JSA. ZŁOTA ERA – RECENZJA KOMIKSU

PO WOJNIE, POMIĘDZY

Autor recenzji: Michał Chudoliński

James Robinson w „JSA: Złotej Erze” tworzy nie tyle świetny dramat superbohaterski, ile doskonale oddaje nastrój i lęki w społeczeństwie amerykańskim tuż po zakończeniu II wojny światowej. Jest to jednakowo wielki hołd dla kultury zza Oceanu, trykotów, ale również dająca do myślenia rewizja mitów krążących wokół amerykańskiego snu.

Komiks Robinsona, wydany pierwotnie między 1993 a 1994 rokiem w USA, swoją tematyką i atmosferą nawiązuje do klasyka historii obrazkowych – „Strażników” Alana Moore’a i Dave’a Gibbonsa. W zasadzie mało rzeczy dzieli obie powieści. Motyw istoty superheroizmu oraz próba odpowiedzenia na pytanie „co by było, gdyby superbohaterowie istnieli naprawdę” jest w nich mocno analizowany. O ile Moore kieruje się pod koniec „Strażników” w przypowieść filozoficzną dla dorosłych, nawiązującą do dylematów wokół strategii drugiego uderzenia w potencjalnej potyczce nuklearnej, tak Robinson w „Złotym Wieku” spogląda na herosów już po wielkiej batalii o prawdę, sprawiedliwość i amerykański sposób bycia.

„Złoty wiek” w ostatnim trzydziestoleciu uznawany był za szczytowe osiągnięcie komiksu amerykańskiego, skupionego na temacie superbohaterów. Warto przy tym zaznaczyć, że podtytuł „Złoty wiek” jest w przypadku omawianego komiksu użyty ironicznie. I pomimo nawiązań do historycznych opowieści obrazkowych z lat 30 i 40 ubiegłego wieku to dzieje herosów działających na długo przez Batmanem, Supermanem i Wonder Woman są przedstawione w wyrazisty, czytelny sposób. Co ciekawe, nie obserwujemy ich w glorii i chwale. Większość z nich odwiesiła kostiumy do szafy, by po wojnie wieść spokojny byt. Tylko czy taka powszedniość jest w ogóle możliwa po okrucieństwach bitewnych?

Dla Jamesa Robinsona, brytyjskiego scenarzysty, amerykańska mitologia superbohaterów jest przenośnią brzemienia ról społecznych naznaczonych powołaniem, które to niektórzy z nas decydują się dźwigać przez większość życia. Nawiązania do losu żołnierzy i naukowców pracujących nad skonstruowaniem bomby atomowej są tutaj oczywiste, gdy poruszany jest wątek PTSD, zagubienia w zdrowej tkance społecznej. Jest także kwestia wyrzutów sumienia pojawiających się na myśl o tym, że naukowa inwencja przyczyniła się do niespotykanych dotąd zniszczeń i totalnej anihilacji setek tysięcy ludzkich istnień.

Obok medytacji nad spożytkowaniem pozostałego czasu, gdy dokonaliśmy już naszego przeznaczenia, jest również wątek polityczny. Jest to w zasadzie główna intryga „Złotego wieku”, która rozwija się niezwykle powoli, jakby niepostrzeżenie. Złośliwi mogliby nawet rzec, że tempo jej odkrywania jest ospałe. Gdy już zagrożenie i główny oponent wychodzą z cienia, stają się dość wymownym komentarzem do mrocznych czasów polowania na czerwonych w USA. Maccartyzm w ujęciu Robinsona to poszukiwanie kozłów ofiarnych, gdy najciemniej okazuje się pod latarnią. Gdy oficjele i służby szukali komunistów, okazuje się bowiem, że naziści już są na szczytach władz Kapitolu. Tym samym heros mający być odpowiednikiem Supermana lub Doktora Manhattan przeistacza się w zagrożenie egzystencjalne na kartach „Złotego Wieku”.

Trudno uznawać komiks Robinsona za dzieło porównywalne do „Strażników” albo innych dzieł dekonstruujących superbohaterów. Zwłaszcza mocno się zestarzał w warstwie graficznej. Mimo to „Złoty wiek” doskonale tłumaczy, dlaczego superbohaterowie mają taką renomę w głównym nurcie kultury zachodniej. Każdy z nas bowiem ma szereg tożsamości definiujących nas jako ludzi umiejących przytłoczyć swoim ciężarem. Ów balast zaczyna jednak mniej doskwierać, gdy uświadamiamy sobie, że nasza działalność jest częścią dziedzictwa zjawiska przerastającego nasze życia i doświadczenia.

Komiks ten to nie tylko hołd dla odważnych, mężnych osób działających w trakcie II wojny światowej i na długo po niej. To także list miłosny do amerykańskich idei, gdzie obowiązuje wolność, ale zwycięża ten, kto będzie miał odwagę sięgnąć po marzenia na własnych zasadach mimo przeciwności. Ten patos w komiksie „JSA: Złoty wiek” ma słodko-gorzki posmak i jest na swój sposób wielobarwny.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji

Korekta: Marcin Andrys.

JSA. Złota Era, scen. J. Robinson, rys. P. Smith, Egmont 2023

[Suma głosów: 0, Średnia: 0]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *