Amerykański Sen jest dla większości Amerykanów coraz trudniejszy do zrealizowania
Rozmowa opublikowana pierwotnie na blog.cdp.pl
Michał Chudoliński: Jaka jest Twoja opinia na temat zwiastuna Batman v Superman? Podoba Ci się czy może raczej nudzi?
Julian Darius: Początkowo byłem obojętny, ponieważ nie działo się w nim zbyt wiele. Do tego pojawił się w tym samym czasie, co nowa zapowiedź filmu Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy i nie wydaje mi się, że mógłby z nim konkurować. Odbyłem kilka rozmów na jego temat, głównie o tym jak bardzo był mroczny. Generalnie nie zrobił na mnie wrażenia.
Później zobaczyłem go jeszcze raz w kinie przed seansem Avengers: Czas Ultrona i po jego obejrzeniu miałem zupełnie inne odczucia. Początkowe skupienie na Supermanie jako bogu czy na tym jak oddziałuje na społeczeństwo jest mądrym posunięciem. Bardzo ważnym jest, aby przyjrzeć się tym aspektom. Zakończenie pokazujące kostium Batmana z komiksuPowrót Mrocznego Rycerza Franka Millera także sprawdziło się w kinie. Wcześniej dostrzegłem to nawiązanie i na tym poprzestałem, ale w kinie mogłem poczuć większe podekscytowanie.
Czekam z niecierpliwością, żeby zobaczyć Afflecka jako Batmana i Jeremy’ego Ironsa (mojego ulubieńca) w roli Alfreda, nie wspominając o Jessiem Eisenberg’u grającego postać Lexa Luthora. Z tego powodu moje nastawienie do zwiastuna zmieniało się z umiarkowanej ignorancji do pewnego rodzaju ostrożnego optymizmu.
Dlaczego pozytywna i jasna strona Supermana nie jest już interesująca dla widzów? Czy to przez atmosferę uniwersum Zacka Snydera związaną w pewien sposób z kryzysem politycznym Ameryki i jej obecnymi relacjami międzynarodowymi?
– Nie uważam, aby amerykańskie społeczeństwo nie wykazywało zainteresowania pozytywną stroną Supermana. Wydaje mi się, że to po prostu Zack Snyder widzi Supermana jako bohatera pozbawionego dawnego blasku. Jeśli przyjrzymy się filmom z Marvel Studios zauważymy, że jest wręcz odwrotnie. Nie jest więc tak, że widzowie nie zaakceptują tych filmów.
Superman jest wyjątkowym przypadkiem, ponieważ przez długi czas nazywano go harcerzykiem. Przez dwie dekady mnóstwo ludzi twierdziło, że Superman się już wypalił, że nie da się go przenieść w mroczniejsze klimaty tak jak Batmana. Myślę, iż przyczyna tego może leżeć w awersji do tworzenia radosnej, głupiutkiej i pogodnej historii o herosie z Kryptonu. Jeśli zrobimy tak ze Strażnikami Galaktyki, będzie to odebrane jako powiew świeżości. Jeśli jednak potraktujemy tak Supermana, ludzie stwierdzą, że jest wtórny, znowu wykreowany w stylu z lat 50-tych. Nie twierdzę, że ta obawa jest uzasadniona, ale trzeba przyznać, że Superman ma inną historię i wywołuje inny rodzaj szumu wokół siebie, co może zniechęcić ludzi do podążania w tym radosnym kierunku.
Wracając jednak do kwestii kryzysu w polityce… Słusznie zauważyłeś, że obecnie Stany są pogrążone w letargu, co wydaje się dziwne, jeśli zwrócimy uwagę na to, jak dobrze sobie radzą gospodarczo w porównaniu do innych rozwiniętych państw. Głównym problemem jest wewnętrzny podział społeczny. Ludziom z prawicy nie podoba się, że Obama ingeruje w ekonomię i sprzeciwia się religijnym wartościom. Krytykują jego politykę zagraniczną. Wydaje się, że wolą Amerykę mniej ugodową, skłonną do ataku. My z lewicy uważamy, że musimy nieustannie walczyć z prawicą, aby naprawiać drobne rzeczy. Uchwaliliśmy ustawę powszechnie znaną jako Obamacare (Ustawa o Dostępności Opieki Medycznej i Ochronie Praw Pacjenta), ale poszczególne stany i Sąd Najwyższy ciągle ją blokują i starają zmarginalizować. Sytuacja staje się jeszcze bardziej absurdalna, gdy niektórzy odmawiają pomocy w postaci federalnych pieniędzy. Jest to prosta droga do samo destrukcji. Jako lewica widzimy także brutalność policji, finansowanie polityki przez korporacje, ignorowanie kwestii zmiany klimatu, ogromną dysproporcję dochodów i wiele innych problemów, wymagających rozwiązania. Nie da się tego jednak zrobić ze względu na ogromny opór ze strony prawicy – nawet na te nawet najbardziej podstawowe reformy. Ogólnie rzecz biorąc, prawie każdy w USA jest niezadowolony z obowiązującego statusu quo.
Panuje atmosfera nieufności i wydaje mi się, że Zack Snyder chce to pokazać. Przybycie Supermana byłoby wielkim wydarzeniem. Niektórzy ludzie dosłownie ubóstwialiby go, niektórzy docenialiby, inni natomiast gardziliby nim. Prawdopodobnie wzrosłaby sprzedaż broni i nasiliłyby się działania wojskowe, mimo że nie zaszkodziłyby one zbytnio Supermanowi. Pierwsza połowa „zajawki” tego właśnie dotyczy. Taki obraz jest o wiele bardziej realistyczny niż pokazywanie jak tłumy go uwielbiają.
Zapytałeś o międzynarodową politykę Ameryki. To prawda, że Superman może być postrzegany jako uosobienie jej potęgi. Stany Zjednoczone są supermocarstwem, a Superman ma super moce. W swoich historiach z lat 50-tych i 60-tych niemal zawsze miał rację, mimo że przez większość czasu zachowywał się jak dupek. Współpracował z policją i był uosobieniem siły militarnej Stanów wykorzystywanej w dobrym celu. To oczywiste, że mija się to z prawdą, nawet jeśli Stany zrobiły coś dobrego w tym czasie. Nieudana okupacja Iraku utrudniła części z nas wiarę w te przestarzałe mity o naszym kraju. Dlatego jeśli Superman jest uosobieniem amerykańskiej potęgi militarnej, ciężko wyobrazić sobie, że to coś dobrego lub coś, co nie powinno być kwestionowane.
Od dłuższego czasu mam wrażenie, że Ameryka przeżywa „postimperialny zjazd”. Z jednej strony mamy najsilniejszą armię i jesteśmy najsilniejszą gospodarką na świecie, z drugiej ciągle czujemy się bardzo niepewnie. Wszystkie te wymienione czynniki powodują, że „Amerykański Sen” jest dla większości obywateli coraz trudniejszy do realizacji. Jestem pewien, że Superman Snydera będzie to dokładnie obrazował.
Czy martwisz się o przyszłość filmów spod skrzydeł DC? Niektórzy fani i krytycy mówią, że się już rozpada… Jak to się ma do przenoszenia DC z Nowego Yorku do Burbanku? Co mówi nam to posunięcie o przyszłości uniwersum?
– Myślę, że przeniesienie do Burbanku pokazuje, że DC jest firmą skupiającą się na rozrywce. Wcześniej związani byli wyłącznie z branżą wydawniczą. Trendy w przemyśle jednak wymusiły na nich dywersyfikację oferty. Jeśli przyjrzymy się Marvelowi, zobaczymy jaką porażkę firma poniosła w latach 90-tych, w branży zabawkarskiej. Po tym epizodzie skupiła się ponownie na tworzeniu komiksów. Ich kamieniem milowym stała się inwestycja w produkcje kinowe oraz telewizyjne po 2000 roku. Nowy etap w Burbanku jest bardzo podobnym posunięciem ze strony DC, co może przynieść im podobny sukces.
Uważam, że kluczową kwestią pozwalającą zrozumieć konstrukcję filmowego uniwersum DC jest jego odmienność od Marvela, który starał się przedstawić swoich bohaterów w wersji „definitywnej”. To będzie się jednak zmieniać wraz z dalszymi zwrotami akcji. Na przykład: postacie wprowadzone w Avengers: Czas Ultrona nie sprawiają wrażenia ostatecznych, głównie z powodu kontraktów podpisanych z telewizją Fox. Mimo tego, celem firmy jest powiązanie programów telewizyjnych i filmów tak, aby w ten sposób się prezentowały.
Warner Bros. zawsze działał inaczej. Dobre w tym jest to, że firma daje sporo wolności takim ludziom jak Christopher Nolan czy Zack Snyder (z powodu jej braku Marvel nie potrafił zatrzymać Edgara Wrighta). W zasadzie Warner Bros. pozwolił Nolan’owi i Snyder’owi robić co chcieli. DC także ma dużo rozmaitych uniwersów i przyjmuje metodę przedstawiania postaci w różnym świetle, natomiast Marvel chce tworzyć wszystko w tym jednym kontinuum. Wiele wskazuje na to, że w filmowym uniwersum DC przedstawił Krypton jako planetę z fantazji, Batman istniał długo przed Supermanem, obsada tego pierwszego jest dużo starsza niż obsada Supermana, Alfred nie żyje, a większość historii Batmana okazuje się nieznana. To wcale nie jest ostateczna wersja tych postaci. Zostały przez to ujęte o wiele bardziej wizjonersko i artystycznie. Czy jest zbyt mrocznie? Dla niektórych ludzi tak. Dobrym przykładem jest tu Man of Steel. Składa się z elementów wywołujących u mnie mieszane uczucia. Niemniej jest to nadal Superman, który powstał w głowie Zacka Snydera.
Przyznam, że też się trochę martwię się o filmy z DC, że nie będą wystarczająco dobre, a ich ciągłość będzie dezorientująca. Obawiam się, że dzieciaki będą widzieć tę wersję Człowieka ze stali jako ostateczną, ponieważ jest to filmowa inkarnacja Supermana i tym samym ma największy wpływ na widza. Wiem, że czekają mnie rozmowy z nastolatkami, w których będą twierdzić, że na Kryptonie zawsze były smoki kolonizujące inne planety. Niepokoi mnie również, że wizja Snydera, częściowo dlatego że jest mroczna, nie odniesie takiego sukcesu jak koncepcja Marvela. Nigdy nie dostaniemy ostatecznego, wspólnego, filmowego uniwersum DC, co jest raczej przygnębiające nawet jeśli generalnie jestem zwolennikiem wolności artystycznej.
W pewnym momencie moda na superbohaterów się skończy. Nawet jeśli DC, jako pierwszy, wyprodukuje kilkanaście filmów, nie będą takie same jak te Marvela. Chciałbym myśleć, że gusta się zmienią i ukierunkują na mądrzejszą i dojrzalszą koncepcję, wdrażaną przez Snydera. On chce przekraczać ustalone bariery, co jest jego dużym atutem. Niestety wspomniana zmiana raczej nie nastąpi, bo trend na realizowanie głupkowatych i dziecinnych motywów ciągle się umacnia.
Jak głęboko bohaterowie odzwierciedlają nasze lęki i emocje? Czy to się sprawdza tylko na indywidualnym poziomie, tak jak w przypadku komiksu „Something Terribe” Deana Trippe’a?
– Bardzo dokładnie to robią. Herosi funkcjonują pod postacią współczesnych mitów, w których społeczne obawy i psychologiczne elementy są zapisywane na pewnego rodzaju mityczną tkaninę.
Wspomniany przez Ciebie komiks Deana Trippe’a jest wspaniały i bardzo go polecam. Jest piękny i ujmujący, ale ma niewiele wspólnego z superbohaterami, z wyjątkiem momentu, kiedy jako dziecko emocjonował się na widok superbohaterów broniących tego, co dobre i ratujących niewinnych ludzi. Jak to się zrealizowało w jego osobistym życiu jest całkowicie indywidualną sprawą. Wydaje mi się, że są inne sposoby w jakich można zwizualizować ludzkie stany emocjonalne.
Na przykład, większość z nas marzy o tym, żeby mieć władzę. Niektórzy marzą o posiadaniu konkretnych mocy, takich jak latanie. Żyjemy także w kulturze mającej obsesję na punkcie sławy, a super bohaterowie są sławni. Dlatego też dobrze wykorzystują oni nasze nadzieje i obawy. Ostatecznie uważam, że superbohater jest jakby badaczem władzy – sprawdza jak działa i testuje czy potrafilibyśmy używać jej odpowiedzialnie. Oczywiście większość ludzi nie umiałaby.
Jak ogólnie wygląda obecne status quo w popkulturze? Czy jest ono bardziej dojrzałe czy tylko „groźne i bardziej ponure” żeby stworzyć pozory dojrzałości?
– To dobre pytanie. Uważam, że można wskazać rzeczy, które są „grim and gritty” w taki sposób, że stwarzają pozory dojrzałości. Wiele komiksów z lat 90-tych było właśnie takich i nie była to tylko przelotna moda związana z Punisherem Marvela. Było tak też w DC, kiedy Superman wrócił spośród umarłych i gdy Bane złamał kręgosłup Batmanowi.
Nie wydaje mi się, że to tak zawsze działa z mroczniejszymi i bardziej realistycznymi opowieściami. Na przykład niektórzy ludzie mówili, że film Watchmen jest niepotrzebnie ponury. Zadaje on ważne pytanie na temat roli superbohaterów w historii, kształt ich relacji na różnych płaszczyznach i nawiązuje do aspektów, wykraczających poza gatunek filmu o superbohaterach.
Myślę, iż superbohaterskie filmy Snydera są niepotrzebnie nasycone przemocą. Pokazują jej zbyt dużo w zwolnionym tempie, gdzie postacie „szczerząc się” przebijają wszystko na wylot, czymkolwiek, co mają pod ręką. To jest bez sensu. Mimo tego, reżyser stara się też zadawać bardzo istotne pytania. Nie jestem pewien, czy Człowiek ze stali jest dobrym filmem, ale przedstawia nadludzką walkę mającą prawdziwe ofiary, rzeczywiste konsekwencje i nie udaje, że bycie Supermanem będzie łatwe. Czasami sprawy posuwają się zbyt daleko, jak w przypadku ojca Clarka, który nie chce, aby syn używał swoich mocy i umiera niepotrzebnie. Wydaje się, jakby niektóre z tych elementów brały się z pomysłu, że mroczniej znaczy bardziej poważnie.
Czy nastąpiła jakaś istotna zmiana w zachodniej popkulturze, która miała miejsce w przeciągu ostatnich 25 lat? Wskaż momenty w ostatnich dwóch dekadach ważne dla obecnego kształtu rozrywki i dla tego, co nadejdzie w najbliższej przyszłości.
– Pierwszy z nich nastąpił w 1989 roku. Zadebiutował wówczas Batman Tima Burtona. W dużym stopniu wpłynęło to na jego karierę i sprawiło, że Batman znowu stał się świetny. Kolejne przykłady to X-Men z 2000 i Spider-Man z 2002 roku. Tak przy okazji, są o wiele bliższe Batmanowi Butrona niż Batmanowi Nolana. Wcześniej już o tym wspominałem, ale powtórzę, że obecna dominacja hollywoodzkich filmów o komiksowych herosach nie będzie trwała zawsze. Myślę, że pojawi się jakieś wielko budżetowe przedsięwzięcie, które okaże się być klapą, a Hollywood trochę spuści z superbohaterskiego tonu.
25 lat temu dla większości ludzi nie istniało coś takiego jak Internet. Obecnie książki, komiksy, telewizję i filmy nabywa się przez sieć i ten trend będzie się utrzymywał. Sequart Organization była w stanie zrobić filmy dokumentalne, głównie z powodu zredukowania kosztów produkcji. Piszę komiksy przez całe moje życie, ale nigdy nie widziałem jak są wydawane. Obecnie w całości produkuję własne komiksy, dlatego uważam digitalizację za bardzo istotny popkulturalny trend.
Do tej pory w historii komiksów największy rozwój nastąpił w latach 1999-2005, kiedy to ich kolorystyka zdecydowanie się poprawiła i zaczęły wyglądać znacznie lepiej. Wtedy też pisarze tacy jak Warren Ellis wznieśli się na wyżyny. WildStorm zrobiło świetną robotę. Marvel znajdował się wówczas u szczytu sławy pod wodzą Joe Quesady i stworzyło uniwersum Ultimate. Sprowadzili wtedy do siebie pisarzy takich jak Grant Morrison. Wykreowano nowy styl fabularny łączący inteligencję oraz literackie środki wyrazu z lat 80-tych z nową, piękną szatą graficzną, nadającą realizm przekazywanej treści. Po 2005 roku crossovery stały się znowu modne i ta niesamowita energia zaczęła z powrotem zanikać.
Ponieważ zapytałeś bardziej ogólnie o kulturę popularną, wspomnę także o rozwoju bardzo artystycznych wysoko budżetowych programów telewizyjnych. Początkowo powstał serialThe Wire , ale nie odniósł zbytniego sukcesu, z kolei serial The Sopranos był strzałem w dziesiątkę. Od tamtej pory mieliśmy Game of Thrones i inne produkcje HBO, a pozostałe stacje telewizyjne (jak AMC) weszły do gry dzięki serialom takim jak: Breaking Bad. Wielu twórców przez lata mówiło, że wolą telewizję, ponieważ daje im więcej czasu i miejsca na opowiedzenie danej historii. Ze strony filmowców pojawiła odpowiedź w postaci wysoko budżetowych, nasyconych akcją i efektami specjalnymi produkcji w wersji 3D i w kinach IMAX. Srebrny ekran przestał znowu być konkurencją. Podejrzewam, że taki trend się utrzyma.
Popkultura obrała kurs na różnorodność i elastyczność tematyczną. W roku 1990 świat działał na innych zasadach, w których homoseksualiści byli tematem do żartu. Zróżnicowanie rasowe, etniczne i płciowe wciąż ma długą drogę przed sobą, ale wydaje mi się, że rynek jest otwarty na tego typu historie, a wzrost liczby komiksów i programów telewizyjnych oznacza, że będzie więcej miejsca dla tego typu motywów. Myślę, że to dobry kierunek.
Problemem jest bardzo niski stopień umiędzynarodowienia w tej branży. Amerykańska kultura popularna objęła niektóre brytyjskie produkcje takie jak Doctor Who, jednak z pewnymi ograniczeniami. Podobny los spotkał japoński komiks. Inne kraje zostały zignorowane. Jeśli idziemy w stronę globalizacji, chciałbym zobaczyć jak rynek rozrywkowy staje się mniej zdominowany przez USA.
Ostatecznie wierzę w merytokrację. Chciałbym zobaczyć jak wszystkie te pomysły i historie konkurują z sobą i chciałbym też zobaczyć, jak mniejsze konkurują z dużymi, amerykańskimi firmami. Nie jestem jednak pewien, czy to się wydarzy nawet przy udziale Internetu.
Jest jeszcze kwestia animacji. Sama w sobie ogromnie się rozwinęła, lecz jest w dalszym ciągu stosowana głównie w komediach. Po serialu The Simpsons mieliśmy South Park i Family Guy, a teraz mamy bardzo wpływową sieć telewizji Adult Swim od Cartoon Network. DC odniosło spory sukces w tworzeniu filmów animowanych wydawanych bezpośrednio na wideo. Wciąż mam wrażenie, że zapowiedź animacji w dużej mierze nie została spełniona z wyjątkiem sporadycznych przypadków. Mam nadzieję, że zmieni się to w przeciągu kolejnych 25 lat.
Coraz więcej kobiet interesuje się komiksami i grami wideo… Jednakże, wciąż istnieją produkcje powielające dobrze znane stereotypy oparte na płci. Czy jest to obecnie jedyny problem w popkulturze? Co możesz powiedzieć na temat feminizmu w popkulturze, zwłaszcza w kontekście komiksów i przemysłu filmowego?
– Sądzę, że w ostatnich kilku latach miała miejsce duża zmiana w tej kwestii. Sporo działo sie w 2011 roku, kiedy to DC zostało ponownie wprowadzone na rynek. Okazało się to niezbyt dobrym przykładem żeńskiej integracji. Pojawiały się głosy sprzeciwu, a ludzie zaczęli dyskutować o kwestii płci w komiksach w sposób jakiego nigdy wcześniej nie widziałem. Od tamtej pory przerabialiśmy kilkanaście tego typu kontrowersji, w tym sprawę GamerGate w grach wideo. Dziś mamy całkowicie inny klimat niż w 2011 roku. Niektórzy ludzie dalej produkują te same, stare historie, ale wszyscy są świadomi kwestii płci w bardziej wyczulony sposób. Może nie zawsze robią wszystko dobrze i może jest jeszcze dużo do poprawienia, ale teraz to już jest inny świat.
W kulturze popularnej z pewnością miał miejsce ogromny sprzeciw wobec dyskusji na temat płci. GamerGate jest przykładem jego najgorszej formy. Da się to zauważyć także w komiksach. Bardzo często krytyczki borykają się w pogróżkami, nawet na tle seksualnym. Uważam to za niedopuszczalne. Dla wielu mężczyzn, kobiety próbują na siłę zmienić ich komiksy. I tak właśnie jest. Z jednej strony tworząc grę wideo, nie masz obowiązku projektowania żeńskiej postaci z wielkimi piersiami, jeśli jednak chcesz – nic nie powinno Cię powstrzymywać. Masz tą wolność i będę jej bronił. Z drugiej – każdy ma prawo krytykować takie stereotypowe rozwiązania. Czasami czuję, że to nie fair obwiniać pojedyncze prace za stereotypy, bo to one same w sobie stanowią problem a nie dane dzieło. Niektóre historie przedstawiają wyłącznie mężczyzn lub tylko wąski zakres mało zróżnicowanych postaci. Zgadzam się z wieloma krytykami pod tym względem. Rozzłoszczone, męskie grono fanów nie rozumie faktu, że ta krytyka nie oznacza, konfiskaty ich komiksów. To tylko zwykłe gadanie kobiet, którym wolno wyrazić swoją opinię. Osobiście uważam, że nie mieliśmy wystarczająco dużo żeńskich punktów widzenia w komiksach czy grach. Są potrzebne, a słuchanie czyjegoś stanowiska czyni nas lepszymi ludźmi i artystami.
Nie rozumiem tej złości, bo nawet jeśli gra Grand Theft Auto jest seksistowskia, jest dalej produkowana i w dalszym ciągu można się przy niej dobrze bawić i to się nie zmieni tylko dlatego, że ktoś coś napisał w Internecie. Jeśli jakiś sklep przestaje ją sprzedawać, nie oznacza że jest ocenzurowana. Wystarczy ją kupić online albo w innym sklepie. To nie jest kryzys. Rozzłoszczeni fani czują się jakby byli atakowani i krytykę, odbierają to jako cenzurę. Jest to też powodem, dla którego firmy często zmieniają swoje plany.
Dodam jeszcze, że ci wkurzeni ludzie to prawdopodobnie mniej niż 10% fanów komiksów i kultury pop. Prawdopodobnie większość ich męskiej części, przynajmniej w Ameryce, nie zgadza się z feministyczną krytyką, ale nie są przez to oburzeni. Część kobiet nie ma problemu z seksualnymi i stereotypowymi obrazkami, aczkolwiek innym to przeszkadza. Po prostu sądzę, że wszystkie te opinie powinny być wypowiedziane, zaś ludzie nie powinni na nie przesadnie reagować.
Zaczęliśmy także rozmawiać na temat spraw transgenderowych, co jest postępem od ostatniego roku czy dwóch. W wielu wypowiedziach, również moich, padają odwołania wyłącznie pod kątem żeńskiej lub męskiej części fanów, natomiast rzeczywistość jest dużo bardziej skomplikowana.
Na dłuższą metę trzeba będzie przyglądnąć się nieco bardziej szczegółowo kwestiom dotyczących płciowości. Jestem stanowczo przeciwny prześladowaniom seksualnym i myślę, że heteroseksualści mają tendencję do uprzedmiatawiana kobiet, głównie z natury a nie z seksistowskich przesłanek. Mężczyźni i kobiety różnią się od siebie i powinniśmy zaakceptować ten fakt, a przy tym pozwolić każdemu przeciwstawić się tym generalizacjom i pozwolić im być kimkolwiek chcą. Kiedy czytam krytykę feministek, bardzo często się z nią zgadzam. Znajdują się tam też opinie pokazujące jak te stereotypowe obrazy prowadzą do prześladowań seksualnych, mimo że większość dowodów wskazuje, że tak nie jest. Czasami kobiety czują sie urażone patrząc na różne sceny i następnie mają pretensje do autora, że dopuścił do tego, że tak się czują. Oczywiście autor ma prawo tworzyć czego chce bez brania pod uwagę czyichkolwiek uczuć. Szczerze mówiąc, jest mi przykro kiedy czytam jak krytyk się czuje i jest to punkt widzenia, nad którym powinniśmy trochę więcej pomyśleć. Koniec końców, wydaje mi się, że przebrniemy przez to i mam nadzieję, że dojdziemy do momentu, gdzie kobiety będą mogły swobodnie głosić swoje opinie, a płciowe stereotypy nie będą do końca arbitralne czy zaprogramowane kulturowo. W mojej opinii sporo z tych seksualnych stereotypów zniknie z mainstreamowych komiksów, kierowanych do ogólnych odbiorców. Jeśli jednak ktoś będzie chciał nabyć tytuł nafaszerowany tego typu treściami, na pewno znajdzie coś niszowego.
Zazwyczaj nie jestem zainteresowany zwracaniem uwagi na moje własne przemyślenia, ponieważ teraz dużo kobiet nie czuje się bezpiecznie wyrażając swoje opinie. Musimy sprawić, żeby kobiety czuły się bezpiecznie w społeczeństwach kultury popularnej zanim rozwiążemy te wszystkie sprawy. Kobiety muszą się bardziej angażować w proces twórczy oraz krytykę. Nikt nie może już przymykać oczy na ten problem.
W jaki sposób nowe technologie wpłyną na kulturę masową nie tylko jako całość, ale także na historie i scenariusze? Czy „japonizacja” amerykańskiej i brytyjskiej popkultury w dalszym ciągu oddziałuje na przemysł rozrywkowy? Jestem bardzo zaciekawiony Twoim komentarzem w tej sprawie w kontekście kolejnej wielkiej zmiany dla Batmana, który z Mrocznego Rycerza staje się superbohaterem-robotem Appleseed GCPD.
– Sądzę, że pomysł z wykorzystaniem technologii do procesu demokratyzacji jest trochę przesadzony. Z jednej strony dzięki niej więcej ludzi może pisać książki, komiksy czy robić filmy, z drugiej – niesłychanie trudno przekonać kogokolwiek do ich nabycia. To dosyć frustrujące.
Powiedzmy, że poświęcasz lata pracy na zrobienie naprawdę dobrego komiksu. Tekst jest świetny, warsztat robi wrażenie, okładka jest piękna, kolory są nasycone, czcionka jest charakterystyczna. Przerobiłeś każdą jedną stronę, kropka po kropce; upewniłeś się, że nie ma pogubionych wierszy, że tekst jest właściwie wyrównany. Ciągle widzimy te błędy w czołowych tytułach. Bez końca dopracowywałeś tekst, żeby mieć pewność, że pasuje do kolorowej szaty graficznej, co niewątpliwie wyjaśnia rzeczy niejednoznaczne w scenariuszu. Włożyłeś w ten komiks swój czas i pieniądze, a efekt końcowy jest oszałamiający. Później próbujesz go sprzedać spędzając miesiące na znalezienie stu osób, które by go kupiły. Następnie publikujesz wydanie drugie z niższą ceną i dodatkowo zaczynasz sprzedaż od pułapu stu egzemplarzy. Nie ma szans, żebyś wyszedł na zero. Musiałbyś ich sprzedać tysiąc lub więcej, żeby pokryć koszty.
W międzyczasie pojawiają się najgłupsze, najbardziej prostackie produkty wydane nie tylko przez Marvel czy DC, ale i inne wydawnictwa. Niektóre z tych komiksów zyskują ogromny rozgłos, przychylność krytyków, a nawet otrzymują nagrody. Jesteś pewien, że Twoje dzieło może stawić czoła konkurencji. Niestety jakość i ciężka praca nie mają znaczenia, jeśli nikt tego nie czyta. Widzisz komiks ze Spider-Manem walczącym z wampirami, który jest pełen błędów wskazujących na niedopracowanie elementów, o które Ty zadbałeś, a sprzedaje się w trzydziestu tysiącach egzemplarzy. Jest tak tylko dlatego, że główny bohater to właśnie Spider-Man i ma za sobą marvelowską reklamę. To jest dopiero przygnębiające.
Niektórzy uważają, że technologia pozawala ludziom zrealizować wszystkie pomysły. Do pewnego stopnia to prawda. Możesz zebrać zwolenników na mediach społecznościowych, możesz połączyć się z ludźmi. Dzięki temu sprzedasz swoje 100 egzemplarzy. To prawda, że niektórzy tworzą komiksy w sieci i robią tak od lat bez otrzymywania wynagrodzenia, powoli gromadząc odpowiednią liczbę odbiorców. Większość ludzi nie czuje na sobie takiego obowiązku albo po prostu nie może tak robić. Powiem szczerze, że nawet z moimi znajomościami i reputacją jaką zbudowałem sobie w Sequart Organization, jest to bardzo ciężka praca. Tymczasem, widzisz kogoś kto wrzuca zdjęcie pasty jajecznej na Kickstarter, która ma tysiące supporterów. Funkcjonuje to jako żart, ponieważ rozprzestrzenił się wirusowo. Nie określa to jakości pasty jajecznej ani nie pokazuje jak praca wysokiej jakości trafia do odbiorców. Książka Pięćdziesiąt twarzy Greya zyskała popularność w sieci, ale jest fatalnie napisana i znajdzie się prawdopodobnie 10,000 lepiej napisanych powieści, które sprzedawały się średnio w ilości dziesięciu egzemplarzy.
Tak więc technologia stała się bardziej powszechna. Pozwala ludziom tworzyć książki, komiksy i filmy. Pozwala im także znaleźć odbiorców. Jednakże nie jest to merytokracja i 99% z tych nowych twórców cierpi i traci pieniądze. Cieszę się, że istnieją takie możliwości, ale nie powinniśmy ich idealizować czy uznawać za zagrożenie dla umocnionej korporacyjnej władzy, która rządzi przemysłem rozrywkowym i wydawniczym.
Technologia zmieniła układ sił. Z pewnością zmieniła sposób w jaki czytamy komiksy. Więcej ludzi niż kiedykolwiek wcześniej czyta komiksy w wersji cyfrowej. Ja też.
Wpłynęło to też na sposób produkowania komiksów. Na przykład obecnie jestem całkowicie przeciwny dwustronicowym kadrom lub połączonym stronom chyba, że co druga strona trzyma się tej stylistyki. Nie znoszę jak cyfrowi czytelnicy obchodzą się z takimi formatami. Jesteś przyzwyczajony do określonego wymiaru i nagle pojawia Ci się nowa, dwa razy szersza strona. Niby to są dwie strony połączone ze sobą, ale w rzeczywistości jedna strona o różnych wymiarach. Tekst jest o połowę większy i ciężko się go czyta. Jeśli się nad tym zastanowisz, dwustronicowe kadry nie mają większego sensu; kiedy są drukowane, trzeba uwzględnić część innej strony w środkowym marginesie, żeby dobrze je wydrukować. Kiedy później czytasz komiks, cały czas widzisz stronę jako najważniejszą część, a później idziesz przez poszczególne kadry na tej stronie; dwustronicowe kadry wszystko mieszają dlatego jestem im przeciwny.
Podobnie, powszechną praktyką w druku było przekręcanie niektórych stron o 90 stopni. W latach 90-tych działo się tak bez przerwy. Dziś też jeszcze można coś takiego spotkać. Czytelnicy napotykając się na taką stronę przekręciliby komiks, żeby ją przeczytać. Nie zadziałałoby to w wersji cyfrowej. Na telefonach i tabletach, jeśli ta przekręcona na bok strona była tak zapisana w pliku, nie dałoby się jej przeczytać bo urządzenie odebrałoby sygnał, że zostało przekręcone i dopasowywałoby stronę żeby zachować jej orientację. W pliku cyfrowym, trzeba przekręcać te ułożone na bok strony, co oznacza, że mają niestały rozmiar.
Wciąż uważam, że rozprawiamy się z technicznymi niuansami związanymi opowiadaniem historii w komiksach. Większość z nich, w dalszym ciągu ma ustaloną ilość stron. Dla DC jest to dwadzieścia, dla Marvela średnio dwadzieścia dwie. Bierze się to stąd, że komiks ma być drukowany, a ponieważ książki i czasopisma zazwyczaj drukuje się po cztery strony, większość komiksów ma trzydzieści dwie plus okładka. Oznacza to, że dziesięć do dwunastu stron to reklamy i listy od czytelników. Pogląd głoszący, że każdy rozdział czy kolekcja opowiadań powinny być tej samej długość to jakiś absurd. Wyobraź sobie sytuację, w której ktoś Cię zatrudnia do napisania powieści, ale każdy rozdział musi mieć długość dokładniedwudziestu stron. To nie ma sensu. Niektóre rozdziały w książce muszą być krótkie, a niektóre długie. W komiksie te pierwsze po prostu łączysz z kolejnym rozdziałem, a te drugie dzielisz na odcinki. Cyfrowość daje więcej swobody i mam nadzieję, że doprowadzi to do urozmaicenia ilości stron, co z kolei pozwoli być komiksom pisanym w bardziej naturalny sposób, bliższy temu jak pisane są książki niż staremu systemowi produkcji komiksów.
Jeśli chodzi o „japonizację”, do tej pory jej największym skutkiem jest rozprężenie czy rozstrzelenie komiksu. Czytając większość europejskich tytułów, widzimy jak są wypełnione dialogami i napisami. W systemie francuskim, bardzo produktywny artysta może stworzyć mniej więcej 46 stron przez rok czy dwa, co jest sprzedawane w twardej okładce za równowartość około $16. Czytelnicy oczywiście nie chcą wydawać pieniędzy na darmo, więc na jednej stronie dużo musi się dziać. W systemie japońskim, komiksy są zwykle publikowane w odcinkach w dużych czasopismach, drukowane na tanim papierze. Są one bardzo rozstrzelone, przez co ich wygląd jest akcentowany. Jakaś postać przez trzy strony może iść sobie korytarzem, następnie wpada do sali konferencyjnej po czym następują dwie pełne strony reakcji. Styl amerykańskiego komiksu przypominał początkowo ten europejski, aż do lat 80-tych. Kiedy manga zaczęła się lepiej sprzedawać, amerykański komiks zaczął delikatnie zmierzać w kierunku japońskiego rytmu. Frank Miller uległ tej zmianie jako pierwszy, co można dostrzec w jego serii Sin City.
Wydaje mi się, że Twoje pytanie dotyczyło bardziej aspektu kulturowego. Jeśli pojedziesz na konwent komiksowy, zobaczysz mnóstwo cosplay’erów , u których widać japoński styl. Japońskie kreskówki są w dalszym ciągu popularne. Uważam także, że kultura amerykańska przejęła nieco tej słodyczy i stylu mangi oraz tego jak japońskie historie są pozbawione sensu, w przeciwieństwie do tradycyjnych amerykańskich i europejskich opowieści.
Nie wiem co sądzić o nowym wyglądzie Batmana. Nie wiadomo, jak długo będzie się tak prezentował. Nie wiadomo czy to Bruce Wayne znajduje się w tej zbroi. Batman już wcześniej nosił zbroję nie tylko w The Dark Knight Returns, ale i w Kingdom Come. Podejrzewam, że to co się stało z jego zbroją z Kingdom Come, to efekt japońskiego filtru. Jest to ciekawe, ale nie jestem pewien, co o tym sądzić. Coś w tym jest, że japońskie elementy pozostają popularne i są wszędzie obecne, ale nie wiem, czy jest to bardziej prawdziwe teraz niż 10 lat temu, kiedy amerykańskie firmy komiksowe produkowały swoje własne nakłady mangi. Czas pokaże.
Julian Darius. Założyciel organizacji Sequart. Jej celem jest omawianie popkultury w sposób akademicki oraz popularno-naukowy, jak również popularyzacja medium komiksowego. Doktor literaturoznawstwa, specjalizujący się literaturze anglosaskiej oraz francuskiej. Niedawno opublikował książkę Classics on Infinite Earths: The Justice League and DC Crossover Canon, analizującą najważniejsze historie obrazkowe związane z Ligą Sprawiedliwości uniwersum DC Comics.
Michał Chudoliński. Dziennikarz, krytyk komiksowy i filmowy. Wykładowca w Collegium Civitas. Pomysłodawca bloga „Gotham w deszczu” (www.gothamwdeszczu.com.pl). Publikuje regularnie na łamach „2+3D” oraz bloga CD Projektu blog.cdp.pl. Współpracował z „Polityką”, „Przekrojem”, „Newsweekiem”, „Nową Fantastyką”, „Czasem Fantastyki”, Polskim Radiem, Tok.FM. oraz dwutygodnikiem internetowym „ArtPapier”.
Wywiad przetłumaczyła Monika Cach.