Detective Comics: 80 Years of Batman

W 2018 roku DC Comics postanowiło uczcić osiemdziesiąte urodziny Supermana kolekcją komiksów z łamów „Action Comics” zebranych w efektownym tomie wydanym w standardzie Deluxe. Skoro więc nadszedł czas urodzin Batmana, nie mogło być inaczej. Przed nami wydana w tym samym formacie i tej samej oprawie wizualnej antologia podsumowująca osiemdziesiąt lat serii „Detective Comics”.

Tom zaczyna się dość zaskakująco, bo nie od historycznego dwudziestego siódmego numeru serii, ale od numeru dwudziestego i debiutanckiej historii Crimson Avengera – pierwszego superbohatera, jaki pojawił się na łamach tego periodyku. Komiks jest krótką opowieścią kryminalną, której bohaterem jest Lee Travis, bogacz i wydawca. Jako zamaskowany mściciel Travis z pomocą swojego chińskiego kamerdynera nie pozwala przestępcom uniknąć kary za swoje zbrodnie.

Takich zaskoczeń będzie jeszcze więcej: w całej kolekcji przeczytamy aż siedem komiksów, w których Batman nie pojawia się ani na chwilę. Mamy tu „The Case of the Missing Evidence!” (Detective Comics #60), czyli pierwszy komiks o Air Wave (superbohaterze wykorzystującym manipulowanie dźwiękiem do walki ze złoczyńcami). Mamy „The Commandos Are Coming” (Detective Comics #64), czyli Joe Simona i Jacka Kirby’ego świeżo po sukcesie Kapitana Ameryki, tworzących przygodową serię wojenną dla DC. Jest „The Murder on Vacation” (Detective Comics #27), w której Jerry Siegel i Joe Shuster ledwie kilka miesięcy po wymyśleniu Supermana rozwijają postać Slama Bradleya, dziennikarza śledczego tropiącego międzynarodową szajkę przestępców. Bradley przetrwał do czasów współczesnych i nawet pojawia się jako ważna postać w serii „Catwoman” autorstwa Eda Brubakera i Darwyna Cooke’a, którą mogliśmy przeczytać także po polsku.

Historyczną ciekawostką jest „The Origin of Pow-Wow Smith!” (Detective Comics #151), zawierający zgodnie z tytułem genezę postaci Pow-Wow Smitha, czyli Siouxa, który decyduje się odejść ze swojej wioski, aby wśród białych zdobyć gruntowne wykształcenie i powrócić do indiańskiej społeczności jako szeryf i mistrz rozwiązywania kryminalnych zagadek. To pierwszy przypadek westernowej opowieści na łamach „Detective Comics”.

Z późnych lat 40. mamy jeszcze „The Land of Lost Years!” (Detective Comics #153), czyli pierwsze pojawienie się Roya Raymonda, rezolutnego gospodarza programu telewizyjnego zatytułowanego „Impossible… But True!”, w którym bada on i demaskuje różne rzekomo nadnaturalne zjawiska. W dramatycznym pierwszym odcinku Raymond trafia w niedostępne rejony Ameryki Południowej, aby zbadać sekret miejsca gwałtownie postarzającego ludzi.

Ostatnią z cyklu niebatmanowych opowieści jest „The Strange Experiment of Dr. Erdel” (Detective Comics #225) z połowy lat 50., a więc debiut Marsjańskiego Łowcy – w kolejnych dekadach całkiem istotnej postaci uniwersum DC i członka Ligi Sprawiedliwości.

Best of?

Główną osią kolekcji są jednak oczywiście komiksy z Mrocznym Rycerzem, a tych znajdziemy tu aż dwadzieścia. Zaczynamy naturalnie od debiutu, czyli dwudziestego siódmego numeru serii i komiksu „The Case of the Chemical Syndicate”. Ledwie sześciostronicowa opowieść zmieniła bieg historii komiksowego medium, więc nie mogło jej tu zabraknąć, tym bardziej że dzięki niej możemy poznać pierwotny design postaci, dowiedzieć się, że początkowo jej pseudonim brzmiał nieco inaczej, sprawdzić jak sobie radził w opresji, nie mając jeszcze do dyspozycji pasa z fantastycznymi gadżetami czy wreszcie odkryć, skąd wzięła się scena upadku Jacka Napiera do balii z kwasem w kultowym filmie Tima Burtona.

Następnie trafiamy na debiut Robina z Detective Comics #38. Kiedy rodzice kilkuletniego Dicka giną na jego oczach w zaaranżowanym przez gangsterów wypadku, Batman przygarnia chłopca i szkoli na swojego pomocnika. Kiedy Dick jest już gotowy, obaj rozpoczynają śledztwo, które pozwala schwytać mordercę Graysonów.

Następny komiks to kolejny debiut istotnej postaci, tym razem Two-Face’a. Z „The Crimes of Two-Face!” (Detective Comics #66) można się dowiedzieć, że arcyłotr pierwotnie zachowywał się nieco inaczej, mianowicie rzutem monetą decydował, czy jego kolejny czyn będzie przestępstwem (jak kradzież czy zabójstwo), czy też dobrym uczynkiem (jak pomoc w spłacie czyjegoś kredytu czy przekazanie sowitego datku na ubogich). W efekcie początkowo część mieszkańców Gotham uważa go za przestępcę, a część za dobroczyńcę i bohatera. Warto jeszcze zwrócić tu uwagę na inne nazwisko postaci (początkowo nazywał się Harvey Kent), finałowy pojedynek, który rozgrywa się w kinie podczas seansu filmu o Supermanie (sic!) i na świetne, wieloznaczne zakończenie tej opowieści.

Sześć lat później, w Detective Comics #140, debiutuje kolejny słynny przeciwnik Mrocznego Rycerza, Riddler. Znów zobaczymy tutaj, że pierwotny koncept postaci różni się nieco od tego, który znamy obecnie. Riddler początkowo był mianowicie oszustem, który udawał tylko, że potrafi rozwiązywać różne zagadki.

Zdecydowanie ciekawy z dzisiejszego punktu widzenia jest debiut Batwoman w Detective Comics #233 z 1956 roku. Postać została włączona do uniwersum Batmana głównie po to, aby oddalić pojawiające się zarzuty o niezdrową, homoseksualną naturę relacji Batmana z Robinem. Przypomnijmy, że był to czas szalejącej w USA cenzury politycznej i obyczajowej, a homoseksualizm uważany był za perwersję i występek dużego kalibru. Batwoman w tym komiksie od razu prezentuje się nam jako w pełni ukształtowana superbohaterka (ma nawet swój batmotocykl!), która efektownie i z wdziękiem pokonuje złoczyńców. Jednak płciowe stereotypy aż trzeszczą: superbohaterka pokonuje łotrów przy pomocy gadżetów typu puder do makijażu (sic!), od razu zakochuje się w Brusie Waynie i z reguły działa mocno lekkomyślnie (wiadomo, kobieta). W finale Batman i Robin odkrywają jej tożsamość tylko po to, aby jej udowodnić, że… nie nadaje się na superbohaterkę, z czym ta skwapliwie się zgadza i rezygnuje z działalności jako Batwoman. Komiks jest świetnym materiałem do analizy, jak w tamtych czasach postrzegano kobiece postaci w popkulturze.

Niewiele lepiej jest w pierwszej opowieści o Batgirl z Detective Comics #359. Postać zaadaptowana w 1967 roku z ówczesnego serialu telewizyjnego wydaje się bardziej niezależna i bardziej interesująca od poprzedniczki, ale koniec końców przez większą część historii głównie przeszkadza Dynamicznemu Duetowi, a w finale odnajduje złoczyńcę dzięki… zapachowi swoich perfum, które na nim zostały z poprzedniej konfrontacji. Prawdziwą tajemnicą jest za to dla mnie, dlaczego peleryna Batgirl zawsze powiewa, nawet gdy stoi ona w miejscu…

Origin Batgirl rysowany jest przez Carmine’a Infantino, wybitnego grafika Srebrnej Ery cechującego się staranną, realistyczną kreską. Jeszcze efektowniej prezentuje się narysowana przez tego samego twórcę „Mystery of the Menacing Mask!” (Detective Comics #327). Infantino popisuje się tutaj niezwykle szczegółową, elegancką kreską z bardzo dopracowanymi wizerunkami postaci. Dzięki temu opowieść zdecydowanie wyróżnia się wizualnie na tle innych z tamtego okresu. Sam komiks to dość ciekawa historia opowiadająca o starciu Batmana i Robina z niebezpiecznym przestępcą, który umie manipulować ich umysłami. Zapisał się on jednak w historii z jeszcze jednego powodu: to właśnie w nim zaprezentowany został bardziej nowoczesny wizerunek Mrocznego Rycerza z charakterystycznym żółtym owalem wokół symbolu nietoperza. Wizja ta stała się na lata obowiązującym kanonem.

Przełom lat 50. i 60. reprezentują jeszcze dwa komiksy. „The Challenge of Clay-Face” (Detective Comics #298) to pierwsze starcie Batmana z drugim wcieleniem Clayface’a, czyli Mattem Hagenem – łowcą skarbów, który podczas eksploracji jaskini został zakażony tajemniczą plazmą i postanowi swoje nowe, „płynne” ciało wykorzystać do popełniania przestępstw. Z kronikarskiego obowiązku dodam, że ten Clayface zginał podczas „Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach”. Z kolei w „Batman Meets Bat-Mite” (Detective Comics #267) debiutuje słynny niesforny duszek, który swoimi psotami doprowadza Nietoperza do białej gorączki. Ostatecznie jednak pomaga w schwytaniu groźnych przestępców, aby w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku wrócić do swojego wymiaru.

Za punkt przełomowy w dziejach Mrocznego Rycerza uważa się rozpoczęcie kadencji Dennisa O’Neila i Neala Adamsa. „Detective Comics: 80 Years of Batman” potwierdza to, gdyż czterechsetny numer Detective Comics jest już zupełnie inny od poprzednich. Rysowana przez Adamsa opowieść „Challenge of the Man-Bat” z 1970 roku to poważniejsze i mroczniejsze podejście, a rysunki imponują dynamizmem, realistycznym przedstawieniem postaci i łamaniem standardowej kompozycji strony. Całość wypada efektownie i nowocześnie, chociaż mam wątpliwości czy dobrym pomysłem jest prezentacja tego komiksu ze współczesnymi kolorami. Sama historia jest o tyle istotna, że stanowi kolejny debiut klasycznego wroga, czyli Man-Bata – naukowca, który pragnąc zyskać zdolność echolokacji, eksperymentuje na swoim organizmie, niechcący przemieniając się w hybrydę człowieka i nietoperza.

Dwa kolejne komiksy łączą się ze sobą nie tylko tandemem autorów (Archie Goodwin i Walter Simonson), ale także fabułą. „The Himalayan Incident” (Detective Comics #437) to poboczna historia prezentująca nową inkarnację Manhuntera, działającego na całym świecie pogromcy przestępców. W „Gotterdammerung” (Detective Comics #443) tenże Manhunter w pełnoprawnej już fabule staje u boku Batmana, aby wesprzeć go w walce z poplecznikami dyktatora egzotycznego afrykańskiego państewka, który przybył w interesach do Gotham.

Kolejna opowieść to prawdziwa legenda – „There Is No Hope in Crime Alley” (Detective Comics #457). Dennis O’Neil oraz Dick Giordano w poruszający i dość nietypowy sposób powracają do genezy Batmana. Widzimy tutaj, że działalność Mrocznego Rycerza nie ogranicza się li tylko do obijania pysków lokalnych bandziorów, ale także aktywnie pracuje on na rzecz poprawy lokalnego środowiska, aby wbrew tytułowi w mrocznych zaułkach Gotham pojawiła się jakaś nadzieja. Przy okazji komiks jest debiutem Leslie Thompkins, niezwykle ważnej postaci w życiu zarówno Bruce’a Wayne’a, jak i Mrocznego Rycerza.

