Renesans antybohatera w erze przemęczenia narracją
Autor recenzji: MICHAŁ CHUDOLIŃSKI

Ocena: 7,5/10
Reżyseria: Jake Schreier
Scenariusz: Eric Pearson, Lee Sung Jin
Produkcja: Marvel Studios
Co zostaje z MCU, gdy opadnie kurz?
Thunderbolts to film funkcjonujący w stanie przejściowym – zarówno w obrębie uniwersum Marvela, jak i w obrębie gatunku superbohaterskiego. Opowiada historię drużyny „drugiego sortu”: Yeleny Belovej, Red Guardiana, Bucky’ego Barnesa, Ghost, Johna Walkera i Taskmaster. Są to postaci z przeszłością, których status moralny jest chwiejny, a tożsamość niepewna. Ich przeciwnikiem staje się jednak nie zewnętrzne zło, lecz wewnętrzne rozbicie, polityczna instrumentalizacja i trauma przeszłości – w osobie manipulującej nimi Valentiny de Fontaine oraz nieprzewidywalnego Sentry’ego, personifikującego niekontrolowaną destrukcję.
Metamorfoza jako forma adaptacji (Elliott)
W duchu teorii Kamilli Elliott – adaptacja jako metamorfoza, nie kopia – Thunderbolts przetwarza konwencję „ekipy antybohaterów” znaną z „Suicide Squad”, ale filtruje ją przez estetykę MCU. To nie jest odtworzenie, lecz przesunięcie znaczeń: tu trauma nie jest pretekstem do akcji, lecz jej substancją. Relacje między członkami drużyny mają charakter terapeutyczny, nie militarny. Forma akcyjniaka zostaje przekształcona w dramat psychologiczny ubrany w ironię i kostiumy.
W warstwie estetycznej widzimy także realizację koncepcji Elliotta: forma (styl wizualny – matowe kolory, zwolnione tempo, kameralna kamera) staje się odbijającym zwierciadłem treści (dehumanizacja, alienacja, dryf tożsamości). To jeden z niewielu filmów Marvela, w którym akcja nie jest nadrzędna względem emocji, ale z nich wynika.
Barok i renesans gatunku (Schatz i Coogan)
James C. Taylor odwołuje się w swojej książce do klasycznej typologii Schatza – czterech faz rozwoju gatunku – i dodaje za Cooganem piątą: fazę renesansu, w której twórcy świadomie rekonstruują konwencje po ich dekonstrukcji. Thunderbolts to właśnie taki film renesansowy:
- zna i rozumie swoje schematy (zbieranina antybohaterów),
- bawi się nimi autotematycznie (dialogi w stylu: „czy to znowu misja samobójcza?”),
- lecz finalnie wraca do powagi, rekonstruując potrzebę wartości i wspólnoty.
Dzięki temu nie popada w parodię (jak Deadpool 2), ale też nie tonie w pompatyczności (Civil War). To post-ironiczny punkt równowagi.
Serializacja i sieciowa estetyka MCU
Taylor pisze o „networked seriality” jako cechach definiujących współczesne blockbustery – Thunderbolts nie istnieje jako autonomiczny byt, lecz jako węzeł w sieci MCU. Film łączy narracje z „Black Widow”, „The Falcon and the Winter Soldier”, a nawet „Ant-Man and the Wasp”. Jego sens nie tkwi w fabule, lecz w reaktywacji i redystrybucji postaci – nadaje nowe życie figurze Bucky’ego, redefiniuje Yelenę jako liderkę, reinterpretuje Walkera nie jako socjopatę, lecz produkt systemu.
To film, który nie domyka, ale przetwarza – dokładnie tak, jak definiuje to adaptacja w modelu sieciowym.
Sarkazm jako maska traumy i forma autoanalizy
Sarkazm – według Taylora – w filmach takich jak Deadpool 2 bywa pozornie subwersywny, ale często służy tylko odświeżeniu konwencji. W Thunderbolts jest inaczej: ironia nie tylko komentuje, ale odcina dostęp do emocji. To mechanizm obronny bohaterów i filmu jako takiego.
W momentach kluczowych (jak konfrontacja z Sentrym czy rozmowy Bucky’ego z Yeleną), maska ironii pęka, odsłaniając lęk przed pustką i rozpadem osobowości. Sarkazm nie jest tu żartem – jest symptomem traumy.
Polityka: CIA, kontrola narracji i przemoc państwowa
Valentina jako szara eminencja CIA to komentarz do „głębokiego państwa” – Marvel kolejny raz (po Captain America: The Winter Soldier) pokazuje, że największym zagrożeniem nie jest superłotr, ale aparat przemocy działający legalnie.
Thunderbolts stawia pytanie: czy odkupienie jest możliwe, jeśli zostaje zaprojektowane przez system opresji? Film nie udziela prostej odpowiedzi, ale jego zakończenie – które unika heroicznego katharsis – sugeruje, że nie wszystkie misje kończą się sukcesem, a nie każdy wraca z wojny.
Thunderbolts jako kino samoświadome
Thunderbolts to nie przełom, ale istotny sygnał zmiany. Film, który rozumie, że gatunek superbohaterski nie może już funkcjonować na zasadzie prostych podziałów. To kino dla widzów zmęczonych widowiskiem, ale niegotowych jeszcze go porzucić. Film, który – niczym jego bohaterowie – szuka sensu w ruinach dawnej chwały.
To nie jest tylko „dobrze zrobiona zabawa”. To lustro popkultury, która zaczyna zdawać sobie sprawę z własnych mechanizmów i wypalenia – i próbuje je przepracować.
Dziękujemy Cinema City za akredytację prasową.

Michał Chudoliński (ur. 1988 r.) – Krytyk komiksowy i filmowy. Prowadzi zajęcia z zakresu amerykańskiej kultury masowej – ze szczególnym uwzględnieniem komiksów – w Collegium Civitas. Pomysłodawca i redaktor prowadzący bloga „Gotham w deszczu” (YouTube: @Gothamwdeszczu). Współzałożyciel i członek rady nadzorczej Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowej. Autor książki „Mroczny Rycerz Gotham – szkice z kultury popularnej” (wyd. Universitas), nominowanej do Nagrody „Debiut Roku 2023” Polskiego Towarzystwa Badań nad Filmem i Mediami oraz Nagrody Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Laureat Nagrody Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.