The Bronze Age of DC Comics

Nieustanne zmiany

 9783836535793.MAIN_

Konfrontacja z rzeczywistością, zobrazowanie społecznych problemów i kulturowej różnorodności, a także sztuka tworzenia nowej mitologii w obrębie kanonu historii o superbohaterach. Nadszedł czas, aby poznać kolejną erę z komiksowego świata DC. Tym razem pora na omówienie „Bronze Age of DC Comics”, trzeciego już tomu fenomenalnej encyklopedii spisanej piórem Paula Levitza.

Obszerne świadectwo historycznych zmian zawarte w „The Golden Age” oraz „The Silver Age” dało nam podstawę, aby zrozumieć, dlaczego w ogóle można mówić o kulturotwórczej roli superbohaterów. Czytelnik zaznajomiony z wydarzeniami, które w pierwszym ze wzmiankowanych okresów datuje się na lata 1938-1956, widzi, jak Wielka Trójka herosów DC – Batman, Wonder Woman oraz Superman – dają podwaliny pod zupełnie nowy świat twórczych wyobrażeń. Eskapistyczne doświadczenia wiązały się przecież także z funkcją propagandową podczas II WŚ – komiksowe medium miało niesłychaną siłę społecznego oddziaływania.

Końcowy okres „Golden Age” przyniósł jednak nieoczekiwane zmiany. Charakter oraz stylistyka opowieści obrazkowych zmierzała przede wszystkim w stronę modnego w latach 50. ubiegłego wieku zwariowanego science-fiction, ckliwych romansów czy gatunku na wskroś amerykańskiego – westernu. Tak też następna epoka, wzmiankowana „Silver Age”, musiała przynieść nową formę dla superbohaterszczyzny, która zaczęła tracić na znaczeniu i czytelniczym zainteresowaniu, na co zasadniczy wpływ miały również kontrowersyjne, patrząc z perspektywy lat, niedorzeczne tezy autorstwa Frederica Werthama, który na przykład w osobie Wonder Woman upatrywał niebezpiecznego, w gruncie rzeczy destrukcyjnego, zobrazowania pragnień świadomej, wyzwolonej kobiety, Supermana widząc jako faszystę, a relację Batmana i Supermana charakteryzując jako krypto-homoseksualną.

dc_comics_bronze_age_va_gb_open_0014_0015_02834_1509020956_id_621250

Tak też „Silver Age” (ujmowane w latach 1956-1970) stanowiło zasadniczą próbę redefinicji, odświeżenia całego uniwersum DC Comics. Cenzura wprowadzona za sprawą Comics Code Authority, która przykładowo z Batmana uczyniła wzorowego obywatela i stróża prawa, przyczyniła się do powstania banalnych, pozbawionych pazura opowieści. Twórcza blokada została jednak sprytnie zneutralizowana przez Juliusa Schwartza. Dzięki niemu historie o Flashu, najszybszym człowieku na świecie, wykorzystując anturaż science-fiction, mogły eksplorować zupełnie nowe rejony wyobraźni. W czasie naukowego rozwoju, cywilizacyjnego skoku, bohaterowie w jakimś sensie odpowiadali rzeczywistym zmianom. Zainteresowanie ponownie wzbudzały losy Green Lanterna, Hawk-Mana, pojawili się także inni bohaterowie, w tym również antagoniści – na przykład Metamorpho czy Mr. Freeze.

Gdy twórczy ferment rozwijał się w najlepsze, a autorzy wprowadzali coraz bardziej oryginalne, nieszablonowe pomysły… sytuacja społeczno-kulturowa w USA uległa kolejnym przeobrażeniom. Częściej niż dotychczas pojawiały się zamieszki na tle rasowym, geo-polityka wiązała się z zimnowojennym napięciem, a na Półwyspie Indochińskim trwała wycieńczająca wojna wietnamska. Włodarze DC czuli, że ich oficyna ponownie zaczyna tracić na zainteresowaniu, jako że superbohaterskie historie nie korespondowały z realną sytuacją. Przyszedł zatem czas na ponowne zmiany i zasadniczą redefinicję uniwersum.