„The Deadshot Ricochet!” z kolei wchodzi w skład bardzo cenionego runu Steve’a Engleharta i Marshalla Rogersa (zebranego później w tom „Strange Apparitions”, wydany także u nas w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów DC). W komiksie tym Batman musi zmierzyć się ze zbiegłym z więzienia Deadshotem (ta inkarnacja okazała się na tyle udana, że John Ostander postanowił włączyć go do świeżo stworzonego wówczas Suicide Squad), jednak znacznie ważniejszy wątek rozgrywa się w tle tej opowieści. Otóż Sliver St. Cloud, kobieta, z którą spotyka się Bruce Wayne, kojarząc pewne fakty, orientuje się, że Wayne i Batman to ta sama osoba…

Przed finałową częścią antologii dostajemy krótką chwilę oddechu w postaci humorystycznej nowelki „Bat-Mite’s New York Adventure!” (Detective Comics #482). Bat-Mite odwiedza tym razem… redakcję DC Comics I żąda stworzenia komiksu ze swoim udziałem. Przybycie chochlika skutkuje oczywiście totalnym chaosem, czytelnikom pozwala jednak przy okazji poznać ekipę pracującą nad przygodami Mrocznego Rycerza.

Pięćsetny numer Detective Comics przynosi nam „To Kill a Legend”, dość oryginalną jak na tamte czasy opowieść, w której Batman i Robin zostają przeniesieni do równoległego świata i mają możliwość uratowania od śmierci Thomasa i Marthę Wayne’ów. Komiks próbuje odpowiedzieć na bardzo ciekawe pytanie, mianowicie czy gdyby rodzice Bruce’a nie zginęli, wciąż stałby się on w przyszłości Batmanem? To z pewnością jedna z najlepszych historii w tej kolekcji i komiks, który na długo pozostaje w pamięci.

„The Night of Thanks, But No Thanks!” to z kolei jedyna pełnometrażowa historia z Batmanem napisana przez Harlana Ellisona, legendarnego pisarza science fiction. Ellison obiecał na początku lat 70. redaktorom DC, że kiedyś napisze dla nich scenariusz komiksu. Na realizację tej obietnicy trzeba było czekać aż 15 lat (historia ukazała się w 1986 roku), ale chyba było warto. Komiks jest oryginalną, świetnie narysowaną (Gene Colan!) i niepozbawioną humoru opowieścią o pewnej nietypowej nocy w Gotham, podczas której nikt nie potrzebuje pomocy Batmana.

Antologia przeskakuje w tym momencie do roku 2000 i historii z runu Grega Rucki i Shawna Martinbrougha, zatytułowanej „The Honored Dead” (Detective Comics #742). Głównym bohaterem jest tu komisarz Gordon, który powraca do służby po wydarzeniach z „No Man’s Land” i rozwiązuje zagadkę mordercy policjanta, przy okazji zmagając się z trudnymi emocjami po śmierci swojej żony Sary. Na szczęście jest Batman, który go wspiera i w jednym, i w drugim zadaniu…

Część komiksową zamykają dwie nowelki z Detective Comics #27 linii DC 52, z numeru będącego hołdem dla Mrocznego Rycerza. „The Case of the Chemical Syndicate” to uwspółcześniona wersja debiutu Batmana autorstwa Brada Meltzera i Bryana Hitcha. Z kolei „Twenty-Seven” to znakomita historia Scotta Snydera i Seana Murphy’ego. Autorzy przenoszą nas kilkaset lat w przyszłość, gdzie przekonujemy się, że misja Batmana nadal trwa i nie ma końca. Warto dodać, że oba komiksy zostały opublikowane po polsku w tomie „Batman – Detective Comics #5 – Gothtopia”.

Dodatki

Tym, co wyróżnia „Detective Comics: 80 Years of Batman” jest pokaźna liczba dodatków. W tomie znajdziemy aż osiem tekstów. Co ciekawe napisanych przez bardzo zróżnicowane grono autorskie: od wybitnych znawców tematu, poprzez twórców, aż po miłośników Batmana. Taki dobór – jak można się domyślać – zaowocował różnym, nie zawsze wysokim poziomem.

Niezastąpiony Paul Levitz (były redaktor i twórca w DC, obecnie wybitny badacz) przedstawia interesujące kulisy przekształceń, które doprowadziły do powstania DC Comics, a także genezę nazwy wydawnictwa (wbrew powszechnej opinii nie jest to skrót od „Detective Comics”!).

Inny historyk komiksu Anthony Tollin analizuje, w jaki sposób twórcy w latach 30. podkradali sobie pomysły i jakie elementy świata przedstawionego takich tytułów jak „The Shadow” czy „Doc Savage” wpłynęły na uniwersum Mrocznego Rycerza. Ujawnia też mniej znane szczegóły dotyczące ówczesnego konfliktu prawnego DC z twórcą „Black Bata”. Całość jest niezmiernie ciekawa i zawiera wiele informacji niedostępnych raczej gdzie indziej.

Całkiem udany jest esej Patricka Leahy, głównie dzięki niezwykłej biografii autora. Leahy jest od 45 lat senatorem Stanów Zjednoczonych, a przy tym wielkim miłośnikiem Batmana. Zaszczepiona w dzieciństwie fascynacja tą postacią doprowadziła go do pojawienia się w czterech (!) batfilmach oraz do stania się twarzą kampanii przeciwko stosowaniu min lądowych, w czym wydatnie pomógł pewien batmanowy komiks…

Warto jeszcze zwrócić uwagę na esej Cory’a Doctorowa, blogera, dziennikarza i pisarza. Patrzy on na losy Bruce’a Wayne’a przez pryzmat zjawiska merytokracji dziedziczonej; polega ona na tym, że dzieci osób bogatych i posiadających władzę mają znacznie większe szanse niż ktokolwiek inny, aby w przyszłości samemu stać się potężnym i bogatym. Doctorow stawia tezę, że Gotham nigdy nie przestanie być miastem przestępców, gdyż Bruce Wayne wykorzystując swoje bogactwo do działalności superbohaterskiej, walczy z symptomami, a nie przyczynami zła. Teza jest ciekawa, choć mocno dyskusyjna i to nawet w kontekście przesłania niektórych komiksów zawartych w tej antologii (np. „There Is No Hope in Crime Alley”).

Na tym niestety koniec wartościowych tekstów. Pisarz Glen David Gold zajmuje się fascynującym skądinąd tematem psychologicznej traumy, ale ogranicza się w zasadzie do banałów w stylu: na oczach Batmana zginęli jego rodzice i przeżył traumę, ale wykorzystał swoje cierpienie jako źródło siły. Również nijaki jest tekst Shelley Zimmerman (emerytowanej szefowej policji w San Diego) o wartościach, które reprezentuje Mroczny Rycerz. Tu też są same komunały, które mogą sprawdzić się co najwyżej jako tekst reklamowy amerykańskiej policji.

Dennis O’Neil pisze w swoim stylu (który zapewne nie każdy lubi) i głównie o sobie, w związku z czym nie dowiemy się z jego tekstu niczego ciekawego ani o postaci, ani o kulisach tworzenia jej przygód, ani nawet o sekretach branży komiksowej. Tom zamyka ni to esej, ni to poemat Neila Gaimana, w którym opisuje on swoją przygodę z postacią Batmana. Tekst wydaje mi się mocno pretensjonalny, choć trochę ratuje go osobista, zabarwiona emocjami perspektywa autora.

Poza tekstami w albumie mamy jeszcze trzy dodatki graficzne. Pierwszy to storyboardy do komiksu z dwusetnego numeru „Detective Comics” przygotowane przez rysownika Lewa Sayre’a Schwartza. Jest to dość ciekawy materiał, aczkolwiek miałby znacznie więcej sensu, gdyby można go było porównać z rzeczywistymi planszami tego komiksu, narysowanymi już przez Sheldona Moldoffa.

Drugim dodatkiem jest sześć początkowych plansz komiksu „Batman: Mortality” ze scenariuszem Paula Levitza i rysunkami Denysa Cowana. Prace nad miniserią rozpoczęto w 2012 roku, jednak zostały one przerwane i komiks nigdy nie ujrzał światła dziennego. Zaprezentowane plansze wyglądają całkiem interesująco, niestety brak bliższych informacji o tym, w jaką stronę komiks miał zmierzać.

Paradoksalnie najciekawszym dodatkiem jest w tej sytuacji przegląd okładek akcentujący najważniejsze momenty poszczególnych dekad wydawania „Detective Comics”. Aż szkoda, że przegląd ten jest tak lakoniczny i całość ujęto na zaledwie sześciu stronach.

Plusy i minusy

Wartość antologii jest niezaprzeczalna i dość oczywista: zestaw prezentowanych opowieści jest bogaty i pozwala w łatwy sposób zapoznać się z wieloma komiksami jednocześnie, z których spora część ma wartość archiwalną i nie jest już legalnie dostępna w inny sposób. Zwłaszcza dla osób interesujących się historią komiksu amerykańskiego jest to bardzo ciekawy materiał.

Tym, co rzuca się w oczy podczas lektury, jest fakt, iż na pierwszym planie są tutaj historie, dopiero na dalszym warstwa rysunkowa. Z jednej strony jest to zrozumiałe – zdecydowano się wybrać komiksy z jakichś powodów fabularnie ważne bądź wprowadzające do batuniwersum istotne postaci. Z drugiej jednak powoduje to pewne niedowartościowanie wybitnych rysowników pracujących przy tytule, nieraz przecież całymi latami.

To nie jedyny mankament tego tomu. Decyzja, aby obok historii z udziałem Batmana zawrzeć aż siedem innych, jest jednak dość dziwna. O ile komiks z Crimson Avengerem (powiedzmy, że protoplasta Batmana) czy debiut Marsjańskiego Łowcy (bądź co bądź członka Ligi Sprawiedliwości) dają się od biedy uzasadnić, o tyle występy Air Wave’a, Slama Bradleya, a już zwłaszcza Chłopięcych Komandosów czy Pow-Wow Smitha wydają się pozbawione sensu. Oczywiście rozumiem, że „Detective Comics” przez długie lata nie było wyłącznie batmanowym periodykiem, jednak tytuł kolekcji jednoznacznie wskazuje na zawartość skoncentrowaną wokół Mrocznego Rycerza i myślę, że takiej dokładnie zawartości spodziewa się zdecydowana większość czytelników, którzy wezmą tom do ręki. Większość ta będzie zawiedziona, że tyle miejsca poświecono postaciom spoza batuniwersum.

Takie posunięcie jest dziwne, tym bardziej że pod koniec roku 2018 DC Comics – prawdopodobnie na skutek niewystarczającego zainteresowania – wycofało się z realizacji dwóch omnibusów zbierających numery „Detective Comics” sprzed ery Batmana. Fakt ten najlepiej świadczy, że czytelnicy nie bardzo są zainteresowani tymi historiami.

Pominięcie ich byłoby wskazane z jeszcze innego powodu: zaoszczędzone miejsce można by przeznaczyć na komiksy, których tu nie ma, a być absolutnie powinny. Określony dobór poszczególnych komiksów powoduje, że aż 1/3 kolekcji wypełniają historie z lat 1939-1959, a jednocześnie po roku 1986 (przestrzeń 33 lat!) mamy ledwie dwa numery! Niemal całkowite pominięcie komiksów z imprintu New 52 nie dziwi, jest to materiał słaby lub co najwyżej przeciętny. Jednak faktu, iż w antologii nie znalazł się ani jeden komiks z lat 90., jakże ważnych i przełomowych dla Mrocznego Rycerza, po prostu nie sposób zrozumieć. Zwłaszcza że tym samym kompletnie pominięto twórczość Alana Granta i Norma Breyfogle’a – jednego z najwybitniejszych duetów, jakie kiedykolwiek zajmowały się Mrocznym Rycerzem. Przecież to właśnie na łamach „Detective Comics” obaj panowie zrealizowali masę znakomitych historii (choćby „The Ratcatcher”, „Aboriginie!”, „Trash” czy „A Clash of Symbols”), które po prostu musiały znaleźć się w takiej kolekcji. Skoro antologia idzie tropem debiutów złoczyńców, to można było choćbt wykorzystać numer 583 (debiut Brzuchomówcy) albo 608 (debiut Anarky). Brak obu autorów w tej antologii to ogromne niedopatrzenie.

I nie ostatnie niedopatrzenie. Skoro mamy ważne debiuty, to co z Detective Comics #411 i pierwszym pojawieniem Talii Al Ghul, i Ra’s Al Ghula? Gdzie numer Detective Comics #633 i fantastyczna opowieść Petera Milligana oraz Toma Mandrake’a o Brusie Waynie uwiezionym w świecie bez Batmana? Skoro jest debiut pierwszej Batwoman, dlaczego nie mamy nic ze znakomitej historii o drugim, współczesnym wcieleniu tej postaci, czyli „Elegy” Grega Rucki i J.H. Williamsa? Pierwszy odcinek tej historii (Detective Comics #854) jest zarazem pierwszym numerem (od #26!), w którym Batman nie jest główną postacią. To chyba fakt warty pokazania na łamach tej antologii?

Idąc dalej, co z „Mrocznym odbiciem” (Detective Comics #871-881) Scotta Snydera i Jocka? Albo cenionym runem Paula Dini z 2008 roku? Dlaczego nie mamy nic z epopei „No Man’s Land”, choćby Detective Comics #741 i wstrząsającego momentu śmierci żony Gordona z ręki Jokera?

Właśnie Joker jest największym nieobecnym tej antologii, jeśli chodzi o postaci. Oczywiście Klaun zadebiutował na łamach równolegle wydawanej serii „Batman”, tam też zaliczył wiele swoich pamiętnych występów, ale to nie znaczy, że i w „Detective Comics” takich nie znajdziemy. Skoro pojawia się fragment runu Steve’a Engleharta i Marshalla Rogersa, to dlaczego nie wykorzystano kultowej historii „The Laughing Fish!” z Detective Comics #475? Co ze wspomnianym numerem 741? Gdzie jest wreszcie Detective Comics #168 i słynna historia Billa Fingera oraz Lewa Schwartza, która odsłaniała przeszłość Jokera i posłużyła za inspirację Alanowi Moore’owi przy tworzeniu „Zabójczego żartu”? Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że obraz Mrocznego Rycerza bez jego największego adwersarza jest co najmniej niekompletny. Podobnie nie znajdziemy w tym tomie tak istotnych dla Batmana postaci jak Catwoman czy Pingwin (który debiutował przecież na łamach „Detective Comics” w grudniu 1941 roku!).

Można też przyczepić się do strony wizualnej. Ani layout, ani okładka nie bolą, ale też nie powalają na kolana, a taka publikacja zasługuje chyba na bardziej efektowną oprawę. No i czy naprawdę Jim Lee musi już być wszędzie?

Wymienione przeze mnie zastrzeżenia nie zmieniają jednak ogólnej, pozytywnej oceny antologii. Jej zawartość pozwala prześledzić przemiany, które przeszedł Mroczny Rycerz podczas osiemdziesięciu lat swojego wydawniczego życia, zobaczyć także, jak zmieniały się towarzyszące mu postaci czy jak wyglądało w zamierzchłych czasach podejście do kobiecych bohaterek. Solidne rozmiary i obwoluta sprawiają, że tom efektownie prezentuje się na półce i każdy miłośnik Mrocznego Rycerza powinien znaleźć na niego miejsce w swojej kolekcji, tym bardziej że cena jest całkiem przystępna. „Detective Comics: 80 Years of Batman” jest cenniejszym wydawnictwem nawet dla polskiego czytelnika niż amerykańskiego, gdyż spośród dwudziestu siedmiu komiksów ledwie cztery zostały kiedykolwiek opublikowane w naszym kraju.

Autorem recenzji jest Michał Siromski. Więcej o nim dowiecie się tutaj. Niczym prawdziwy superbohater prowadzi podwójne życie: za dnia pracuje jako psycholog pomagając osobom społecznie wykluczonym, zaś w nocy przeobraża się w badacza komiksu. Ma na swoim koncie publikacje w „AQQ”„Zeszytach Komiksowych”„Ziniolu” i „Antologiach referatów Sympozjów Komiksologiczych” oraz „Gotham w Deszczu”. Od 2004 roku członek redakcji Magazynu KZ. Miłośnik dobrych komiksów, dobrych filmów, dobrej muzyki, dobrych gier oraz niedobrych kotów.

Korekta: Marcin Andrys.

Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa DC Comics oraz księgarni Jak wam się podoba / As You Like it za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Tytuł: Detective Comics:  80 Years of Batman Deluxe Edition

Scenariusz: różni

Rysunki: różni

Okładka: Jim Lee

Wydawca: DC Comics

Data wydania: 2019 r.

Liczba stron: 424

Format: 180×275 mm

Oprawa: twarda z obwolutą

Druk: kolor

Cena: $29,99

[Suma głosów: 3, Średnia: 5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *