WKKDC: Flash. Wojna łotrów

ŹLI KONTRA… ŹLI (?)

 

Jeśli chodzi o serię Flash, chyba najważniejszym runem w jej historii jest ten pisany przez Marka Waida, scenarzystę, któremu zawdzięczamy takie opowieści jak m.in. Kingdom Come – Przyjdź Królestwo. To Waid zrewolucjonizował serię, dodał jej mocy, psychologicznej siły i urzekał pomysłami, czego znakomitym przykładem był album Flash: Urodzony Sprinter. Nie można jednak zapomnieć o innym scenarzyście, który również wniósł bardzo wiele do przygód najszybszego bohatera na Ziemi i przywrócił im należytą wielkość. O kim mowa? Oczywiście o Geoffie Johnsie, artyście potrafiącym tworzyć epickie, porywające i wywracające status quo bohaterów opowieści. To właśnie jemu świat komiksu zawdzięcza znakomity Flashpoint, którego echa po dziś dzień głośno rozbrzmiewają w całym uniwersum – i który jest moją ulubioną opowieścią o Flashu. Dlatego też po Wojnie Łotrów obiecywałem sobie bardzo wiele. Pytanie jednak, ile z moich oczekiwań zostało spełnionych.

Dobrzy kontra źli. Źli konta źli. Keystone City staje się areną niecodziennej walki, kiedy działania kilku wrogów Flasha kończą się w makabryczny sposób. Przeciwko nim staje drużyna złożona z nawróconych łotrów, którzy chcą udowodnić, że mogą być bohaterami. Pytania, czy to w ogóle ma szansę się udać i czy na froncie wyzbędą się dawnych, przestępczych nawyków, schodzą na dalszy plan, gdy okazuje się, że porządku w mieście nie jest w stanie zaprowadzić nawet Flash. Sytuacja staje się coraz trudniejsza. Wally West nie jest w stanie podjąć decyzji, jak zachować się w obliczu wstrząsających Keystone City wydarzeń, a jego sojusznikiem może zostać ktoś, kto od dawna nie żyje…

Wojna Łotrów to komiks oparty na znanym wszystkim, ale w tym wypadku znakomicie wykorzystanym, motywie nowego pokolenia zarówno bohaterów, jak i łotrów. Flash, a przynajmniej obecnie kryjący się pod jego maską Wally West, nie jest tym samym herosem, którym był Barry Allen. A i ten przecież nie był taki, jak jego poprzednik, Podobnie rzecz się ma z wrogami. To już nie ci sami nieudacznicy, którzy ciągle przegrywali. To też nie zbieranina badassów, którzy mimo swego statusu boją się przekroczenia pewnych granic. U Johnsa mamy do czynienia z jednej strony z prawdziwymi potworami gotowymi na wiele, kierującymi się własnym kodeksem, mającymi konkretne zasady, ale niewahającymi się zabijać, okaleczać i niszczyć. Natomiast z drugiej strony – z nawróconymi przestępcami, którzy chcą pokazać się od dobrej strony.

Ten wątek w serii rozwijany był od dawna. Wojna… to jego kulminacja, a zarazem finał runu Johnsa, który nie tylko w satysfakcjonujący sposób kończy wątki, ale przede wszystkim składa hołd klasyce. Część wcześniejszych wydarzeń mogliśmy przeczytać w dodatkowych zeszytach z Kryzysu tożsamości, ale to, co widzimy tutaj, jest o wiele ciekawsze i przede wszystkim bardziej dynamiczne niż w tamtej opowieści. Lepiej wykorzystana jest też tu psychologiczna strona łotrów – łotrów, którzy dzielą się na dwie frakcje, co nie tylko podkreśla różnice między nimi, ale i pozwala wydobyć ich głębię i ukazać w naprawdę intrygujący sposób. Nawet tych wrogów, którzy wydają się zupełnie bzdurnymi typami bez własnego charakteru. Jednocześnie scenarzysta ukazuje poprzez tytułowy konflikt przemiany zachodzące w komiksie na przestrzeni lat, co tylko dodaje Wojnie… smaku.

Johns nie zapomina jednak, że tworzy komiks akcji i że przy okazji żegna się ze swoją pięcioletnią przygodą pisania Flasha. Całość jest więc dynamiczna, spektakularna, artysta serwuje nam kilka znaczących dla serii momentów, a strony zaludnia cała plejada Flashowych gwiazd. Pesymizm i optymizm zderzają się tu ze sobą, tak jak humor i lekkość zderzają się ze wzruszeniami i patosem. I chociaż nie jest to historia wybitna, i w bibliografii scenarzysty też nie jest najjaśniejszym punktem, wśród typowych, rozrywkowych komiksów środka naprawdę się wyróżnia. Nic dziwnego, że za pisanie Flasha Johns dostał nagrodę Wizard Fan Award dla „najbardziej przełomowego talentu”, bo zrobił to w rzeczywiście dobrze.

Graficzne album także wypada naprawdę nieźle. Kreska Portera jest dość typowa dla podobnych historii, łączy w sobie realizm i prostotę. Czasem w prezentacji twarzy i mimiki postaci coś zgrzyta, ale nie jest to coś, co przeszkadzałoby w odbiorze. Do tego mamy udany kolor, pełen komputerowych fajerwerków, ale podanych najczęściej bez przesady, które podkreślają spektakularność całości, a nie zagłuszają pozostałych elementów, co niestety często w komiksach się zdarza.

Jeśli zaś chodzi o dodatki, nie znajdziecie tu nic poza standardowymi bonusami WKKDC. A zatem mamy krótko zarysowane wydarzenia poprzedzające akcję, informacje o artystach i samych historiach tu zebranych, a także dodatkowy, ósmy zeszyt Showcase z 1957 roku, w którym zadebiutował jeden z największych wrogów Flasha, Kapitan Chłód. Wszystko to składa się na komiks, który spodoba się wszystkim miłośnikom Flasha i Johnsa. To niezły, dobrze wydany album, pokazujący dlaczego Szkarłatny Sprinter wciąż jest tak popularnym superbohaterem i dlaczego ludzie nadal z ochotą sięgają po jego przygody.

Autorem artykułu jest Michał Lipka. Rocznik 88. Z komiksów nigdy nie wyrósł, choć pasjami czyta powieści i sam także stara się pisać. Ma na koncie kilka publikacji, scenariusz komiksowy też zdarzyło mu się popełnić, ostatnio jednak przede wszystkim skupia się na recenzjach i publicystyce, pisanych m.in. dla prowadzonego przez siebie bloga Książkarnię.

Korekta: Aleksandra Wucka.

Dziękujemy Eaglemoss za udostępnione egzemplarze recenzenckie z Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics.

Tytuł: Flash: Wojna Łotrów

Scenariusz: Geoff Johns

Rysunki: Howard Porter

Okładka: Howard Porter

Wydawca: Eaglemoss

Data wydania: 2018

Liczba stron: 160

Format: 17,5 x 26,2 cm

Oprawa: twarda

Druk: kolor

Cena: 41,99 zł

[Suma głosów: 2, Średnia: 5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *