BATMAN. EPIDEMIA – RECENZJA KOMIKSU

ZARAZA W GOTHAM

Autor recenzji: Michał Chudoliński

W 1995 roku zachodnia opinia publiczna wiele uwagi poświęcała epidemii wirusa ebola w pobliżu Kikwit (Zair, Afryka). Było to na tyle istotne wydarzenie w połowie lat 90. XX wieku, że postanowiono pisać na ten temat poczytne książki i kręcić filmy z hollywoodzkimi gwiazdami („Epidemia” w reżyserii Wolfgana Petersena). Do niniejszej tragedii odniósł się pośrednia także ówczesny redaktor serii komiksowych o Batmanie, Dennis O’Neil. Uznał, że kwestia niewidzialnej choroby, wobec której nie można za wiele zrobić, będzie jak ulał pasował do przygód o Mrocznym Rycerzu. Wszakże człowieczeństwo Bruce’a Wayne’a ujawnia się najmocniej, gdy jest wykończony i ubity. Zazwyczaj doświadczeniami, sytuacjami, które go przerastają w każdy możliwy sposób.

„Epidemia” jest jednym z ważniejszych bat-komiksów zaliczanych do kanonu między crossoverami „Knightfall” a „No Man’s Land”. O’Neil, podobnie jak Hayao Miyazaki, był zaniepokojony konfliktami zbrojnymi, kataklizmami i wirusami, o których mógł usłyszeć z serwisów informacyjnych. Wielkie obrazkowe narracje przygotowane względem mieszkańców miasta Gotham miały zawierać w sobie przestrogę, że to już czeka na nas za rogiem, wcześniej czy później. Jak zresztą spojrzycie na komiksy z Batmanem redagowanie przez O’Neila od 1986 do 2003 to łatwo zauważyć zamysł rosnącego uderzania w herosa coraz dosadniejszymi wyzwaniami i dramatami, mającymi wyciągnąć wszystko to co w nim najlepsze – upór ponad siły i oddanie względem obietnicy złożonej w wieku dziecięcym.

Omawiany komiks zyskał drugie życie przez pandemię COVID-19. Wielu recenzentów za oceanem powracało do komiksowej „Epidemii” i wedle słów Oscara Wilde’a sprawdzali, w jakim stopniu życie imituje sztukę. Abstrahując od superbohaterskiej fatygi i melodramatycznych relacji na linii Batman-sprzymierzeńcy to okazało się, że przewidywania sprzed 23 lat okazały się mocno akuratne. Wielu entuzjastów komiksowej narracji narzekało, że podczas mierzenia się z wirusem bohaterowie byli reaktywni, a nie proaktywni w działaniu na korzyść. Można by sobie jednak pomyśleć, jak inaczej być sprawczym względem zjawiska, na które nie ma się wpływu, rozmywa się dosłownie w powietrzu? W rzeczy samej absurd Camusa rozlewa na stronach nietoperzowej „Epidemii” solidnymi garściami.

Jak czyta się historię zarazy w Gotham po latach? Jako fan Batmana poruszają mnie sceny między Robinem a Alfredem, próbującym otoczyć opieką Tima Drake’a w momencie jego zachorowania. Batman i Jim Gordon mają tutaj kilka świetnych momentów, odwołujących się do kryzysu zaufania pomiędzy nimi podczas sagi „Knightfall”. Odkupienie Azraela za przewinienia wynikającego z jego posługi w stroju Mrocznego Rycerza jest zajmujące tak jak gościnny występ Catwoman działającej raz jako złodziejka do wynajęcia, by nagle przeistoczyć się w herosa w pełnym znaczeniu tego słowa.

Jako krytyk komiksowy jednak trudno mi nie być zażenowany logiką niektórych sytuacji przedstawionych w „Epidemii”. Sama obserwacja, że przez lwią część komiksu bohaterowie nie noszą skafandrów, specjalistycznej odzieży, jest zastanawiająca. Tym bardziej że występująca w historii Huntress/Łowczyni zakrywa usta i dba ogólnie o to, by wpierw zabezpieczyć siebie, aby móc pomagać innym. Oddzielną sprawą jest kwestia zakończenia, zrobionego na szybko, byle tylko zamknąć wydarzenie i mieć je z głowy. Bohaterowie przemierzają świat, by znaleźć ocalałych z choroby wynikającej z zarażenia i nic z tego nie wychodzi. A taki Azrael daje receptę na antidotum, gdyż nagle przewertował stare księgi ze swojego zakonu. Zbieg okoliczności i deus ex machina biją tutaj po oczach niemożebnie.

Jako komiks superbohaterski „Epidemia” sprawdza się średnio. Herosi uganiają się za serum, które, koniec końców, nie ma żadnego znaczenia. Rozwój osobowościowy postaci jest raczej znikomy, a pomimo stosu trupów trudno mówić o jakiejś znaczącej zmianie w zarządzaniu miastem lub ogólnie w poetyce bat-serii. Fakt, że Batman nie jest dotknięty chorobą, świadczy o pewnych z góry przyjętych założeniach, z realizmem niemających nic wspólnego.

Niemniej jako zapiski z oblężonego przez śmiercionośną chorobę miasta komiks powoduje ciarki. Dla niektórych w tym sensie lektura może być przejmująca, wręcz przywołuje niemiłe wspomnienia z czasów izolacji. Obrazy społecznej dezintegracji, nierówności klasowych, pozostawiania samemu sobie wobec ogromnego cierpienia, są przytłaczające. W takim rozumieniu „Epidemia” przetrwała próbę, nawet jeżeli jest przeciętnym dreszczowcem akcji z elementami dramatycznymi. Zdziwienie tym mniejsze, że za scenariusz odpowiadają tuzy pokroju Alana Granta i Chucka Dixona, a grozę pandemii ilustruje Kelley Jones, gdy sprawował pieczę nad rysunkami do miesięcznika „Batman”.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Korekta: Marcin Andrys.

Batman Epidemia, scen. D. O’Neil, A. Grant, D. Moench, rys. K. Jones, B. Kitson, V. Giarrano, Egmont 2023

[Suma głosów: 0, Średnia: 0]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *