KULTURA NA SOBOTĘ: MARVEL ZOMBIES

SUPERHEROSI JAKO ŻYWE TRUPY

Autor recenzji: Michał Chudoliński

Co się stanie, gdy uwielbianych bohaterów z uniwersum Marvela dosięgnie śmiercionośny wirus, przemieniających szlachetne istoty w nieumarłych? Jedni będą śmiać się do rozpuku. Drudzy odwrócą się z obrzydzeniem. Na pewno nikogo nie pozostawi to obojętnym.

Mark Millar wraz z Robertem Kirkmanem – największe gwiazdy komiksu amerykańskiego głównego nurtu obecnie – zapraszają czytelników do alternatywnej rzeczywistości, gdzie wiele spraw poszło bardzo nie tak. Wyobraźcie sobie świat, gdzie herosi nie troszczą się o wspólne dobro. Są za to przesiąknięci złem, wstrętni. Myślą w zasadzie tylko o własnych czterech literach. No i doskwiera im głód. Tak straszna i odrażająca jest ta wizja, że nawet przezabawna względem ogromu plugastwa. Choć do pewnego momentu, nomen omen przejedzenia konwencją.

Zwłaszcza dla Kirkmana, który wybił się w popkulturze autorską serią „Żywe trupy”, koncept Marvel Zombies jest radosnym placem zabaw. Istnym laboratorium przelewu krwi oraz przesuwania granic tego, co dozwolone w korporacyjnych tworach komiksowych. Nie jest to wszakże zabawa dla każdego. Owszem, jest w tym pewna inwencja zasadzona na tym, że po ukąszeniu herosi nie tracą swego wdzięku znanego z komiksowych pierwowzorów, co tworzy komiczny dysonans poznawczy.

Szkoda tylko, że niniejsza formuła wyczerpuje swój potencjał, staje się męcząca i sama w sobie prowadzi donikąd. Ot, zabawa na resora, frajda rujnowania przypominająca niszczenie zamków na piasku z czasów dziecięcych. W pewnym sensie popcornowa aluzja do Passoliniego i jego „Salo, czyli 120 dni Sodomy”. Karykaturalny obraz kultury masowej zza Oceanu, zjadającej swój własny ogon, niemogącej już wytworzyć zdrowego owocu. Utwierdzają w tym przekonaniu kiczowate prace Grega Landa, zapożyczające wyrazy twarzy z wyuzdanych filmów porno na zasadzie „kopiuj-wklej”. Co innego Sean Phillips, którego noirowa kreska z „Criminal” Eda Brubakera pasuje jak ulał do świata grozy otoczonego szarością i rdzą.

Polecam „Marvel Zombies” jako samoświadomą rozrywkę dla tych, którzy nie mogą już czytać ani słuchać o superbohaterach. To nie jest głęboka intelektualnie lektura, L’art pour l’art, którą docenią wielbiciele specyficznych filmów, wielbiących się w kinie grozy klasy B. Trzeba jednak przyznać, że Egmont wybrał ciekawy moment do zaprezentowania polskiej edycji dziecinnych igraszek Kirkmana. Jak zajrzymy do sytuacji w Ameryce, to przybywa bezdomnych i rozbojów. Ludzie przemieniają się w zombiaków, dosłownie, przez mieszankę opioidów z lekiem uspokajającym dla zwierząt zwanym potocznie tranq. Jakby tego było jeszcze mało, to nowinki technologiczne związane ze sztuczną inteligencją będą redukować (i nie da się tego zatrzymać) miejsca pracy. Jak na moment upadku cywilizacji i obyczajów, jakie dotąd znaliśmy, komiksy o heroicznych straszydłach jest jak znalazł. Wesołej apokalipsy!

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Korekta: Marcin Andrys.

Marvel Zombies, tom 1. Scen. M. Millar, R. Kirkman, R. Hudlin, rys. S. Phillips, G. Land, M. Breitweiser, F. Portela, Egmont 2023.

[Suma głosów: 0, Średnia: 0]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *