Wywiad: Kelley Jones

Wywiad przeprowadził Michał Chudoliński, więcej na jego temat można przeczytać tutaj.

Kelley Jones (rocznik 1962) to amerykański rysownik komiksowy, znany przede wszystkim z tworzenia wraz z Dougiem Moenchem „Batmana” między lutym 1995 a marcem 1998 oraz  „Sandmana” z Neilem Gaimanem. Batman Jonesa charakteryzuje się szczególnym wyglądem (znacznie dłuższe „uszy”) oraz przenikającą komiks atmosferą rodem z horroru czy filmów niemieckich ekspresjonistów.

batman524

Do najważniejszych tytułów Jonesa należą powieści graficzne „Batman/Dark Joker: The Wild”, trylogia wampirza („Batman & Dracula: Red Rain”, „Batman: Bloodstorm”, „Batman: Crimson Mist”], „Gotham after Midnight”, „Haunted Gotham” i „Batman: Unseen”, a także „Deadman: Love After Death”.

–        Kelley, twoje prace przepełnione są mrokiem i grozą. Czy wynika to z fascynacji specyficznymi horrorami albo komiksami?

–        Dorastając uwielbiałem stare horrory typu „Frankenstein i Dracula” oraz słuchowiska w rodzaju „Lights Out” i „CBS Radio Mystery Theater”. Te programy były przepełnione poczuciem napięcia i zagrożenia zanim jeszcze pojawił się jakikolwiek potwór, a ja po prostu przeniosłem te wrażenia na grunt komiksowy. Przy rysowaniu „Deadmana” i „Aliens” napracowałem się, żeby doprowadzić to wrażenie do perfekcji. W komiksach innych niż superbohaterskie nie ma do dyspozycji tych samych stereotypowych sztuczek, więc do tworzenia horrorów podchodzi się zupełnie inaczej. Trzeba się bardziej skoncentrować na kreowaniu nastroju i umieszczaniu znaków zapowiadających nadchodzące wydarzenia. Horrory ostatecznie opowiadają o śmierci, należy więc najpierw sprawić, żeby czytelnik się poczuł nieswojo.

–        Od czego zaczęła się twoja przygoda z komiksem? Poznałeś je będąc dzieckiem czy też będąc nieco starszym?

–        Kiedy dorastałem, mój ojciec lubił filmy SF oraz horrory i pozwalał mi je oglądać. A także straszne seriale takie jak „Po tamtej stronie” i „Boris Karloff’s Thriller”. Na ich podstawie powstały komiksy, a tata mi je kupował, kiedy jechaliśmy gdzieś samochodem. Traktowałem je jak największy skarb. Później mój brat przyniósł do domu całą stertę komiksów „Fantastyczna Czwórka”, którą wygrał w kulki i mi je podarował. Byłem wniebowzięty.

batman530

–        Jak to się stało, że wypracowałeś swój unikalny styl rysowniczy, cechujący się dużymi wyolbrzymieniami w anatomii i przerysowaniami?

–        Żeby nauczyć się wszystkiego porządnie chodziłem na kursy rysunku oraz kursy anatomii dla kandydatów na medycynę. Kiedy zająłem się komiksami, przyjrzałem się swoim dotychczasowym pracom i choć technicznie były bez zarzutu – brakowało im duszy. A gdy zacząłem rysować zgodnie z tym, co czułem, redaktorzy „ulepszali” moje rysunki, każąc nakładać tusz w taki sposób, by poprawić to, co im nie odpowiadało. Kiedy przeszedłem do DC, mój styl nikomu nie przeszkadzał i w dodatku od „Deadmana” pozwolono mi nakładać tusz samemu. Znałem już wtedy Sama Kietha i oboje uznaliśmy, że chcemy starać się, by nasze rysunki były perfekcyjne, jak u Dave’a Stevensa, a nie nierówne i nieco toporne, w stylu Grahama Engelsa. Przy pizzy dzieliliśmy się podobnymi marzeniami: chcieliśmy być sobą i po prostu robić swoje… czekając, aż nas za to zwolnią.

–        Jak ważną inspiracją w Twoim życiu było kino ekspresjonizmu niemieckiego, Frtiza Langa chociażby?

–        Większą inspirację stanowią dla mnie F. W. Murnau i Orson Welles, a także James Whale i Jacques Tourneur. Uwielbiam również Wernera Herzoga. A Mario Bava jest Bogiem. Stara kobieta pragnąca odzyskać swój ukradziony pierścień w „Black Sabbath” nadal sprawia, że śnią mi się koszmary.

–        Lubisz filmy gore? Albo produkcje z wytwórni Hammer?

–        Filmy Hammera to chyba moja największa inspiracja. „Gorgonę” uważam za film doskonały, tak samo jak i „Drakulę księcia ciemności”. W obydwu występują długie okresy ciszy i oba to niewiarygodne kinowe przeżycie. Filmy tej wytwórni były gotyckie, a jednocześnie nowoczesne. Większość ich produkcji stało się klasykami, a mimo to uważam, że są niedoceniane. Kiedy Stanley Kubrick czy Martin Scorsese mówią, że filmy Hammera są wielkie, nie sposób się nie zgodzić.

Lubię stare filmy z gore z lat 70. i 80. „Reanimator”, „Grób wampira”, „Shock Waves”, filmy włoskie itp. Uwielbiam horrory z tamtych czasów. Szczególnie ważny jest dla mnie „Mesjasz zła”, prawdziwie przerażający obraz, co najdziwniejsze autorstwa tych samych scenarzystów co „Amerykańskie graffiti”.Współczesne produkcje w rodzaju „Piły” są mi zupełnie obojętne.

04-04-2010 11;45;25AM

–        Pracę nad Batmanem rozpocząłeś od „Elseworldów”, historii ukazujących Mrocznego Rycerza w dość egzotycznych dla niego realiach. Nie był to dla Ciebie skok na głęboką wodę?

–        Pamiętam, że byłem zachwycony historią i serdecznie nienawidziłem tego tytułu. Nie mogłem uwierzyć, że pozwalają mi pracować przy „Batmanie”. Sądziłem, że już nigdy nie będę miał okazji go rysować, więc chciałem w pełni wykorzystać tę szansę. Do dzisiaj jestem zszokowany, że komiks poradził sobie aż tak dobrze. Nie mam pojęcia dlaczego.

–        Jak wspominasz pracę nad „Batman/Dark Joker: The Wild” oraz „The Vampire Batman trilogy”? Czym się inspirowałeś, pracując nad tymi historiami? Pamiętasz coś szczególnego z okresu rysownia tych opowieści?

–        „Dark Joker” został napisany z myślą o kimś innym, a kiedy zwolniła się posada rysownika, zaproponowali ją mnie, wraz z sequelem „Red Rain”. Dark Joker był silnie inspirowany „Robin Hoodem” Errola Flynna oraz „Czarnoksiężnikiem z Krainy Oz”.

04-17-2010-013037PM-620x308

–        Sukces „Elseworlds” sprawił, że pozwolono Ci narysować kultowe już okładki do historii „Knightfall” oraz zeszytów „Knightquest”. Przyznam szczerze, że okładka z Bane’em łamiącym kręgosłup Batmanowi była dość brutalna i wymowna. Przynajmniej dla mnie, gdy widziałem ją będąc dzieckiem.

–        Zlecenie narysowania tych okładek trafiły do mnie przedziwnym zrządzeniem lodu. Zadzwonili do mnie z DC, prosząc o numer do Sama Kietha, co było dziwne, bo to on sprowadził mnie do tego wydawnictwa. Chcieli, żeby zrobił okładki do „Batmana” i „Detective Comics”. Odparłem, że to genialny wybór. Niedługo później Sam zadzwonił i powiedział, że ta robota już nie sprawia mu przyjemności i czy mógłbym go wspomóc. Po jakimś miesiącu zupełnie zrezygnował twierdząc, że za bardzo go to blokuje. I tak miał zaległości. Wtedy DC zaproponowało, żebym nadgonił 4 czy 5 okładek, a potem rozejrzą się za kimś na stałe. Czytelnicy zareagowali na moje okładki na tyle pozytywnie, i pracowałem na tyle szybko, że postanowili mnie zatrzymać. Ponieważ komiksy zwykle przychodziły na ostatnią chwilę, rysując okładki nigdy nie wiedziałem o czym traktuje dana opowieść, tylko kto w niej występuje. Dla mnie było to idealne rozwiązanie, mogłem po prostu rysować. Większość okładek wyszła bardzo przyzwoicie.

–        Przez długi czas rysowałeś wyłącznie okładki do Batmana. Ale nagle w 1995 roku rozpocząłeś pracę nad „Batmanem”, która trwała ponad 3 lata. To jeden z najdłuższych staży rysowniczych przy jednym tytule w historii tej serii. Jak udało ci się narysować około 35 zeszytów w takim czasie? Praca rysownika komiksowego wiąże się bowiem z natłokiem pracy i wieloma deadline’ami, których nie każdy potrafi przestrzegać.

–        Kiedy zdecydowałem się na tę pracę, przypomniałem sobie słowa Douga Wildeya. Doug był wielkim artystą, stworzył postać Johnny’ego Questa. Poznaliśmy się na konwencie. Wziął mnie na bok i mówił, jak bardzo podobały mu się moje rysunki w „Aliens”, ale że wyznacznikiem prawdziwego artysty komiksowego nie jest format mini serii. Powiedział: „Popracuj nad jednym komiksem przez trzy lata i jeżeli ostatnie zeszyty będą równie dobre, co pierwsze, będziesz mógł powiedzieć, że coś osiągnąłeś”. Kiedy dwa lata później Denny O’Neil zaproponował mi pracę nad „Batmanem”, zgodziłem się zastrzegając, że chcę ją na co najmniej trzy lata. Chętnie popracowałbym jeszcze z rok, ale okoliczności sprawiły, że zakończyłem swój run po trzech.

batmanscolorguide

–        Współpracowałeś wówczas z Dougiem Moenchem, wieloletnim scenarzystą „Batmana”, twórcą „Black Mask”. Jak go wspominasz? Czy w 1995 roku rozmawialiście wstępnie, jakie historie chcielibyście robić dla serii?

–        Doug i ja mieliśmy już za sobą wspólne stworzenie trzech powieści graficznych i jego ekscentryczny styl bardzo mi odpowiadał. Nie wiedział, że Denny zaproponował mi rysowanie miesięcznika, choć to on tworzył do niego scenariusze. Zgodziłem się i natychmiast poinformowałem o tym Douga. Nie był zachwycony i powiedział mi to wprost. Był przekonany, że aby zachować odrębność naszego stylu, powinniśmy w dalszym ciągu tworzyć tylko wydania okolicznościowe i miniserie. A potem stwierdził, że jeśli nie zacznę wydziwiać i nie wykruszę się po roku, miałby okazje napisać historie o Batmanie, o jakich zawsze marzył. Obiecałem, że tego nie zrobię i znacie efekty trzech lat naszej pracy. Zajmujący się tuszem John Beatty (mój ulubiony artysta w tej dziedzinie) miał znaczny wkład w naszego „Batmana”. Wszyscy znakomicie się bawiliśmy. Nie byliśmy powiązani z innymi tytułami, a nasze historie był krótkie. Dla nas były to idealne warunki pracy, a fani pokochali naszego Batmana.

–        Stworzyłeś wraz z Moenchem unikalne historie o Batmanie, chyba najbardziej specyficzne jeżeli chodzi o atmosferę. Nie ma tutaj atletycznych postur ciała ani kanonady wybuchów. Jest za to pokaźna liczba potworów, zamglone ulice oraz otoczeni mrokiem ludzie patrzący dziwnie na czytelnika. Czy zaproponowanie takiej konwencji było dla Ciebie osobiście odważnym krokiem? Jak przyjęto wtedy twój styl?

–        Nie wydaje mi się, żebym wykazał się wtedy szczególną odwagą, bardzo starałem się wykonywać swoją pracę najlepiej, jak potrafię i podchodzić do scenariusza z głębokim szacunkiem. Batmana chciałem pokazać takim, jakim sam go widziałem, a nie wpisywać się w aktualne trendy czy naśladować interpretację jakiegoś słynnego artysty. Chciałem, żeby nawet te strony, na których Batman się nie pojawia były natychmiast kojarzone z opowieścią o nim. Gotham stało się równie ważnym bohaterem, co sam Batman. Z perspektywy czasu mogę ocenić, że był to odważny krok, ale wynikał on z artystycznego zapału, a nie z mojej pychy. Nigdy nie miałem do czynienia z tak pozytywną reakcją. Dostawaliśmy od czytelników od czterystu do sześciuset listów na zeszyt, czyli o połowę więcej, niż przychodziło przed przejęciem komiksu przez naszą trójkę, i było wśród nich może z tuzin negatywnych opinii. A potem wydarzyło się coś dziwnego. W owym czasie najlepiej sprzedawał się „Superman”, tytuły z Batmanem były zawsze na kolejnych miejscach. W przeciągu zaledwie kilku miesięcy nasz komiks stał się bestsellerem wśród wydawnictw DC, za nim był „Superman” i dopiero potem inne komiksy o Batmanie. Doug twierdził, i słusznie, że nasz nieco staroświecki styl narracji był łatwo przyswajalny dla fanów i łaskawy dla ich portfeli. DC uznało jednak, że nie zrobią wydania zbiorczego naszych opowieści, bo nie składają się one na żadną większą historię. Ale nadal się cieszę, że właśnie tak to zrobiliśmy.