 

Odpowiedź na rzeczywistość

 

Skąd „Bronze Age”? Wydaje się, że dobrym kluczem do zrozumienia jest tutaj następujące skojarzenie: trwałość brązu – stopu miedzi i cyny – wiązała się z solidnymi podstawami, na których zamierzano przeprowadzić zmiany. Zatem fundament. Trwały, niezmienny. A przy tym równoczesna zmiana formy oraz sposobu narracji. Naturalnie pojawia się odwołanie do „Golden Age” (kolorystyczna bliskość odcieni brązu i złota) – swoista renowacja, ale także uszanowanie tradycji.

Tymczasem lata 60. obfitowały w zdumiewające wizje. Symptomatycznym przykładem jest tutaj serial „Batman” (1966-1968), utrzymany w campowej stylistyce, widowisko, które z Adama Westa (Batman) oraz Burta Warda (Robin) uczyniło prawdziwe gwiazdy srebrnego ekranu. Niespodziewana popularność rzeczonego serialu sprawiła, że wizerunek Mrocznego (chociaż w tym przypadku można byłoby mówić raczej – Jowialnego) Rycerza pojawiał się wszędzie – na płatkach śniadaniowych, koszulkach, figurkach, naklejkach, naszywkach, czapkach… Konwencja widowiska poniekąd auto-ironiczna, taka, która nadaje wartość rzeczy niekoniecznie w dobrym guście, była chwytliwa, a wśród rozemocjonowanych nastolatków traktowana całkiem serio. Taki model rozrywki wkrótce musiał się jednak zmienić.

dc_comics_bronze_age_va_gb_open_0066_0067_02834_1509020957_id_621265

Spowodowane było to rozdźwiękiem, jaki panował pomiędzy kolorystyczną i zwariowaną formułą, w której dominującymi onomatopejami były „SPLASH”, „KABOOM”, „CRASH” a końcem lat 60., w których dominowały odcienie niejednoznaczności. Z jednej strony w 1964 roku przyjęto już dwie bardzo ważne ustawy, a zatem Voting Rights Act (ustawa o prawie do głosowania) oraz Civil Rights (ustawa o prawach obywatelskich), z drugiej zaś zamieszki na tle rasowym cały czas stanowiły zarzewie konfliktów. Dodatkowo nastroje antywojenne – „Draft-card burninings”, czyli zmasowane protesty młodych Amerykanów sprzeciwiających się wojnie w Wietnamie. Kontekst jest zatem zrozumiały – napięta, dramatyczna sytuacja społeczna. Tymczasem komiksowa oferta DC była zanurzona w poprzedniej dekadzie, czasie powojennego entuzjazmu.

Sytuację komplikował również rynkowy wzrost znaczenia Marvela, największego konkurenta zza miedzy. Dom Pomysłów tworzył wówczas komiksy bardziej wyraziste, poważniejsze, z bohaterami, którzy muszą się konfrontować z własnymi demonami. Przykładem jest historia Hulka – tragiczne losy doktora Bruce’a Bannera oraz zielonej bestii, w którą zamieniał się przez napromieniowanie falami gamma. Taki był zresztą zamysł twórców, a więc Stana Lee oraz Jacka Kirby’ego, którzy, korzystając ze wzorca zawartego w opowiadaniu „Doktor Jekyll oraz Mr Hyde” Roberta Louisa Stevensona czy motywach z „Frankensteina” Mary Shelley, sportretowali człowieka, który przejawiał w sobie destrukcyjną siłę, przeciwstawianie się intelektualizmowi, brutalizm, ale także tragizm. Pokłosie społecznych napięć? Jak najbardziej.

 

Entuzjazm młodych

 

DC musiało znaleźć własny środek artystycznego wyrazu. Wiązało się to oczywiście ze zmianą twórców. Brakowało tak charyzmatycznych postaci jak Harry Donenfeld, wydawca odpowiedzialny za publikacje pierwszych zeszytów o Batmanie i Supermanie. Paradoksalnie jednak brak autorytetów, kogoś utożsamiającego wielką moc decyzyjną, dawał szansę młodym, odważnym, bezkompromisowym twórcom.

Wypada również zauważyć, że pod koniec lat 60. DC Comics i Warner Bros. nawiązali współpracę – komiksowa oficyna stała się częścią gigantycznej spółki Warner Bros. Entertainment Inc. Komercyjna decyzja, natomiast zadziwiające, że niedługo później wartość opowieści obrazkowych będzie zależeć od autorów antyestabliszmentowych, buntowników. Wolnych i genialnych dusz – między innymi Neala Adamsa oraz Denny’ego O’Neila.

Wspomniani artyści dorastali w czasach, w których naturalnie stawiali opór społeczeństwu. Nie była to jednak złość bezpodstawna, o czym było już zresztą wcześniej wzmiankowane. Tymczasem wyraziste osobowości dwóch młodych twórców zostały wcielone do towarzystwa finansowych potentatów działających na popkulturowej niwie. Nie słuchając autorytetów, sami wkrótce stali się artystycznymi wzorami do naśladowania. A wyglądali jak hipisi, którzy dostali się do pełnego konwenansów świata finansjery. Istotnie – zadziwiające i twórcze połączenie. Stąd też można powiedzieć, że prawdziwa kontrrewolucja zaczęła się nie tylko na ulicach, ale również w biurach… To także właściwie pierwsza generacja autorów, którzy w dzieciństwie wychowywali się na komiksach – pasjonatów, którzy chcieli tworzyć coś, co kochają.

dc_comics_bronze_age_va_gb_open_0210_0211_02834_1509021501_id_621280

Dzięki takiemu połączeniu doszło do powstania serii fantastycznych w swej wymowie. Naturalistycznych i prawdziwych, być może nie tak szaleńczo rozrywkowych, napędzanych jednak wyczuwalną pasją oraz szacunkiem do medium. Adams i O’Neil – połączona siła obrazu i słowa – znaleźli miejsce do wyrażenia siebie, własnych emocji, społecznej wrażliwości, intymnych doświadczeń. Artystyczna manifestacja wiązała się również z przekazem politycznym, rozumianym jako zaangażowanie w codzienne sprawy współobywateli. Odzwierciedleniem tychże było dwóch superherosów.

Jednym z nich był Green Lantern. Bohater, władający magicznym pierścieniem woli, często prowadził kosmiczne eskapady, jednak O’Neil myślał o nim przede wszystkim jako gliniarzu-obrońcy, którego warto sprowadzić na Ziemię. Kompetentnym facecie, najlepszym w swoim niecodziennym fachu. Green Lantern wkrótce znalazł partnera i druha w pracy. Kogoś, kto byłby odzwierciedleniem społecznej, antyestabliszmentowej wrażliwości. Taką personą był z kolei Green Arrow, nieufny charakternik. Swój brak zaufania przejawiał zwłaszcza do tak zwanych krawaciarzy, stając zazwyczaj po stronie skrzywdzonych i słabszych. Swoista reinkarnacja Robin Hooda. Dwójka bohaterów stała się żywymi symbolami walki – idealny sposób na przyciągnięcia uwagi. A przecież między innymi tego potrzebowało DC.

Pierwsze zeszyty serii koncentrującej się na duecie złożonym z Green Arrowa oraz Green Lanterna (premiera w kwietniu 1970 roku) opierały się właśnie na społecznym kontekście. Swoistej podróży przez zróżnicowane terytoria Ameryki Północnej. Integracji lokalnych wspólnot, segregacji, niesprawiedliwości i finansowym uścisku, pomaganiu czarnoskórym, konfliktach na tle rasowym, walki pomiędzy gangami, skorumpowanym rządzie, problemowi przeludnienia, ubóstwa… Komiksowa rzeczywistość nareszcie odpowiadała realnym wydarzeniom. Czas wielkich przemian w Ameryce znalazł swoje odbicie w narracji graficznej, przez co dzieje dwójki superbohaterów pozwoliły czytelnikom nie tylko na rozrywkę, ale również uwrażliwienie. Zdobycie dodatkowej perspektywy.

dc_comics_bronze_age_va_gb_open_0216_0217_02834_1509021501_id_621295

Adams i O’Neil nie bali się ryzyka, podejmowali śmiałe decyzje. Wprowadzili na przykład postać Johna Stewarta, wojownika z oddziałów Green Lantern, który był pierwszym czarnoskórym przedstawicielem w ramach superbohaterskiej franczyzy DC, bez charakteryzowania go jako „czarny” w imieniu własnym. Duet twórców ciągle naruszał zasady niesławnego Comics Code atakując prezydenta Nixona czy Spiro T. Agnew, republikańskiego polityka i wiceprezydenta USA. Dochodziło nawet do sytuacji, gdy ówczesny gubernator Florydy wystosował list, w którym groził, że kolejne ataki będą wiązały się z mniejsza dystrybucją rzeczonych komiksów. Nie powstrzymało to jednak twórczej siły. Co więcej, w dalszym ciągu przekraczano granice, na przykład przez ilustrację problemu uzależnienia narkotykowego. Na jednej z okładek Speedy, pomocnik Green Arrowa, przedstawiony był jako młody chłopak szprycujący się dawką heroiny, który został nakryty przez mentora oraz Green Lanterna. Szokujący i ważny akcent pokazujący, że taki problem faktycznie istnieje. Czas eksperymentów, odważnych decyzji oraz rozwoju superbohaterskiej linii DC.

Warto zauważyć, że zmiany dotyczyły jednak nie tylko konwencji poświęconej trykociarzom. Czarownym przykładem jest tutaj na przykład seria grozy „House of Mystery”, antologia magazynów, która datowana jest na początki lat 50. Z czasem jej nadnaturalny charakter został zastąpiony przez wątki science-fiction (przyczyną niesławne Comics Code Authority), jednak z biegem lat cenzura stawała się coraz mniej szczelna na eksperymenty DC. Tak też na przykład nie tylko wampiry, wilkołaki i inne dzieci nocy, ale również herosi znani z Ligi Sprawiedliwości zaczęli się udzielać na łamach rzeczonej serii – chociażby Martian Manhunter (styczeń 1966 roku). Wielką rolę odegrał w tym kontekście między innymi Joe Orlando, amerykański ilustrator włoskiego pochodzenia, współodpowiedzialny także za fascynującą postać Swamp Thinga.

Kolejnym artystą o podobnym buntowniczym zacięciu i nieskrępowanej wyobraźni był Len Wein, scenarzysta współpracujący z DC oraz Marvelem. To twórca wspomnianego Swamp Thinga (debiut postaci w 1971 roku na łamach „House of Secrets) , genialny pomysłodawca, który sprawił, że cała historia o humanoidalnej kreaturze z bagien zyskała ponury nastrój grozy, elementy odsyłające do weird fiction oraz magicznej niesamowitości.

dc_comics_bronze_age_va_gb_open_0252_0253_02834_1509021502_id_621310

Zasadniczej zmiany doczekała się także jedna z największych ikon panteonu superbohaterów – Wonder Woman. Denny O’Neil dokonał bardzo odważnych zabiegów, które pozwoliły rzucić nowe światło na boską Amazonkę. W takiej reinkarnacji straciła ona swój słynny charakterystyczny strój złożony z wizualnych elementów amerykańskiej flagi, utraciła również nadprzyrodzone moce, ucząc się sztuk walki pod okiem swojego mentora I-Chinga. Wydźwięk historii był zatem następujący – oto zwyczajna kobieta, która odnajduje w sobie wewnętrzną siłę, pomocną w realnych wyzwaniach. Po latach Denny O’Neil sam przyznał jednak, że taka zmiana nie była zbyt korzystna. Chcąc dowartościować Wondie, sprawić, że będzie jeszcze bardziej niezależną i decydującą o sobie bohaterką, stworzył on paradoksalnie wojowniczkę będącą pod przemożnym wpływem swojego mistrza. Tak przedstawioną superbohaterkę krytykowała między innymi Gloria Steinem, jedna z aktywnych działaczek ruchu feministycznego.

Prawdziwa siła Wonder Woman została jednak wkrótce odzyskana. W 1972 roku przyozdobiła ona okładkę „Ms. Magazine”, liberalnego magazynu związanego z drugą falą feminizmu. Wcielenie komiksowych idei znalazło jeszcze jeden, bardzo realny wymiar. Wszystko za sprawą Lyndy Carter, aktorki oraz zdobywczyni tytułu Miss World America, która za sprawą serialu „Wonder Woman” (1975-1979) utrwaliła jeden z ikonicznych wizerunków krewkiej Amazonki. Wzmocnienie wartości i pozycji kobiet, a przy tym idealna opowieść dla nastolatek, które mogłyby się zidentyfikować z tak nakreśloną bohaterką. Pewną siebie, waleczną, zaradną i nie do powstrzymania.

Popularyzacja najważniejszych bohaterów DC, tym razem w nieco bardziej kolorowej formie, jako że całość była skierowana przede wszystkim dla najmłodszych wiązała się zaś z serialem animowanym „Super Friends” (1973-1986).

Włodarze DC oraz Warnera chcieli również odpowiedzieć na zapotrzebowanie dojrzalszej widowni. Wybór padł zatem na kinową produkcję poświęconą Supermanowi. Nikt nie myślał wówczas o filmie superbohaterskim jako potencjalnym hicie, a jednak producenci – Alexander Salkind oraz jego syn Illia – postanowili zaryzykować. Na reżysera wybrano zaś Richarda Donnera. Pozostało obsadzenie roli Człowieka ze Stali. Początkowo na temat kontraktu rozmawiano z Robertem Redfordem, jednak ostateczny wybór padł na kogoś nieznanego, aktora, który stworzył fenomenalny, ikoniczny wizerunek Supermana. Tym kimś był oczywiście Christopher Reeve. Filmowe widowisko (1978) z bohaterem ucieleśniającym najlepsze amerykańskie wartości, troszczącym się jednak o wszystkich bez wyjątku, było przyjęte naprawdę entuzjastycznie. Na tyle, że zdecydowano się nakręcić trzy kolejne filmy.

 

Fascynujących dziejów – ciąg dalszy

 

Superbohaterowie zanurzeni w codzienności okazali się być ponownie szalenie atrakcyjni, przez to, że uniwersalni. Odpowiadali nowej społecznej wrażliwości. Potrafili odnaleźć się zarówno w nieco poważniejszej i mrocznej stylistyce, medium telewizyjnym, kinowych superprodukcjach. Łączyli pokolenia i fascynowały nowe rzesze fanów. Zmiany zaszły także w szefostwie DC – Jennete Kahn, która w 1981 roku objęła zaszczytny urząd prezydenta komiksowego potentata, przedstawiła zupełne nowe podejście do medium, będąc także pierwszą kobietą piastującą tak wysokie stanowisko w branży, czego dokonała w wieku zaledwie 28 lat. Charakteryzowana jako erudytka, wrażliwa, ale także pragmatyczna i rozsądna bizneswoman. Osoba chcąca kolejnych zmian, widząca nieprawdopodobny potencjał marki. DC zdobyła nowe rzesze czytelników. Co z nimi zrobić? Czego dokonać? Jak przetransformować uniwersum? Czas na „The Modern Age of DC Comics”.

Trzeci tom wielkiej encyklopedii historii komiksów DC to nieprawdopodobna i niezmiernie fascynująca lektura. Paul Levitz stworzył dzieło, które oddaje społeczno-kulturowy kontekst, zestawiając najważniejsze wydarzenia dla popkulturowej branży. Całość została wzbogacona o interesujący wywiad z Nealem Adamsem, który przedstawia szczegóły swojej pracy, dzieląc się także ujmującymi wspomnieniami. Nie da się ukryć, nie ma w tym cienia przesady – „The Bronze Age of DC Comics” to kolekcjonerska perła. Fantastycznie zilustrowana historia, w której nie brakuje setek plansz, szkiców, okładek, plakatów. Graficzne unikaty, czysta wiedza i wyjątkowa radość z poznania.

dc_comics_bronze_age_va_gb_open_0326_0327_02834_1509021502_id_621325

Autorem recenzji jest Marcin Waincetel – absolwent kulturoznawstwa na Uniwersytecie Wrocławskim, obecnie student filologii polskiej. Stały recenzent portalów Poltergeist i Paradoks, publikuje na łamach magazynu „Coś na progu”. Osobowościowo zbliżony ponoć do Johnny’ego Deppa, a także Edgara Allana Poe, zakochany w X Muzie oraz wszystkich możliwych przejawach popkultury.

 

Korekta: Monika Banik.

 

Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa TASCHEN i firmy OWL PR za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

 

Tytuł: The Bronze Age of DC Comics
Autor: Paul Levitz
Wydawnictwo: TASCHEN
Data wydania: 7  paźdzernika 2015
Objętość: 400 stron

[Suma głosów: 4, Średnia: 5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *