej kariery i stając się Pingwinem. Nie bez znaczenia dla wyboru takiej ścieżki okazał się również fakt, że zawsze był on rodzinnym wyrzutkiem, co jedynie pogłębiało jego chęć pokazania wszystkim na co go stać.
Wbrew przybranemu imieniu jednak, wbrew swoim ptasim powiązaniom i nawet wyglądowi, dopełnianemu eleganckim strojem i parasolką, Oswald nie popadł w obsesję pingwinami – a przynajmniej nie w tak patologiczną jej odmianę, jak jego koledzy po fachu swoimi inspiracjami. Owszem, zdarzało mu się wkroczyć do akcji, żeby zrabować cenny ptasi posążek, bo wpadł mu w oko, ale jego łupy nigdy nie były stricte określone. Podobnie rzecz miała się z symboliką przedmiotów. Pingwin w odróżnieniu od Two-Face’a nie musiał dysponować żadnym artefaktem. Nie musiał też, jak chociażby robił to Riddler, popełniać ściśle określonych zbrodni, z jasno wytyczonym modus operandi, który na pierwszy rzut oka pozwoliłby rozpoznać sprawcę. Ale posiadał on jedną cechę charakterystyczną dla swych aktów przemocy – parasolkę, będącą pingwinią wersją szwajcarskiego scyzoryka: w jego rączce dało się ukryć niejedną rzecz, przedmiot mógł również służyć jako broń palna czy rozpylająca gaz, a i niejednokrotnie funkcjonował przy tym jako środek transportu, na którym Pingwin odlatywał z miejsca zbrodni.
Podstawowym faktem istotnym dla jego działalności, który należałoby zaznaczyć, jest jednak to, że Oswalda Cobblepota nie można nazwać mianem szaleńca. Ma on swoje urazy i problemy, trudno zarzucić mu też zbyt wiele litości okazywanej swoim ofiarom, choć jednocześnie nie można przy tym odmówić pewnych budzących sympatię zachowań, niemniej należy pamiętać, że to postać racjonalna. Swoje działania planuje drobiazgowo, często też na różnych poziomach, nie ulega tak łatwo emocjom i do akcji nie popychają go żadne irracjonalne demony, dlatego zamiast lądować a Arkham, Pingwin najczęściej zostaje skazany na odsiadkę w więzieniu. Jednocześnie pozostaje elegancki, stara się być wręcz dystyngowany i nie zapomina o swoim pragnieniu znalezienia społecznej akceptacji. Gdyby trzeba byłoby go w jakiś sposób psychologicznie zdiagnozować, należałoby stwierdzić u niego kompleks Napoleona. Niski człowieczek, przekonany jednak o własnej wartości – oczywiście nadmiernie. We własnych oczach Cobblepot jest gigantem, stojącym ponad wszystkim i wszystkimi. Jeśli ktoś go nie docenia, wynika to jedynie z faktu, że nie ogarnia jego wielkości. Rozdymając własne ego i nadrabiając niedostatki, których woli nie zauważać w innych aspektach swojego życia, Pingwin rekompensuje sobie wszystko to, co od dzieciństwa umniejszało jego osobę. Poczucie niższości rekompensuje sobie kompleksem wyższości, sprawiającym, że mimo swoich marzeń o akceptacji, pozostaje on egocentryczny, pogardliwy dla wszystkich wokoło i pragnący dominować nad każdym.
Wszystko to, łącznie z przeszłością, wydaje się być idealną ilustracją tezy Alfreda Adlera o trzech dziecięcych przyczynach patologicznych odczuć niższości: fizyczna słabość, rozpieszczanie i odrzucenie. Jeśli chodzi o fizyczne niedoskonałości Oswalda Cobblepota, chyba doskonale są widoczne. Rozpieszczanie przez nadopiekuńczą matkę, która wszystkie uczucia – zarówno matczyne, jak i te pozostałe w niej po śmierci męża – przelała na dziecko, trzymając je pod kloszem też pasuje idealnie. Ostatnia z przyczyn równie wyraźnie rzuca się w oczy, jak jego fizyczne niedoskonałości: świat był i nadal jest dla niego bezlitosny. A życie, jak uważał Adler, polega na dążeniu do samodoskonalenia, osiągnięcia czegoś więcej. Dorośnięcia, rozwinięcia się. Osoba ze zdrowym poczuciem własnej wartości docenia swój wzrost, talent, akceptuje siebie i łatwiej się rozwija. Pingwin jednak, podatny na działanie gruntu, na jakim wyrósł, stanął na rozdrożu. Mógł wybrać albo depresję połączoną z niedocenianiem własnych osiągnięć i wynikającą z tego stagnację, albo przecenianie siebie, z jednoczesnym wykształceniem ślepoty na własne niedostatki. Którą drogą poszedł, już wiemy. Problem w tym, że życie, świat i ludzie nie pozwalają nam zawsze egzystować w podobnej ignorancji. Z Cobblepotem problem był na dodatek taki, że mimo wszystkich tych tarcz, którymi się otoczył, wciąż miał swoją piętę achillesową – wrażliwość na wyśmiewanie. A to wcale nie musiało być prawdziwe, wystarczyło złe zrozumienie czy przejęzyczenie, by Pingwin chciał się zemścić, niszcząc życie swojego wroga – wszystko po to, by znów poczuć się lepszym.
Trudno nie zauważyć też, że podobną rolę w życiu Cobblepota spełnia także jego strój. Owszem, upodabnia go do zwierzęcia, którego imię przybrał, ale trudno też uważać wysoki cylinder za element animalistycznego przebrania. Jeśli już ma on czemukolwiek służyć to na pewno dodaniu paru centymetrów więcej Oswaldowi. Ale co z monoklem? Garniturem? To wszystko stanowi w końcu jego strój codzienny. Coś, w czym bywa na imprezach, a zarazem w czym napada banki. Tu znać daje o sobie zarówno jego arystokratyczne pochodzenie, jak i pragnienie wkupienia się między ludzi – szczególnie tych z wyższych sfer – a zatem i udowodnienie swoim krewnym, że stać go na to, od czego zawsze go odżegnywali. To też kolejny element jego poczucia wyższości, ale jednocześnie należy pamiętać, że czasem spełnia zupełnie inną rolę. Zdarzało się bowiem, że Cobblepot zatracał się w zwierzęcej stronie swojego wizerunku – tym uosobieniu prawdziwego mroku kryjącego się w jego duszy. Pingwin zajmował miejsce Oswalda, a elegancki strój stawał się zwyczajnym, halloweenowym przebraniem – kostiumem nie potwora, a gentelmana: ze zwierzęcej perspektywy czymś równie opozycyjnym dla jego natury, co dla normalnego człowieka bestia. To jednak jedynie wyjątki potwierdzające regułę – nie przypadkiem Cobblepot sam o sobie mówi, jako „gentelmanie zbrodni”.
Oczywiście omawiając działalność przestępczą Pingwina nie można zapomnieć o jego chęciach wyjścia na prostą. Czasem było to jedynie na pokaz, ale nie brakowało też wielu autentycznych prób. W końcu chęć przynależenia do śmietanki towarzyskiej kłóci się z popełnianiem przestępstw – przynajmniej w otwarty sposób. Dlatego każde opuszczenie więzienia (nie ucieczka, to trzeba podkreślić, a zwolnienie zgodnie przepisami) stawało się dla niego szansą na zmianę. Swoim zwyczajem w takich przypadkach celował więc we wszelkiej maści biznesy. Tych legalnych nie brakowało, ale ponieważ ciemna strona zawsze go kusiła, a jednym z jego marzeń było zostanie przestępczym bossem z prawdziwego zdarzenia, jego działania wciąż zmierzały w jasno określonym kierunku. I o ile ludzie wciąż dawali się na nie nabrać – chyba każdy z nas chce wierzyć, że wszyscy mogą się zmienić i mamy nadzieję, że dobro zawsze ostatecznie zatriumfuje, a przemiana złoczyńcy w filantropa byłaby idealnym tego przykładem – Batman nigdy nie był tak naiwny. Na każdym kroku przypominał, że Pingwin to nie tylko złodziej, ale przede wszystkim prawdziwy mistrz oszukiwania i zwodzenia.
Ale Cobblepot wciąż potrafił zaskoczyć, jak choćby wtedy, gdy otworzył Iceberg Lounge, modny nocny klub, gdzie spotkały się dwie strony jego natury. Lokal ten stał się po części popularnym miejscem spotkań towarzyskiej śmietanki, a po części – już tej, niewidocznej dla wszystkich – klubem dla przestępczego światka Gotham. Ta druga funkcja umożliwiła Oswaldowi kontrolowanie tego, co się z nim dzieje, zdobywanie informacji, a przy okazji także stworzenie swoistego czarnego rynku, gdzie wymieniało się gorący towar. Zresztą nie tylko przestępcy, ale też i bohaterowie mieli szansę na zasięgnięcie tu języka, dzięki czemu Pingwin mógł spokojnie prowadzić swoją działalność i balansować na cienkiej linie, oddzielającej przestępczość od biznesu. Oczywiście wszystko do czasu, bo prędzej czy późnej jego podejście do poczucia własnej wartości da o sobie znać, a wtedy wydarzyć może się wszystko…
Autorem artykułu jest Michał Lipka. Rocznik 88. Z komiksów nigdy nie wyrósł, choć pasjami czyta powieści i sam także stara się pisać. Ma na koncie kilka publikacji, scenariusz komiksowy też zdarzyło mu się popełnić, ostatnio jednak przede wszystkim skupia się na recenzjach i publicystyce, pisanych m.in. dla prowadzonego przez siebie bloga Książkarnię.
Fajny tekst, ładnie rozkminiłeś gościa 🙂 Czekamy na kolejne analizy 😉