SUPERBOHATERSZCZYZNA NA LEKKO
Autor recenzji: Michał Chudoliński
Przygody She-Hulk według Johna Byrne’a przypominają z wdziękiem, że świat Marvela potrafi śmieszyć, a nade wszystko bawić. Punktem wyjścia dla komedii jest sama protagonistka, niepasująca do żadnego miejsca. Ani jako superbohaterka, ani prawniczka, a czasem nawet jako kobieta. W czasach politycznej poprawności taka lektura jest niczym powiew świeżego powietrza. Wiele z tych żartów dzisiaj by nie powstało ze względów obyczajowych.
Komiks superbohaterski zazwyczaj kojarzy się z mrocznymi, cynicznymi opowieściami, podkreślającymi relatywizm oraz cienką granicę między dobrem a złem. Oto dziedzictwo historii z Mrocznego Wieku ustanowionego przez Alana Moore’a oraz Franka Millera. W tym samym czasie John Byrne wychodzi ze swoim pomysłem na She-Hulk, niesforną kuzynkę Niesamowitego Hulka. Proponuje zgoła inne nastroje, odmienną filozofię.
„Zjawiskowa She-Hulk” okazuje się komiksem kolorowym dosłownie i w przenośni. Podkreśla witalność świata i przepełniona jest pozytywnymi wibracjami. Często frywolne akcenty stają się autotematyczne, a to ze względu na zabieg przełamywania czwartej ściany przez bohaterkę, Jennifer Walters. Muskularna prawniczka doskonale zdaje sobie sprawę ze swojego statusu postaci komiksowej oraz tego, że jest obserwowana przez czytelników. Jej relacje z Byrne’em można określić jako dynamiczne. Rozkoszny przykład syndromu sztokholmskiego, gdzie jedno jest przyspawane do drugiego, naigrywając się z polityki wydawniczej Marvela.
Dla wielu progresistów aspekty komediowe w omawianym komiksie będą płaskie, dla niektórych wręcz szowinistyczne. Nie pomoże im też to, że humor notorycznie opiera się na tych samych motywach, czyli użalaniu się głównej bohaterki nad kategorią łotrów, z którymi musi walczyć. Nawet nie chodzi o przejęcie władzy nad światem, a napraszanie się do prywatnego życia Walters, kiedy ta próbuje pogodzić obowiązki superheroiny ze statusem prawnika.
Osobiście kupuję tę konwencję. Wychodzę bowiem z założenia, że dobry humor przyjmuje swój obiekt na celownik. Przy prawdziwym komizmie nikt nie powinien czuć się bezpiecznie. I tak jest lepiej. Uczy to dystansu do świata i akceptowania naszych niedoskonałości. Stare historie czytane dzisiaj są nacechowanie sentymentalizmem, poczuciem nostalgii do łatwiejszych czasów, gdzie nikt z łatwością się nie obrażał. Z pewnością lepiej sięgnąć po niniejszy komiks aniżeli mierną adaptację serialową z MCU, straszącą swoim CGI. Serialowi twórcy nie zrozumieli choćby tego, że usilnie podawany przekaz zabija komediową bezwstydność.
„Zjawiskowa She-Hulk” to pozycja specyficzna, tworzona jakby przez fircyka. Wielu osób będzie zniesmaczonych większością żartów, ich nonsensem granym na jednej nucie. Ja natomiast bawiłem się doskonale, nawet jeżeli to mocno jednostajny komiks. Cieszę się, że w końcu polski czytelnik poznał należycie artystyczny kunszt Byrne’a, artysty wcale nie mniej ważnego od wcześniej wspomnianych Moore’a i Millera.
Korekta: Katarzyna Ophelia Koćma, Marcin Andrys.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Zjawiskowa She-Hulk, tom 1. Aut. J. Byrne. Egmont 2023.