SON OF BATMAN
Ra’s al Ghul zostaje zabity przez Deathstrokeąa i tym razem nawet Jama Łazarza nie jest w stanie przywrócić go do życia. Talia ucieka wraz ze swoim synem Damianem to Gotham City, gdzie przedstawia go jego ojcu… Batmanowi.
Na dzień dobry krótka spowiedź: szczerze nie lubię postaci Damiana. Nawet w komiksie. Pomysł obdarzenia tak ikonowego bohatera jak Batman potomstwem jest niby odważny, jednak w wykonaniu nie ma nic powalającego. Bądźmy szczerzy: całość była tylko tanim pretekstem, aby stworzyć jeszcze jednego Robina, a po tylu latach genialnie szokujących historii nagły okrzyk „Hej, wiecie, że Batman ma syna?” to zwyczajnie zbyt mało, aby przewrócić do góry nogami mitologię Mrocznego Rycerza. Nie pomaga, że sama postać Damiana nie jest najłatwiejsza do polubienia… Jak nie drażniąca! Arogancki, nie empatyczny, nieco sadystyczny… fakt, że jest tylko dzieciakiem, jest zbyt ograną wymówką, by przymknąć oko na jego wady. Lekceważy wszystkich wokoło, więc od czytelnika spotyka się z takim samym nastawieniem.
Filmowa wersja niestety ani trochę nie poprawia mojej opinii o postaci. By nie było, nie podchodziłem do sprawy pesymistycznie. Przeciwnie, uważam, że z konceptu dałoby się wiele wycisnąć, gdyby scenarzyści skupili się na tym co najważniejsze – relacji Damiana z jego ojcem. Niestety, „Syn Batmana” jest tylko kolejną animacją nastawioną wyłącznie na przysłowiowe naparzanki. Od pierwszej minuty ciskają w nas długimi sekwencjami akcji i wielka szkoda, że to w ich choreografię poszła cała kreatywność, podczas gdy „momenty” między postaciami zostały potraktowane po macoszemu. Wszystko jest tu przedstawione „po łebkach”, byle tylko posunąć intrygę dalej do przodu, w wyniku czego historii poważnie brakuje emocji, a gdy już się zjawiają, są po prostu sztuczne.
Nie pomaga, że prawie każda postać wydają się być straszliwie introwertyczna. Nie tylko Bruce w kilka sekund oswaja się z myślą, że ma syna, ale Alfred przyjmuje tę informację z wręcz naiwnym spokojem. Sceny między nimi a Damianem nie są ani specjalnie ciekawe, ani poruszające, ani nawet zabawne, a chwilami wręcz wtórne („Zabijanie nie czyni cię silniejszym bla, bla, bla”). Ojcowsko-synowska relacja jest tak nikła, że wydaje się prawie zbędna, a miłosne napięcie między Talią a Bruce’em ogranicza się do paru symbolicznych wstawek (co jak co, ale w historii o rezultacie ich romansu powinno być tego jednak nieco więcej!).
Co tu wiele mówić: dominuje tu spora obojętność. Wiszą nam rozterki postaci, więc tym bardziej wisi nam sama intryga, a ta sama w sobie jest jeszcze nudniejsza. Deathstroke jako główny czarny charakter także nie pozostawia jakiegokolwiek wrażenia. Doktor Langstrom pojawia się, bo dawno nic nie robiono z tą postacią, Killer Croc pojawia się bo potrzebna jest jakaś walka w pierwszej scenie w Gotham City, a Nightwing pojawia się, aby sobie być.
Animacja (technicznie) jest dobra, typowa dla standardów obecnych animowanych filmów DC, ale jak w przypadku wielu wcześniejszych odsłon nie ma w sobie nic godnego uwagi. Brakuje tu jakiejś unikatowej tożsamości. To samo można powiedzieć o napomnianych scenach akcji. Nic nużącego, ale nic specjalnie zapadającego w pamięci. Potrzebowałem trochę czasu by przyzwyczaić się do głosu Jasona O’Mara (Batman) i jako ostateczny werdykt muszę rzec, że zrobił całkiem przyzwoitą robotę… po prostu ledwie go szczerze polubiłem, film już dobiegł końca.
W świetle tylu ciekawszych historii, które można było zanimować, „Syn Batmana” wydaje się naprawdę zbędną fatygą. To typ filmu, który, choć oglądało się dzień wcześniej i pamięta się jak przez mgłę, jakby od seansu minęło co najmniej półtora roku. Nie jest to najgorsza rzecz jaką seria animowanych filmów DC wypluła, ale w kategorii Batmana definitywnie najnudniejsza.
Autorem recenzji jest Maciej Kur – absolwent scenopisarstwa na Warszawskiej Akademii Filmu i Telewizji. Obecnie scenarzysta seriali animowanych i twórca filmów dokumentalnych.
„Son of Batman”
Reżyseria: Ethan Spaulding
Scenariusz: James Robinson, Joe R. Lansdale
Obsada: Jason O’Mara, Stuart Allan, Morena Baccarin, Thomas Gibson
Muzyka: Frederik Wiedmann
Producenci: James Tucker
Rok produkcji: 2014
Czas trwania filmu: 74 minut