Detective Comics. League of Shadows (Rebirth)

Trzeci tom Detective Comics jest pewnym zwieńczeniem dotychczas rozwijanej metafabuły: dochodzi w nim wreszcie do konfrontacji Batmana i spółki z – ponoć będącą tylko mitem – Ligą Cieni. Niestety, jest to też z kilku powodów najsłabsza dotąd opublikowana część tej serii przygód Nietoperza.

Na pewno jest to spowodowane tym, że plan Ligi Cieni jest bardzo przewidywalny i bazuje na ogranym motywie, a być może nawet idiotyczny na tyle, że trudno go traktować poważnie. W trakcie lektury autorzy niemal wtykają czytelnikowi w ręce kolejne zgrane tropy, które mają prowadzić do cudownego uratowania wszystkich w ostatniej chwili. Dlatego też sam przebieg finału można bez większych problemów odgadnąć już w połowie trzeciego, może początku czwartego zeszytu tego zbiorczego wydania. Powraca również kwestia Kolonii i ich działań, jednak ten wątek wydaje się dorzucony trochę na doczepkę i jest zrealizowany po łebkach. Poza zakończeniem pewnego etapu metafabuły, autorzy kładą w tym tomie podwaliny pod dalszą część serii. Okazuje się bowiem, że najprawdopodobniej wykasowano Batmanowi część wspomnień, a we wszystko wplątana jest magia i pewien stary wróg.

Główny wątek zlewa się także z główną postacią tego tomu – Orphan, czyli Cassandrą Cain. I w kwestii jej wątku jest już trochę lepiej. Autorzy mocno skupiają się na dziewczynie, na jej percepcji rzeczywistości, na tym jak próbuje walczyć z tym, kim jest; jak zmaga się z odnajdywaniem się w nowej rzeczywistości, w walce u boku Batmana. Ciekawie jest przedstawiony Clayface’a – jako osoba, z którą Orphan czuje się w zespole najlepiej; jako wyrzutki świetnie rozumieją się nawet bez słów. W zebranych tu zeszytach jest kilka naprawdę mocnych, emocjonalnych scen z jej udziałem (kiedy Cassandra dowiaduje się, kto jest jej matką; kiedy stawia jej czoło; kiedy przytula się do Batmana), a jej historia wypada wyjątkowo interesująco. Niestety, tylko do czasu, ponieważ także rozwiązanie szwankuje – przemiana bohaterki jest tak infantylna i tak banalna, że trudno ją przełknąć (zwłaszcza że we wcześniejszych zeszytach była naszkicowana jako zupełnie inny charakter).

Innym ciekawym zabiegiem Tyniona IV jest tutaj obalanie dość rozpowszechnionego spojrzenia na Batman. W wielu współczesnych komiksach czy kreskówkach jest on niemal nie do pokonania w walce wręcz, a jego zdolności przywódczo-taktyczne są niezrównane. Innymi słowy: Batmana nie sposób pokonać, bo zawsze ma jakiegoś asa w rękawie. A jednak w tym komiksie scenarzysta pokazuje go – kontynuując wątki z poprzednich tomów – jako człowieka, który czasami się myli, gubi, a nawet lekceważy przeciwnika. Co gorsza, kilkukrotnie zostaje mu spuszczony łomot (co prawda, przez godnych przeciwników, ale radzą oni sobie z Nietoperzem jak z dzieckiem). Jednak najsłabiej wypada to, że Batman wydaje się… ociężały umysłowo – wszyscy wrogowie wokół wydają się sprytniejsi, wskazują mu oczywistości (jeden z antagonistów zresztą otwarcie z niego drwi). A jest to tym bardziej irytujące, że, jak już wspomniałem powyżej, ich plany często wcale nie są specjalnie skomplikowane.

Nieco niekorzystnie wypada również oprawa graficzna. Jest ona mniej wyrazista, mniej szczegółowa, graficy operują cieniem i czernią gorzej niż w poprzednich tomach. Nie dość, że zdarzają się kadry mało czytelne (szczególnie w czwartym zeszycie), to w dodatku spora część wydaje się niechlujna. Na przykład: pojawia się seria plansz, na których Orphan walczy z wieloma wrogami, ale sceny te są przedstawione jak prymitywne, ledwo zarysowane sieczki. Dziwnym zabiegiem jest także zmienianie stylu wewnątrz jednego numeru – rozbija to trochę spójność komiksu i dezorientuje (niestety nie dostrzegłem żadnych plusów takiego rozwiązania).

Jest tu także trochę mniejszych niedoróbek ogólnych – motyw young evil genius (z obowiązkową maszyną zniszczenia), wspomniany wątek Kolonii, patetyczne przemowy (zwłaszcza Shivy). Z drugiej strony zaś zamieszczone na końcu krótkie historyjki wypadają całkiem znośnie – jedna przybliża postać Azraela oraz to, kim jest (a być może także wskazuje potencjalnego przeciwnika w przyszłości), natomiast druga sugeruje, że Batman jednak jest całkiem dobrym strategiem i myśli z wyprzedzeniem.

Zbierając to wszystko razem otrzymuje się tom raczej średni, niepozbawiony słabości, ale z kilkoma dobrymi pomysłami. Wydaje się, że jego największą zaletą jest… brak kardynalnych błędów logicznych i fabularnych, co pozwala wierzyć, że Tynion IV i spółka mają konkretny plan na tę serię i konsekwentnie go realizują.

Autorem powyższej recenzji jest Bartłomiej Łopatka – filolog francusko-angielski, fan fantastyki, Batmana, Gwiezdnych Wojen i Rona Swansona. W wolnych chwilach udaje, że jest programistą.

Korekta: Aleksandra Wucka

Tytuł: Batman: Detective Comics, Vol. 3: League of Shadows (Rebirth)
Scenariusz: James Tynion IV
Rysunki: Fernando Blanco, Christian Duce Fernandez, Marcio Takara
Tusz: Christian Duce, Fernando Blanco, Marcio Takara
Kolor: Alex Sinclair, John Rauch, Allen Passalaque, Marcelo Maiolo
Liternictwo: Sal Cipriano
Okładki: Eber Fereira, Eddy Barrows
Wydawca: DC Comics (EN)
Rok wydania oryginału: 4 październik 2017
Liczba stron: 184
Format: 187 x 281 mm
Oprawa: miękka
Druk: kolor
Cena: 19,99$

[Suma głosów: 5, Średnia: 4.2]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *