Tekst powstał w ramach współpracy z kanałem YouTube Nie wiem ale się dowiem!
Jak mit Batmana uczy nas zmierzyć się z specyficznym strachem – lękiem chodzenia po morzu nieudanego życia.
Zamaskowany mściciel z Gotham jest doskonałym przykładem postaci, która odnajduje siłę w samotnym realizowaniu swego własnego, partykularnego sensu życia. Egzystencja młodego Bruca Wayne’a została naznaczona tragedią wraz z chwilą morderstwa jego rodziców przez nieznanego rzezimieszka, gdy wychodzili z kina po wspólnym seansie „Maski Zorro”. Bruce doznał niewypowiedzianego szoku jako, że w tamtej chwili był jeszcze dzieckiem i widział tę bezwzględną zbrodnię na własne oczy.
Trauma ta była i jest niewypowiedziana, można ją symbolicznie przyrównać do doświadczenia egzystencjalnego Adama i Ewy odchodzących z biblijnego Raju. Do tamtej chwili młody panicz Bruce żył w beztrosce. Jego ojciec filantrop i poważany chirurg zapewniał mu dobrobyt, perspektywy. Matka z miłością troszczyła się o niego. Chłopiec miał nawet własnego kamerdynera, bacznie pilnującego jego poczynań! Sielanka jednak została przerwana w dość gwałtowny, brutalny sposób. Nagle idylla musiała zostać zastąpiona przez szarą, nieprzyjemną rzeczywistość, w której wszelkie wartości i naprawdę cenne rzeczy, sprawy czysto ludzkie są niezwykle kruche, potrafią ulec zniszczeniu niczym domek z kart.
W takiej rzeczywistości i w takich warunkach masz dwa wybory – albo przyjmujesz rolę ofiary która z czasem przeradza się w kata i tym samym realizujesz niekończącą się spiralę przemocy i nienawiści o której pisał Rene Girard. Albo pomimo bólu bierzesz sprawy we własne ręce i czynisz z niego wartość stanowiącą pożytek nie tyle dla Ciebie co dla otoczenia i świata. Choćby po to, aby podobna tragedia nigdy już się nie wydarzyła i żeby żadne dziecko nie cierpiało w podobny sposób.
Świetnie zostało to ujęte w komiksie „Powrót Mrocznego Rycerza”, a następnie zacytowane w „Batman v Superman. Świt Sprawiedliwości”, gdy Bruce Wayne mówi Supermanowi: Założę się, że twoi rodzice nauczyli cię, że coś znaczysz, że jesteś tu z jakiegoś powodu. Moi rodzice dali mi inną lekcję, umierając w rynsztoku bez żadnego powodu… Nauczyli mnie, że świat ma sens tylko jeśli go do tego zmusisz. Dla Wayne’a/Batmana brak sensu życia nie jest przyczynkiem do wdrażania nihilizmu a bardziej okazją do wytwarzania własnej unikalnej jakości, a co za tym idzie odpowiedzialności za życie swoje i osób obdarzanych troską, które tworzą nasz świat i wobec których realizujemy nasze dziedzictwo.
Ktoś może rzec: Ale Bruce miał oparcie – fortunę, Alfreda, Leslie Thompkins. Jego sytuacja nie była aż tak beznadziejna. Dodatkowo nie odpuszcza swojej traumy, babrze się w niej, co wydaje się powierzchowne, mało postępowe dla psychiki ludzkiej. Niemniej psychologia Batmana jest o wiele głębsza i zniuansowana, niż może się to na początku wydawać. W momencie doświadczania traumy Bruce w zasadzie traci swoją tożsamość. Jest w poczuciu wyobcowania i zawodu wobec świata, żyje w głębokim poczuciu niesprawiedliwości i skrzywdzenia. Cała ta sytuacja wytwarza u niego coś w rodzaju jungowskiego cienia, który personifikuje jego strach przed nietoperzami. Żyje w poczuciu winy, że nie mógł nic zrobić żeby uratować swego ojca, który przecież był tak doskonały.
Tym samym miejsce dziecka zastępuje mrok, który pożera Bruce’a od środka. Jest to ten sam mrok bezsensu i chaosu, który w zasadzie dewastuje Jokera, jego odwieczny nemezis. Żeby sobie poradzić z egzystencjalnym nihilizmem Bruce bynajmniej nie ucieka przed tym co go dewastuje ale wręcz konfrontuje się z własną ciemnością i przyjmuje ją jako swoją – przypomina to symboliczne nakładanie na swe demony kajdany, dzięki którym kontrolujemy nasz mrok i wykorzystujemy w słusznej sprawie. Z jednej strony Batman przypomina Rycerza w zbroi, która w zasadzie chroni zranione płaczące dziecko a z innej strony zgoła jest nie tyle człowiekiem chroniących innych przed złem, co chroniących tych samych niewinnych przed samym sobą. Bo doskonale wie, że zaledwie jeden krok różni go od tych których zazwyczaj łapie i wsadza do więzienia.
Rzecz jasna jest wiele odmiennych, często sprzecznych genez Mrocznego Rycerza stworzonych przez wielu znamienitych twórców. Ostatnimi czasy samo pochodzenie Batmana przechodzi olbrzymie zmiany. W historii „Jestem samobójca” Tom King wprowadził nawet element chęci popełnienia samobójstwa przez młodego Bruce’a po utracie rodziców, co w następstwie poskutkowało niejako zastąpieniem psychiki dziecka duszą mściwej sprawiedliwości, Batmana. Czytelnicy i fani z mieszanymi odczuciami przyjęli tę modyfikację, zwłaszcza gdy Tom King przyznał, że chciał w ten sposób zmierzyć się z swoimi osobistymi traumami z wieku nastoletniego kiedy to sam chciał odebrać sobie życie. Powstaje tym samym pytanie – jaką rolę ma sprawować mit obecnie, w tym konteście mit popkultury? Jako potencjalni twórcy mamy dokładać cegiełkę do obrazu tworzonego od dekad przez przeróżnych znamienitych twórców czy też mamy wykorzystywać te mity w oderwaniu od „kanonu”, by następnie rozprawiać się poprzez nie z naszymi osobistymi przeżyciami? Odpowiedź na tę kwestię pozostawiam czytelnikom.
W każdym razie – pomimo początkowej nadziei i wiary w zmianę w momencie rozpoczęcia wojny ze zbrodnią – Świadomość własnej destrukcji i braku złudzeń co do świata, ludzi i własnej podatności na zło sprawiają, że w wielu interpretacjach komiksowych i animowanych Bruce dystansuje się od ludzi, wręcz miewa stany beznadziei, swoistej depresji, które sprowadzają go na złą ścieżkę (patrzy: historia Batman: Venom). Jak na ironię przed jego autodestruktywnym mrokiem ratują go ludzie wokół niego obdarzający go miłością, której Batman nie potrafi zrozumieć ani nikomu dać z racji przebytych doświadczeń. Świetnie to ujął swego czasu Grant Morrison w pewnym wywiadzie dla Playboya, w którym uznał Batmana przewrotnie za postać gejowską. Homoseksualizm Batmana nie polega jednak w mniemaniu Szkota na tym, że od randki z piękną kobietą woli zwalczać zbrodnie wraz z podstarzałym kamerdynerem i dzieckiem w zielonych majtkach. On po prostu nie potrafi inaczej funcjonować ponieważ nie wierzy w normalne życie a pracoholizmem stara się zwalczyć ból i ranę, która w jego psychice już nigdy się nie zagoi.
Za swój wybór Batman płaci ogromną cenę psychiczną i życiową jako człowiek – jest paranoiczny, nieufny, żyje w przekonaniu o istotności swego bólu – może nawet że jest większy . Często zawodzi swoich przyjaciół jak w historii „Wieża Babel” gdzie okazuje się że zbierał tajne informacje mogące zaszkodzić przyjaciołom z Ligi Sprawiedliwości. Jego dusza nie zaznaje spokoju, bo gdy ratuje jedną osobę w jednej dzielnicy Gotham to nie potrafi uratować kilku innych w pozostałych rewirach. Jego misja zdaje się być zwyczajną donkiszoterią, marzeniem dziecka które nigdy nie zostanie spełnione. Ludzie zawsze bowiem będą podatni na grzeszność, popełnianie niecnych czynów a zbrodnia nigdy przez to nie zniknie.
Międzyczasie Bruce nie potrafi być inny. Tylko w taki sposób może sobie poradzić ze swoim bólem, gdy nic inne nie ma sensu. Może jedynie stopić broń, która odebrałą życie jego rodzicom i umieścić metal w kostiumie, chroniąc swoją klatkę piersiową (patrz niedawno wydany Detective Comics #1000 i historia „Manufacture for use” Kevina Smitha i Jima Lee). I w tym tkwi chyba odpowiedź na stoicko-egzystencjalną siłę w męskiej samotności u Batmana. Bruce Wayne bowiem nie udaje przed samym sobą, że jest kimś innym aniżeli naprawdę jest. Mając to co jest, będąc nade wszystko przy tym „co jest”, robi z resztek swego życia wartość dla innych, zamiast zatracać się w mrokach swojej beznadziei. Pragnie zmiany ale na własnych zasadach, nie negując swojej historii ani nabytych przeżyć. Tym samym może nigdy nie zrealizuje swego odwiecznego marzenia zniwelowania zbrodni ale dostaje nieoczekiwanie coś więcej – rodzinę wyrzutków podobnych jak on, którzy walczą u jego boku w imię słusznej sprawy. Otrzymuje rodzinę, którą niegdyś tak dotkliwie stracił.
Zapytany w wywiadzie z 1995 roku o powody niesłabnącej popularności Batmana, O’Neil odpowiedział w sposób charakterystyczny skromny i przemyślany: „To tak jakby zmierzyć się ze wszystkim, co ciemne i brzydkie w naszej ludzkiej naturze i we współczesnym życiu, które jest zasadniczo życiem miejskim, a następnie przekazać uspokajające przesłanie, że, tak, mimo jak przerażające to jest, ostatecznie wszystko okaże się w porządku, że te rzeczy mogą być ostatecznie wykorzystane na dobre, nawet jeśli wydają się złe”. Dodam jedynie od siebie, że w efekcie życie obdarowuje nas dzięki temu może nie tym czego pragniemy ale za to tym, czego najbardziej potrzebujemy. I dlatego Batman wydaje się być figurą mityczną tak inspirującą i motywującą do działania. Bo on zmienia świat nie tyle poprzez swoje działanie, co chęć zmiany swojej złej natury, łaknienia zemsty która niczego nie zmienia a nawet pogarsza sytuację swoją intencyjnością. Bruce Wayne próbuje zmienić siebie i w tym inni ludzie widzą w wartość, w stosownej hierarchii w działaniu. Albowiem jest to autentyczne w świecie pełnym fałszu i obłudy, nawet jeśli to czyni go dosłownie wariatem przebranym za nietoperza w równie szalonym świecie.
Michał Chudoliński (ur. 1988) – krytyk komiksowy i filmowy. Prowadzi zajęcia w Collegium Civitas i Warszawskiej Szkole Filmowej z zakresu amerykańskiej kultury masowej, ze szczególnym uwzględnieniem komiksów (Mitologia Batmana a kryminologia). Pomysłodawca i redaktor prowadzący bloga „Gotham w deszczu”. Współpracował z „Polityką”, „2+3D”, „Nową Fantastyką”, „Czasem Fantastyki”, Polskim Radiem oraz magazynem „Charaktery”. Obecnie pracuje w AKFiS TVP. Polski korespondent ogólnoświatowego magazynu „The Comics Journal”. Współzałożyciel i członek rady nadzorczej Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowej.