The Dark Knight III: The Master Race

Komiks kultowy czy skok na kasę?

 

 

Jest pewna trudność w recenzowaniu Master Race. Jest to trzeci komiks z cyklu stworzonego przez Franka Millera, którego pierwsza część, Powrót Mrocznego Rycerza, jest absolutnym klasykiem, wartym poznania i jednym z moich ulubionych tytułów w ogóle. Natomiast część druga to jeden z najgorszych komiksów, jakie kiedykolwiek trafiły w moje ręce… i pewnie nie tylko moje.

Pomiędzy publikacją pierwszych dwóch części upłynęło 15 lat. Podobny czas minął zanim ukazała się część trzecia i każdorazowo ta przerwa była znacząca. Czas po ukazaniu się Powrotu Mrocznego Rycerza był okresem bardzo dobrym dla Franka Millera. Scenarzysta (i rysownik) ugruntował swoją pozycje na rynku wydawniczym. Stworzył takie komiksy jak Batman: Rok Pierwszy, Daredevil: Elektra Żyje!, Daredevil: The Man Without Fear, 300 czy większość cyklu Sin City.

Okres po opublikowaniu Mroczny Rycerz Kontratakuje również był przełomowy, ale w ten znacznie gorszy sposób. Miller napisał wtedy scenariusz do niesławnego All Star Batman & Robin: The Boy Wonder, wyreżyserował zmiażdżonego przez krytykę Spirita (2008) czy nieudaną drugą część filmu Sin City. Co jakiś czas zdarzało się Millerowi narysować jakąś okładkę dla DC Comics, jednak jego prace stały się abstrakcyjnie karykaturalne, co niemal nigdy nie miało związku z wymową komiksu, którego okładkę ilustrował.

Trudno więc się dziwić, że pierwsze wzmianki o kontynuacji cyklu o Mrocznym Rycerzu fani przyjęli dosyć ostrożnie. Optymizmem w zapowiedziach napawało pojawienie się innych nazwisk. Takich jak Brian Azzarello, Andy Kubert, Klaus Janson czy John Romita Jr. Szczególnie zwracało uwagę pojawienie się drugiego scenarzysty (Azzarello), który mógł w zamyśle wydawnictwa DC sprawować pewną kreatywną kontrolę nad Frankiem Millerem.

Teraz, już po ukazaniu się ostatniego zeszytu tej zamkniętej serii, a jeszcze przed premierą wydania zbiorczego, można śmiało próbować ocenić starania twórców i odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: czy Master Race jest kultowy na miarę Powrotu Mrocznego Rycerza, czy jest skokiem na kasę jak Mroczny Rycerz Kontratakuje?

Akcja Master Race rozpoczyna się w momencie, gdy Batman powraca przed oczy całego świata po trzyletniej nieobecności. Nie jest to już jednak Bruce Wayne, a młoda dziewczyna: Carrie Kelley, która lata wcześniej kształciła się u boku Batmana jako Robin, a później pomogła uratować świat jako Catgirl. Teraz Carrie przyjmuje dziedzictwo Bruce’a Wayne’a i kontynuuje działalność Batmana. Z jej rozmowy z komisarz Yindel dowiadujemy się, że Bruce Wayne nie żyje. Nigdy nie powrócił do sprawności po potyczce z Lexem Luthorem z DKR2.

Jednocześnie Lara, córka Supermana i Wonder Woman, próbuje odnaleźć informacje o swoim dziedzictwie, o Kryptonie i jego mieszkańcach. Niestety, Superman nie może jej w tym pomóc. Ostatni Syn Kryptona osiadł w fortecy samotności i zahibernował się. Lara wpada na pomysł, by spróbować przywrócić Kandor do naturalnych rozmiarów.

Kandor to Kryptońskie miasto. Jedyne, które ocalało. Dziesięciomilionowa społeczność, zminiaturyzowana przez Brainiaca i wykorzystywana przez Lexa Luthora do szantażowania Supermana. W DKR2 Lex zabijał losowo wybranych Kandorian ilekroć Superman sprzeciwił się jego woli. Finalnie udało się jednak wyzwolić tych ludzi.

Lara z pomocą Raya Palmera aka Atoma na spółkę z Baalem – Kandorskim naukowcem, odnajduje sposób na przywrócenie Kryptonian do normalnych rozmiarów. Po powiększeniu części z nich okazuje się jednak, że w Kandorze dokonał się krwawy przewrót i u władzy znalazł się radykalny odłam fanatyków, którym przewodzi ojciec Quar.

Quar, przywrócony do normalnych rozmiarów i posiadający moce Supermana, postanawia podbić Wszechświat, poczynając od podporządkowania sobie planety Ziemi.

I tym sposobem superbohaterowie muszą po raz kolejny powrócić z emerytury, by pokonać zagrożenie, a naturalnie to właśnie Batman jest tym genialnym strategiem, który potrafi ich zjednoczyć i sprawić, by jeszcze jeden raz zadziałali wspólnie i odnieśli zwycięstwo.

No i jak jest z tym komiksem? Czy jest genialny? Niestety nie. W mojej opinii nie jest również tak świeżą lekturą jak Dark Knight Returns, chociaż bardzo się stara.

Mam wrażenie, że najlepsze elementy tego komiksu to wszystkie te nostalgiczne motywy, skierowane do wiernych fanów części pierwszej. Sposób prowadzenia historii bardzo przypomina DKR. Niektóre kadry są niemal żywcem wyjęte z Powrotu Mrocznego Rycerza. Często teksty są nawiązaniem do czegoś, co zostało powiedziane w tamtym komiksie.

Master Race rozpoczyna się słowami: „Nie ma czegoś takiego jak dobra śmierć”. Jeśli pamiętacie Powrót Mrocznego Rycerza, to z całą pewnością kojarzycie, że Bruce na przestrzeni tego komiksu wiele razy rozważał problem dobrej śmierci i dobrego życia. A to jest tylko jeden z wielu przykładów takich nawiązań.

Przywrócono dobre imię Carrie Kelley. Przestała być Catgirl w stroju w panterkę i z samojeżdżącymi wrotkami na nogach. I chociaż jej kostium Batgirl jest groteskowy i kiczowaty, przede wszystkim w doborze kolorów, to jednak Andy Kubert robi sporo, by miał również swój majestat.

Powraca również Wonder Woman, która wreszcie jest pisana z sensem i której motywacje wreszcie byłem w stanie zrozumieć. Nareszcie wiem, jaką rolę ma w tej serii. Rozumiem, jak poprzez tę postać autorzy chcieli zobrazować Larę – jej córkę – i bardzo to cenię.

Przemiana komisarz Ellen Yindel również robi umiarkowane wrażenie. Szczególnie w scenie, gdy przesłuchuje Carrie Kelley. Pojawiają się również elementy komentarza polityczno-społecznego, który możecie pamiętać z poprzednich części. W pierwszej był zrealizowany rewelacyjnie dobrze i rozgrywała się na nim cała jedna warstwa fabularna. W DKR2 był niepotrzebnym, pisanym na kolanie wypełniaczem.

Tutaj jest tak pośrodku. Komentarze prezenterów telewizyjnych i polityków nie są tak intrygujące jak w Powrocie, jednak czasem mają swój urok. Nie pojawiają się żadne nazwiska, jednak bez problemu dostrzeżecie, że głową państwa jest Barrack Obama, a jednym z komentatorów jest Donald Trump. Zastanawiam się jednak, czy ich wizerunki będą tak samo czytelne za dekadę albo dwie. Może tak, ale pewnie bardziej w USA niż w Europie, czy innym zakątku świata. Ponadto w usta Trumpa włożono teksty, które są 100% trumpowe, jednak nie mają zbyt wiele sensu w odniesieniu do historii. Trochę szkoda. Powrót Mrocznego Rycerza oferował dymki komentatorów, polityków i dziennikarzy, które miały jakość same w sobie. W Master Race raczej tego nie ma.

Całość przedstawionej w Master Race sytuacji można interpretować jako alegorię europejskiego kryzysu imigracyjnego. Bohaterowie w komiksie, próbując uratować miliony Kandorian, stwarzają warunki grupie ekstremistów do zrealizowania niecnego planu. Nadinterpretacją byłoby jednak upatrywanie w Kandorianach konkretnej grupy etnicznej czy wyznaniowej. Nie ma realnych przesłanek, by upatrywać w przyjaciołach Quara wyznawców radykalnego islamu. Widać ten brak zgodności chociażby w wizerunkach kobiet z otoczenia Quara.

Czytając ten komiks wielokrotnie miałem wrażenie, że Miller i Azzarello próbowali poradzić sobie ze złą sławą DKR2. Próbowali niejako oczyścić markę ze skazy, jaką był tamten komiks.

Tym sposobem znowu pojawia się bardzo dużo bohaterów ze świata DC, jak Aquaman czy Green Lantern, albo Atom, jednak tym razem ich pojawienie się jest znacznie lepiej fabularnie umotywowane. Trudno jednak czasem nie pomyśleć, że zapewne gdyby nie spuścizna DKR2, w Master Race w ogóle byśmy ich nie zobaczyli, bo okazaliby się zbędni.

Podoba mi się postać Supermana. Wreszcie ta przestał być cieniem samego siebie i zaczął brać odpowiedzialność za swoje czyny. Wreszcie w tym uniwersum dostaliśmy Supermana, na jakiego czekałem od wielu lat. Co za ulga.

Graficznie jest bardzo różnie. Rysunki Andy’ego Kuberta stoją na wysokim poziomie, przy czym kreska, kadrowanie, czy nawet układanie bohaterów w określone pozy bardzo mocno przywodzi na myśl Powrót Mrocznego Rycerza. Widać, że Kubert starał się możliwie jak najbardziej naśladować styl Millera z DKR.

Każdy z dziewięciu zeszytów kończy się dodatkową historią, tie-inem, którą trzeba przeczytać, by nadążać za fabułą i z których każda skupia się na innym bohaterze czy bohaterach tego uniwersum. Poza jedną historią, narysowaną przez Eduardo Risso, wszystkie pozostałe nakreślił Frank Miller. Niektóre z nich są całkiem niezłe i nawet przykuwają oko, a niektóre są badziewne i brzydkie.

Przyjrzałem się bliżej creditliście i sprawa stała się dosyć jasna. Te ładne prace Millera tuszował Klaus Janson – człowiek, który współpracuje z Millerem od czasów Daredevila, czyli praktycznie od początków jego kariery. Natomiast te, które Miller narysował samodzielnie – są tragiczne.

Ten fakt trochę otworzył mi oczy na spuściznę Franka Millera i na pracę tuszownika. Domyślam się, że niejeden komiks w warstwie szkicu wygląda absolutnie ohydnie i dopiero odpowiednio nałożony tusz sprawia, że komiks w ogóle da się czytać.

Niemniej jestem ciekaw, kiedy to się zaczęło. Kiedy Frank Miller przestał być samowystarczalny? Kiedy zaczął rysować karykaturalnie i bez najmniejszego poczucia realizmu i rzeczywistości? Od jak dawna odpowiedni tuszownicy poprawiają jego geniusz?

Gdyby rozpatrywać ten komiks w kategoriach: co dobrego zrobił dla „Dark Knight Universe”, to byłaby to pozycja absolutnie fantastyczna. Jakimś cudem udało się zamieść pod dywan wszystkie absurdy poprzedniej części. Udało się powrócić klimatem, atmosferą do Powrotu Mrocznego Rycerza.

Dzieło odzyskało swoją wzniosłość, swój majestat. Z drugiej jednak strony Powrót Mrocznego Rycerza reprezentował sobą znacznie więcej, a Master Race niestety tego nie dostarcza. Nie daje nam świeżości, nie tworzy postaci Batmana na nowo, nie mówi o nim niczego nowego.

Jest to całkiem niezły komiks rozrywkowy, jednak nie przyprawił mnie o szybsze bicie serca. Spędziłem nad nim dosyć przyjemny czas, jednak przy wielu innych komiksach bawiłem się znacznie lepiej.

W preorderze pojawiło się już wydanie zbiorcze, które ma dosyć atrakcyjną cenę. Jeśli więc nie chcecie czekać na polskie wydanie, które (jestem pewien) ukaże się w ofercie Egmontu, zamówcie sobie egzemplarz. Nawet jeśli mielibyście „tylko” dobrze się bawić podczas lektury i wymazać złe wspomnienia po Mroczny Rycerz Kontratakuje, to i tak byłoby warto.

Autorem powyższej recenzji jest Paweł Gęsicki – komiksiarz, kinoman, tancerz i działacz kultury. Miłośnik czarnego kryminału, horrorów, prozy Jamesa Ellroya oraz komiksów Alana Moore’a i Eda Brubakera. Dużo czyta, trochę pisze i prowadzi vloga o popkulturze na kanale Spoiler Included.

Korekta: Monika Banik.

Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa DC Comics oraz księgarni Jak wam się podoba / As You Like it za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Tytuł: Dark Knight: Master Race # 1-9

Scenariusz: Frank Miller, Brian Azzarello

Rysunki: Andy Kubert, Frank Miller, Klaus Janson i inni

Kolory: Brad Anderson

Okładki: Andy Kubert

Wydawca: DC Comics

Data wydania: 2015-2017

Format: 170 x 260 mm

Oprawa: Miękka

Cena: 5,99 $ za każdy z dziewięciu zeszytów

[Suma głosów: 3, Średnia: 5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *