Wieczne Zło / Wojna w Arkham

MNIEJSZE ZŁO

Forever_Evil_Vol_1_5_Textless

Od początku swego istnienia gatunek superbohaterski stworzył niezliczoną ilość czarnych charakterów. Pierwotnie byli jedynie narzędziami fabularnymi – kimś, kogo protagoniści mogli pokonać i udowodnić tym samym sens swego istnienia i słuszność swojej misji. Do dziś zresztą, w rękach słabych scenarzystów, wielu z nich to jednowymiarowe, nijakie stereotypy. Są jednak tacy, których motywacje i metody, rozwijane latami przez utalentowanych twórców, zachwyciły odbiorców swą wyjątkowością i złożonością. Antagoniści stali się z czasem pełnoprawnymi bohaterami, na równi z protagonistami. Każdy z nich ma własną historię i osobowość – zdarza się nawet, że są one ciekawsze niż losy superbohaterów. W rezultacie zaczęło powstawać coraz więcej komiksów w których czarne charaktery są głównymi bohaterami i mają okazję przedstawić swój punkt widzenia. Czytelnicy mogą ich lepiej zrozumieć, a nawet… sympatyzować z nimi. O tym właśnie z sukcesem opowiada miniseria „Wieczne zło”, ukazująca najsłynniejszych łotrów DC w zaskakującym świetle, podczas gdy jej tie-in, „Wieczne zło: Wojna w Arkham” ponosi sromotną porażkę.

 

„Wieczne zło” to pierwszy crossover w uniwersum The New 52 (w Polsce znanym jako „Nowe DC Comics”), które powstało po zrestartowaniu wszystkich komiksów wydawnictwa w miniserii „Flashpoint” (wydanej również w Polsce przez Egmont pod tytułem „Flahpoint. Punkt krytyczny”). Autorem obydwu serii jest Geoff Johns, twórca „Infinite Crisis”, „Blackest Night”, „Batmana: Ziemi Jeden” oraz najnowszej wersji „Ligi Sprawiedliwości”. „Wieczne zło” jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń opisanych w ostatnim tytule. Na szczęście są one bardzo zręcznie streszczone na początku albumu, dzięki czemu mogą po niego sięgnąć nawet nowi czytelnicy.

Liga Sprawiedliwości została zaatakowana przez Syndykat Zbrodni – swoich złych sobowtórów z alternatywnego wszechświata. Superbohaterowie zniknęli, zaś złoczyńcy przejęli władzę nad światem. Jedyną nadzieją Ziemi jest drużyna złoczyńców uniwersum DC: Kapitan Chłód, Bizarro, Czarna Manta, Sinestro, Czarny Adam, Deathstroke oraz Lex Luthor, który postanawia udowodnić, że zawsze miał rację – na superbohaterach nie można polegać, tylko jego przywództwo ocali świat.

019-Wieczne-zlo

Już od pierwszej sceny widać, że Johns doskonale rozumie postać największego wroga Supermana. Pod maską biznesmena kryje się bezwzględny, okrutny manipulator, zdolny do wszystkiego, by dostać to, czego chce. Jednak równie szybko okazuje się, że tego fascynującego łotra można uczynić jeszcze bardziej interesującym. Gdy na Ziemię przybywa Syndykat Zbrodni, Luthor natychmiast zbiera drużynę, aby ocalić swą planetę przed złymi sobowtórami Ligi Sprawiedliwości. Nie zamierza się do nich przyłączać tylko dlatego, że również są czarnymi charakterami. Tym bardziej, że Luthor nie uważa się za łotra. Jego obszerne monologi wewnętrzne odkrywają przed czytelnikami jego złożony charakter i motywacje. Nie ufa superbohaterom, ponieważ jego zdaniem zapatrzeni w nich ludzie popadli w apatię i oddali w ich ręce losy Ziemi. Luthor chce udowodnić, że zwykły człowiek, pozbawiony supermocy, może wziąć sprawy w swoje ręce i dzięki sile intelektu ocalić świat.

W jego misji wspierają go inni złoczyńcy uniwersum DC. Komiks doskonale oddaje ich różnorodność, odsłaniając przed czytelnikami kierujące nimi motywy. Deadshota interesują wyłącznie pieniądze i nie ma problemu ze zmianą stron. Wrogowie Flasha nie są bezmyślnymi ludobójcami i odmawiają zniszczenia swego miasta, Central City. Jeden z nich, Kapitan Chłód, choć jest wrogiem Barry’ego Allena, darzy go jednocześnie szacunkiem. Również Czarną Mantę łączy nietypowa więź z jego przeciwnikiem – chce zemścić się na Syndykacie, ponieważ odebrali mu możliwość zabicia Aquamana. Jednak najciekawiej zostaje ukazana zaskakująca relacja między Luthorem a stworzonym przez niego klonem Supermana, Bizarro. Jednocześnie zabawna i poruszająca, przywodzi na myśl „Frankensteina” Mary Shelley. Nie jest to jedyna aluzja do klasycznego literackiego dzieła w tym komiksie. Jeden z członków Syndykatu, Power Ring – zły sobowtór Hala Jordana, Zielonej Latarni – jest wyniszczany fizycznie i psychicznie przez swój pierścień, posiadający własną, złowieszczą osobowość. Skojarzenia z tragicznym bohaterem „Władcy Pierścieni”, Gollumem, są nieuniknione. Postać Power Ringa jest również dowodem, że nawet członkowie Syndykatu to złożone jednostki. Superwoman zależy na bezpieczeństwie jej dziecka, zaś Owlman chce ochronić pojmanego Nightwinga, ponieważ przypomina mu jego zmarłego partnera.

447842

Jednak „Wieczne zło” to nie tylko studium postaci, ale również dynamiczna akcja, jakiej nie powstydziłby się hollywoodzki blockbuster. Każda postać ma okazję zaprezentować swe wyjątkowe supermoce i gadżety. Momentami historia bywa również zaskakująco zabawna. Wszystko to zilustrowane jest imponującymi rysunkami Davida Fincha, którego realistyczny styl przywodzi na myśl innego, równie utalentowanego artystę, Jima Lee. Komiks zawiera wiele dramatycznych, wspaniale narysowanych i niezwykle szczegółowych kadrów wypełniających całe strony. Niestety, wpływa to czasami negatywnie na tempo historii. Niektóre kadry muszą być, dla zachowania równowagi, bardzo małe i zatłoczone. Nie zmienia to jednak faktu, że „Wieczne zło” to zaskakująca, zabawna i pełna akcji historia, która najprawdopodobniej zachęci nowych czytelników do sięgnięcia po „Ligę Sprawiedliwości” tego samego autora, aby odkryć wydarzenia poprzedzające tę miniserię i dowiedzieć się, co nastąpiło potem.

Tym bardziej frustrujący jest fakt, że „Wieczne zło: Wojna w Arkham” – jeden z tie-inów „Wiecznego zła” opisujący co działo się w Gotham pod nieobecność Batmana – to wyjątkowo nijaki, nudny i rozczarowujący komiks. Scenarzysta Peter J. Tomasi (znany z serii „Batman and Robin” w The New 52) opisuje w nim wojnę pomiędzy zbiegłymi pacjentami Azylu Arkham a Banem, który zamierza ocalić przed nimi Gotham przejmując kontrolę nad miastem.

Podobnie jak „Wieczne zło”, „Wojnę w Arkham” czyta się jednym tchem – niestety, z zupełnie innych powodów. Pierwszy komiks wciąga czytelnika dynamiczną akcją i interesującymi bohaterami. „Wojna w Arkham” jest niemal całkowicie pozbawiona fabuły. Większość komiksu to ogromne kadry wypełnione chaotyczną masą walczących ze sobą złoczyńców. Ta nieprzerwana akcja nie wywołuje jednak żadnych emocji, ponieważ czytelnik nie czuje żadnej więzi z postaciami, których nie sposób od siebie odróżnić. Jest to tym bardziej zaskakujące, gdy weźmie się pod uwagę, że przeciwnicy Mrocznego Rycerza to jedni z najbardziej fascynujących, zróżnicowanych i rozpoznawalnych bohaterów w całym uniwersum DC. Jednak w przeciwieństwie do Geoffa Johnsa, Tomasi nie ukazuje ich różnorodności. Nie pomagają w tym nawet bardzo dobre rysunki Scotta Eatona, przypominające swym realistycznym stylem Davida Fincha.

Wiecznezlo2_p31

Kolejną różnicą świadczącą o przewadze historii Johnsa nad „Wojną w Arkham” jest sposób, w jaki zostają przedstawieni główni bohaterowie. Zarówno Luthor jak i Bane znani są w uniwersum DC jako niezwykle inteligentni stratedzy. Jednak w przeciwieństwie do „Wiecznego zła”, które potwierdza reputację wroga Supermana, „Wojna w Arkham” zmienia przeciwnika Batmana w karykaturę. Jego jedynym atutem są mięśnie i agresja. W najgorszej scenie z całego komiksu Bane, w akcie desperacji, dochodzi do wniosku, że jedynym sposobem na wzbudzenie strachu u swych przeciwników jest… przebranie się za Mrocznego Rycerza. To zawstydzający, groteskowy obraz, ośmieszający bohatera, który w klasycznej już historii „Knightfall” był cierpliwy, zdeterminowany i pewny siebie, a przede wszystkim rozumiał Batmana i szanował go. Nie pomagają podrzucane rozpaczliwie nawiązania do najsłynniejszej sceny z tej historii, gdy Bane łamie kręgosłup Mrocznego Rycerza, ani fakt, że w pewnym momencie złoczyńca ma na sobie płaszcz, który nosił Tom Hardy w filmie „Mroczny Rycerz powstaje” (kolejna znacznie lepsza interpretacja tej postaci).

Pomysł, aby opowiedzieć historię skupiającą się na czarnych charakterach ma w sobie ogromny potencjał. Przykład „Wiecznego zła” i „Wojny w Arkham” pokazuje jak różne mogą być ostateczne rezultaty. Nawet najbardziej brutalna i nieprzerwana akcja nie zainteresuje czytelników, jeśli nie będzie podparta interesującymi i różnorodnymi bohaterami. Cytując Lexa Luthora: „Może i nie jestem tak silny i potężny jak ty… ale jestem sprytniejszy”.

 

Autorem recenzji jest Jakub Michalik. Tytuł magistra filologii angielskiej w Instytucie Anglistyki Uniwersytetu Warszawskiego, autor pracy poświęconej cechom amerykańskiego gotyku w twórczości Stephena Kinga. Zainteresowania: wielkie dzieła literatury światowej (szczególnie okres amerykańskiego romantyzmu, epoki wiktoriańskiej i modernizmu), socjologia kultury popularnej, gatunek superbohaterski w komiksie i filmie, przekład literacki, historia kina, krytyka filmowa. Fan Batmana.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarzy do recenzji.

Wieczne_zlo 

„Wieczne zło”

Tytuł oryginalny: Forever Evil

Scenariusz: Geoff Johns

Rysunki: David Finch

Kolory: Sonia Oback

Tłumaczenie z języka angielskiego: Krzysztof Uliszewski

Wydawca oryginału: DC Comics

Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska

Data publikacji wersji oryginalnej: 2014 r.

Data wydania polskiego: listopad 2015 r.

Oprawa: twarda

Format: 17 cm x 26 cm

Papier: kredowy

Druk: kolorowy

Liczba stron: 240

Cena:  89,99 zł

WiecznezloWojna

 „Wieczne zło: Wojna w Arkham”

Tytuł oryginalny: Forever Evil: Arkham War

Scenariusz: Peter J. Tomasi

Rysunki: Scot Eaton, Graham Nolan

Kolory: Andrew Dalhouse, John Kalisz

Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Sidorkiewicz

Wydawca oryginału: DC Comics

Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska

Data publikacji wersji oryginalnej: 2014 r.

Data wydania polskiego: luty 2016 r.

Oprawa: twarda

Format: 17 cm x 26 cm

Papier: kredowy

Druk: kolorowy

Liczba stron: 204

Cena: 75 zł

[Suma głosów: 2, Średnia: 5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *