WYWALANIE CZARNEJ FLEGMY NA WIERZCH
Autor recenzji: Michał Chudoliński
„Czarne myśli” Andre Franquina to absolutna klasyka belgijskiego komiksu. W Polsce niniejszy autor jest znany wyłącznie z komicznych przygód Gastona. Niemniej na rynku frankofońskim uchodzi za legendę i wizualnego innowatora. O jego statusie niech świadczy uhonorowanie Orderem Leopolda, będącym najwyższym i najstarszym orderem Królestwa Belgii. Ponadto Franquin był dwukrotnie nagradzany na Międzynarodowym Festiwalu Komiksowym w Angouleme, najbardziej prestiżowej imprezie tego typu na świecie.
Z „Idées noires” (albo „Franquin’s Last Laugh”, jeżeli chodzi o wydanie angielskie) po raz pierwszy zetknąłem się podczas jednej z podróży do Brukseli. W tamtejszym Beligijskim Centrum Komiksu, w sekcji pionierów rodzimych historii obrazkowych, można się natknąć na osobliwy tunel, czarny niczym smoła. To właśnie wkraczając w głąb nicości mogłem zaznajomić się z oryginalnymi planszami z omawianego albumu, stanowiącymi dla Belgów wręcz dobro narodowe, nagradzane zresztą w innych krajach europejskich.
W tytule albumu nie ma ani cienia przesady. Jest to materiał mocny, ale i mocno prześmiewczy. Jako lewicowy intelektualista Franquin w swoich jednostronicowych humoreskach omawia wiele tematów, które go denerwują i drażnią : od bomby atomowej i energetyki, po kłusownictwo, polowania czy katastrofę ekologiczną. Nie zabrakło też motywów dojmujących, od odebrania sobie życia, kary śmierci i bezwzględności elit usadowionych w przemyśle. W świecie autora Spirou i innych klasyków belgijskiego humoru rysunkowego nikt nie może się czuć bezpieczny. Jeżeli w czymś te postacie i my sami dla twórcy jesteśmy równi, to wyłącznie w śmierci. Nie ma ratunku, a wszelki opór czy próby ratowania się, są daremne. Czarne dno rozpaczy podlane specyficznym humorem.
Sam Franquin stwierdził w jednym z wywiadów: „Prawdopodobnie [mój album] wynika z tendencji do depresji, która nie była śmiertelna, ponieważ w końcu są to tylko gagi, które mają rozśmieszyć ludzi, prawda? (…) Nie mają bezpośredniego związku z moją własną depresją, ponieważ nie tworzyłem smutnych historii na serio. Moje „mroczne myśli” to tak naprawdę śmiech i tylko śmiech!”. Wypisz wymaluj terapeutyczne traktowanie sztuki, jako metody wyrzucania z siebie defetyzmu.
Niniejsze komiksy, publikowane pierwotnie w latach 1977-1984, nie zestarzały się ani trochę. Nie chodzi tutaj o sadyzm albo zgnębienie czytelnika. Tak naprawdę autor jest w głębi duszy humanistą, pragnącym przywrócenia ideałów i wartości mogących uchronić nas wszystkich od zagłady. Dla niego rozpacz jest orężem wobec środowisk, które uznaje za obecne źródła głupoty i bezwiednej przemocy. A Franquin, jako postępowiec, nie znosi kleru, posiadaczy kapitału i wszelkich instytucji bazujących na restrykcyjnych zasadach.
„Czarne myśli” okazują się zresztą być bardziej aktualne, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka. Jeden z ponurych żartów związany jest z wirusem mordujących ludzi, pomimo noszenia przez nich maseczek. Plansza została narysowana w 1984, a pasuje jak ulał do zamętu wokół pandemii COVID-19 oraz wszelkich teorii spiskowych z nią związanych. Można nawet rzec, że Franquin był prorokiem. Profetą zamieszania, którego świadkami jesteśmy tu i teraz. Nieważne, czy spoglądając na Wuhan, czy Ukrainę lub też ostatnimi czasy na Izrael.
Dla fanów książeczek Edwarda Goreya czy wisielczego humoru Stanleya Kubricka w „Dr Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę” komiks ten będzie w sam raz akuratny. Zamiast przygnębiać, niniejsze komiksy uwalniają nas z poczucia balastu, niemocy. Możemy odetchnąć z ulgą, przeświadczeni że ktoś wywalił głęboko skrywane przez nas lęki i obawy. W obliczu nadchodzącej tu i ówdzie III wojny światowej, która nie może się zacząć na dobre a jej widmo od kilku lat wisi w powietrzu, „Czarne myśli” mówią o tym, co niewypowiedziane w naszym codziennym życiu.
Czarne myśli. Scen. A. Franquin, Y. Delporte. Rys. A. Franquin, J. Roba. Wydawnictwo Kurc 2023.