detective-cover

–        Twój Batman jest nadnaturalną postacią. Jego peleryna często przypomina prawdziwe skrzydła nietoperza, ma się wrażenie że żyje własnym życiem. Kim on właściwie jest dla Ciebie? I jakie masz spostrzeżenia na temat Gotham i reszty postaci, szczególnie galerii łotrów?

–        Batman był dla mnie zawsze ogromnie przerażającą postacią. Jeżeli cię walnął, musisz być szaleńcem. Nie sposób się z nim zmierzyć i wygrać. Batman jest straszny nawet, gdy tylko stoi w półmroku, w milczeniu, i patrzy złowieszczo. Moim zdaniem wizualnie powinien stanowić wcielenie zemsty i kary. Peleryna i maska mają spory udział w poskramianiu złoczyńców. Z Batmanem się NIE zadziera. Ten, kto łamie prawo w Gotham musi być socjopatą albo psychopatą. Normalni ludzie nie ryzykowaliby starcia z Batmanem.

spectre

–        Koncepcję Mrocznego Rycerza rozpatrujesz bardziej jako bohatera, który niczym Syzyf stara się wypełniać swoją misję czy jest on może dla Ciebie czymś więcej?

–        Batman chce dokonać tyle, ile może w czasie, jak jest mu dany. Ale jednocześnie nie jest w stanie się od tej krucjaty wyzwolić. Zawsze będzie szukał Joe Chilla oraz innych jemu podobnych.

–        Z której historii rysowanej przez siebie jesteś najbardziej dumny?

–        Z „Batmana” najbardziej lubię „Ogre and the Ape”, historie ze Scarecrowem, Mr. Freeze’em i Demon Jokerem… widzisz do czego zmierzam? Nadal uwielbiam „Deadmana” i zastanawiam się, jakim cudem go zrobiłem. I jeszcze „The Hammer” oraz „Zombieworld”. „Gotham after Midnight” było FANTASTYCZNE.

–        W trakcie Twojego stażu kilka rzeczy nie udało ci się zrealizować. Chociażby w wielu historiach przewijała się postać kuglarza, bawiącego się marionetką Batmana. Również ta historia nie została jednak nigdy opowiedziana do końca. Jaka była pierwotna koncepcja postaci kuglarza? I czy miniseria „Gotham after Midnight” Steve’a Nilesa była w pewnym sensie nadaniem jej pełnego wymiaru?

–        Jak mówiłem wcześniej, opowieść o Puppeteerze planowaliśmy z Dougiem zrealizować w naszym czwartym roku pracy nad komiksem. Był złoczyńcą, który znał zarówno Bruce’a, jak i Batmana, i planował ich konfrontację na swoich własnych warunkach. Batman nie wiedział jak, czy na pewno i kiedy ktoś nim manipuluje oraz do którego świata – Bruce’a czy Batmana – należy Puppeteer.

unuseddeadman

–        Co sądzisz o Batmanie współcześnie i jego wpływie na kulturę? Co reprezentuje dla Ciebie Mroczny Rycerz dzisiaj, w erze nowych mediów? Uważasz, że ma on jeszcze przyszłość?

–        Dopóki wiadomo, że Batman jest jednym z tych dobrych i dopóki jest jasne, że zwalcza zło, jego postać będzie trwała – tak długo, jak długo ludzie będą opowiadać historie o bohaterach. Zapytajcie Homera, „Iliada” nadal daje radę.

–        Czy planujesz kolejne historie z Batmanem? A może powrócisz do kreowania własnych horrorów lub opowieści bazujących na licencjach z Dark Horse albo Image?

–        Obecnie pracuję nad projektem dla Disneya, a horrory będę rysował zawsze. DC pytało o możliwość zrobienia jeszcze jakiegoś Batmana i zawsze chętnie się na to zgodzę.

–        Masz jakąś odskocznię od komiksów? Jakieś hobby, dzięki któremu odrywasz się od rysowania?

–        Uwielbiam budować z kamienia i sadzić rośliny. Lubię wyświetlać stare horrory na projektorze w swoim ogródku, czuję się wtedy jak w kinie samochodowym. Często chodzę na plażę i wypatruję okrętów-widmo.

bloodstorm-cover

–        Co sądzisz o współczesnym rynku komiksowym? A coraz częstsze stosowanie w nim nowych mediów do rozwijania języka komiksowego, np. animacje w komiksach sieciowych? Jak w ogóle zapatrujesz się na możliwości jakie dają komiksy internetowe?

–        Komiksy nie są już niczym ekscentrycznym. Są zbyt drobiazgowo planowane, nie powstają organicznie, nie ma tam miejsca na przypadki i szczęśliwe zbiegi okoliczności. A co do nowych form prezentacji – jestem jak najbardziej za. Co prawda pozostaję przy zdaniu, że najfajniejsza zawsze będzie drukowana, papierowa książka o ograniczonym nakładzie. W dziele ludzkich rąk jest coś niesamowitego.

–        Bierzesz udział w pracach nad różnymi grami animacjami lub filmami o Batmanie jako konsultant? Jeśli tak to jak taka praca wygląda?

–        Pracowałem sporo przy projektowaniu trzech ostatnich filmów o Batmanie, robiłem dużo dość swobodnych rysunków Batmana i Gotham. A dla twórców gry video moje zeszyty „Batmana” stanowiły jedną z głównych inspiracji.

–        Jak wspominasz pracę z Dennym O’Neilem w roli redaktora serii o Batmanie?

–        To była najłatwiejsza współpraca na świecie. Pewnego dnia ni z tego ni z owego zadzwonił do mnie, przywitał się i powiedział, że mój Batman plasuje się wśród najlepszych w historii tytułu, i że musi już lecieć na jakieś spotkanie. Odłożył słuchawkę, a mnie zatkało. Nigdy wcześniej nikomu tego nie mówiłem. To było zachowanie bardzo w stylu Denny’ego. Krótko i na temat.

–        Czy miałeś wpływ na scenariusze Moencha? Jak on je w ogóle pisał dla Ciebie – pozwalał Ci momentami zaszaleć, czy był bardzo dokładnym opisywaczem środowiska fabuły?

–        Nasza praca przypominała jazz: najpierw on miał solówkę, potem ja, następnie John. Doug potrafił zadzwonić, zapytać „jaki czarny charakter chcesz narysować?” i tyle. Potem po swojemu tworzyłem miasto i postaci. Tak samo pracowałem nad „Sandmanem” i ten sposób się sprawdził. Zarówno „Sandman”, jak i „Batman” nie zawsze wyglądały dokładnie tak, jak zostały opisane, ale efekt końcowy był zawsze bliższy zamiarom obydwu scenarzystów.

–        Dlaczego właściwie tak często rysujesz w konwencji horroru? Skąd tyle bestii i maszkaronów? Czy kryje się za tym coś więcej?

–        W 1988 nikt nie tworzył komiksowych horrorów, więc zdawało się to dobrym posunięciem. „Batman” był utrzymany raczej w konwencji filmu noir, z wieloma akcentami zaczerpniętymi ze starych horrorów wytwórni Universal.

–        Opowiedz, w jaki sposób zwykle pracujesz. Masz ulubione narzędzia i techniki?

–        Zaczynam zawsze od włączenia „Saturna” z suity „Planety” Gustava Holsta. Pracuję za pomocą bardzo prostych narzędzi. Niebieski ołówek i czarny ołówek nr 2. Szkolna gumka do ścierania, bo sprawdza się najlepiej. Pędzle do akwareli nr 2 i 3, czarna kredka świecowa i własny kciuk do rozmazywania tuszu.

catwoman

Pragniemy serdecznie podziękować Kelleyowi Jonesowi za przesłanie w ramach rozmowy kilku szkiców, wczesnych stadiów okładek oraz rysunków.

[Suma głosów: 1, Średnia: 5]

1 thought on “Wywiad: Kelley Jones”

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *