Wywiad przeprowadzili Michał Chudoliński i Jan Lorek (http://janlorek.galicja.pl/), więcej na ich temat można znaleźć tutaj.
John Beatty (ur. 6 maja 1961 roku) – Amerykański rysownik urodzony w Whitesburg, stan Kentucky. Przez kilkadziesiąt lat pracował zarówno dla Marvel Comics, jak I DC Comics. Fani Batmana znają go głównie jako osobę, która była odpowiedzialna za nakładanie tuszu na pracę Kelley Jonesa w rysowanych przez niego przygodach Mrocznego Rycerza
– Co cię skłoniło do zainteresowania komiksami? Możesz nam więcej powiedzieć na temat swojej kariery w przemyśle?
– Najpierw zainteresowałem się paskami komiksowymi. Moimi ulubionymi były „Dennis Rozrabiaka” oraz „Fistaszki”. Jako dziecko czytałem krótkie czasopisma. Komiksy zacząłem czytać właściwie dopiero jako czternastolatek, gdy mój znajomy z podwórka sprzedał mi karton koło dwustu komiksów za dwadzieścia dolarów. Jeden z nich był niezłym egzemplarzem „Conana” #1. Przeczytałem je, wciągnąłem się i rozpocząłem poszukiwania nowych komiksów w sklepach osiedlowych, bo nie było wtedy sklepów z komiksami.
– Czemu zostałeś inkerem?
– Z braku innych możliwości. Zawsze chciałem robić obydwie rzeczy. Po pokazaniu moich wczesnych prób, stało się oczywiste, że moja kreska nie była na odpowiednio wysokim poziomie a fabuły nie było w ogóle. Za to wszyscy mówili o tym, jak nakładam tusz. Więc zacząłem ćwiczyć nakładanie tuszu na kreski innych ludzi aby nauczyć się więcej o „inkowaniu” oraz innych partiach komiksu, o których nie posiadałem wcześniej zbyt wielkiej wiedzy. Mike Zeck okazał się świetną pomocą. Wysyłał mi fotokopie swoich szkiców, żebym mógł je poprawiać. Następnie oceniał to, co zrobiłem. Mike Zeck, Bob McLeod oraz Pat Broderick byli na Florydzie, [gdzie ja mieszkam], każdy z nich zachęcał mnie do dalszej pracy oraz wyciągał pomocną dłoń, gdy widywaliśmy się na konwentach. Przez jakiś czas byłem asystentem Boba, wypełniałem czarne obszary, wyznaczałem proste linie, wymazywałem strony itd. To też było świetne, bo miałem okazję pracować i przyglądać się procesowi tworzenia „profesjonalnych” stron od początku do samego końca.
– Mógłbyś wyjaśnić dlaczego inkowanie stanowi tak istotną część sztuki komiksu? Czego wymaga od artysty? Jakie wyzwania stoją przed inkerem?
– Inkowanie jest istotne aby wydobyć głębię, fakturę, światło oraz ciemność. Obecnie rozwija się technologia skanowania rysunków wykonanych ołówkiem, niektóre z jej efektów są naprawdę zdumiewające. Funkcjonowanie w przemyśle, w którym reprodukcja jest kluczowa, w przeszłości stanowiło problem. Teraz ludzie mogą posłużyć się praktycznie wszystkim by narysować komiks i będzie go można wydrukować.
Inker powinnien znać podstawy rysunku oraz tworzenia historii aby być dobry w swoim fachu. Tło historii również powinno stanowić jej część. Za wiele ludzi chce tylko nakładać tusz na postacie, a nie resztę. Dobre filmy tak jak dobre komiksy wymagają poświęcenia uwagi również szczegółom, które ciekawią czytelnika oraz włączają go do historii.
Komiksy są wizualnym opowiadaniem historii. Bez zaangażowania czytelnika w historię, poniesiesz sromotną klęskę.
Tworzenie komiksu porównałbym do kręcenia filmu – rysownik jest jak operator, a inker – jak osoba, która film wywołuje. Inker musi znać co najmniej podstawy oświetlenia oraz cieniowania, w dodatku wiedzieć jak odwzorować fakturę, głębię oraz rozłożyć akcenty we właściwych obszarach w każdym panelu.
Wyzwania dla inkera stają się ciężkie do ustalenia w szerszej perspektywie. Niektórzy ludzie szkicują tak gęsto, że nakładanie tuszu przestaje być zabawą – odtwarzasz tylko (wcześniej wyrysowane) linie i nic więcej. Rysownik, który wie co umieścić, musi zaufać swojemu inkerowi, by ten wyłowił pracę ołówka oraz nadał jej życie!
Obecnie coraz więcej rysowników nie pozostawia za wiele miejsca dla inkera, by ten naprawdę mógł stać się częścią „zespołu”. Takie warunki nie są dla mnie zbyt przyjemne. Zwyczajnie mnie nie interesują.
– Czy styl nakładania tuszu zmienia się w zależności od rysownika?
– Tak, nawet bardzo. Tak jak historia. Lubię, kiedy prace czysto superbohaterskie tworzone są z nostalgią i ukłonem w kierunku artystów, którzy ustanowili podstawy dla kolejnych pokoleń. Kirby, Buscema, Romita, Ditko etc… Ci giganci położyli fundamenty dla następnych generacji. Każde nowe pokolenie znajduje „styl”, ale podstawy wciąż powinny odnosić się do dobrych komiksów o superbohaterach.
Inne historie stylizują się na „look” horroru, wojny, romansu, westernu itd.
Uwielbiam wiele zagranicznych albumów komiksowych. Niektóre z moich ulubionych prac pochodzą z Europy.
Kilka razy, gdy próbowałem wywrzeć wpływ na sztukę w pracy, którą tworzyłem, usłyszałem, że redaktorom nie spodobało się to co robiłem, ponieważ nie przypominało to mojego inkowania rysunków Mike’a Zecka. Cóż, nie nakładałem tuszu dla Zecka ani moja historia nie była o superbohaterze, więc inaczej do tego podszedłem.
Zauważyłem, że gdy zaczniesz już z kimś pracować oraz ustalać styl nakładania tuszu, większość redaktorów oraz część fanów czuje, że to jest wszystko co potrafisz zrobić, a gdy widzą coś innego niż oczekują, zaczynają się zastanawiać co się wydarzyło podczas tej pracy.
Lubię być elastyczny oraz próbować nowych rzeczy. Czasami odnoszę zwycięstwo, innym razem ponoszę porażkę, ale rozwój stanowi jeszcze jedną część całości. Nie pozostajesz 25-latkiem przez całe życie, twoja praca dorasta oraz dojrzewa tak jak ty. Tylko nie mów tego nikomu, bo powiedzą, że „cofasz się” w porównaniu do tego co robiłeś w „przeszłości”!
– Z tego co widzę, inkerzy często nie są traktowani na równi z rysownikami czy scenarzystami. Czy czujesz się dyskryminowany w jakiś sposób?
Rozumiem to. Czuję, że inker powinien być zdolny do narysowania i nałożenia tuszu w swoich własnych pracach oraz w całym komiksie. Uwielbiam pracować z ludźmi, ale tak samo uwielbiam robić swoje własne rzeczy.
Inkerzy nie przestaną czuć się dyskryminowani, dopóki komiksy nie zaprzestaną zdejmowania ich nazwisk z listy twórców, i będą pozostawiać jedynie te należące do scenarzystów oraz rysowników. Współcześnie koloryści otrzymują więcej szacunku od wielu inkerów. Inkerzy żartują sobie, że to „my” jesteśmy Rodneyem Dangerfieldem przemysłu komiksowego. Wygooglujcie sobie Rodneya Dangerfielda, jeśli nie wiecie kim on jest ! 😉
Inker potrafi być równie istotny, w zależności od jego roli w komiksie. Może stać się również odpowiedzialny za (kiepski) efekt końcowy, jeśli jego wkładem we wspólne dzieło będzie źle wykonana praca. To działa w obydwie strony.
– W Polsce znany jesteś głównie z komiksów o Batmanie, które tworzyłeś z Dougiem Moench’em i Kelley Jonesem. Wiem, że przez lata z Mike’m Zeckiem rysowałeś „Kapitana Amerykę”. Gdybyś mógł zestawić ze sobą te dwie przygody to czym każda z nich by się charakteryzowała? Obie wspominasz równie dobrze?
– Cóż, w obydwu przypadkach miałem szczęście pracować z ludźmi, których wciąż podziwiam. Pracowanie z nimi nad komiksami, których bohaterów kochałem jako dziecko jeszcze bardziej mnie motywowało.
Obydwa komiksy stanowiły dla mnie punkt zwrotny. Przywołują u mnie równie wspaniałe wspomnienia.
Nie umiem porównać tych dwóch prac. To tak jakby porównywać piernik do wiatraka.
– Batman Kelley’ego Jonesa kojarzy się z o grozą. Może się mylę, ale horror chyba nie jest twoim ulubionym gatunkiem. Jak czułeś się tworząc w takiej konwencji?
– Nie posiadam chyba swojego ulubionego gatunku. Lubię wszystko, co jest dobrze zrobione. Gatunek przestaje się liczyć, dopóki historia i grafika są dobre.
Lubię pracować z ludźmi, którzy używają światła i cienia. Kelley naprawdę wie jak cieniować w czerni i bieli. Do pracy z Kelleyem przyciąga mnie to, w jaki sposób wykorzystuje swoją wiedzę. Czarno-białe strony Batmana zawsze były dla mnie lepsze niż cokolwiek pokolorowanego. Uwielbiam patrzeć na czarno-białe komiksy. Jest tam pewnego rodzaju „nagość”…. to musi działać. Współcześnie bez dobrego kolorowania możesz utracić swój fach. W dobie Photoshopa wykonawca musi odtworzyć oraz odnaleźć linię dzieła.
– Kelley Jones powiedział, że szczególnie zadowolony był z komiksu „The Ogre and the Ape”. Która z historii o Batmanie zapadła tobie w pamięć?
– Mój tata odszedł, gdy pracowałem nad „The Ogre and the Ape”. Pamiętam jak siedziałem w domu rodziców z matką oraz dwiema siostrami przy stole kuchennym, nakładając tusz na strony, gdy on leżał w szpitalu. To była noc przed tym jak umarł. Nie ma to nic wspólnego z komentarzem Kelleya. To tylko moje wspomnienie pracy nad tą historią.
Bardzo polubiłem trzyczęściową historię z Batmanem i Deadmanem. Także tę, w której występuje Man-Bat. Jestem pewien, że coś mi wypadło teraz z pamięci, ale naprawdę cała produkcja dostarczyła mi wiele frajdy. Pracowaliśmy na wielu klasycznych rzeczach, więc trudno wybrać tę „jedyną”.
– Z pewnością musisz znać Puppeteera z komiksów Kelleya Jonesa. Co wiesz na temat tej postaci? Jaki jest twój wkład w tę historię?
– Rozpoczęło się to jako easter egg, byliśmy ciekawi czy ktokolwiek zauważy i zapyta o niego. Mieliśmy plan, by wreszcie zrobić o nim historię. Ludzie się pytali i myślę, że Doug i Kelley nawet zaczęli się dzielić pomysłami na jego temat. To by się zmieściło w czwartym roku naszej pracy, ale w tym czasie DC powiedziało, że jeśli chcemy zostać przy komiksie, musimy dołączyć go do crossoveru. Przypuszczam, że na zawsze pozostanie tajemnicą to, co dalej wydarzyło by się z Puppeteerem.
W ramach innego easter egg – na splash page każdego naszego zeszytu, umieściłem „DM-KJ-JB-” a potem numer wydania. Tym sposobem, jeśli spojrzysz na splash zeszytu i np. jest na nim napisane „19”, oznacza to, że jest to dziewiętnasty odcinek o Batmanie, który stworzyliśmy wspólnie.
– W czasie pracy przy „Batmanie” głównie nakładałeś tusz, ale zdarzyło Ci się narysować jeden numer, którego inkerem był Sal Buscema. Jak do tego doszło?
– Poprosiłem by jeden narysować. Zacząłem kolorować okładki dla serii, z których korzystali wydawcy. Chciałem narysować cały zeszyt. Poszli na to. Byłem zaskoczony. Myślałem, że to ja będę inkerem. Narysowałem egzemplarz z myślą o swoich mocnych stronach. Powiedzieli mi, że Sal będzie nakładał tusz. Nie podobał mi się ten pomysł – nie mam nic przeciwko Salowi, ale nie mogłem się doczekać, żeby wreszcie naszkicować i nałożyć tusz na „własne” prace. Do tego momentu, robiłem trochę plakatów oraz innych takich rzeczy. No i tyle.
– Lata po zakończeniu prac przy „Batmanie”, zdarzyło Ci się narysować pojedyncze rysunki na zamówienie, razem z Kelly’m Jonesem. Wasza wizja Batmana jest wciąż żywa. Jak myślisz, co na to wpłynęło?
– Kelley. To całkowicie jego zasługa, że podjął ryzyko i nadał Batmanowi niezwykły styl, który nadal robi wrażenie. Wielu ludziom się to nie podoba, jednak większości – owszem. To Kelley zmodyfikował wygląd bohatera, pelerynę i uczynił z Batmana część Gotham. Bardzo mnie cieszy, że Kelley jest tak odważny w tworzeniu wizerunków bohaterów, nie tylko Batmana!
– Oprócz komiksów rysowałeś także karty. Czy coś poza tym? W czym czujesz się najlepiej?
– Tworząc grafikę wektorową w Adobe Illustratorze.
– Czy zdarza Ci się narysować coś dla samej przyjemności, czy tylko prace, o które jesteś proszony?
– W tej kwestii odczuwam pewną frustrację. Chciałbym rysować więcej dla przyjemności, ale wygląda na to, że jestem zbyt zapracowany, bym mógł sobie na to pozwolić. Inną kwestia jest to, że nie jestem zadowolony z robienia wyłącznie 10-15 minutowych gryzmołów lub szybkich szkiców. Wiem, co chcę rysować, ale czuję presję, że muszę jakoś opłacić rachunki. Muszę to w jakiś sposób zmienić!
– Co stanowi dla Ciebie największą inspirację?
– Tak naprawdę nie zastanawiałem się nad tym.
– Jakie komiksy czytałeś w dzieciństwie?
– Kochałem „Kapitana Amerykę”, „Avengers” oraz „Batmana”. Było ich więcej, ale te naprawdę zapadły mi w pamięć.
– Masz jakieś hobby poza rysowaniem?
– Cóż, nie myślałam o rysowaniu jako o hobby. To jest moja praca, ale ją lubię, więc w pewnym sensie można ją tak nazwać. Chyba nie mam żadnego hobby.
– Obecnie pracujesz w Komiksowym Departamencie Lincencji DC (DC Comics Licensing Department). Na czym polega tam twoja praca? Jak widzisz przemysł komiksowy z tej perspektywy?
– Cóż, to się skończyło w marcu 2011 roku, gdy cała praca została przekazana do studia. Uwielbiałem pracować w tym departamencie ze względu na wszystkie nowe rzeczy, które się tam działy. Pozwoliło mi to również doskonalić umiejętności cyfrowe.
Wielką frajdą było zobaczyć coś, co zrobiłem dla Licencjonowania w sklepie na karcie albo w książce dla dzieci. To coś zupełnie innego, niż zobaczyć swoją pracę w kioskach.
– Jak widzisz współczesny przemysł komiksowy? Co Twoim zdaniem zmieniło się przez ostatnie 20 lat? Czego możemy spodziewać się w przyszłości?
– Ostatnio widzę, że część artystów powraca do bardziej tradycyjnego stylu w rysowania, lecz z cyfrowym wykończeniem.
Nie byłem w sklepie komiksowym od jakiegoś roku, więc naprawdę nie jestem na bieżąco z większością rzeczy. Tylko na tyle, co uda mi się przejrzeć w Internecie. Mam wrażenie, że komiksy, które czytałem jako nastolatek, zmieniły się tak bardzo, że za nimi nie tęsknie.
Jest parę rzeczy, na które poluję i kupuję od razu, gdy je znajdę. Pamiętam okres, gdy pójście do sklepu komiksowego w każdą środę po nowe numery było dla mnie koniecznością.
Ten czas już dla mnie przeminął.
Dziękujemy za rozmowę.
Zapraszamy do odwiedzenia strony: http://johnbeatty.blogspot.com/.
Rozmowę przetłumaczyła Agata Rumińska.